„Ta strona nie jest dla wędkarza. Wędkarz wędkuje i nie ma czasu na czytanie żadnych stron. Ta strona jest dla żony. Mąż wędkuje, a żona sobie czyta” – tak Hanna Krall zainaugurowała rubrykę Smutek ryb w miesięczniku „Wiadomości Wędkarskie”. Był rok 1983, a pismo dla wędkarzy postanowiło pomóc uznanej reporterce – bezrobotnej w stanie wojennym. Tam Krall mogła publikować bez weryfikacji, bo w końcu trudno pisać wywrotowe treści, pisząc o rybach. A jednak…
W cyklu rozmów Hanny Krall o rybach nie przeczytamy ani o przynętach, ani o wędkach, ani o podbierakach. Dowiemy się za to z rozmowy z profesorem Henrykiem Samsonowiczem o rybach w Średniowieczu („Szczuka, czyli szczupak, okoń, karp, to były w dwunastym, trzynastym wieku najpopularniejsze przezwiska i wyzwiska”). Historyczka sztuki Agnieszka Morawińska opowiedziała o rybach w sztuce („Rybacy musieli po prostu być »na wyposażeniu« rokokowego ogrodu jak łabędzie albo bażanty”). Profesor Jerzy Szacki – o rybach w myśli społecznej („W historii ryby spotkanie ryby z człowiekiem jest epizodem niespecjalnie długim”). Doktor Hanna Kirchner – o rybach u Nałkowskiej („Pisarka pokazuje rybę zawsze na granicy między uprzedmiotowieniem i życiem”). Pisarz Jerzy Putrament wyjawił, że wędkując, doświadczył spotkania z diabłem („Widziała pani kiedy oczy węgorza? A oczy diabła? A chce pani oczy diabła zobaczyć? To niech się pani przyjrzy oczom starego węgorza”), astrolog Marek Burski opisał ludzi spod znaku Ryb („Rzadko awansują, dyrektorów-Ryb jest niewielu”), a o samym łowieniu opowiedziała harcmistrzyni Jolanta Chełstowska („Mówią nawet, że mam fart. Być może ryby są mi wdzięczne za mój pozbawiony pychy stosunek do nich i pozwalają w nagrodę się łapać”).
Między wersami tych, zdawałoby się, niepozornych rozmów o rybach możemy dostrzec odniesienia do sytuacji w Polsce lat osiemdziesiątych. I albo tak wiele żon czytało Smutek ryb, albo jednak i wędkarze skusili się na lekturę tej rubryki, w każdym razie Hanna Krall została wyróżniona w plebiscycie czytelników na ulubionego autora „Wiadomości Wędkarskich”.
Teksty te nigdy nie były wydane razem w formie książkowej. Cztery z nich ukazały się w jubileuszowej książce Krall (Dowody na Istnienie 2015).
Urodziła się w Warszawie w rodzinie żydowskiej. Podczas II wojny światowej zginęło wielu członków jej najbliższej rodziny. Wojnę przeżyła tylko dlatego, że była ukrywana przed Niemcami. Cudem została ocalona w czasie transportu do getta. Holocaust i losy Żydów polskich z czasem stały się głównym tematem jej twórczości.
Od 1955 r. pracowała w redakcji "Życia Warszawy", od 1966 r. w "Polityce", której korespondentem w ZSRR była w latach 1966-1969. Reportaże z ZSRR wydała w tomie Na wschód od Arbatu.W latach 1982-1987 była zastępcą kierownika literackiego Zespołu Filmowego "Tor". Na początku lat 90. związała się z Gazetą Wyborczą.
Światową sławę przyniósł jej oryginalny w formie wywiad z Markiem Edelmanem Zdążyć przed Panem Bogiem (1977). Ostatnie zbiory reportaży to m.in. Trudności ze wstawaniem (1990), Taniec na cudzym weselu (1994), Dowody na istnienie (1996), Tam już nie ma żadnej rzeki (1998), To ty jesteś Daniel (2001). Cztery ostatnie w 2007 r. zebrała w książce Żal. Jest także autorką minipowieści: Okna, Sublokatorka, Wyjątkowo długa linia, Król Kier znów na wylocie.
Jej teksty były podstawą scenariuszy filmów Krótki dzień pracy Krzysztofa Kieślowskiego i Daleko od okna Jana Jakuba Kolskiego.
W 1999 r. otrzymała Nagrodę Wielką Fundacji Kultury, jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień przyznawanych w Polsce. Jej twórczość przetłumaczono na wiele języków. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
W 2005 r. została nominowana do Nagrody NIKE za książkę Wyjątkowo długa linia. Jej książka "Król Kier znów na wylocie" w 2007 roku została nominowana do Literackiej Nagrody Środkowoeuropejskiej Angelus. W tym samym roku okazał się wywiad - rzeka pt. "Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall" Jacka Antczaka i książka pt. "Żal" zawierająca reportaże z pięciu poprzednich zbiorów. W 2008 "Król kier znów na wylocie" został uznany w plebiscycie księgarzy, czytelników i bibliotekarzy za Książkę Roku 2006.
Dzieła
* Na wschód od Arbatu, Iskry, Warszawa 1972 * Zdążyć przed Panem Bogiem, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977 * Sześć odcieni bieli, Czytelnik, Warszawa 1978 * Sublokatorka, Libella, Paryż 1985, Kraków 1985 (pierwszy przedruk w drugim obiegu) * Okna, Aneks, Londyn 1987, Warszawa 1987 (przedruk w drugim obiegu) * Trudności ze wstawaniem, Warszawa 1988 (w drugim obiegu). Wydanie oficjalne (łącznie z powieścią Okna), Alfa, Warszawa 1990 * Hipnoza, Alfa, Warszawa 1989 * Taniec na cudzym weselu, BGW, Warszawa 1993 * Co się stało z naszą bajką [opowieść dla dzieci], Twój Styl, Warszawa 1994 * Dowody na istnienie, Wydawnictwo a5, Poznań 1995 * Tam już nie ma żadnej rzeki, Wydawnictwo a5, Kraków 1998 * To ty jesteś Daniel, Wydawnictwo a5, Kraków 2001 * Wyjątkowo długa linia, Wydawnictwo a5, Kraków 2004 * Spokojne niedzielne popołudnie, Wydawnictwo a5, Kraków 2004 * Król kier znów na wylocie, Świat Książki, Warszawa 2006 * Żal, Świat Książki, Warszawa 2007 * Różowe strusie pióra, Świat Książki, Warszawa 2009 * Synapsy Marii H., Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020 * Jedenaście. Wydawnictwo a5, Kraków 2024
Smutek odczuwałam czytając te wywiady, a nie jestem rybą, przez zupełny brak wrażliwości przepytywanych zwierząt ludzkich na sprawy pozaludzkie. Jedyna ciekawa rozmowa to ta z Hanną Kirchner, bo jest o Nałkowskiej, która wrażliwość miała ponadprzeciętną.
“Nie ma człowieka bez ryby”, mówi profesor Szacki Hannie Krall w 1983 roku i od tej myśli możemy dzisiaj sobie wyjść w mentalnych poszukiwaniach. Ryby to takie stworzenia, co do których wciąż mamy wątpliwości. W końcu nawet niektórzy wegetarianie uznają rybę za coś bliższego ontologicznie grzybom niż zwierzętom. Można czuć się jak ryba w wodzie, łapać dech jak ryba, być grubą rybą albo rekinem biznesu, milczenie ryb i miotanie się jak ryba też nam się przydarzają, a wszyscy wiemy, że na bezrybiu i rak ryba. Ryby są wszędzie, choć dostrzegamy je najczęściej dopiero jak się ugotują, upieką lub zepsują. Ryby są zatem zmysłowe.
Wywiady o rybach Hanna Krall przeprowadzała dla “Wiadomości Wędkarskich” w latach 1983-1984 gdy opuściła tygodnik “Polityka”. - Zawsze szukała jakiegoś haka, żeby te rozmowy z rybami się wiązały - mówi Mariuszowi Szczygłowi, Andrzej Zawisza, redaktor gazety w tekście “Hanna Krall i ryby?”, otwierającym tą przepiękną książeczkę.
Wspaniali są niektórzy rozmówcy i rozmówczynie. Agnieszka Morawińska zastanawiająca się czemu polscy malarze z drugiej połowy XIX wieku nie malowali ryb (“u nas malarstwo było sublimacją idei, nie zapisywaniem świata”), stwierdzająca przy tym, że nie mieli wiele do powiedzenia o świecie i “za mało malowali” mnie ubawiła. No i Krall czytająca opis obrazu “Gertruda Wysocka - przodownica pracy” Studnickiego i stwierdzająca “Nie do wiary, jak można zachachmęcić, pisząc o sztuce, prawda?”, a za chwilę nabijająca się z polskiej bohaterszczyzny i żałując, że “to prawdziwy pech, że Kościuszko nie łowił ryb”. To są momenty wielkie radości czytelnika.
Spore wrażenie na mnie zrobiła rozmowa z Jerzym Putramentem, pisarzem całkiem nienajgorszym, ale człowiekiem bardziej złym niż dobrym, wieloletnim aparatczykiem komunistycznym, któremu mizoginia aż się z uszu wylewa, gdy mówi, że “kobieta starcza na krótko i pozostawia po sobie uczucie bliskie pogardy”. Krall pozwala mu snuć androny, trochę też dlatego, że momentami widać, że sama jest dość krytycznie nastawiona wobec idei feministycznych. W ogóle momenty, w których odsłania się reporterka są bardzo ciekawe - jest złośliwa i ironiczna, wcale nie “ciepło złośliwa”, a tak boleśnie chwilami, do tego łatwo się wyczuwa, że Krall swoje pisanie do “Wiadomości Wędkarskich” traktuje jak misję cywilizacyjną, a chłopa-wędkarza niepoważnie, trochę wyższościowo. I to są też te momenty, które trudno się czyta, ale są niezwykłym świadectwem czasu i postawy intelektualnej - oto słynna reporterka na zesłaniu w czasopiśmie o spławikach i podbierakach. Kto by się nie wkurzył?
Choć wywiady powstały w czasach cenzury i trochę jakby za karę, to Krall i jej rozmówcy niekiedy dyskretnie odwołują się do otaczającej ich rzeczywistości, jak choćby w rozmowie z Szackim, gdy autorka “Zdążyć przed Panem Bogiem” pyta: “Dlaczego za grzechy władcy miałby odpowiadać naród? Naród też grzeszy. Choćby zgodą na głupiego władcę”. Aż prowokacyjnie brzmi odpowiedź socjologa, który przypomina, że idea iż “władca jest za przyzwoleniem ludzi” przyszła na świat całkiem późno. Na pytanie “No to co będzie?” trzeźwo odpowiada - “Nic dobrego”. Witamy w 2020 roku, “Smutek Krall” wywołuje nostalgię, smutek i śmiech - a czego więcej nam od lektury trzeba?
Krall mówi - w wywiadzie z antropologiem Andrzejem Wiercińskim - że choć zawsze myślała, że to pycha, to jednak składania się do stwierdzenia, że ze Świata zostanie tyle, “ile zdołamy zapisać”. Świat zapisany w “Smutku ryb” jest zaskakująco współczesny, bliski osobie czytającej AD 2020. Na tym pewnie polega sztuka wywiadu, albo sztuka bycia Krall. A może jedno i drugie?
Książka jest wydana jak cymesik - niewielka, z pięknymi ilustracjami Izabelli Zychowicz, przypomina mi w jakimś dziwnym widzie książki z minionej całkiem słusznie epoki, może tym formatem nietypowym, a może klasycznym składem jak ze zbioru baśni. Bo to trochę takie baśnie, bo przecież to nie są wcale rozmowy o rybach, a o ideach i ludziach.
rozczarowujące ryby się zasmuciły poziomem mizoginii u autorki i rozmówców Krall traktuje kobiety-rozmówczynie z góry, kpi z wrażliwości Nałkowskiej, która nie mogła znieść cierpienia ryb, ale na obrzydliwe słowa Putramenta nie reaguje... "Bo i co ma robić mężczyzna, kiedy już pozna kobietę? Musi zużyć na coś resztę swojego życia. Kobieta starcza na krótko i pozostawia po sobie uczucie bliskie pogardy. Zwłaszcza dziś, gdy jest aż tak łatwa."
pomiędzy wierszami szeptać tak, by (dla Nich) milczeć, ale powiedzieć - inteligentnie, momentami zabawnie, z nutą historii, przystępnie, żeby mógł przeczytać to i ,,wędkarz'' i ,,żona wędkarza''. uczta wyborna; szkoda tylko, że tak krótka. niby ,,dzieci i ryby głosu nie mają'' - wychodzi jednak na to, że ryby już tak. ,,bo przecież nie chodzi o ryby, tylko o człowieka. są to najogólniejsze prawdy, tyczące egzystencji ludzkiej''. napomknę dobroczynnie, że era ryb się kończy (o czym przypomina autorka w jednej z rozmów), a wraz z nią ma nadejść przełom. miejmy nadzieje, że dla nas pomyślny, dla Nich zaś...może niekoniecznie.
Światem rządzi przypadek, także wyborami czytelniczymi. Gdy zobaczyłam na FB online spotkanie z Mariuszem Szczygłem nie zakładałam, że będzie to skutkowało dopisaniem jakiejś książki do listy must have w końcu wszystkie książki autora dumnie prężą się na półkach i stosach, a książkę, którą poleca najczęściej czyli Śmierć pięknych saren mam od dawna, a że czeka na swoją chwilę to już inna sprawa, tymczasem jakże się myliłam. Mariusz Szczygieł wspomniał o nieznanym mi epizodzie z życia Hanny Krall, w czym znowu nie byłoby nic dziwnego bo aż tak dokładnie nie znam Jej biografii, niemniej fakt, że pracowała w miesięczniku Wiadomości wędkarskie niesamowicie mnie zaskoczył. O czym sława, legenda polskiego reportażu mogłaby pisać do gazety, której w życiu nie trzymałam w rękach i która kojarzyła mi się z synonimem nudy?
Gdy wybuchł stan wojenny wielu doskonałych autorów straciło pracę, byli persona non grata we wszystkich czasopismach, które się liczyły, a co za tym idzie z dnia na dzień stracili źródło dochodu. Tak w imię solidarności zawodowej Hanna Krall znalazła zatrudnienie w Wiadomościach wędkarskich, w których miała prowadzić rubrykę Smutek ryb i właśnie te teksty znajdziemy w tej książce. Ryby były punktem wyjścia do rozmów z ludźmi wybitnymi, przedstawicielami różnych nauk, to przyczynek rozważań o życiu, ontologii, z tematyką miesięcznika ma to taki luźny związek, że momentalnie przypomniał mi się jeden z ulubionych dowcipów, który bawił nas w nauczycielskim gronie przy okazji każdej sesji. Otóż student przygotowywał się do egzaminu z zoologii, nauczył się jednego tematu, o robakach. Na egzaminie dostał pytanie o słonie, dziarsko przystąpił do odpowiedzi: słoń jest ssakiem, ma cztery nogi i trąbę w kształcie robaka, robaki dzielimy na:... i tutaj zaśmiewaliśmy się do rozpuku, ale nie będziecie śmiali się podczas lektury tych tekstów. Ryby w kulturze, malarstwie, heraldyce są początkiem opowieści o ludzkich marzeniach, dążeniach, ba nawet są czynnikiem determinującym zmiany w zbiorowości. Wydaje mi się, że w tych tekstach sprzed blisko czterech dekad znajdujemy gatunek dziś wymarły. Piękne rozmowy przesycone klasycznym duchem przedwojennego wychowania, kompleksowego ujęcia tematu, skoro już wtedy padały zarzuty, że są za trudne, że odbiorca nie zrozumie nawiązań, cóż mówić dziś, gdy poziom edukacji tak upadł, gdy nawiązania do średniowiecznej sztuki, mitologii są do odszyfrowania dla nielicznych. A jednak wierzę, że dzięki tej książce rozwija się ludzka wrażliwość.
Wspaniały styl i genialnie dobrani interlokutorzy, cudowna inteligencka atmosfera za którą wiele osób wzdycha i tęskni. A że to dodatkowo prztyczek w nos cenzurze? Kiedyś Orzeszkowa oszukiwała carskiego cenzora opisami cenzury, a Hanna Krall zwodziła reżim rybią tematyką, duch w narodzie miejmy nadzieję nie zginie. Dodatkowo ta książka jest mistrzowsko ilustrowana. Naprawdę wiedział Mikołaj co robi ofiarując tak zacny dar!
Bardzo piękna książka, ale ciężko znieść fakt, że Hanna Krall gada ze starymi dziadami, którzy nienawidzą kobiet i kochają się wywyższać. Nawet w kwestii ryb.
Czuję to samo, co po zakończeniu ,,Na wschód od Arbatu". Główny powód czytania tej książki, jaki znajduję, to podziwianie kunsztu Krall w zabawie z cenzurą. Rozmówcy bardzo ciekawi, każdego z nich poznałabym chętnie bliżej w dłuższych wywiadach. Tytuł jednak typowo dla koneserów ;)
Pozycja mająca traktować o rybim smutku cieszy się tutaj - i nie tylko tutaj - entuzjastycznymi recenzjami i ocenami, z których większość, jak podejrzewam, pisana jest honoris causae z uwagi na osobę autorki (?)*. W końcu Krall to instytucja, niemal już marka. O ile Hanna Krall z powodzeniem może uchodzić za Pierwszą Damę Polskiego Reportażu, o tyle tą pozycją udowadnia, że wywiad nie jest jej najmocniejszą stroną. Czytając kolejne rozmowy uderzyło mnie, jak mało własnego wkładu dawała w każdy z tych wywiadów, jak życzliwość rozmówców, zamiast jej pytań, była siłą napędową dyskusji, jak w niewielkim stopniu od osoby pytającej zależała dynamika tych rozmów. Ton tym wywiadom nadawał(a) bowiem interlokutor(ka), a nie – jak należało się spodziewać – zadająca pytanie. Sami zresztą proszę oceńcie takie oto otwarcie rozmowy: „Ryba w historii myśli społecznej… występuje, no nie?”. Ta, która swoje reportaże rozpoczynała lub kończyła genialną myślą, trafnym spostrzeżeniem, uderzającym bon-motem, takim początkiem wywiesza białą flagę i oddaje mecz walkowerem, bo trudno o czytelniejszy sygnał własnej bezradności. Praca w „Wiadomościach wędkarskich” została wymuszona okolicznościami życiowymi. Tematyka, jak podejrzewam, nie była szczytem jej marzeń. Tym niemniej nawet w takim przymusowo wykonanym rzemiośle można uszczknąć odrobinę artyzmu – zwłaszcza, że pozwalał na to dobór rozmówców. Na tym polu Hanna Krall popisała się prawdziwą fantazją. Niestety, te rozmowy kończą się w momencie, w którym na dobrą sprawę dopiero się rozkręcają. Niedosyt – to najwłaściwsze słowo-klucz do zrecenzowania tej pozycji.
Pisząc o doborze rozmówców muszę zaznaczyć, że zaskakujące dla mnie okazało się, w jakich rozmaitych kontekstach kulturowych, wyjąwszy kulinarnia i wędkarstwo, można o rybach pisać. Jest to jedyny pozytyw, jaki zdołam wyciągnąć z lektury Smutku ryb. Zupełnie nie odczułem tego unoszącego się nad tekstami ducha lat 80., którego upatruje w nich Mariusz Szczygieł. Przeciwnie – te rozmowy wydestylowane są z czasu poza małą wzmianką z rozmowy ze specjalistą od heraldyki, podczas której Hanna Krall pozwala sobie na żart, że jej herbem musiałaby być kolejka albo siatka na zakupy, co stanowi dość czytelną aluzję do niedoborów dystrybucji podstawowych dóbr w tamtym okresie. Pozostaje dla mnie również zagadką, jaki sens drzemie w przypominaniu czytelnikowi tych wywiadów AD 2021? Poza oczywiście, chęcią zarobku wydawcy…
Skoro o wydawcy i zarobkowaniu mowa – nie wiem, czy recenzja to właściwe miejsce do zabrania głosu w sprawie projektu ustawy o jednolitej cenie książki, tym niemniej zaryzykuję. Na okładce tej pozycji widnieje cena 37 zł. Owszem, twarda, lakierowana oprawa, książka jest szyta, wydrukowana na lepszym gatunkowo papierze, co nie zmienia faktu, że wydawca za książkę o ilości stron mniejszej niż 100 i sporym foncie policzył sobie 37 zł. Kiedy więc słyszę narzekania, że dzień po premierze książkowe nowości lądują w internetowych dyskontach tańsze o 20 – 30 %, to mam wrażenie, że wcale nie ulegają one przecenie, tylko że ich cena ulega urealnieniu. Troska o rynek księgarski jest tylko pretekstem dla wydawnictw zaangażowanych w tę ustawę, aby na tym ognisku upiec dla siebie jak najwięcej kiełbasek. Bo najpierw wydawnictwa rozpoczęły wojnę rabatową, wpierw z Matrasem, potem z innymi graczami na rynku, by teraz płakać rzewnymi łzami nad piwem, które same sobie nawarzyły. Przypomina to zabiegi nad ograniczeniem arsenału nuklearnego przez te mocarstwa, które rozpoczęły ten cały wyścig zbrojeń. Całkowicie niedostrzegalny dla mnie jest bowiem ów rzekomy kryzys na rynku wydawniczym. Z obserwacji rynku wynika, że ma się on całkiem dobrze – w minionych latach z rynku nie tylko nie zniknęło żadne wydawnictwo, lecz z roku na rok dochodzą nowe, niektóre coraz bardziej niszowe. Biznes musi więc być opłacalny, skoro przy stoliku pojawiają się coraz to nowi gracze. Pomysłodawcy projektu tej ustawy zapominają, że z internetowych dyskontów korzystają nie tylko indywidualni konsumenci, ale również biblioteki, zwłaszcza te małomiasteczkowe, dla których jest to w gruncie rzeczy jedyne źródło, aby w ich księgozbiorze raz na kwartał lub nawet rzadziej pojawiła się jakaś nowość. Część z tych dyskontów ma nawet specjalne oferty dla bibliotek. A sprawdźcie, które z wydawnictw – sygnatariuszy projektu ustawy ma na swoich stronach jakąkolwiek ofertę dla bibliotek? Skutek tej ustawy będzie taki, że na kupno nowości będą sobie pozwalać nieliczni. Bo wejście w życie tej ustawy wcale nie spowoduje spadku cen – one pozostaną na niezmienionym poziomie albo pójdą w górę.
* Zawsze mnie zastanawia, dlaczego jako autora książek, stanowiących zbiór wywiadów daje się przeważnie nazwisko pytającego, skoro czytamy te książki przede wszystkim z uwagi na osobę, która na te pytania odpowiada. Nie inaczej jest przy okazji tej pozycji, dlatego pozwoliłem sobie przy uwadze o autorstwie postawić znak zapytania. Rozmówca powinien być bowiem równoprawnym współautorem tekstu składającego się na rozmowę obok osoby przeprowadzającej wywiad.
Świat by nie ucierpiał gdyby te teksty pozostały w archiwum. Nie wnoszą nic wielkiego i poza kilkoma zabawnymi passusami pewnie bardzo szybko je zapomnę.
Cudeńko! Jak ja uwielbiam trzymać w rękach pięknie wydane książki. Zachwycać się formą, grafiką, walorami edytorskimi. A jeśli do tego dodać doskonałą zawartość, to moja radość nie zna końca 😊
Jak już wiecie - Hanna Krall to moja ukochana reportażystka. Tym razem teksty, które ukazały się w Wiadomościach Wędkarskich w latach 1983-84, dotyczą ryb. I to w szerokim zakresie - kulturowym, społecznym, artystycznym, filozoficznym, religijnym. W poszczególnych tekstach mamy wywiady z przedstawicielami różnych dziedzin, którzy w zadziwiający, zaskakujący i interesujący sposób sytuują ryby w różnych kontekstach.
Jak dobrze się to czyta! Mnóstwo ciekawostek, celnych spostrzeżeń i jakże aktualne wnioski. Czyżby ryby to tylko przykrywka dla opowieści o nas? Jest też trochę humoru i odrobina zadziorności. Okładka - fantastyczna! Do tego te ilustracje ryb wkomponowane w tekst. Piękno!
Polecam Smutek ryb jako alternatywę dla wigilijnego karpia. Nie ma w tym zbiorze ości 😎 Już dawno w jednym tekście nie użyłam tylu wykrzykników 😉 A to oznacza jedno - jestem zachwycona!
Ryby są zdrowe, powinniśmy je jeść raz w tygodniu. A obowiązkowo to na wigilię, tradycyjnie karpia. Choć dziś wypierają go inne gatunki. W sferze symbolicznej to z "Quo vadis" pamiętamy znak rozpoznawczy chrześcijan. No i nowotestamentowe rozmnożenie ryb, tu zresztą wątek rybi jest często obecny. Jeszcze rybka się trafi na obrazie, w martwej naturze, zazwyczaj mistrzów holenderskich. A tu się okazuje jakie jest zakorzenienie tych ryb w kulturze, historii, tradycji. 12 krótkich wywiadów przeprowadzonych w mrocznym czasie PRLu przez znakomitą dziennikarkę. 12 nieszablonowych rozmów z humanistami o rybach. Dla żony wędkarza, on łowi a ona czyta "Wiadomości Wędkarskie" (mogło być też odwrotnie, ona wędkuje on czyta), bo kto powiedział, że prasa hobbystyczna ma być nudna.
nie spodziewałam się, że tak ładnie i ciekawie można pisać, a w zasadzie rozmawiać, o rybach i to z tak wielu perspektyw. chyba najbardziej urzekły mnie takie fragmenty, w których krall żartuje sobie ze swoich rozmówców i dzięki tej książce stała się dla mnie zwykłą osobą, a nie wyniesioną na piedestały na lekcjach polskiego wyidealizowaną, nierealną personą. nie można nie wspomnieć o tym, jak pięknie książka jest wydana - matowy, gruby papier, cudowne malowane ilustracje i wszystko świetnie złożone - no majsterszyk!
Trudno zrozumieć po co dziś wydaje się takie książki. Po tej zostało głównie zażenowanie. Teksty rażą okropnym stosunkiem do zwierząt, nie trzymają nawet standardów związanych z relacjami międzyludzkimi. Świadectwo braku wrażliwości i wyobraźni. Powinno to pozostać zakurzone gdzieś w mrocznych archiwach "Wiadomości wędkarskich", bo wstyd. Nie uratuje tego zbioru pozytywnie wyróżniająca się rozmowa z Hanną Kirchner, bo Krall nie jest w stanie wykrzesać z siebie empatii wobec ryb - opowieść o wątkach troski wobec tych zwierząt u Zofii Nałkowskiej nie jest w stanie jej pomóc.
„To na rybach właśnie, nad wodą, kiedy oddala się codzienna krzątanina i jest taka cisza, że słychać nareszcie własne myśli - wtedy dopiero dociera do człowieka pewność, że nie ma nic lepszego pod słońcem niż fakt, że się pod słońcem żyje.” 4.5 🐟
Fajne. Krótkie. Nie jest to może zmieniająca życie literatura, ale czyta się przyjemnie. Chciałbym, aby wybitni pisarze częściej wplątywali się w takie dziwne wyzwania jak pisanie do czasopisma wędkarskiego.
Hanna Krall jest Królową, nawet jak pisze dla magazynu wędkarskiego. Kilka tekstów jest tak epickich, że głowa mała. Ale sporo niestety niewypałów, które wypłynęły, ale jako śnięte ryby. Co nie zmienia faktu, że szanuję za same okoliczności powstania tych tekstów!
Doceniając polifonię narracji na temat ryb (symbole, metafory, horoskopy...) postawiłabym 4, ale nie mogłam znieść mizoginii po stronie i rozmówców, i autorki.
Niezwykle kulturalne przeżycie, czytając ten tomik rozmów Hanny Krall z wybitnymi humanistami miałem wrażenie obcowania z lepszym, szlachetniejszym czasem.
Te rozmowy o rybach to w dwóch słowach "lanie wody". Takie rozmowy na siłę, żeby tylko rubrykę gazetki wędkarskiej zapełnić. Jedyną zaletą, jaką udało mi się z trudem wynaleźć w tym zbiorze to szczypta wiedzy o malarstwie, religiach czy literaturze. No nic więcej tam nie odkryłam dla siebie. A swoją drogą... nie lubię ryb.