Najpełniejszy zbiór poezji Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w jednym tomie.
O sobie pisała: „Po prostu trudno być mną. Tyle kantów”. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska posiadała niezwykły dar opisywania nastrojów, uczuć i stanów ducha. Potrafiła lekko i ulotnie – z wrażliwością na rzeczy z pozoru nieistotne – przekazać to, co trudne do uchwycenia, niewyrażalne. Ale dopiero najpełniejsze wydanie wierszy, zbierające także odnajdywane przez ostatnie lata teksty, pokazuje kanty, paradoksy i półcienie jej poetyckiego dorobku.
Jako poetka ceniona była przez wszystkich – od skamandrytów, przez Juliana Przybosia aż po Czesława Miłosza. Mijają kolejne dekady, a jej dar zachwytu i intensywności odczuwania fascynuje kolejne pokolenia.
„Była istotą z gorącej krwi, cienkich kości i kobiecego, kruchego ciała, które tylko pragnęło kochać. A jednak była przy tym i nimfa grecką, i najadą, i sylfidą, i piękną czarownicą, którą wciąż spotykały niezwykłe przygody” – Magdalena Samozwaniec.
„Pewne jest, że taki stan euforii, miłosnego uniesienia był jej stanem naturalnym. Potrzebowała tego, aby istnieć. I nie chodziło tylko o to, aby ktoś ją kochał. Ona sama potrzebowała kochać. (...) Gdy kochała, pisała wspaniałe wiersze. Nawet wtedy, gdy ukochany ją zawodził, też pisała o miłości, tyle że o miłości rozczarowanej. Gdy brakowało kochania, usychała jak kwiat” – Simona Kossak.
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, née Kossak was a Polish poet known as the Polish Sappho and "queen of lyrical poetry" of Poland's interwar period. Fluent in French, English, and German, she married three times and lived the life of a world traveller.
Born in Kraków to a family of artists, Maria Kossak grew up around painters, writers, and intellectuals. Her grandfather, Juliusz Kossak, and father, Wojciech Kossak, were both professional painters famous for their historical paintings. Her younger sister, Magdalena Samozwaniec, was also a popular writer. As well as her cousin Zofia Kossak-Szczucka.
In her youth, Kossak painted as often as she wrote poetry. It was only during her marriage to Jan Pawlikowski — after the invalidated first marriage to Władysław Bzowski — that her literary interests prevailed, inspired by the couple's discussions about her poetic output and the world of literature in general. Their passionate relationship based on shared interests and mutual love was the endless source of her poetic inspiration. However, the second marriage didn't last either.
Following her divorce, Maria Pawlikowska became active in the community of poets from the Warsaw-based Skamander group: Julian Tuwim, Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński, and renowned writers such as Jarosław Iwaszkiewicz, Irena Krzywicka, Kazimiera Iłłakowiczówna and Tadeusz Boy-Żeleński. During the inter-war period Pawlikowska-Jasnorzewska published twelve volumes of poetry and established herself as one of the most innovative poets of the era.
She began her career as a playwright in 1924, with her first farce, Archibald the Chauffeur, produced in Warsaw. By 1939 she had written fifteen plays whose treatment of taboo topics such as abortion, extramarital affairs, and incest provoked scandals. She was compared by critics to Molière, Marivaux, Oscar Wilde, George Bernard Shaw, and Witkacy. Her plays depicted her unconventional approach to motherhood, which she understood as a painful obligation that ends mutual passion. She spoke in support of a woman's right to choose according to her needs and feelings.
In 1939, at the onset of World War II, she followed her third husband, Stefan Jasnorzewski, to England. She was diagnosed with cancer in 1944, became semi-paralyzed, and on 9 July 1945 died in Manchester, cared for by her husband.
„Dla nich ryby skrzelami pracują w szafliku, mając na ustach ciszę i krwawiące rany. Dla nich kuchnia rozbrzmiewa od wrzasku i krzyku gardzieli podrzynanych i szyj ukręcanych.
Oni to piją grozę z krwią zabitej kaczki i warzą głowy dzieci: — zadziwionych cieląt. Wypruwają wnętrzności, krzycząc: flaczki, flaczki, i jedzą je w niedzielę, z rodziną się dzieląc.
Lubią wody na smaku bezradnych piszczeli, wszechzwierzęce girlandy cynicznej kiełbasy, krwawe raki z piekielnej wyjęte kąpieli i baraniego ciała brązowe atłasy.
Rozsmarowują trupy na niewinnym chlebie, obwąchują zająca, czy aby dość skruszał, z martwym ozorem w zębach czują się jak w niebie, I do cudzego mózgu śmieje im się dusza.
Pożerają, dymiący jak nowe cmentarze, te stroskane przystawki, te gorzkie potrawy — Karki im nabrzmiewają, obwisają twarze, na których śmieszek hieny zawita trupawy.
Po pięknookiej sarnie nie noszą żałoby, ale żrą ją na stypie, w dzień pogrzebu radcy, i zezują miłośnie do gęsiej wątroby, bujni brzuchem jedynie, a łysiną gładcy, a twardzi tylko sercem — i w całej stolicy głośni — ale mlaskaniem, smętni biesiadnicy.”
• Ach, to nie było warte...
„Ach, to nie było warte by sny tym karmić uparte
by stawiać duszę na kartę ach to nie było warte.
Ach, to nie było warte by nosić łzy nie otarte
i by mieć serce wydarte to wcale nie było warte...”
Mam bardzo mieszane uczucia wobec poezji Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Ogólnie spełnia ona kryteria, które powinny sugerować, że przypadnie mi do gustu — coś jednak zgrzyta. Były utwory, które zapierały mi dech w piersiach, ale znalazło się też wiele takich, przez które ledwo przebrnąłem. Najsłabszą częścią zbioru są niestety wiersze i szkicowniki wojenne, co mnie, prawdę mówiąc, nie dziwi. Bo co się stanie, gdy zmusimy motyla do walki? Zacznie tańczyć jak szalony, miotany przez rytm narzucony przez podmuchy wiatru.