Baśń jest próbą stworzenia na nowo mitologii Galicji. Nie jest powieścią historyczną, i choć napisana z dużym szacunkiem dla ówczesnych realiów społecznych, obyczajowych i politycznych, to zawieszona pozostaje między historią a mitem. Wyrasta z legend, w które obrosła postać chłopskiego przywódcy – tych prawdziwych i tych stworzonych przez Radka Raka.
Śledzimy losy młodego Kóby Szeli, wzrusza nas miłość, jaką obdarzyła go Żydówka Chana, czujemy razy pańskiego bata, przeżywamy zauroczenie zmysłową Malwą, wędrujemy przez krainę baśni, żeby zamieszkać we dworze i poczuć zapach krwi rabacji 1846 roku.
Radek Rak napisał powieść o dobru i złu, które czają się w każdym z nas, o nierównych szansach, o Galicji i o Polsce. Powieść pełną rozbuchanego erotyzmu, ironii i humoru, nakarmioną mrokiem ludzkich serc.
Pięć gwiazdek za pierwszą część, minus trzy za drugą.
Dobra, to jest dla mnie trochę trudne. Przez pierwszych sto kilkadziesiąt stron robiłam sobie w głowie listę osób, którym wcisnę tę książkę. Bo jest przepięknie napisana. Bo podjęła taki super temat. Bo akcja rozgrywa się na granicy Małopolski i Podkarpacia, bo znam wszystkie te miejscowości, bo wiem o tym regionie co nieco i się z nim utożsamiam. Więc dam mamie, dam paru znajomym, dam siostrze, by miała pretekst, by objeździć te wszystkie miejsca na rowerze i poszukać podkarpackich czartów.
A potem była część druga, która postawiła wszystko na głowie. Jasne, czasami postawienie wszystkiego na głowie to dobry pomysł. Ale tutaj nie wyszło.
Rabacja galicyjska to jest super skomplikowana sprawa. Nieco rozjaśnia ją, jakże słusznie umieszczone na końcu powieści, posłowie historyka. Galicja była przysłowiowo biedna. I nie biedna w sensie: rolnicza i skromna. Biedna w sensie: przymierająca głodem, przez lata. Jak zauważa historyk, mamy niejeden udokumentowany akt kanibalizmu, bo ludzie byli tak głodni, że zjadali własne dzieci. 90% ludności była de facto niewolnikami - zero praw, same obowiązki i podatki, i przywiązanie do miejsca urodzenia bez jakichkolwiek perspektyw. Wyrwanie się z tego, jak również mowa jest w posłowiu i zresztą samej powieści też, było praktycznie niemożliwe - mogłeś uciec, wykształcić się i zostać cenionym lekarzem, a twój pan dalej mógł rościć sobie do ciebie prawa, do ciebie jako osoby, bo twoim psim obowiązkiem jest siedzieć w chatce, zdychać z głodu i zapieprzać na pańskim polu, ewentualnie zostać przez niego wysłanym do armii na pewną śmierć lub kalectwo bez jakiegokolwiek wsparcia. Taka wola boska czy coś tam. Nic dziwnego, że narastało niezadowolenie i nic dziwnego, że pewnie niewiele by z niego wyszło (ludzie głodni nie są szczególnie skorzy do bijatyk) bez wsparcia rządu - powstanie, które wybuchło, było więc proaustriackie. Bo też cesarz obiecywał chłopom, że kiedyś będzie lepiej i nawet coś tam działał w tym kierunku. Polska szlachta twierdziła, że już jest dobrze i nic zmieniać nie należy. Oczywiście. Brzmi znajomo?
Rabacja galicyjska to chyba jedyny moment, dzięki któremu ten region - od Tarnowa do Jasła - pojawia się w podręcznikach historii. Zawsze dość ciepło o niej myślałam, bo choć był to czas paskudny, to jednak fajniej mieć w okolicy taką historię, o zrywie osób, którym naprawdę było ciężko przeciwko tym, którzy na nich bezczelnie żerowali, niż jakieś tam szlacheckie przywileje czy inne bitwy, które nie przyniosły żadnych efektów. No i co z tego właściwie, że to były austriackie wpływy, może lepiej by się nam żyło pod czarnym orzełkiem niż białym? Nie wiemy tego. (Potem Jasło czasem się pojawia w podręcznikach jako jedno z najmocniej zniszczonych miast podczas drugiej wojny światowej. Historia z tym związana nadawałaby się na patetyczną superprodukcję, nie chciałabym jednak nikomu podpowiadać).
OKEJ, TERAZ BĘDĘ TROCHĘ SPOILEROWAĆ
A MOŻE NAWET BARDZO
No więc autor wziął sobie tę historię i postawił na głowie. Jakub/Jakób Szela zapewne był niezłą szują, a nie ludowym bohaterem - tak brzmi niemal każdy opis tej postaci. No i OK. Ale tu mamy baśń - baśń, która obiecuje nam z początku, klasycznie, historię klepiącego biedę chłopaka, który odkrywa, że jego świat jest większy i dziwniejszy niż się spodziewał - pełen magicznych węży, gadających kotów, rusałek i wiedźm. Jest sporo folkloru, sporo magicznego realizmu, zmyłek, zagadek i tajemnic - pysznie się to czyta. Autor zdaje się celować w stworzenie galicyjskiej mitologii i chwała mu za to, bo aż się chce wyjść z domu i poszukać zejścia do krainy króla węży.
Czemu więc w tej mitologii chłopi są z góry skazani na niepowodzenie, a nawet niedoskonały ludowy bohater zostaje zepchnięty na bok, zastąpiony dokładnie tym, z kim chciał walczyć - panem, właścicielem okolicznych wiosek - a jego agenda, jaka by w rzeczywistości nie była, zostaje sprowadzona do prostej chęci odzyskania tego, co kiedyś do niego należało, bo należy mu się i już? Ile można z wyżyn konserwatywnej ślepoty przekonywać, że taka narracja, takie postawienie sprawy, takie poprowadzenie symetrii jest w jakimkolwiek stopniu w porządku? To nie była równa walka, nigdy! Tak jak teraz walka między tymi, którzy mają wszystko lub prawie wszystko a tymi, którzy próbują wyrwać jakikolwiek ochłap, by przetrwać i żyć w minimalnej godności - nie jest w najmniejszym stopniu wyrównana, to jest ogromna, ciągnąca się od wieków, przerażająca nierówność, nie coś, co można ot tak, pstryk, zamienić miejscami i wszystko gra.
Chciałabym przeczytać powieść o Jakubie Szeli, w której dalej będzie szują, ale to, o co walczy - nie będzie mrzonką, nie będzie fanaberią, nie zostanie mu odebrane już na etapie idei przez tych, którzy zawsze mieli swoje na wierzchu. Którzy ciągle są obecni w podręcznikach, a reszta - jako szara, zniewolona masa, bez imion, bez indywidualności, bez pochylenia się z szacunkiem, wspominana tylko wtedy, kiedy coś jej odebrano lub łaskawie zwrócono. Lub kiedy raz chwyciła za broń, choć przecież nie z własnej woli, no jakże by to tak, przecież wiadomo, że sami by nigdy. Bo to z nich się wywodzimy, nie ze szlachty, choć wielu ma, zdaje się, niemałe złudzenia. To jest nasza historia i nasza mitologia, ale widocznie nawet oczekiwanie po fantastycznej książce, że to dostrzeże, to było za dużo. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś zrobi to lepiej.
Czuję się przez tę książkę zdradzona. Bo w przepięknym opakowaniu krył się prawdopośrodkizm. Przy takim temacie, naprawdę?
Ja się dałem absolutnie porwać baśniowemu klimatowi tej powieści. Pan Radosław Rak stworzył rzecz nietuzinkową w literaturze polskiej A.D. 2020. Porwał się na zbudowanie mitologii galicyjskiej i, o dziwo, wyszedł z tego wyzwania z tarczą. Niezwykle kreatywna fantastyczna wersja rabacji galicyjskiej, sięga nie tylko do podań, legend i wierzeń, ale wkomponowuje je zgrabnie w genezę konfliktu na linii chłopi-ziemiaństwo. Ba, dokonuje dekonstrukcji mitu powstania krakowskiego, ukazując rozdźwięk i olbrzymie rozminięcie się założeń szlachty i nastrojów warstwy chłopskiej. Polecam sięgnięcie po "Baśń...", nawet jeśli to ryzykowne ze względu na gust literacki, choćby po to, żeby przekonać się jak można przepisać i opowiedzieć historię danego regionu, czerpiąc z wytworów mitologii ludowej. Ponieważ to ostatnia przeczytana przeze mnie lektura w tym roku, stwierdzam, że ten czytelniczy rok kończę godnie :)
Gdy smarkiem będąc, czytali mi ojciec bajki i baśnie, a to o czarownicy znad Bełdan, a to o Czarnym Lichu, w głowie by mi nie postało, że na starość wielkie pany ze stolycy wydadzą mi baśń już nie dla dzieciuchów, a dla poważnych person. A że jeszcze pany będą się nie tylko zaczytywali, ale i nagrody przyznawali za bajania o losie polskiego chama? O la boga!
A ja? Ja, prosta dziewucha ubawiłam się setnie, bo Rak tak zręcznie malował ucieszne cuda i dziwy, tragedie maluczkich i ich niedolę, że raz za razem gębę mi rozdziawiało z podziwu. Śmiałam się i płakałam nad losem Kóby, co mu dziewczyna dać nie chciała, a on, a jakże, jej dał i to nie byle co, bo serce i z tego ino smutek, nędza i skaranie boskie przyszły. Słuchałam tej gawędy wijącej się jak leśny ruczaj w oczeretach i przed oczami wyrastaly mi nędzne chudoby i nadobne niewiasty, widziałam krew i rzeź, odwiedziłam jaskinie i gęste lasy, poznałam zbereźne czarty i złośliwe wiedźmy, byłam świadkiem ciężkiej doli chłopów i późniejszych krwawych zapustów. Wszystko to wybornie podano w gęstym bajkowym sosie.
O Raku! Baśniopisarzu mrugający do mnie raz za razem okiem, wplatający w tekst swej baśni Necronomicon imć Lovecrafta czy Błękitnych Czarodziejów pana Tolkiena (i od groma innych odesłań) - niech Ci się darzy i czym prędzej wydawaj nową księgę, bo już mi tęskno po Tobie. Bóg czy też niebóg z Tobą!
Ps. 11/10. A szanowni panowie szlachta i inni krytycy-srycy jojczący na stylizowanie języka i na to, że baśń (o zgrozo!) jest baśnią - gońta się. Za dobry Rak dla was.
Отже, є три способи прочитати "Легенду про зміїне серце або друге слово про Якуба Шелю".
🐍Способ перший: відкриваєте і читаєте, як казку, де по сторінках бродять чорти (справжні), відьми (живі!), боги та Боги (також справжні), мавки, говорячі півні та коти (особливо коти!), де герої спускаються у пекло внутрішній світ Зміїного Короля (буквально) і все заради серця коханої жінки.
На виході отримуєте чудовий міфологічний трактат, в міру жорстокий, в міру повчальний, не для дітей однозначно, але не згірше за оригінальні (я підкреслюю - оригінальні) казки братів Грим.
І це чудовий спосіб.
🐍Варіант другий: відкриваєте і читаєте як багаторівневий метафорічний майже духовний текст, що вчить долати різних ворогів у вічних й безкінечних екзистенційних пошуках самого себе, свого місця у світі, та світа у тобі.
На виході отримаєте купу заповідей Змієвих господніх, головна з яких для кожного читача завжди буде своя😉
І це також пречудовий спосіб.
🐍І нарешті варіант третій: озброюєтесь підручниками з історії Польщі та України і в процесі читання вичленовуєте з міфологічного трактату про екзистенційні пошуки серця коханої реальні міста, постаті, події та явища, що їх туди щедро вплів Радек Рак.
На виході розумієте, що краще б читали, як метафорічну казку 😂 Або міфологічну подорож у пекло багатий внутрішній світ Змієвого Короля.
Як ви розумієте, однозначного визначення, що ж таке цей роман, насправді не існує. Він одночасно смішить, жахає, повчає, шокує, змушує ридати від підлот та самопожертви, кохання та тупої ненависті і вщєнт ламає будь-які твої книжкові кордони, що ти їх вибудував за довгі десятиліття читання геть різних книг.
І, як вже написали у нашому таємному чатику,
❗️❗️УВАГА! Це не навчальна тривога❗️❗️ Дафа буде виділяти щось в книзі МАРКЕРОМ
Бо так і є, я збираюся згодом перечитати її ще раз. З маркером і нотатником. Бо деякі книги слід не скільки читати, скільки перечитувати.
[PL] Byłam pewna, że już recenzowałam, bo emocje towarzyszące lekturze były dość silne - a właściwie jedna emocja, bo mówimy o frustracji. Zachwyty nad językiem są zasłużone, ale ten język to taka pozłotka, pod którą kryje się banał i prawdopośrodkizm, i marnowanie potencjału, jaki daje tworzenie mitologii. Mocny kandydat na literackie rozczarowanie roku.
Прикольна казка, де міфологічний світ Карпат поєднується з реалізмом в дусі ХІХ ст. на тему панщини і гноблення селян, а також формування прлітичної нації та польських антиімперських повстань. Це прєднання додає книжці сильний присмак сюрреалізму - ось головний герой, юний Якуб Шеля, зустрічає дивну лісову дівчину (ну як дівчину) Мальву, яка перетворює кожне місце навколо себе на дикі хащі, і віддає їй серце (буквально, фізично), а потім шукає собі інше. А наступна сцена- пан карає кріпаків за заборговані дні панщини, ми бачимо безправність, насильство, гвалтування (і Мальва вирушає жити у панський маєток). Міфологічна складова дуже химерна, стиль оповіді такий matter-of-factly і саркастичний, є (несподівані) референси, наприклад, на історію про п'ятьох чарівників, серед яких були Гендальф і Саруман, у Толкієна. Загалом, польська фентезі не підводить і постачає стабільно голний продукт.
DNF 34% Mam szacunek do swojego wolnego czasu i zamierzam się tego trzymać.
Nie jestem w stanie przyjąć więcej treści tego tworu. To nie dla mnie. Potwornie mnie ta książka nudzi i odstręcza swoimi tanimi podnietami. Obleśne treści w literaturze mi nie przeszkadzają, o ile czemuś służą. Tu je wyciąć i mało co zostaje.
Jakub Szela i Galicja dziewiętnastowieczna rozpięta gdzieś miedzy Tarantino, Kolskim a...powiedzmy Paradżanowem, że tak to ujmę pożyczając z zupełnie innej działki (choć ani czystego Tarantino, ani tym bardziej czystego Paradżanowa tam sensu stricte nie ma). Bardzo tu mitologicznie, plastycznie, wiejsko i przyziemnie, ale też brutalnie i baśniowo - na pewno mogę powiedzieć, że nie pamiętam kiedy w polskiej prozie, szczególnie w jakiś sposób gatunkowej, czytałam ostatnio coś tak charakterystycznego i jednostkowego.
Są tu rzeczy na prawdę znakomite, ale mam też z tym dziełem jako całością pewien problem natury banalnej - emocjonalno reakcyjnej. Chodzi po prostu o to, że tak jak przez pierwszą 1/3 byłam zachwycona, a kolejną 1/3 lekko już lekko znużona, ale nadal zaciekawiona, to sam koniec "męczyłam" już strasznie i doczytywałam wyłącznie na siłę. Część tego zmęczenia zawdzięczałam pewnie gęstości samego tekstu (dzieje się tu strasznie dużo, a realność i nierealność przenikają się i mącą, autor decyduje się też o tak ze trzy zabiegi literackie za dużo), ale większość wyborowi autora na poziomie "przesłania".
Rak wyraźnie podkopuję tradycyjno-patriotyczną wizję "dobrej polskiej szlachty", co widać i w samym podjęciu bohatera i tematu, jak i po prostu w tekście, ale nie idzie też w opowieść o słusznym chłopskim gniewie i szlachetności rewolty. Nie idzie to tu zresztą eufemizm - autor brutalność rabacji galicyjskiej podkreśla trzy razy i obarcza wykrzyknikiem. Można czuć pewne rozczarowanie tym odebraniem przez autora jakiejkolwiek przyjemności z oglądania "zemsty po latach upodleń" (Tarantino by nas jednak tak nie zostawił), ale jest to w sumie ciekawe i odważne rozwiązanie, które wydaje się być ambitniejsza próbą powiedzenia czegoś na temat władzy i mocy jako źródła nadużyć, ale robi to chyba w zbyt uproszczony, symetryczny i nieprzekonujący sposób, bo coś w tym wszystkim się ze mną całkowicie i absolutnie minęło.
Podejrzewam, że clue problemu tkwi w jednym zabiegu, który musi iść pod tag spoilerowy:
Tym niemniej, mniej niż 3 na pewno postawić nie mogę, bo to na serio najciekawsze, co czytałam w polskiej literaturze od dawna.
Чи можна в одному романі написати про переосмислення власної історії, релігію, соціальну нерівність, народні вірування та міфологію? Й при тому: закрутити сюжет так, щоб читач не міг перевести подиху, й щедро все здобрити магічним реалізмом? Можна, й Радек Рак зумів це зробити витончено та інтелектуально, але при тому з гумором та іронією.
“Легенда про зміїне серце” оманлива, й оповідь її звивається між тем та реальностей, як змія. Все починається з оповіді про життя підлітка Якуба Шелі, шабес-гоя у єврейській корчмі, що має хлопські бажання - дівчину, трохи поваги та доброго пана. А закінчується - хлопським повстанням під проводом Якуба Шелі, жаданою, але жорстокою владою та покаранням. Або ж і ні, бо може вся ця книга - це бздура одного п’яниці, що всього й вміє тільки язиком чесати.
Від того роман польською й називається “Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli”, тобто “Басня про…”. Й це якраз про те, чому цей роман такий хороший: він веде оповідку дивну, містичну, оповиту забобонами та народними віруваннями, й від того не ясно що ж воно таке: а чи казка, чи басня, чи п’яне бурмотіння. Автор грається з читачем, а читачу від того тільки краще.
Оповідь “Легенди” нелінійна, час тут не важить, адже оповідь не надто реалістична. Та й що може бути реалістичним, якщо герої жонглюють серцями, наче м’ячиками, а відьми грудьми вигодовують молоком змій? Та й чи треба тут реалізм, якщо Радек Рак переосмислює постать Якуба Шелі, який і так не визначено неоднозначний в історії Польщі, а світ реальний перетинається зі світом міфічним? Певно що ні, й до цього сильно личить мова (та шикарний переклад українською) цього роману.
Про сюжет вам не казатиму, бо анотації достатньо. Та й досліджувати цей сюжет з нуля набагато цікавіше. Читайте, й самі вибирайте у що тут вірити, а у що ні. Хочете, шукайте підтексти та натяки, а хочете - ні. Сприймайте цей текст так, як підкаже настрій. Правило лише одне: насолоджуйтесь текстом.
Я тепер поціновувачка творчості Радека Рака не тільки через те, що він пише прекрасні словом та сюжетом книги, а й тому, як він чудово пише про природу. У “Легенді” є фантастичний розділ 23 “Про ліс інакше” про те, як Якуб стає буковим лісом, що він відчуває, що бачить при цьому. Я читала та обговорювала цей роман з моїми колегами-екологами, й всі ми особливо виділили цей розділ. Бо він прекрасний та правдивий.
Або ось ще одна моя улюблена цитата: “Природа - це усе ж курва. Не розумію, як можна було написати в святих книгах, що Бог створив світ і знав, що це було добре. Хуй там добре. Кожен кожного жере, і нічого немає, тільки страх, хвороба й здихання. Біля підніжжя трону Господнього мають чутися не ангельські співи, а одне тільки повне болю скавуління. І нема відпочинку, немає в природі шабасу абі неділі. Ну, а якщо цю машину смерті запустив у рух Бог, то він або не є Богом, або зовсім задовбаний. Природа це святиня сатани”.
Просто підсумую: я вражена, я в захваті, я хочу ще. Попередній роман автора, “Порожнє небо”, був харизматичним та оригінальним, але цей - вже майстерний. Радек Рак росте як письменник, і я насолоджуюсь текстами, що в нього виходять.
І ще наостанок. Доки писала відгук, захотіла перечитати. А це вже важить.
Pięknie baja Radek Rak. Nie pamiętam, by ktoś mi tak ładnie bajki opowiadał. „Baśń o wężowym sercu” choć układa się w powieść, jest cyklem baśniowych opowieści, których głównym bohaterem jest Jakób Szela, bohater ludowy. Rak czerpie z wielu źródeł – etnograficznych zapisów, baśni ludowych, bajki, fantastyki i tworzy niejednoznaczne dzieło, w którym na równi obcują ze sobą brutalna opowieść o losie chłopów w rozbiorowej Polsce jak ludowa baśń, w której węże mówią do ludzi, a człowiek jest tylko marną częścią natury.
Nie czytajcie tego jednak „ciurkiem”, a dawkujcie sobie, bo wtedy odnajdziecie piękno, które nie przytłoczy. Stylizacje językowe, archaizmy, kolejne fantastyczne przygody głównego bohatera, czasem na ledwie kilka stron, czasem bogatsze narracyjnie historie, sprawiają dużą radość w czytaniu. Ale powoli, bo to taka książka do podczytywania, podglądania, zwłaszcza, że spajająca całość historia chłopca, który chce się przemienić w pana jest konstrukcyjnie oczywista i Rak nie wyważa tu żadnych drzwi. Bardzo mi się podobały te przypowieści, gdzieś odżyło wspomnienie lektur baśni rosyjskich, zbiorów klechd, czy już studenckie zaczytywanie się w tekstach o ludowej obrzędowości.
Jest też książka Raka jakąś odpowiedzią na postulat ludowej historii Polski. Pod warstwą fantastyczną, baśniową odnajdziemy bardzo brutalną opowieść o życiu codziennym chłopów, których życie zależało od panów, ale którzy też między sobą tworzyli własne hierarchie. O religijności ludowej, stosunku do Żydów, czarów, magii, natury. Książka Raka przypomina mi o płytach zespołu Hańba, takiej współczesnej próbie odtworzenia jak można było myśleć, żyć w czasach, gdy wykluczeni nie mieli żadnych możliwości dojścia do głosu. Szela jest dla nich jakąś szansą, ale czy wykorzystaną? Niekoniecznie.
Zachwyca mnie sprawność językowa Raka, męcząca wręcz umiejętność konsekwentnej stylizacji, erudycja i trafność stosowanych środków tak językowych jak i narracyjnych. Pozostaje jedynie pytanie czy dzisiaj damy radę na taką lekturę? Czy nie jest to książka jakby spóźniona wobec współczesnej literatury? Bardzo osobna i dla nielicznego grona? To dobrze, że są pisarze, którzy piszą to na co mają ochotę. Ale może gdyby Rak zdecydował się jednak na mniej mitologiczną, baśniową manierę i spróbował opowiedzieć o tym, co najdojrzalsze w „Baśni…”, a więc o przemocy? Drzemie tu potencjał, z którym naprawdę warto się zapoznać. Ale ostrzegam – czytamy jedną baśń dziennie, no dwie. I wtedy to całe piękno nie przygniecie, nie przytłoczy. Oczywiście róbcie jak tam sobie chcecie, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem. To ciekawa i mądra książka, tylko trzeba z nią ostrożnie.
Роман, заснований на легендах про національного героя (чи не зовсім героя) Польщі Якуба Шелю.
🗂Якуб Шеля (Jakub Szela) – був селянським ватажком антишляхетських бунтів у Західній Галичині 1846 року. Він є героєм двох протилежних за пафосом легенд: «чорної» (шляхетської) та «білої» (селянської). У традиціях польської шляхти Шеля закарбувався як зрадник польської нації, винний у поразці шляхетського повстання 1846 (повстання шляхти проти влади австрійського кайзера). Натомість серед польських селян жила легенда про «селянського короля», який повстав проти своїх кривдників.
Так, вже з перши�� сторінок вам захочеться передивитися «Довбуша».
Мені сподобалося, як Radek Rak під час презентації пожартував, що в нього було зовсім мало роботи з вигадуванням, адже він йшов за легендами та історичними фактами. І так, проспойлерить книжку неможливо, вона справді побудована на відомих історіях. Але ніколи не вірте авторам на презентаціяхЦя книга сповнена авторської фантазії, любові до своєї малої батьківщини та міфами Бескидів.
Головним конфліктом історії є протистояння селянина Якуба Шелі та його шляхтича Вікторина Богуша. Перше кохання Якуба – русалка Мальва – йде до пана, і Якуб вирішує, будь-що теж стати паном. Для цього він має здобути серце самого Короля Зміїв, що спить під горами.
🧛Звісно, на цьому місці я затамувала дихання (для тих, хто не знає, мій роман «Лазарус» теж про серце Змія).
На своєму шляху герой зустріне зміїних людей, Зміїних дітей, чортів, звабливу відьма, кота/когута, що говорить, і багато інших «смаколиків» для любителів химерного магічного письма та слов’янської міфології. Ще буде багато пристрасті тілесної та збройної. Крові теж чимало.
Поціновувачам історичних фактів (а це я) автор дає можливість подивитися на події 1830 (повстання польської шляхти на територіях, що контролювала росімперія), 1846 (селянське та шляхетське повстання на територіях Західної Галичини) очима поляка. Мені порадили порівняти рецепцію з текстами Івана Франка про ці ж епізоди. Має вийти дуже цікава стереоскопія.
Звісно, ви тут зустріните і справжні імена, н-д, прізвище Захер-Мазоха. Проте, застерігаю, роман - не історична оповідь. Для особливих буквоїдів від історії автор навіть залишив ремарку, що все це розказав Ксеній Рак (русин – предок автора), який, як відомо, любив хлібнути та прибрехати.
Але головною оздобою тексту, на моє око, є стиль. Видавництво Жупанського в особі перекладача Віктора Дмитрука, добре попрацювало.
🥰Кому сподобається: тим, кому зайшов «Довбуш» Саніна, «Цирцея» Мадлен Міллер, «Дім на горі» Валерія Шевчука.
„Powiadają, że pana od chama różni urodzenie i posiadanie, ale to nie do końca prawda. Różni ich przede wszystkim strach. Być chamem to żyć w lęku jak zając na miedzy, to bać się o poranku dzisiejszego dnia, a wieczorem — jutrzejszego. To nie mieć wiele, ale drżeć przed utratą tego, co się posiada. To chylić głowę przed innymi, mimo że nie są od chama ani mądrzejsi, ani lepsi. Chamstwo — to lęk. Pan jest zaś jastrzębiem na niebie i lwem na pustyni, i niczego nie musi się bać.“
This is a contemporary fiction written as a historical fantasy. Its English title is Fairy tale of the serpent's heart or the second word about Jacob Shelah. Jacob Shelah (or Jakub Szela in Polish) was a leader of peasant/serfs rebellion in Galicia 1846, which was aimed against their owners (Polish nobles). As such he was denigrated by ‘classic’ Polish history (usually written by nobles), but he was a hero of (former) serfs and in the Soviet period he was depicted in a positive light.
The book, published in 2019, was the winner of both SFF and literary awards in Poland in 2020. It is not usual that a novel gets nominated for both groups of awards.
The story is filled with mythology, the rebellion actually is not a part of the story up until the end. It starts with a young man Koba, who works for a Jewish family at an inn (so called Shabbos goy), a daughter of the inn master Chela is a somnambule and dances at nigh on the inn’s roof. She fells in love with Koba and literary gives him her heart (she lives on, it is a mythology after all). He is not interested in her love, but during one of his visits to a town for inn’s supplies he meets a strange naked girl in a forests on his way back and falls in love with her. She, Malwa (I guess an allusion to Mawka, a Ukrainian version of a Nyad), receives his heart, but throws in away when his owner Viktoryn Bogun visits them and takes her as his odalisque. What follows is Koba’s (short from Jacob) search for another heart, which leads him to a witch, to the kingdom of dead, to the king of serpents, whose spine forms Carpathian Mountains. There are a lot of allusions, including to Polish and European fiction, there are exchanges of bodies, devils and talking cats, fairy tale style magic etc. Almost every chapter starts with “People tell that…” following sometimes even contradictory stories.
Polska książka AD2020 nadal zastanawia się jak kobiety "tam" pachną, czy cyc już mają obwisły czy nie, bułeczki mogą być tylko gładkie jak cycuszki, babę trzeba prać, córkom wybijać zęby.
Rozumiem, że ścisłość historyczna, że "Bridgertona" nie zrobią nam, no ale przecież to baśń, fantasy, to chyba wolno wszystko?
A czarne w polskiej książce jest tylko serce czarcie, tego czarta co wespół z koleżką posuwa dupiatą dziwkę albo głupią babę czasem tylko zwaną niewiastą.
Нещодавно вловив себе на думці, що за останні пів десятка років, абсолютна більшість вподобаного мною фентезі - це книги польських авторів. Днями до мого пулу улюблених письменників додався Радек Рак з романом “Легенда про зміїне серце, або Друге слово про Якуба Шелю”
Розповідь побудована навколо особи Якуба Шелі, легендарного ватажка протипоміщицького повстання, яке увійшло в підручники як Rzeź galicyjska, тобто "Галицька різанина". Шелю дуже легко порівнювати з іншим, більш відомим українцям ватагом — Олексою Довбушем, тим паче зараз, коли в розпалі показ однойменної кінострічки. Занадто багато в них спільного та непересічного. Обоє харизматичні, з видатними лідерськими якостями, що зрештою вилилося в незліченну кількість легенд та міфів, якими обросли ці двоє за кілька століть.
Зі слів автора він захопився постаттю Якуба Шелі в дитинстві, з розповіді дідуся, порівнюючи Шелю з Робіном Гудом. Та пізніше, в школі, Радек дізнався, що Якуб не лише захисник селянства, а й кровожерливий вбивця. Саме неоднозначність Якуба Шелі, визначила настрій майбутнього роману. Рак прагнучи показати обидві сторони особистості Шелі, створив одну з найхимерніших і водночас найправдоподібнішу розповідь про народного месника.
На мою думку, один з секретів успішності “Легенда про зміїне серце” полягає у вмінні автора міксувати здавалося б не поєднувані теми. З одного боку казкові створіння, міфічний світ Буковини, кохання та мрії, з іншого бідність, насилля, ненависть, голод і класове протистояння. А ще Радек має чудове почуття гумору, іронічний, відвертий та гострий на язик, він не раз тішив мене влучним слівцем.
Не можу не згадати про авторський стиль Радека Рака. Він неперевершено маніпулює темпом оповіді, здавалося б його химерний, заплутаний роман приречений на сонне читання через силу. Та автор настільки тонко відчуває настрій та напругу в кожному епізоді, що власне сам процес читання схожий на дивовижну, фентезійну пригоду уві сні, химерну, повну несподіванок, то чорно-білу, то казково кольорову, але напружену та гостру, як струна. Насправді в захваті від процесу читання, отримав щиру насолоду від авторської майстерності. В цьому місці хочу уклонитися перекладачу Віктору Дмитруку, за те що зумів зберегти та передати все це неймовірне різноманіття писемницького таланту Радека Рака українському читачу.
Чудова казка-міф заснована на класичній Діонісійській пригоді-переродженні з класичним же спуском в підземний світ і поглинанням героя водночас, загорнута в картату ковдру з фольклорних сюжетів, наповнена істотами з різних культур, цілісна і розбита на окремі сюжети-казки. Із того всього Радек Рак створив філософське полотно на вічні теми: протистояння добра і зла, багатства і бідності, долі і волі, марноти людських бажань і пристрастей, а також твір про людську жорстокість, тваринну природу чоловіка в стосунках з жінкою і водночас про людське ж добро і про справжнє, ірраціональне кохання. Так, знаю що звучить ніби про все і ні про що, але форма обрана автором дозволяє такі вибрики: казка як вона є.
Językowe mistrzostwo nie zawsze przekłada się na doskonałą książkę. Nie da się odmówić Rakowi, że słowem operuje z precyzją chirurga i pięknie bawi się polszczyzną, zarówno tą starszą, jak i współczesną, dzięki czemu powieść brzmi naprawdę wspaniale. Doceniam wszelkiego rodzaju gierki językowe, poetyckie, wyrafinowane opisy, dosadność wtedy, gdy trzeba i nieoczywistą formę. Niestety to i tak za mało, by książka zachwyciła mnie jako całość, nawet jeśli pierwszy sto, czy sto pięćdziesiąt stron pochłonęło mnie bez reszty, wrzucając w magiczny świat, trochę jak z baśni, a trochę jak z rzeczywistości, pełen znanych schematów i przez to swojski, a równocześnie tętniący motywami przerobionymi w zupełnie nowy, fascynujący sposób.
Powieść jest jednak w moim odczuciu nierówna i zbyt długa, by do samego końca utrzymać moją uwagę na tym samym poziomie. O ile początek mnie zachwycił i porwał na tyle, że spędziłam z książką całe popołudnie, dalej nie było już tak kolorowo. Z każdą stroną historia robiła się coraz bardziej gęsta i trudna do przejścia. Nie przeszkadzałoby mi to może tak mocno, gdyby nie okrucieństwo wylewające się z kolejnych kartek, które dla mnie momentami było zbyt dosłowne - tak, wiem, baśnie są mroczne, ale czy to faktycznie jest baśń? A poza tym, nie lubię dosadnego ukazywania w książkach wylewających się flaków, jeśli niczemu one nie służą, a tutaj mam wrażenie, że nagromadzenie drastycznych scen nie wnosiło do fabuły zbyt wiele. Bo przecież wiemy, że panowie byli dla chłopów okrutni i bezduszni. Wiemy, że rabacja była krwawa. Nie potrzebuję dwudziestu stron opisów różnorakich okrucieństw, by to sobie uświadomić.
Wymęczył mnie też motyw zamiany bohaterów. Odniosłam wrażenie, że trwa to zbyt długo, jest za mocno rozwleczone, a zmierza właściwie ku prostemu rozwiązaniu. Irytującemu, jak wskazało już wiele osób w swoich opiniach - dlaczego do rewolucji poprowadził chłopów pan? Choć książka miała chyba na celu ukazanie chłopskiej perspektywy, ostatecznie to w rękach pana spoczął los chłopów. To wdrążone w nasze mózgi poczucie wyższości niezmiernie mnie irytuje. Wszak to nie z panów się wywodzimy, więc dlaczego wciąż stawiamy ich na piedestale?
Ciekawe spojrzenie na słowiańską mitologię i wykorzystanie baśniowych motywów. Mniej udana rozprawa z trudną historią. W mojej głowie ta książka rozbita jest na dwie.
(Wciąż zastanawiam się, co miały na celu wszystkie fantazje seksualne dotyczące ssania mleka z kobiecej piersi? Daleka jestem od kinkshamingu, ale ileż można!)
Okazuje się, że da się pisać fantastykę osadzoną w historii Polski bez epatowania polskością! Jak w każdej porządnej baśni Rak wykorzystał wspaniale stylizowany język i na bazie zapomnianej historii rabacji galicyjskiej stworzył niesamowitą opowieść. Baśń o wężowym sercu oczarowuje, ale potrafi też obrzydzić nie bawiąc się w półśrodki i pokazując relacje chłopstwa i ziemiaństwa takimi, jakimi faktycznie mogły być. Traci odrobinę na rozmachu w ostatnich rozdziałach przed finałem, ale jako całość tworzy fantastyczną lekturę do wielu interpretacji. Wydaje się idealną pozycja dla uczniów, która nie tak łatwo dałaby się upupić.
Język momentami znakomity, ale opisy erotyczne i traktowanie kobiet to jakaś porażka... Niczym wypociny trzynastolatka. Rozumiem tamte realia, ale wybijanie córce zębów za jej widok, a potem kolejne bicie, bo ojcu znowu przeszkadza jej twarz, tym razem, bo jest sina.... Jakby jeszcze wnosiła to cokolwiek to fabuły, ale takie opisy nie robią nic... Sama fabuła mnie nie porwała i dla mnie zdecydowanie zbyt dużo jest konsumowania wódki
Mamy rok 2020 ale szczucie cycem i sprowadzanie kobiet do potencjalnych obiektów seksualnych dla głównego bohatera ma się dalej świetnie, jak widać. Nawet nie dotrwałam do tej drugiej części, która tak wszystkich oburza. Wszystko mi się w niej wydawało płytkie.
3.5 ⭐ Dobre to było, ale zbyt długie. Od początku byłam zachwycona językiem i klimatem książki, jednak sporo wątków niepotrzebnie rozwlekło historię i stała się ona, mniej więcej w środku, nieco męcząca. Końcówka na szczęście odratowała sytuację.
Cóż, mimo wszystko nie spodziewałam się, że będę miała aż tak mieszane uczucia podczas czytania tej książki i po zakończonej lekturze. Bo tak, z jednej strony to coś przepięknie napisanego, z wieloma scenami, które zapierają dech i z wieloma spostrzeżeniami, przy których człek kiwa głową potakująco albo się uśmiecha, albo się zaduma. Raduje Galicja i Bukowina (przy jej opisie pod koniec książki prawie łzy mi w oczach stanęły), i te wszystkie miejscowości, doliny i pagórki podkarpackie, które się zna od dzieciństwa, przepuszczone przez baśniowo-fantastyczny filtr. A z drugiej trudno mi się nie zgodzić z niektórymi recenzentami, że to, co się dzieje z bohaterem w drugiej części, jest zmarnowaną szansą na stworzenie głębszej mitologii Galicji, chłopstwa i powstania 1846 r. Nieco spoilerowo, uczynienie z powstania chłopskiego pod poduszczeniem władz walki wznieconej przez żądnego zemsty i powrotu do status quo szlachcica odbiera tej części historii (i tej przez H, i tej przez h, w obrębie fabuły powieści) głębię. Szela mógłby nadal wyewoluować w takiego prymitywnego sprytnego mordercę, którego znamy z historii, nie musiał zostawać szlachcicem. Czarno-biało się zrobiło, może i jest to cecha baśni, którą ma być książka Radka Raka, ale czuję przez to wielki niedosyt, bo pierwsza połowa książki wzbudziła we mnie zupełnie inne oczekiwania. Do tego - tradycyjnie - wszystkie postacie żeńskie w "Baśni o wężowym sercu" są pozbawione właściwości, sprowadzone do stereotypowych cech "wiedźmy", "zakochanej niewinnej", "matki i żony", "rozpustnej kochanki", "kobiety-wcielenia przyrody". Do pewnego stopnia rozumiem ten wybór, ale w chwili, gdy zaczynam dostrzegać, że nie mają żadnej podmiotowości, że są tylko rekwizytami dla głównych bohaterów, zaczynam też jednak się denerwować, bo ileż można takich książek pisać... Więcej osobowości ma Czerwony Kapturek, nie wspominając o Gerdzie. Ględzę, mimo tego, że wiem przecież, licentia poetica, niektóre typy narracji wymagają takich zabiegów, ale za dużo tego wokół, poproszę o więcej podmiotowości lub choć sugestywności postaci żeńskich. Helena u Sienkiewicza jest też symbolem, a mimo wszystko jakoś wydaje się kobietą z krwi i kości. O.
Zakochałam się. Autor doskonale lawirował między baśnią a rzeczywistością tamtych czasów. Nie raz zdarzyło mi się odpłynąć w świat tej powieści i poczuć to samo co czuł bohater. Dla mnie godna polecenia
nie jest to moja literatura i gdyby nie to, że musiałam ją przeczytać na zajęcia pewnie bym tego sama z siebie nie zrobiła. nie kupiła mnie, gubiłam się w tym co się dzieje. doceniam koncept, język i przedstawienie świata.
Poczekamy sobie jeszcze na powieść ludowej historii Polski.
Nie da się mówić o tej książce, nie zdradzając jej twistu, dzielącego ją na dwie części. Nie da się, bo wszystko, co w tej książce sprawiło, że z 4 zredukowałam jej ocenę do 2, dzieje się właśnie tu i w tym momencie.
Pierwsza część jest jak Malwa, ukochana Jakóba, zazielenia wszystko wokół siebie, sprawia, że rośnie i buzuje od życia. Język, o którym mogą pisać osoby bardziej biegłe w jego analizie, baśniowość, świeżość narracji, zainteresowanie czytelniczki.
A potem mamy twist, który w sumie nie wiem co zamierzał, ale skutkami są: prawdopośrodkizm, pozbawienie bohatera zbiorowego tej opowieści cechy sprawczości i scedowanie jej na elity.
Bo jest tak. Jakób Szela nie chciałby być na swoim miejscu. Nie chciałby być chamem, chciałby być panem. Dzieli los innych chamów, żyjąc w biedzie, głodzie, terroryzowany przez pana, który wpada do wsi aby się urżnąć, zabrać kilka dziewczyn ze sobą, a w międzyczasie wzbudzić strach i obawę przed własną nieprzewidywalnością. Jakób doświadcza chłosty. Jakób doświadcza utraty ukochanej na rzecz pana. Rozwiązaniem dla Jakóba-chama jest ucieczka. Jakób usuwa się ze świata, symbolicznie, ale i dosłownie, kończąc ostatecznie w świecie pod ziemią, gdzie on-wciąż chyba żywy, może spotkać się z martwą Chaną, której miłością kiedyś wzgardził (symbolicznie i dosłownie, niedbając o to, że przekazała mu swoje serce) i która się zabiła. Może tu spędzać z nią spokojny, dobry czas.
Następuje twist. Polega on na tym, że Jakób i Chana wychodzą na powierzchnię, a Jakób uzyskuje możliwość tego, aby zostać panem. Decyduje się na to, choć oznacza to zostawienie Chany.
Tylko że Jakób nie zostanie panem w wyniku własnej sprawczości, powrotu do rodzinnej wioski, wzniecenia buntu. Nie, Jakób zostanie zamieniony miejscami z panem. Pan zostanie chamem. Rebelię wznieci Pan-cham, który będzie dążył do odzyskania dawnego miejsca. Jakób zaś zacznie się uczyć czytać i pisać, trochę zapomni, że kiedyś był chamem, będzie miał więcej współczucia i wyrozumiałości dla wsi, nie będzie chciał jej aż tak eksploatować, ale jego działania nie będą skuteczne lub zostaną uznane za szalone.
Narracja została poprowadzona więc tak, że aby doszło do przełamania bierności i strachu, cham musi nabyć cech pana. Musi umieć czytać i pisać, musi nabrać bezczelności i zatwardziałości, musi być zdeterminowany i wyobrażać sobie zmianę. Dopóki Jakób był Jakóbem, jego odpowiedzią na niesprawiedliwość były fantazje o zmianie miejsc, bierność i usunięcie się ze świata. Kiedy Jakóbem staje się pan, zaczyna on aktywnie dążyć do zmiany. Kieruje się własnym interesem, ale potrafi wykorzystać w tym celu szersze poparcie społeczne i w ogóle je stworzyć. Okazuje się, że należy posiadać kapitał kulturowy i społeczny, aby można było wzniecić bunt przeciwko niesprawiedliwości.
Takie ujęcie sprawy to po prostu kolejny raz patrzenie z góry na ludność wiejską. Pokazywanie jej jako biernej, pozbawionej inicjatywy i sprawczości. Wieś nie mogła stworzyć Jakóba-Przywódcy. Mógł on powstać tylko dzięki panu.
Jakób, który zamienia się w pana, nie wykorzystuje swojej pozycji aby polepszyć los ludności. Wystarcza mu podmiana i polepszenie własnego losu. Sam zaczyna w pewnym momencie przejmować karykaturalnie przedstawione przez autora wyobrażenia szlachty o chamach, jako nierobów, głupków, istot godnych pogardy. Morał brzmi zapewne, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Nawet sama rabacja nie zostaje przedstawiona z perspektywy buntowników. Narracja przyspiesza, mamy jakieś wskazówki o kontaktach Jakóba-pana z austriackimi władzami, fragment wskazujący na to, że Jakób zaczyna agitację we wsi. Ale poza tym nie widzimy za wiele. Po prostu nagle rusza masa na dwory.
Właśnie masa, bo indywidualnymi jednostkami, które śledzimy w czasach "rzezi", to pan i pozostała szlachta, zabijana w sposób okrutny. Ściga ich tłum, masa, zbiorowość, żądna krwi, dzika i straszna.