Nazywam się Marcin Kania. Jestem alkoholikiem i zaraz zabiję człowieka.
Syn Marcina Kani, żyjącego z tantiemów byłego muzyka, twórcy jednego z największych polskich hitów, pewnego dnia znika bez śladu. Jedyne, co po sobie pozostawia to zakrwawione prześcieradła. Kania wie, że poprzedniego wieczoru widział się z synem. Jednak prawie nic z tego spotkania nie pamięta. Zapił.
Kania, alkoholik leczący się z choroby w ośrodku ,,Jutro”, wyrusza w szaleńczą podróż w poszukiwaniu syna. Ta odyseja po mieście, w którym każde z miejsc ma swoja brudną tajemnicę, popchnie go w najmroczniejsze rejony ludzkiego psyche, naprowadzi na trop największej w polskich dziejach afery reprywatyzacyjnej oraz skonfrontuje ze złem, które wyrządził swojej rodzinie.
Klucz do odkupienia i odnalezienia syna tkwi w jego wyniszczonym przez alkohol umyśle. Musi sobie tylko przypomnieć.
Popularny pisarz młodego pokolenia. Pochodzi z Nidzicy, ukończył studia dziennikarskie na UJ. Współpracownik pism „Lampa” i „Machina”, twórca rubryki „Tydzień kultury polskiej” w tygodniku „Wprost”. Autor kilku powieści, z których dwie ostatnie – "Instytut" i "Zmorojewo" wpisują się w konwencję horroru (przy czym "Zmorojewo" jest przede wszystkim powieścią przygodową dla młodszych czytelników). Fani alternatywnej muzyki rockowej z kolei wysoko cenią sobie Radio Armageddon, wydane w 2008. Sam Jakub nazywa siebie „pisarzem, niezależnym publicystą, recenzentem, felietonistą, blogerem, konsumentem śmieci i wzorowym odbiorcą kultury masowej”.
Jestem fanbojem Żulczyka, więc nie do końca jestem obiektywny. Myślę jednak, że 4 gwiazdki to minimum. Żulczyk swoim sposobem opowiada o alkoholiźmie. O tym, co alkohol robi z człowiekiem, jego rodziną, życiem. W tle intryga związana z reprywatyzacją kamienic, społeczeństwo, muzyka. Ale to tylko tło. Oglądamy świat oczami osoby pijącej, pijanej, która nie pamięta. Nie wie co się dzieje. Wstrząsająca wiwisekcja. Bardzo niewygodna książka, szczególnie w kraju, w którym picie jest normą. Szczególnie wstrząsnął mną fragment dotyczący wakacji w Chorwacji. Straszne. Warto.
Ta książka zadziałała na mnie trochę jak taka impreza, na której przeholujesz z alkoholem i na drugi dzień o poranku absolutnie nie chcesz nawet myśleć o wypiciu jakiegokolwiek trunku. Myślę, że ostatnio chyba nie wyszła powieść tak dobrze poruszająca takie nasze polskie kwestie jakimi są chlanie i szeroko pojęta patologia mieszkaniowa.
Ostatnio Pan Żulczyk wyskakiwał mi niemal z lodówki, wszystko za sprawą promocji tej książki. I wiecie co? Bardzo dobrze. Życzyłabym sobie aby takich pozycji jak ta powstawało więcej, a za nimi stali autorzy jak Pan Jakub. Historia wciąga od pierwszej strony, świetny główny bohater i w mocny, choć nieprzesadzony sposób pokazana historia alkoholowa.
Najlepsza z książek Żulczyka, które czytałem. Dojrzała przede wszystkim w tym, że w przeciwieństwie do jego poprzednich powieści nie przedstawia rzeczywistości w AŻ TAK groteskowej konwencji - „Ślepnąc…” np. pokazywało realistyczne miasto, ale miało mocno noirową kliszę, która była tak mroczna, że czasem bawiła (co zakładam, że było zamierzone, ale wciąż… Jacek, który jeździł swoim samochodem po nocnej Warszawie i opowiadał nam jak działa świat momentami tyleż intrygował, co irytował). „Informacja zwrotna” ma swojego tragicznego bohatera, Marcina Kanię, który podobnie jak inni protagoniści Żulczyka też jest antybohaterem, jednak nie takim w oczywisty sposób odrażającym (jak Gruz, na ten przykład). Można nim pogardzać i można mu współczuć, co tyczy się pewnie również innych postaci autora, ale w tym wypadku te uczucia mieszczą się bardziej w ludzkich, zwyczajnych rejestrach. Podoba mi się także jak Żulczyk gra polskością - jego książki są bardzo osadzone w przyziemnej, polskiej rzeczywistości, ale nie wpada on w typowe dla „polskich historii” pułapki. Wystarczy może powiedzieć, że „Informacja…” jest opowieścią o alkoholizmie, a mimo to nie ma w niej masochistycznego taplania się w marności. Prawdopodobnie ze względu na humor, wyczucie klimatu i rozbudowaną fabułę - moim zdaniem to są najsilniejsze atuty autora, które były już widoczne przy jego debiucie. I chyba za to sobie Jakuba Żulczyka najbardziej cenię, że potrafi portretować współczesną rzeczywistość w sposób bardzo wiarygodny i zaskakujący.
Straszna ta książka, w połowie już prawie nią rzuciłam o ścianę, ale jednak nie mogłam potem przestać o niej myśleć, więc doczytałam do końca. To jest taki rodzaj pisania, że czytelnikowi ma się zrobić słabo i ogólnie ma poczuć obrzydzenie. Czyli wciąga, jeśli na co dzień mało ogólnie czytelnik czuje. No i tu jest haczyk, bo cały wstręt i niechęć jako pierwsze odczucia potem ustępują, zaczynasz się przyzwyczajać, z nadzieją, że ten opisany zarzygany bohater i świat jakoś po 500 stronach (myśląc z niecierpliwością „do brzegu”) zacznie mieć jakiś sens. No i wtedy odzywa się Niemowa i już jest pozamiatane. Także warto, ale miło nie będzie...
Jestem DDA i czytanie tej książki było jak chodzenie po szkle. Musiałam dawkować sobie kolejne rozdziały i mimo że obejrzałam serial jako pierwszy, książka była moim zdaniem wybitna. Czułam ten ból, smród, pustkę, chlanie do porzygu i wszystko inne, całą sobą. Jest to na pewno mocna pozycja i bardziej niż sama fabuła, interesowała mnie psychologia postaci, a tym się nie zawiodłam.
Książka świetna, od początku do końca. Nie zatrzymuje się przed niczym. Nienawidzę głównego bohatera, a jednocześnie niesamowicie mi go szkoda. Najlepszy, najmocniejszy i najprawdziwszy obraz alkoholizmu, jaki miałam okazję znaleźć.
wow, ale to było dobre, totalnie moje klimaty - sporo nihilizmu, życiowych rozważań, taki nieco Houellebecqowy vibe ❤️ teraz będę pokładała w Panu Żulczyku duże nadzieje i już się nie mogę doczekać sięgnięcia po jego kolejną powieść :)
Wielkie oskarżenie toksycznych wzorców męskości, które blokują mężczyzn w wyrażaniu emocji, dzielenia się swoimi uczuciami, bycia serdecznymi i czułymi, i które przekazywane są z pokolenia na pokolenie. A ich konsekwencją są np. alkoholizm czy depresja. Jakub Żulczyk sięga po ramy kryminału, by opowiedzieć o tym jak maczyzm i patriarchat niszczy samych mężczyzn i ich najbliższych. Pisarz bardzo wiarygodnie oddaje sposób, w jaki alkoholik postrzega rzeczywistość - jawa miesza się tu z pijackimi omami i wizjami, które w obrazowaniu mają charakter apokaliptyczny (czerwone niebo, rzeka jak smoła, miasto czarne i puste) Ważnym wątkiem jest afera reprywatyzacyjna w Warszawie - autor staje po stronie ofiar - ludzi wykluczonych, chorych, starych, oskarżając państwo o to, że zamiast wesprzeć najsłabszych, chroniło ich krzywdzicieli. Porywająca narracja sprawia, że czujemy, jakbyśmy weszli w skórę i głowę głównego bohatera, jego świat nas pochłania i obezwładnia. Język, jak zwykle u Żulczyka potoczysty, niby prosty, ale jednak pełen zaskakujących porównań, działających na wyobraźnię metafor. Bardzo satysfakcjonująca lektura.
początek i środek super wciągający, ale ostatnie 150 stron miałam wrażenie, ze to jakaś przedłużona końcówka, o co tu chodzi?? no i finał po prostu rozłożył mnie na łopatki, aż zabrakło mi tchu. polecam gorąco
Żulczyka się albo co najmniej lubi albo permanentnie nie znosi. Ja należę do tej pierwszej grupy, choć nie czekam z niecierpliwością na każdą kolejną książką. Po obrazoburczym "Czarnym Słońcu", które zdecydowanie zasługiwało na większą uwagę, Żulczyk wraca do historii bardziej przyziemnych i na wskroś polskich. Wydaje mi się, że największą zasługą tej książki jest obraz alkoholizmu - inny niż u Pilcha. Unowocześniony i boleśnie, wstrząsająco wręcz prawdziwy. Wątek kryminalny jest tu dla mnie słabszym elementem, choć doceniam aktualne komentarze do patodeveloperki. Niemniej za ten obraz Polaka-gwiazdora-pijaka i spustoszenia, jakie czyni w swym życiu, daję zasłużone cztery gwiazdki.
Pierwsza książka tego roku, a z nią emocjonalny rozpad. Obrzydliwa, trudna, nieprzyjemna, odpychająca. W tym wszystkim przyciągająca i niekomfortowo bliska. Nie mam ochoty i jest mi z tym ciężko, ale wrzucam do zakładki “czeka na reread”. Warta przeczytania, mam zapotrzebowanie na więcej Żulczyka.
2,5/5 Jestem dokładnie po środku w ocenie tej książki skłaniając się jednocześnie ku niższej ocenie. To nie taki Żulczyk jakiego lubię, choć po części domyślam się, że jest ku temu powód. Gdyby nie audiobook (polecam!) to nie przebrnęłabym przez długi, słaby początek. Książka jest o alkoholizmie - od początku do końca. Mam ambiwalentny stosunek do tego tematu, a mimo to czytanie o tym w takiej ilości jak tu trochę mnie zmęczyło. Za dużo rozprawiania o piciu, trzeźwieniu i związanych z tym emocji. Nie było to nic odkrywczego, a do tego miałam wrażenie, że znów czytam coś co przeczytałam już 20 stron wcześniej i w 5 innych książkach. To, że nie było to przyjemne to raczej oczywiste, ale z drugiej strony chyba chodziło o to by wywołać jakieś większe emocje, które u mnie się nie pojawiły. Jestem tym zdziwiona, bo wiem, że Żulczyk potrafi walnąć, a nie poczułam walnięcia. Zrzucam to wszystko na karb osobistego stosunku autora do tematu. Jak wynika z posłowia Żulczyk sam zmagał się z nałogiem, wiec zakładam, że pisał o tym w inny sposób niż o każdym innym temacie, który go bezpośrednio nie dotyka. Co oczywiste - ciężko w takiej sytuacji odciąć siebie, swoje przemyślenia, chęć napisania czegoś z własnego doświadczenia. Obiektywizm można schować do kieszeni. Co za tym idzie - wybaczam, bo osobiście nie umiem postawić się na jego miejscu. Po połowie książki tempo się zmienia. Zaczynamy dowiadywać się czegoś więcej niż to, że główny bohater lubi pić i nie lubi trzeźwieć. Im więcej się dzieje tym lepiej się czyta. Jakby nie można było tak od początku... Historia którą finalnie dostajemy jest całkiem zajmująca, choć przewidywalna na wskroś. Podczas jej opowiadania Żulczyk jest Żulczykiem, wiec jest angażująco. Momentami pachniało mi "Ślepnąc od świateł", szczególnie przy dialogach. W finale dostajemy mały plot twist, który jest dla mnie jednym z dwóch najlepszych momentów książki (żałuje, że autor nie poszedł z tym jeszcze dalej). Drugim takim momentem jest rozdział obejmujący monolog przy końcu książki. To chyba najbardziej naładowany emocjami fragment książki i taki tekst o nałogu mogę czytać zamiast tego kto i czym rzyga w danej chwili. Stawiam na to, że serial może być w tym przypadku lepszy od książki, bo tam nie dadzą rady zagadać widza (oby!) tak jak trochę zagadał nas Żulczyk. Jak już wspomniałam - może musiał się wygadać, może nie potrafił spojrzeć na ten tekst zimnym okiem, może w pełni świadomie zdecydował, że tak ma być. Nie wiem. Doceniam jednak kilka dobrych fragmentów, doceniam dialogi, sposób opowiadania, który mimo wszystko wciąga i porównanie butelek alkoholu stukających w siatce do dzieci płaczących za rodzicem.
Usłyszałam o tej książce dzięki mojej najlepszej przyjaciółce i jest mi aż przykro, że tak mało osób o niej mówi. Po pierwsze-literacko bardzo dobra, byłam uprzedzona do polskiego autora a tu miłe zaskoczenie. Po drugie- historia bardzo polska, prawdziwa i dotykająca. Dawno nie czułam tylu emocji czytając książkę. Mogę chyba powiedzieć, że ta książka mnie pochłonęła, zniszczyła, wypluła i jestem w tym totalnie zakochana
Marcin Kania, alkoholik, który spędził ubiegły wieczór ze swoim synem, wrócił do domu cały we krwi. A syna ani widu ani słychu. To nie jest powieść kryminalna, wbrew temu, co możecie po tak krótkim opisie wywnioskować. To podróż w głąb psychiki alkoholika, który się leczy (?), ale wie, że już zawsze będzie chory. Jest mi to szczególnie bliskie, w końcu ilekroć wyrzekasz się czegoś - wiążesz się z tym na zawsze. To przekrój myśli osoby, która niezależnie od tego co robi, zawsze ma z tyłu głowy, że wolałaby się napić. I zawsze musi myśleć o tym, jak wiele już przez swój nałóg straciła, by nie sięgnąć po używkę znowu. Bo wszystkie błędy jakie popełniamy „pod wpływem” są tak samo naszymi błędami jak te trzeźwe, wszak nikt nam alkoholu/narkotyków/leków (niepotrzebne skreślić) na siłę pod nos nie podstawiał (chyba że ktoś faktycznie to robił, wtedy zmieńcie środowisko, serio).
Fabuła jest porywająca i naprawdę przewrotna, ale to sobie możecie przeczytać w każdej innej recenzji, ja chcę się z Wami podzielić emocjami jakie we mnie ta książka wzbudziła. Bo jestem wściekła. Na Kanie i jego rozczulanie się nad sobą, na jego syna, za noszenie problemów głęboko w sobie, na autora za napisanie czegoś, co tak intensywnie rezonuje z moim własnym doświadczeniem i przemyśleniami. Jestem wściekła, bo nie mam teraz czego ze sobą zrobić. Chcę sięgnąć po następne książki autora, ale to taka literatura, którą trzeba dawkować by móc się w niej rozsmakować.
526 stron pochłonięte w dwa dni. Polecam, ale na taką książkę trzeba być gotowym i wpaść na nią w odpowiednim momencie swojego życia, by nie zrobić sobie większej krzywdy.
O matko, mega zaskoczenie. Naprawdę mocna książka o alkoholizmie i jak tak naprawdę ta choroba niszczy i dominuje życie człowieka. Patrzymy na święta z punktu widzenia osoby chorej. Wstrząsająca, smutna, przerażająca. Warta przeczytania, polecam bardzo. Sięgnę na pewno po coś jeszcze Żulczyka
Od zawsze uwielbiałem Żulczyka, aż do Czarnego Słońca, książka przypominała nieudaną parodię stylu autora. W moich oczach stało się to dlatego, że prócz pisania naturalistycznej, spostrzegawczej literatury, próbował w istniejący styl wpleść morał i bycie aktywistą. Do tej pory jedyne refleksje jakie zauważałem u autora, to moje własne, na temat poczynań bohaterów, łapanie się za głowę przy ich decyzjach/wyborach, nerwowe teorie rysowane w głowie teorii, co ten autor zrobi na koniec aby nas zaszokować. Czarne Słońce to tytuł który ten morał i przemyślenia chce mi wepchnąć do gardła, próba obrazy dla myślącego człowieka.
Z Informacją Zwrotną mam podobny problem, ale tylko w połowie. To jakby dwie książki sklejone w jedną. Wątek alkoholizmu i wątek reprywatyzacji. Przeplatają się, uzupełniają, ale jednak widać że jest to nieudana hybryda, że autor (z całym szacunkiem dla wyjścia z nałogu) lepiej zna się na piciu niż sprawach politycznych i aferowych. Wątek reprywatyzacyjny to po raz kolejny próba wepchnięcia czytelnikowi do gardła morału, wątek alkoholizmu to stary dobry Żulczyk, który nadal rozwija warsztat, snuje oniryczne wizje, niepokoi i budzi emocje. Są tutaj, a jakże, twisty fabularne, ale one kojarzą bardziej mi się ze skręceniem kostki niż obróceniem akcji o 180 stopni. Stary dobry Żulczyk po mistrzowsku operuje słowem, jako jeden z niewielu współczesnych polskich autorów potrafi umieścić dwa lub więcej słów obok siebie w taki sposób, że ma się wrażenie że słowa te rozdzielono przy ich powstaniu, a potem na wieki zapomniano, potrafi wywołać skojarzenia u czytelnika, które mogą przeobrazić się w szczegółową socjologiczną analizę jakiegoś zjawiska społecznego przez parę słów ustawionych obok siebie. To olbrzymia sztuka. Nowy, moralizatorski Żulczyk, chce dobrze, ale mam wrażenie że w swoich chęciach obraża inteligencję swojego czytelnika. Książka mocno nierówna, ma parę tanich zagrań, jednak jest warta przeczytania, choćby dlatego aby uzmysłowić nam że alkoholizm to jedna z najgorszych rzeczy jakie spotkały społeczeństwo.
Za uwagi o Pilchu, stereotypowe podejście do programistów i brak konsultacji branżowych dialogów (z branży IT, na szczęście nie było ich wiele) zmuszona jestem odjąć jedną gwiazdkę ;) Poza tym książka świetna. Niby przewodzą 2 tematy - alkoholizm i reprywatyzacja, ale wiele pomniejszych wątków, czy niewiele wnoszących do fabuły dialogów zmusza czytelnika do zatrzymania się nad zupełnie inną problematyką.
Uzależnienie pokazane w tej książce bolało. To było jak oglądanie Euforii lub BoJacka Horsemana: jednocześnie denerwowałam się na głównego bohatera (że robi głupie rzeczy, że jest nieodpowiedzialny, że nie umie się opanować), współczułam mu (bo uzależnienie to choroba) i kibicowałam mu (żeby udało mu się wyleczyć i zrobić wreszcie coś dobrego). To wszystko było zbudowane naokoło dynamicznej intrygi - trochę kryminału (kogo jedzie bohater zabić już na drugiej stronie?) a trochę sensacji. I chociaż właśnie chciałam napisać, że bardzo polecam wszystkim te doskonałą sensacyjna powieść, to powstrzymuje mnie przed tym alkoholizm i wiele innych punktów wyzwalających silne emocje (przemoc psychiczna i fizyczna, samobójstwa, zabójstwa). Jeśli napiszę więcej to za dużo wam zdradzę.
[cytat] “Zawsze mówią, że coś jest na zawsze: będę kochał cię na zawsze, zawsze tam, gdzie ty, zawsze wierni. A przecież nie ma „zawsze”, jest tylko do śmierci. To duża różnica.” — Jakub Żulczyk, “Informacja zwrotna”
[audiobook] Świetnie dopasowany lektor.
[moje odczucia] ‼️ Słuchałam tą książkę w audio, ostatni rozdział z wiadomością głosową Piotrka bardzo mi się dłużył. Powtórzyło się kilka informacji, które już wiedziałam. Podobało mi się jak autor przedstawił chorobę alkoholową. Czułam się jakbym czytała książkę o BoJacku Horsemanie w innej rzeczywistości. Gdy przestawałam słuchać często nie mogłam myśleć o niczym innym niż o Marcinie Kani.