Ekscentryczna Dora Maar, niezależna Victorine Meurent, tajemnicza Lisa del Giocondo czy twardo stąpająca po ziemi Catherine Bolnes – to tylko niektóre z kobiet kryjących się za dziełami wielkich mistrzów.
Tamara Łempicka w czasach największej biedy za sprzedawane obrazy kupowała diamentowe bransoletki. Frida Kahlo nawet przykuta do wózka inwalidzkiego i dręczona bólem brała udział w manifestacjach politycznych. Emilie Flöge przez ponad dwadzieścia lat prowadziła zakład krawiecki, ubierając najzamożniejsze wiedenki. Gala Dali twardo kierowała karierą męża, rozkochiwała też w sobie przeróżnych artystów, często doprowadzając ich do szaleństwa. Antoinette de Wateville o względy i miłość Balthusa musiała rywalizować z własnym bratem, a zaledwie siedemnastoletnia Wally Neuzil dla Egona Schielego porzuciła pracę modelki u Gustawa Klimta.
Małgorzata Czyńska udziela im głosu, ukazuje je już nie przez pryzmat ich związków z wielką sztuką, lecz jako osoby z krwi i kości, pełne obaw i emocji, żywe i zaskakująco prawdziwe.
Choć pochodziły z różnych czasów, krajów i sfer, zostały uwiecznione na obrazach, które wywarły trwały wpływ na światową sztukę i przeniknęły do zbiorowej świadomości. Muzy wielkich artystów zachwycały nieprzeciętną urodą, imponowały odwagą, gorszyły bezwstydnością. Często były nie mniej fascynujące od płócien, na których je utrwalono.
To książka, która w założeniu miała udzielać głosu kobietom, które zostały uwiecznione na wielu wpływowych obrazach, szczególnie z perspektywy naszej, współczesnej sztuki. Jednakże miała to robić nie przez ten cały artystyczny pryzmat, tylko ich fascynujące osobowości. I o ile warunek samego sportretowania (dosłownie i w przenośni) tych kobiecych sylwetek w bardziej psychologicznym kontekście został spełniony, tak wyjęcie ich z kręgu malarstwa i idei na rzecz kręgu życia i charakteru - niekoniecznie. Nie wynika to z niedoinformowania autorki ani konstrukcji tego zbioru, a raczej chaotycznego układu poszczególnych rozdziałów, które, ze względu na bardzo krótką formę, próbują zmieścić w sobie wszystkie istotne anagdotki z życia - zarówno kobiet jak i związanych z nimi malarzy lub malarek - trochę gubiąc się w układzie i chronologii. Podoba mi się to, że te opowieści rzucają nieco inne światło na życia omawianych bohaterek i łamią schematy pewnej zbiorowej świadomości, która najczęściej opierała się na plotkach i niedomówieniach. Zdecydowanie bardziej doceniłabym tę pozycję, gdyby Małgorzata Czyńska dała każdej z kobiet odrobinę więcej przestrzeni literackiej. Zwłaszcza, że sposób w jaki pisze jest utrzymany w biograficzno-eseistycznym tonie, dzięki czemu jest niezwykle przejrzysty i zrozumiały. Dodatkowym plusem jest fantastyczne wydanie - dużo tu omawianych portretów i pięknych zdjęć.
Bardzo przyjemna pozycja, ładnie napisana i dobrze uporządkowana. Jednakże, nie jest to książka dla osób, które szukają wyłącznie historii o tytułowych „kobietach z obrazów” . Albowiem, kobiety stanowią tutaj raczej tło dla ich wielkich „stwórców”.
Miałam nieodparte wrażenie, że kobiety w tej książce były jedynie pretekstem do opowiedzenia o ich wielu romansach i jakże genialnych partnerach, o których było powiedziane znacznie więcej. Sięgając liczyłam jednak, iż tytuł faktycznie będzie miał odniesienie do treści, a w środku zastałam jedynie rozczarowanie, z odrobiną historii co poniektórych wybranych przedstawicielek płci żeńskiej. Książka sama w sobie była dobra, jednak bez żadnego odniesienia do tytułu i opisu, a przecież to zaciekawiło mnie do przeczytania tej pozycji.
co w tej książce mi przeszkadzało to chaos. historie z poszczególnych rozdziałów wpadają w różne dygresje, które nie dodają nic do portretu "kobiety z obrazu", a są niekoniecznie interesującymi w tym kontekście faktami o malarzach (dosyć znanymi jak się siedzi w temacie). muszę się zgodzić, że tam gdzie najwyraźniej nie było materiału lub pomysłu, malarze mężczyźni wyskakują ze swoją biografią. niestety dzieje się tak dla kilku rozdziałów, ALE okej- nie wszystkich.
stąd kolejny zarzut, że książka wydaje mi się nierówna. z jednej strony mamy bardzo niewyraźne postacie kobiece, poprzeplatane wspomnieniami o jakiś innych partnerkach/ muzach danego artysty, a z drugiej taką Łempicką czy Kahlo, które mają bardzo mocne biografie, bo po prostu same namalowały obrazy na których są.
żeby nie zrozumieć mnie źle- tytułowy pomysł SUPER. książka faktycznie pokazuje inspiracje artystów, historie jakie kryją się za obrazami, artystki o których historia sztuki nie wspomina. problem myślę jest bardziej formalny. zabrakło uporządkowania i pomysłu co do tego JAK to wszystko spisać.
plus za research, wydanie i cytowane wypowiedzi źródłowe:)
Bardzo ciekawy tytuł dla miłośników sztuki i nie tylko. To książka nie tylko o malarstwie, ale o wyjątkowych, fascynujących ludziach, którzy wielokrotnie wyprzedzali swoją epokę, poruszali tematy tabu i mieli odwagę żyć inaczej niż wszyscy. Kobiety z obrazów to książka bardzo przystępna, którą po prostu bardzo przyjemnie się czyta. Język jest przyjazny, a treść pełna ciekawostek i 'smaczków' o których raczej nie usłyszycie na lekcji historii sztuki. Mając bardzo podstawową wiedzę o malarstwie, czuję się zainspirowana do pogłębiania mojej wiedzy, a co najważniejsze - chcę nie tylko odkrywać dzieła sztuki, ale też poznawać ludzi i ich historie. Sztuka jest jeszcze bardziej magiczna gdy razem z dziełem poznajemy jego twórcę oraz historię.
Nie jest to wybitna literatura, ale lubię pióro Czynskiej, która nie podaje suchych faktów, tylko arcyciekawe smaczki z życia artystów i ich muz. Ci, którzy spodziewają się pogłębionych portretów psychologicznych kobiet, srodze się zawiodą, bo ta książka nie jest taką analizą i myślę, ze autorka nie miała nawet takiego zamysłu. Są to bardzo luźne, krótkie historie znajomości malarzy i kobiet, które wpłynęły na ich życie oraz twórczość, i które zostały uwiecznione na obrazach. Historie czasem lekkie, zabawne, czasem smutne, naznaczone samotnością, niezrozumieniem, ostracyzmem. Nie zawsze szczęśliwe, ale życie nikogo nie oszczędza, tych wybitnych również...
Szczerze się przyznam, że kupiłam ze względu na okładkę, a przeczytałam z powodu wzroku Mona Lisy, który ciągle na sobie czułam😅 W jakimś stopniu interesuję się sztuką i wydaje mi się, że książka jest dla osób takich, jak ja. Jest ona ciekawa, ale nie porywająca. W niektórych rozdziałach miałam wrażenie, że było więcej informacji o mężczyznach, niż o kobietach lub autorka chciała umieścić jak najwięcej ciekawostek, anegdotek, historii. Jednak biorąc pod uwagę całość książki stwierdzam, że była w porządku.
Po "Kobiety z obrazów" sięgnąłem dość spontanicznie i bez większych oczekiwań. Książka bardzo mnie wciągnęła i jest warta polecenia. Pozycja składa się z 16 mikroesejów, w których autorka przytacza konkretną historię. Czasem opowiada o malarzu, czasem o modelce. O epoce, małżeństwie, kochankach. Każdy rozdział jest wyjątkowy i ma swoją charakterystykę. Bałem się, że "Kobiety z obrazów" mogą być zbiorem ciekawostek. Oczywiście ciekawostki tam są, ale wydaje mi się, że każdy rozdział jest wyczerpujący i merytoryczny. Z każdą stroną dowiadujemy się czegoś nowego, a informacje zawarte przez Małgorzatę Czyńską są kompletne i usystematyzowane. Książka nie jest napisana językiem skomplikowanym, ale autorka zdaje się być prawdziwą erudytką i ekspertem w swojej niszy. "Kobiety z obrazów" rozwijają intelektualnie, językowo i duchowo.
Nie wiem jak to ocenić, więc pozostawię bez oceny. Opowieści i ploteczki ze świata sztuki zawsze czytam z przyjemnością. Przy tej lekturze również dobrze się bawiłam, ale nie mogę odeprzeć wrażenia, że w ogóle nie chodzi tutaj o kobiety, ale o artystów, ich romanse, zdrady i skandale. Autorka miała wiele szans, aby pochylić się nad twórczością artystek np. Dory Maar, ale zamiast tego umieściła kilka zdań o jej sztuce, a resztę rozdziału poświęciła na określenie jej miejsca „w panteonie kobiet Picassa” 🤮 Będę czytać kolejne części, może się poprawi 👀
Książka bardziej o malarzach niż o tytułowych kobietach. Fatalna redakcja bez ani jednego przypisu i bibliografia nie rozwiązuje tego problemu. Nigdy bym nie zgadła, że wyszła spod pióra historyczki sztuki.
Świetnie napisane krotkie historie biograficzne o kobietach związanych ze środowiskiem artystycznym. Autorka w prosty sposób przedstawia ich problemy, wzloty, upadki oraz chwile szczęścia. Mimo że sama dosyc duzo wiem o kobiecej stronie sztuki to i tak dużo dowiedzialam i nauczyłam się. Chyba najwieksze wrażanie zrobila na mnie historia Victorine Meurent. Zdecydowanie polecam tą książkę każdemu kto chce się dowiedzieć więcej o kobietach w sztuce, muzyce, kulturze i historii :)
3.8 No cóż, spodziewałam się czegoś więcej, chociaż sama nie wiem dlaczego i czego właściwie. Może faktycznie więcej o tych kobietach, a nie o ich mężach, kochankach itd którzy uwiecznili je na płótnach. Chociaż to trudno zawrzeć w książce tego rozmiaru. I tak duży szacunek dla autorki, bo research musiał zająć wieki.
ksiazka napisana swietnym, przystępnym jezykiem, sporo ciekawych historii wielu artystow na malej przestrzeni, minusem jest to ze oczekiwałam iz bedzie skupiała sie typowo na kobietach, a czesto kobiety stanowiły jedynie mało istotne tło dla mężczyzn z nimi powiązanych, mimo wszytko bardzo dobrze sie bawilam i chetnie przeczytam następne czesci!!
i love this series. if you love the history of art, this is something for you! the books tells the stories of lives of women painted throughout different periods, and considered muses. my favourite chapters were about polish women who i have never heard about. would be finishing this series for sure!
brakuje mi rozwinięcia niektórych wątków - jest mowa o twórczości np. Victorine Meurent, Dory Maar, a nie pojawiają się żadne z obrazów czy fotografii ich autorstwa
3.5 Na pewno dużo gorsza niż Witkacy. Dużo niesprawdoznej wiedzy i opinie autorki. Ale ogólnie bardzo przyjemnie się czytało poza rozdziałem o Balthusie.
Od jakiegoś czasu moje zainteresowania zaczęły się rozszerzać. Nie wiem, czy wynika to z wieku, czy osiągnięcia pewnego rodzaju dojrzałości, ale zaczęłam dostrzegać piękno w różnego rodzaju sztuce. Kiedyś w ogóle nie zwracałam uwagi na obrazy, teraz mogę przyglądać się im godzinami i odkrywać kryjące się na nich szczegóły. Dlatego, kiedy natknęłam się na ten tytuł, wiedziałam, że muszę go poznać.
Sięgając po tę książkę, spodziewałam się czegoś innego. Czegoś pełnego ciekawostek i smaczków, niemalże plotkarskich kąsków, które odmienią moje postrzeganie słynnych obrazów.
Spodziewałam się, że każda z historii przedstawionych w tej książce dotyczyć będzie, jak wskazuje tytuł, konkretnej kobiety przedstawionej na konkretnym obrazie. Miałam nadzieję, że dowiem się, jak doszło do tego, że pozowała malarzowi i że ewentualnie zostanie mi przedstawiona jej krótka biografia, jeżeli była wyjątkowo ciekawa.
Tymczasem książka opowiada bardziej o malarzach niż muzach, o ich twórczości, relacjach, również ze wspomnianymi kobietami. Często przedstawione są ich życiorysy, które wcale nie są tak zajmujące, jak można się spodziewać. Rzeczone kobiety, zamiast w centrum uwagi, są jakby tłem opowiadanych historii.
Muszę przyznać, że zabrakło mi tutaj trochę selekcji materiału. Za mało było efektu „wow”, którego się spodziewałam. Być może wynika to z tego, że zdarzało mi się słuchać wypowiedzi znawców sztuki na temat poszczególnych dzieł i te zauroczyły i zaciekawiły mnie na tyle, że po tej książce spodziewałam się więcej. Mając porównanie, po prostu wypadła słabo.
Niestety tylko nieliczne postaci przedstawione w książce wydały mi się interesujące. W większości przypadków uważałam, że liczba poświęconych im stron, była zdecydowanie za duża. Możliwe, że to wina narracji.
Początkowe historie są napisane w dość chaotyczny sposób, co utrudnia odbiór. Dopiero przy piątej postaci – Witkacym, zaczyna się robić ciekawiej, co jest chyba raczej zasługą samego artysty niż autorki.
Tak naprawdę tylko dwie postaci przedstawione w książce, opisane zostały w sposób, którego się spodziewałam. Była to Frida Khalo oraz Misia Godebska. Ta pierwsza jako fascynująca malarka, widniejąca na wielu autoportretach. Ta druga jako niezwykle ciekawa postać, muza wielu artystów.
Pozostałe kobiety, jak już wspomniałam, przedstawione zostały albo w cieniu malarza – mężczyzny, albo nie były w moim odczuciu na tyle ciekawymi postaciami, żeby zapadły mi w pamięć. Myślę, że nasze nastawienie i oczekiwania wobec danych pozycji czasami zaburzają trochę ich odbiór. Choć nie zawsze jesteśmy w stanie temu zapobiec.
Jestem przekonana, że znajdą się osoby, które będą zafascynowane wszystkimi historiami opisanym w książce. Mnie niestety trochę zawiodła, a nie uważam, żebym była nieodpowiednim jej odbiorcą.
Wśród moich regałów stoi jeszcze drugi tom „Kobiet z obrazów”, możliwe, że kiedyś i po niego sięgnę.