Niektóre wiersze bardziej, inne zdecydowanie mniej udane… Nie były bardzo wymagające, ale dotykały emocji proszących się o trochę czułości. Miło spędziłam czas z tym zbiorem, nawet jeśli czasem sprawiał, iż przewracałam oczami z zażenowania.
• Ładniutkie fragmenty, kompletnie wyrwane z kontekstu:
„Słony smak lata, opium mirabelek”
„wszystko zdarzyło się właśnie tam w kafejce na Montmartrze - arystokratyczni pomyleńcy, władcy dusz geniusze zbawiali ludzkość i sztukę”
„Piękno rozgrzesza z naiwności”.
„Nazywaj moim imieniem płacz”
„Jeszcze idzie lato - przypomnisz sobie freski Giotta w Padwie tryptyk Hansa Memlinga w gdańskiej pinakotece arcydzieło Michała Anioła w Sykstynie. Tak, początek prowadzi do kresu nie ma innej drogi tylko dekonstrukcja, rozpad, nicość”.
„że jesteś moją najpiękniejszą traumą […] Nie żałuję”.
„Oddycham twoim wspomnieniam - wczoraj, przedwczoraj, dawno temu. Kroplówka nieobecności i pragnienia echo, smak skóry, bluszcz ramion zapach tęsknoty - bezbolesne odsłanianie starych malowideł. Można zachłysnąć się do woli”.
3,5 ⭐️ Jak mam być szczera - pewne wiersze były dla mnie lepsze, a drugie gorsze. Podobają mi się takie stwierdzenia jak na przykład : (…) Jeżeli kochasz zostaw mnie samą w zakamarkach wspomnień
(…) Jest dziwnie. Słonecznik z pochyloną głową traci sens Traci dumę A tak pragnął być słońcem
Tak czy siak, jest to niestety najgorszy tomik wierszy przeczytany do tej pory, mimo że byłam na niego bardzo dobrze nastawiona. Część wierszy pisane mam wrażenie „na siłę” żeby książka miała więcej stron. Nie polecę ale też nie odradzę, było po prostu spoko ale bez szału.