Krótka choć gwałtowna wojna wstrząsnęła kontynentem drugi raz po zaledwie dwudziestu latach wolności i pokoju. Dała nam impuls, aby tu, w Środkowej i Wschodniej Europie, skupić się na pracy na rzecz pokoju. Socjalistyczna nauka i technika wyniosła nas na orbitę, zgodnie ze słowami naszego wielkiego rodaka Konstantego Ciołkowskiego, że wprawdzie planeta nasza jest kolebką rozumu, lecz nie można całego życia spędzić w kolebce.
Żyjemy w wieku gwiezdnym, w erze kosmosu, w czasach rewolucji ponadplanetarnej. To, o czym zaledwie śnili nasi dziadowie, a co w dekadzie naszych ojców było wciąż tylko ledwo uchwytnym marzeniem, stało się dla nas, dzieci demokratycznego dobrobytu i nauki – codziennością.
Gdy w 1977 roku otwarto Szkołę Pilotów przy Centrum Kosmicznym Konstantego Ciołkowskiego, w mury nowej uczelni wstąpili dziewczęta i chłopcy będący kwiatem narodu polskiego. Ci dzielni młodzi ludzie, stawiając obywatelski obowiązek i rozwój nauki ponad własne partykularne interesy i ponad własne życie, zasiedlają zimną pustkę kosmicznej próżni. Poznajcie losy bohaterów socjalistycznej epopei – Gwiezdnej Glorii, pierwszej Polki w kosmosie – Wiktora Dobrowolskiego i Jerzego Nowickiego, pary nieustraszonych pilotów, których nie przeraża mrok orbity ani technologiczne niedostatki, a także przybranego ojca ich wszystkich – dyrektora Centrum Kosmicznego, towarzysza o nienagannej obywatelskiej postawie, który nie waha się, gdy trzeba, postawić ludzkie życie ponad partyjnym interesem.
"Zimne światło gwiazd" to bardzo dobry zbiór, który umożliwia czytelnikom to, czego zgodnie z posłowiem życzy sobie sam autor: świetną zabawę podczas śledzenia niesamowitych przygód bohaterów. Odpowiednia mieszanka napięcia, emocji i humoru podparta wysoce solidną wiedzą Bartka Biedrzyckiego dają świetny efekt. Końcową ocenę psuje nadwyżka wpadek korektorskich na początku książki, ale pozostaje liczyć, że w drugim wydaniu (którego autorowi życzę) zostało to poprawione, a w innych pozycjach Wydawnictwa IX jest pod tym kątem lepiej.
Retro-futurystyczna alternatywna historia Europy, w której Polska staje się potęgą kosmiczną. Od drugiej wojny światowej po XXI wiek śledzimy rozwój technologii i losy ludzi.
Muszę czytać więcej polskich autorów! Ta książka przekonuje mnie, że w polskim sci-fi drzemie potencjał. Ogromny plus za wszystkie technologiczne detale – idealnie równoważyły średnie dialogi. :D
Retro fantastyka o problemach technicznych w kosmosie. Fani "Młodego technika" będą zachwyceni: są szczegóły, są schematy statków.
Sam autor w posłowiu przyznaje, że poszczególne rozdziały są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Jest to bardziej zbiór opowiadań niż jedna powieść, przez co bohaterowie, mimo, że się powtarzają, nie są jakoś specjalnie rozwijani. Przedstawieni są w stylu retro: ich osobiste problemy w porównaniu do problemów aparatury są jedynie symbolicznie zarysowane; starsi rangą obowiązkowo piją w każdej scenie, w której się pojawiają (a piją, bo te problemy techniczne); obcokrajowcy mówią we wspólnej mowie, od czasu do czasu jedynie wtrącając dla kolorytu słowa w swoim języku, np. "dziękuję", a resztę już umieją powiedzieć. Są kobiety w kosmosie, ale mówi się o nich "dzielne piękne". Brzydkie zgodnie z regułami gatunku nie latają.
Bardzo liczyłam na alternatywą historię świata, bo rzecz dzieje się w Polskiej Republice Demokratycznej, która przejęła po Niemcach program kosmiczny, ale niestety kwestii politycznych nie ma. Są drobne akcenty przaśnego humoru, np. pojawia się współpraca z programem kosmicznym San Escobar oraz różne nawiązania do popkultury.
Podsumowując, bardzo doceniam pomysł polskiego autora, ale jako że nie byłam czytelniczką "Młodego technika" to wykonanie do mnie nie trafia. Zapewne zły target.
Bartek Biedrzycki przedstawia bardzo ciekawy obraz alternatywnej rzeczywistości, w której Polska wraz z Rosją jest potęgą kosmosu i pionierem orbitalnych podbojów. Spora cześć akcji dzieje się w latach 80., co przekłada się na propagandowy język bohaterów. Historia miesza się z fikcją u jest to zdecydowanie najfajniejszy aspekt tej książki. Biedrzycki wykonał całkiem przyzwoity research, to muszę autorowi przyznać.
Nie mogę jednak powiedzieć, że dobrze bawiłam się podczas czytania. Bardzo chciałam. Niestety ciągle uwierały mnie niedociągnięcia.
Moim zdaniem „Zimne światło gwiazd” zyskałoby, gdyby było powieścią, a nie zbiorem opowiadań z tego samego uniwersum. Brakowało mi spójności. Połowa książki opiera się na trojgu bohaterach (i trójkącie miłosnym), cała reszta jest luźno z nimi powiązana. Dla mnie te więzi były zbyt słabe, choć w pewnym sensie bardzo ciekawe.
Każde z opowiadań miało ten sam schemat i strukturę. Misja, obawy przed jej wykonaniem, awaria, pozorny sukces, kolejna awaria, śmierć/katastrofa z obrażeniami. Pierwsza dwa opowiadania jeszcze były ok, ale kolejne wiały nudą. Ostatnie przeczytałam co dziesiąte zdanie i mam wrażenie, że niczego nie straciłam.
Sami bohaterowie również nie zdobyli mojego serca. A Gloria Dobrowolska to jakiś koszmarek. Niby najlepsza pilotka, niby inteligentna, ale najważniejsze jest to, że jest piękna. I że nie potrafi nad sobą zapanować w chwilach emocjonalnych napięć. 🤷🏼♀️
Jednak na uznanie zasługuje oprawa graficzna. Ilustracje Roberta Adlera i schematy stacji kosmicznych wprowadzają niesamowity klimat. Chyba pierwszy raz mam na półce tak dobrze ogarniętą książkę sf pod względem graficznym. (Jeśli macie jakieś inne przykłady, dajcie znać w komentarzach!)
Więc z jednej strony „Zimne światło gwiazd” nie trafi na listę moich ulubieńców, a z drugiej - cieszę się, że ją przeczytałam.
Nie umiem też powiedzieć, komu ta książka przypadłaby do gustu. Musicie sprawdzić sami.
To zawierająca okruchy prawdziwych zdarzeń wizja alternatywnej historii, która mogłaby się wydarzyć. Jest to zbiór opowiadań zaczynających się w czasach II Wojny Światowej, aż po czasy współczesne. Okraszone wystylizowanymi na dane czasy artykułami czy dokumentami, nieźle oddające klimat tamtych lat. Nie brak tu sprawiających wrażenie wiarygodności projektów technologicznych. Opowiadania te traktują o tym jak krok po kroku rozwijał się podbój kosmosu przez człowieka, usłany nie tylko sukcesami, ale i sromotnymi porażkami. Wyłania się z nich obraz odważnych ludzi, którzy poświęcając swoje prywatne sprawy i ryzykując własnym życiem robią wielki krok do przodu w dziedzinie nauki. Któż z nas choć raz w życiu nie marzył o wyprawie w kosmos? Ta książka pozwala to sobie dokładnie wyobrazić, te maszyny, specjalny ubiór, stres związany z wyprawą. Uświadamia, że człowiek jest tak naprawdę pyłkiem, zaledwie mgiełką w tych wszystkich milionleciach na wszechświecie. Tam w tej pustce człowiek pozostaje tak naprawdę sam z własnymi myślami, dobitnie odczuwa swoje marne kruche jestestwo w obliczu kosmosu. To nietuzinkowa pozycja z gatunku space opera i hard sci-fi. Naprawdę wciąga, czyta się ją płynnie i nie brak tu odrobinki humoru. Ja się przy niej dobrze bawiłam.
Na pewno nie jest to książka bez wad. Ma zbyt nachalny, naiwny czynnik "Poland stronk", ale mogę go zrozumieć. Nie przeszkadzają mi też nakreślone grubą, komiksową kreską postacie, niezbyt głębokie, nie skłaniające za bardzo do tego, żeby się szczególnie przejmować ich losami (z wyjątkiem dwóch bohaterek najdłuższego opowiadania). A jednak bawiłem się świetnie, bo jest to literatura rozrywkowa wysokiej klasy, na dodatek pokazująca, że autor włożył ogrom pracy w zdobycie informacji na temat historii lotów kosmicznych i potrafił je świetnie wykorzystać. No i umiejętnie sięga do klasycznych tematów SF, kreując też dla nich odpowiednią atmosferę. Szacun za San Escobar! I dodatkowy plus dla ekipy przygotowującej audiobooka za fajne udźwiękowienie i zrealizowanie fragmentów "kronikalnych".
W sumie fajne. Ciekawe ćwiczenie z retrofuturyzmu. Na początku byłem nieprzekonany, ale potem nawet się wciągnąłem. Niektóre sztampowe elementy lekko ocierają się o cringe, ale do przeżycia. Ilustracje są miłym dodatkiem i mają fajną kreskę, mega doceniam też typografię stylizowaną na stare czasopisma.