Kolejna część bestsellerowego cyklu Opowieści niepoprawne politycznie. Po Żydach, Sowietach i Niemcach przyszedł czas na Aliantów.
II wojna światowa przedstawiana jest jak hollywoodzki western, starcie dobrych kowbojów ze złymi Indianami. Prawdziwa historia nie była jednak wcale czarno-biała. Zbrodnie wojenne popełniały nie tylko państwa Osi, ale również alianci zachodni.
Straszliwe bombardowania dywanowe Hamburga, Drezna i innych niemieckich miast. Rozstrzeliwanie jeńców wojennych. Gwałty i grabieże. Rasistowskie mordy na ludności cywilnej Japonii, których zwieńczeniem była atomowa zagłada w Hiroszimie i Nagasaki.
Piotr Zychowicz jest publicystą historycznym. Pisze o drugiej wojnie światowej, zbrodniach bolszewizmu i geopolityce europejskiej XX wieku. W swoich koncepcjach nawiązuje do idei Józefa Mackiewicza, Władysława Studnickiego, Stanisława Cata-Mackiewicza oraz Adolfa Bocheńskiego. Znany z antykomunistycznych i antyendeckich poglądów. Jest zwolennikiem wielonarodowej Rzeczypospolitej. Opowiada się za prowadzeniem Realpolitik i zajmuje krytyczne stanowisko wobec polskich przywódców z lat 1939-1945. Surowo ocenia politykę Józefa Becka, Władysława Sikorskiego i Stanisława Mikołajczyka. Zarzuca im chciejstwo, naiwność i zbyt hojne szafowanie polską krwią. Operację „Burza” i decyzję o wywołania Powstania Warszawskiego uważa za błędy. Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Był dziennikarzem „Rzeczpospolitej” i tygodnika „Uważam Rze” oraz zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „Uważam Rze Historia”. Obecnie jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Historia Do Rzeczy” i zastępcą redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy”. Jest jednym — obok Jerzego Haszczyńskiego i Katarzyny Zuchowicz - z inicjatorów akcji „przeciwko polskim obozom“ zorganizowanej w 2005 roku przez dziennik „Rzeczpospolita”. Napisał książki "Pakt Ribbentrop-Beck", "Obłęd '44" oraz "Opcja niemiecka"
Nie ma dobrych i złych narodów, są dobrzy i źli ludzie.
Lubię Zychowicza. Za powtarzane jak mantra słowa - ofiarami wielkich konfliktów są zwykle zwykli ludzie. Niemowlak, uczennica podstawówki, handlarz ze sklepu za rogiem, starsza pani. Imię ich legion, bo gdy chłopcy zaczynają bawić się w wojnę, los maluczkich nikogo nie obchodzi.
Za co jeszcze lubię Zychowicza? Za wbijanie do głowy, że zbrodnie, bestialstwa i ludobójstwa nigdy nie są domeną jednej strony konfliktu. Rozliczony zostaje tylko przegrany. Zwycięzca pisze historię, więc przedstawia się jako obrońca uciśnionych, a swoje zbrodnie bądź wypiera bądź relatywizuje.
Konkretniej. Alianci popełnili multum zbrodni wojennych, wycierając sobie gębę Konwencją Genewską raz po raz. Mordowali jeńców - zwłaszcza Amerykanie Japończyków. Bombardowali miasta od Hamburga przez Drezno po Tokio i Hiroszimę, ścierając je wraz z mieszkańcami na proch, bo tak. Zakładali obozy koncentracyjne dla innych nacji - Brytyjczycy Burom, a później Kenijczykom. Czasem wsadzali do nich własnych obywateli jak USA osoby japońskiego pochodzenia. Wydawali Stalinowi ludzi jak leci z Kozakami na czele, sortując ich na rampie jak SSmani. Godzili się na gwałty dokonywane przez oddziały sprzymierzone na Francuzkach i Włoszkach. Wszystko to w imię pięknych idei. A jakże. Pokoju, wolności i demokracji.
Niestety rozliczenie z grzechami Aliantów wyszło nieco niezdarnie. Za dużo tu egzaltacji. Sama mam do niej skłonność, więc nie rzucę w Zychowicza kamieniem, ale patos niebezpiecznie często podnosi łeb i szczerzy kły. Książka jest zbyt syntetyczna, momentami trąci Wikipedią. Brakuje zwartości tematycznej. Upchano w niej za dużo. A to wojnę z Burami, a to masakrę nad Wounded Knee.
Po prostu Zychowicz aż za bardzo chciał pokazać, że król jest nagi.
Chyba najsłabsza z "Opowieści niepoprawnych politycznie" (a czytałem już prawie wszystkie). Dlaczego? Temat książki ("Alianci") jest bardzo szeroki i trudno wytyczyć precyzyjnie jego granice - autor skacze zatem dość swobodnie w przestrzeni (tj. pomiędzy krajami) i w czasie (cofając się nawet do eksterminacji Indian w Ameryce Płn.) - często ciężko tu o wspólny mianownik.
Spodziewałem się szczerze mówiąc skupienia na okresie międzywojennym i WW2, ewentualnie jeszcze włączając Zimną Wojnę, a dostałem totalny misz-masz. Mamy więc np. Burów z Anglikami, ale nie ma za to zbyt wiele na temat tego, co Anglicy z Francuzami wyczyniali w Transjordanii albo Maghrebie. Czasami Zychowicz już tak odpływa, że zapomina o tym, że ma opisywać Aliantów i ... rozpisuje się o zbroniach japońskich w Azji Wschodniej. Nie zrozumcie mnie źle, to ciągle są ciekawe opowieści, ale sam fakt, że nie wiesz gdzie za chwilę przeskoczy opowieść po prostu nuży i powoduje, że ciężko zebrane informacje uporządkować i coś z nich wyciągnąć. No może poza tym, że nie ma nacji z gruntu złych i z gruntu dobrych, nie ma rycerzy bez skazy i zmazy, ludzie są tylko ludźmi, a wszystko się da wytłumaczyć za pomocą odpowiedniej propagandy (oczywiście pamiętając, że historię piszą zwycięzcy).
Uważam zatem, że książka byłaby lepsza jakby ją trochę uporządkować i "doprecyzować zakres". Nawet kosztem skrócenia zawartości o połowę. Ale to ciągle Zychowicz - daje radę i 3.8-3.9 gwiazdek można spokojnie dać.
Książka jest niesamowita, nim ją zacząłem miałem myśli że co ciekawego można napisać o aliantach, okazuje się, że bardzo byłem w błędzie, wcale nie było aż tak czarno-biało. Wręcz odwrotnie. W najlepszym razie czarno-ciemno szaro. Serdecznie polecam: wybrane cytaty:
października 1939 roku przed mikrofonem BBC wystąpił pierwszy lord admiralicji Winston Churchill, jeszcze niedawno czołowy antybolszewik Wielkiej Brytanii. Oświadczył on zdumionym słuchaczom, że sowiecka agresja na Polskę była usprawiedliwiona, w ten sposób Stalin zabezpieczył się bowiem przed możliwością agresji ze strony Hitlera.
No cóż, taka jest polityka. Proszę pamiętać, że zanim Amerykanie i Brytyjczycy wylądowali na kontynencie, front wschodni wiązał przytłaczającą część sił Wehrmachtu. 93 procent strat, które Niemcy ponieśli do tego czasu w II wojnie światowej, ponieśli w walce z Armią Czerwoną. To Związek Sowiecki przez kilka lat brał na siebie niemal cały ciężar walki z Niemcami. Ameryka miałaby odrzucić takiego sojusznika z powodu jego represyjnego systemu wewnętrznego? Bądźmy poważni. To tak nie działa.
Mniej więcej tak. Trudno powiedzieć, czy były szanse na realizację takiej śmiałej wizji. Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku nastąpiło jednak znaczne społeczne i kulturalne zbliżenie elit Polski i Rosji. Sprawa polska była wśród rosyjskiej arystokracji dość modna. Wielu rosyjskich arystokratów nie tylko mówiło wówczas po polsku, ale i żeniło się z Polkami, a nawet przechodziło na katolicyzm. Myślę więc, że klimat dla takiego projektu istniał. Mimo rozbiorów, powstania kościuszkowskiego, rzezi Pragi i wojny 1812 roku, gdy Polacy znaleźli się w Moskwie.
Po wojnie Orwell zabiegał o to, by w Wielkiej Brytanii wydano książkę Józefa Czapskiego o zamordowanych polskich oficerach. Wszystkie wydawnictwa odmówiły. To wiele mówi o tym, jaki klimat panował wtedy na Zachodzie.
Przedwojenna Polska, w przeciwieństwie do Związku Sowieckiego, miała w prasie Wschodniego Wybrzeża fatalną opinię. Pisano o niej bardzo krytycznie zarówno w „New York Timesie”, jak i „Washington Post”. II Rzeczpospolita w oczach amerykańskich dziennikarzy była uważana za kraj skrajnie antysemicki. Prasa za oceanem dużo uwagi poświęciła pogromowi lwowskiemu z 1918 roku. Polska była według nich paskudną, nacjonalistyczną, antysemicką dyktaturką. Gdy w 1938 roku zabrała Czechosłowacji Zaolzie, amerykańska prasa pisała o niej jako o szakalu, sojuszniku Hitlera.
Tak. Gdy polski rząd wystąpił do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o śledztwo w sprawie Katynia, znalazł się pod ostrzałem amerykańskiej prasy. Pisano, że faszystowski polski rząd do spółki z Hitlerem próbuje rozbić koalicję antyniemiecką. Wszystko działa tak wspaniale, Armia Czerwona walczy z Wehrmachtem, a tu nagle pojawiają się Polacy ze swoimi antykomunistycznymi obsesjami. Amerykanie nie rozumieli, że Sikorski nie ma nic wspólnego z endecją. Zresztą niewiele ich to obchodziło. W kampanii wymierzonej w Polaków dużą rolę odegrali działający na terenie USA sowieccy agenci, na czele ze słynnym Stefanem Arskim, po wojnie komentatorem „Trybuny Ludu”. A także wpływowe związki zawodowe. One także były zinfiltrowane przez agentów i sympatyków bolszewizmu.
Tak, Roosevelt był wręcz nieprawdopodobnie naiwny. Sympatia do Stalina go zaślepiała. Proszę również pamiętać, że w ostatnich latach życia prezydent był nie tylko inwalidą, ale prawdopodobnie miał również chorobę Parkinsona. Cierpiał na syndrom pałacowy, miał wokół siebie tylko lizusów i prosowieckich agentów wpływu, wspomnianego Josepha E. Daviesa czy Harry’ego Hopkinsa. Prezydent wiedział to, co mówili mu ci ludzie. A oni w sprawie Katynia zajęli oczywiście prosowieckie stanowisko.
Biuro OSS w Sztokholmie przesłało raport, w którym dowodziło, że wszystko wskazuje na sprawstwo sowieckie. Ale raport ten nigdy nie dotarł do Białego Domu. Gdzieś – na średnim szczeblu – byli ludzie, którzy takie informacje blokowali. ---------------------------------------- Churchill bez wątpienia miał dylemat moralny. Co zrobić w tak trudnej sytuacji? Opowiedzieć się po stronie Polaków czy bronić jedności koalicji antyniemieckiej? Przecież Goebbelsowi, gdy odpalił bombę katyńską, chodziło właśnie o zdruzgotanie tej koalicji. Churchill wybrał jedność koalicji. Zmusił Sikorskiego do wycofania wniosku o wyjaśnienie masakry katyńskiej złożonego do Czerwonego Krzyża. Jego ambasador przy rządzie polskim na uchodźstwie, Owen O’Malley, pisał o tym po wojnie wprost: Musieliśmy publicznie atakować Polaków w sprawie Katynia, żeby utrzymać sojusz ze Stalinem.
Co takiego Brytyjczycy robili w latach pięćdziesiątych z Kikuju? Zamknęli ich w obozach koncentracyjnych. Znęcali się nad tymi ludźmi niezwykle okrutnie, stosując metody rodem z izb tortur SS i Gestapo. Gwałcili kobiety i mordowali mężczyzn. Wszystko to na olbrzymią skalę. Brytyjczycy eksterminowali w Kenii dziesiątki tysięcy ludzi.
Prawda? Trudno przecież w historii naszej planety znaleźć zarazę, która unicestwiłaby tylu ludzi co komunizm. Tylko w XX wieku komunizm odebrał życie co najmniej 100 milionom. To dwa razy więcej niż łączny bilans śmiertelny I i II wojny światowej! Dwóch najbardziej śmiercionośnych konfliktów w dziejach.
Jaka była jego opinia o samych Polakach? Reagan postrzegał pański naród jako tragiczną ofiarę dwóch totalitaryzmów: narodowego socjalizmu i bolszewizmu. Ten szlachetny, religijny naród – który szczerze szanował – z powodu swojego położenia geograficznego został straumatyzowany przez dwóch złoczyńców. Alianci w Jałcie spuścili Polskę w dół sowieckiej rzeki. Reagan nigdy się z tym nie pogodził. Uważał, że Ameryka powinna dążyć do wyzwolenia Polaków z totalitaryzmu, tym razem zabarwionego sowiecką czerwienią, a nie niemieckim brązem. „Sprawy polskie bardzo go zajmowały – wspominał doradca i przyjaciel Reagana Bill Clark. – Mówił mi, że układ jałtański jest do gruntu niesprawiedliwy i trzeba z nim skończyć”.
Ofensywa bombowa aliantów była jedną z najbardziej bezwzględnych operacji eksterminacyjnych w dziejach świata. Pochłonęła życie 600 tysięcy cywilów, którzy zostali zgładzeni przy użyciu najnowocześniejszej techniki. W krwawym XX wieku więcej niewinnych wymordowali tylko wyznawcy ludobójczych totalitarnych ideologii – narodowi socjaliści i komuniści. A także członkowie rwandyjskiego ludu Hutu, którzy w 1994 roku wyrżnęli maczetami blisko milion swoich sąsiadów Tutsi.
Bilans bombardowania był zatrważający. Zginęły 23 tysiące ludzi. Nalot na Świnoujście był największą jednorazową masakrą ludności cywilnej, do której doszło na terenach obecnie należących do Polski. Oczywiście zaraz po rzezi Woli dokonanej przez SS i niemiecką policję w pierwszych dniach powstania warszawskiego. Świnoujście nie było jedynym miastem zniszczonym przez alianckie bomby, które znajduje się obecnie w polskich granicach. Brytyjczycy przeprowadzili również całą serię nalotów dywanowych na Szczecin.
Anglosaskich nalotów nie uniknął również Gdańsk, miasto, od którego zaczęła się II wojna światowa. O ile kwestia przyszłej przynależności państwowej Szczecina w 1945 roku była otwarta, o tyle jasne było, że Gdańsk znajdzie się w granicach Polski. Mimo to w marcu 1945 roku na miasto posypały się z początku sowieckie, a później również amerykańskie bomby, niszcząc między innymi jego najcenniejsze zabytki. Gdy polskie władze komunistyczne przejęły miasto, jeszcze nie wygasły ostatnie pożary.
Weźmy przykład Hamburga. Amerykańscy eksperci wyliczyli po wojnie, że straszliwe bombardowania dywanowe tego miasta przyniosły tamtejszym zakładom przemysłowym straty będące ekwiwalentem ich niecałej dwumiesięcznej produkcji. Konkretnie 1,8 miesiąca. Usterki i zniszczenia szybko naprawiono i fabryki ruszyły pełną parą. 45 tysiącom zgładzonych w nalotach cywilom życia jednak przywrócić nie można było.
Rachunek jest zaskakujący – na każdych dziesięciu zamordowanych niemieckich cywilów brytyjskie siły bombowe musiały poświęcić jednego lotnika. Wysoko wyspecjalizowanego eksperta, który wcześniej przechodził długie i kosztowne szkolenie. A ponieważ pod niemieckimi bombami ginęli głównie ludzie starsi, kobiety i dzieci, bilans strat – pod względem militarnym – nie był wcale taki korzystny dla imperium Jego Królewskiej Mości.
W alianckich nalotach na miasta zginęło około 50–70 tysięcy Francuzów. Jak pisał Aleksander McKee, „dla mieszkańców rozróżnienie pomiędzy pociskiem wroga a przyjaciela stało się czysto akademickie, bo oba były śmiercionośne”. Warto do tego dodać, że więcej Francuzów zginęło od alianckich bomb niż od kul niemieckich okupantów… Książka jest niesamowita, nim ją zacząłem miałem myśli że co ciekawego można napisać o aliantach, okazuje się, że bardzo byłem w błędzie, wcale nie było aż tak czarno-biało. Wręcz odwrotnie. W najlepszym razie czarno-ciemno szaro. Serdecznie polecam: wybrane cytaty:
października 1939 roku przed mikrofonem BBC wystąpił pierwszy lord admiralicji Winston Churchill, jeszcze niedawno czołowy antybolszewik Wielkiej Brytanii. Oświadczył on zdumionym słuchaczom, że sowiecka agresja na Polskę była usprawiedliwiona, w ten sposób Stalin zabezpieczył się bowiem przed możliwością agresji ze strony Hitlera.
No cóż, taka jest polityka. Proszę pamiętać, że zanim Amerykanie i Brytyjczycy wylądowali na kontynencie, front wschodni wiązał przytłaczającą część sił Wehrmachtu. 93 procent strat, które Niemcy ponieśli do tego czasu w II wojnie światowej, ponieśli w walce z Armią Czerwoną. To Związek Sowiecki przez kilka lat brał na siebie niemal cały ciężar walki z Niemcami. Ameryka miałaby odrzucić takiego sojusznika z powodu jego represyjnego systemu wewnętrznego? Bądźmy poważni. To tak nie działa.
Mniej więcej tak. Trudno powiedzieć, czy były szanse na realizację takiej śmiałej wizji. Pod koniec XVIII i na początku XIX wieku nastąpiło jednak znaczne społeczne i kulturalne zbliżenie elit Polski i Rosji. Sprawa polska była wśród rosyjskiej arystokracji dość modna. Wielu rosyjskich arystokratów nie tylko mówiło wówczas po polsku, ale i żeniło się z Polkami, a nawet przechodziło na katolicyzm. Myślę więc, że klimat dla takiego projektu istniał. Mimo rozbiorów, powstania kościuszkowskiego, rzezi Pragi i wojny 1812 roku, gdy Polacy znaleźli się w Moskwie.
Po wojnie Orwell zabiegał o to, by w Wielkiej Brytanii wydano książkę Józefa Czapskiego o zamordowanych polskich oficerach. Wszystkie wydawnictwa odmówiły. To wiele mówi o tym, jaki klimat panował wtedy na Zachodzie.
Przedwojenna Polska, w przeciwieństwie do Związku Sowieckiego, miała w prasie Wschodniego Wybrzeża fatalną opinię. Pisano o niej bardzo krytycznie zarówno w „New York Timesie”, jak i „Washington Post”. II Rzeczpospolita w oczach amerykańskich dziennikarzy była uważana za kraj skrajnie antysemicki. Prasa za oceanem dużo uwagi poświęciła pogromowi lwowskiemu z 1918 roku. Polska była według nich paskudną, nacjonalistyczną, antysemicką dyktaturką. Gdy w 1938 roku zabrała Czechosłowacji Zaolzie, amerykańska prasa pisała o niej jako o szakalu, sojuszniku Hitlera.
Tak. Gdy polski rząd wystąpił do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o śledztwo w sprawie Katynia, znalazł się pod ostrzałem amerykańskiej prasy. Pisano, że faszystowski polski rząd do spółki z Hitlerem próbuje rozbić koalicję antyniemiecką. Wszystko działa tak wspaniale, Armia Czerwona walczy z Wehrmachtem, a tu nagle pojawiają się Polacy ze swoimi antykomunistycznymi obsesjami. Amerykanie nie rozumieli, że Sikorski nie ma nic wspólnego z endecją. Zresztą niewiele ich to obchodziło. W kampanii wymierzonej w Polaków dużą rolę odegrali działający na terenie USA sowieccy agenci, na czele ze słynnym Stefanem Arskim, po wojnie komentatorem „Trybuny Ludu”. A także wpływowe związki zawodowe. One także były zinfiltrowane przez agentów i sympatyków bolszewizmu.
Tak, Roosevelt był wręcz nieprawdopodobnie naiwny. Sympatia do Stalina go zaślepiała. Proszę również pamiętać, że w ostatnich latach życia prezydent był nie tylko inwalidą, ale prawdopodobnie miał również chorobę Parkinsona. Cierpiał na syndrom pałacowy, miał wokół siebie tylko lizusów i prosowieckich agentów wpływu, wspomnianego Josepha E. Daviesa czy Harry’ego Hopkinsa. Prezydent wiedział to, co mówili mu ci ludzie. A oni w sprawie Katynia zajęli oczywiście prosowieckie stanowisko.
Churchill bez wątpienia miał dylemat moralny. Co zrobić w tak trudnej sytuacji? Opowiedzieć się po stronie Polaków czy bronić jedności koalicji antyniemieckiej? Przecież Goebbelsowi, gdy odpalił bombę katyńską, chodziło właśnie o zdruzgotanie tej koalicji. Churchill wybrał jedność koalicji. Zmusił Sikorskiego do wycofania wniosku o wyjaśnienie masakry katyńskiej złożonego do Czerwonego Krzyża. Jego ambasador przy rządzie polskim na uchodźstwie, Owen O’Malley, pisał o tym po wojnie wprost: Musieliśmy publicznie atakować Polaków w sprawie Katynia, żeby utrzymać sojusz ze Stalinem.
Co takiego Brytyjczycy robili w latach pięćdziesiątych z Kikuju? Zamknęli ich w obozach koncentracyjnych. Znęcali się nad tymi ludźmi niezwykle okrutnie, stosując metody rodem z izb tortur SS i Gestapo. Gwałcili kobiety i mordowali mężczyzn. Wszystko to na olbrzymią skalę. Brytyjczycy eksterminowali w Kenii dziesiątki tysięcy ludzi.
Prawda? Trudno przecież w historii naszej planety znaleźć zarazę, która unicestwiłaby tylu ludzi co komunizm. Tylko w XX wieku komunizm odebrał życie co najmniej 100 milionom. To dwa razy więcej niż łączny bilans śmiertelny I i II wojny światowej! Dwóch najbardziej śmiercionośnych konfliktów w dziejach.
Jaka była jego opinia o samych Polakach? Reagan postrzegał pański naród jako tragiczną ofiarę dwóch totalitaryzmów: narodowego socjalizmu i bolszewizmu. Ten szlachetny, religijny naród – który szczerze szanował – z powodu swojego położenia geograficznego został straumatyzowany przez dwóch złoczyńców. Alianci w Jałcie spuścili Polskę w dół sowieckiej rzeki. Reagan nigdy się z tym nie pogodził. Uważał, że Ameryka powinna dążyć do wyzwolenia Polaków z totalitaryzmu, tym razem zabarwionego sowiecką czerwienią, a nie niemieckim brązem. „Sprawy polskie bardzo go zajmowały – wspominał doradca i przyjaciel Reagana Bill Clark. – Mówił mi, że układ jałtański jest do gruntu niesprawiedliwy i trzeba z nim skończyć”.
Ofensywa bombowa aliantów była jedną z najbardziej bezwzględnych operacji eksterminacyjnych w dziejach świata. Pochłonęła życie 600 tysięcy cywilów, którzy zostali zgładzeni przy użyciu najnowocześniejszej techniki. W krwawym XX wieku więcej niewinnych wymordowali tylko wyznawcy ludobójczych totalitarnych ideologii – narodowi socjaliści i komuniści. A także członkowie rwandyjskiego ludu Hutu, którzy w 1994 roku wyrżnęli maczetami blisko milion swoich sąsiadów Tutsi.
Bilans bombardowania był zatrważający. Zginęły 23 tysiące ludzi. Nalot na Świnoujście był największą jednorazową masakrą ludności cywilnej, do której doszło na terenach obecnie należących do Polski. Oczywiście zaraz po rzezi Woli dokonanej przez SS i niemiecką policję w pierwszych dniach powstania warszawskiego. Świnoujście nie było jedynym miastem zniszczonym przez alianckie bomby, które znajduje się obecnie w polskich granicach. Brytyjczycy przeprowadzili również całą serię nalotów dywanowych na Szczecin.
Anglosaskich nalotów nie uniknął również Gdańsk, miasto, od którego zaczęła się II wojna światowa. O ile kwestia przyszłej przynależności państwowej Szczecina w 1945 roku była otwarta, o tyle jasne było, że Gdańsk znajdzie się w granicach Polski. Mimo to w marcu 1945 roku na miasto posypały się z początku sowieckie, a później również amerykańskie bomby, niszcząc między innymi jego najcenniejsze zabytki. Gdy polskie władze komunistyczne przejęły miasto, jeszcze nie wygasły ostatnie pożary.
W alianckich nalotach na miasta zginęło około 50–70 tysięcy Francuzów. Jak pisał Aleksander McKee, „dla mieszkańców rozróżnienie pomiędzy pociskiem wroga a przyjaciela stało się czysto akademickie, bo oba były śmiercionośne”. Warto do tego dodać, że więcej Francuzów zginęło od alianckich bomb niż od kul niemieckich okupantów…
Zaczęło się od pań lekkich obyczajów, kart i alkoholu, a skończyło na grabieżach, plądrowaniu sklepów i mieszkań oraz gwałtach. Na ulicach normandzkich miasteczek dochodziło do prawdziwych polowań na młode mademoiselle. Według generała Williama Hodge’a francuscy cywile skarżyli mu się, że to, co się działo po wyzwoleniu Normandii, „było gorsze niż obecność Niemców”.
Na łamach „Pioniera” już wcześniej deklarowaliśmy, że nasze bezpieczeństwo zależy od totalnej eksterminacji Indian – czytamy w nim. – Walczyliśmy z nimi przez wieki po to, żeby chronić naszą cywilizację. Te nieokiełznane istoty należy zmieść z powierzchni ziemi. W tym leży przyszłe bezpieczeństwo naszych osadników i żołnierzy. Jeżeli tego nie zrobimy, możemy się spodziewać kolejnych kłopotów z czerwonoskórymi. Autorem tych słów był Lyman Frank Baum, przyszły autor Czarnoksiężnika z Krainy Oz i innych popularnych książek dla dzieci.
Jedyną zbrodnią burskich więźniów było to, że znaleźli się pomiędzy Brytyjczykami a złotem Transwalu i Oranii. Warto pamiętać o tych zapomnianych ofiarach. I o tym, że pierwszych masowych obozów koncentracyjnych na półkuli wschodniej nie założyły zbiry Hitlera ani bolszewicy. Założył je naród uznawany za ostoję cywilizacji zachodniej i demokracji – Brytyjczycy.
Wielki Głód był jednym z najbardziej potwornych aktów ludobójstwa w dziejach ludzkości. Bolszewicy w latach 1932–1933 wywołali klęskę głodu, która pochłonęła kilka milionów ofiar. Głównie na Ukrainie, ale również na Kaukazie, w Kazachstanie i na żyznych terenach południowej Rosji.
Gdy się czyta zachowane do dziś dokumenty i relacje świadków, włosy stają na głowie. Wyłania się z nich zapis gehenny, która przekracza granice ludzkiej wyobraźni. Sowieccy chłopi, których reżim obrabował z wszelkich zapasów żywności, szybko się zamienili w słaniające się na nogach zombi. Przerażająco wychudzeni, z obłędem w oczach zjadali myszy, wiewiórki, koty. Trawę, korzonki i korę z drzew. A gdy tego zabrakło, zrozpaczeni, doprowadzeni do ostateczności zaczęli pożerać się nawzajem. Matki zjadały własne niemowlęta, mężowie – żony, bracia – siostry…
Berberzy we francuskich mundurach – tak jak żołnierze Armii Czerwonej we wschodnich Niemczech – gwałcili wszystko, co się rusza. Nie przepuszczali nawet małym dziewczynkom i zgrzybiałym staruszkom. A gdy brakowało kobiet, dopuszczali się zbiorowych aktów sodomii na schwytanych włoskich chłopcach i mężczyznach. W ich kulturze istniała bowiem tolerancja dla aktów homoseksualnych, której próżno szukać u ówczesnych Europejczyków. Znane są więc przypadki, gdy goumiers kazali patrzeć mężom i synom, jak gwałcone są ich żony i matki. A potem gwałcili ich samych.
Historia jest pisana przez zwycięzców – stwierdzenie, które nigdy nie było tak aktualne, jak w czasach współczesnych. Ostatnie stulecie doskonale pokazało, że prawda jest względna, a społeczeństwo skore do przyjęcie jednego punktu widzenia na daną sprawę. Piotr Zychowicz postanowił więc zabrać się za odczarowanie mitów, półprawd i wydobycie na światło dzienne pewnych niewygodnych faktów związanych z tytułowymi Aliantami. Poświęcona im książka została podzielona na sześć części, z której każda zawiera kilka rozdziałów wypełnionych treściami, które dadzą czytelnikowi naprawdę wiele do myślenia i zmienią sposób postrzegania Aliantów jako tych stojących po stronie „dobra”.
Książka rozpoczyna się od części, w której umieszczono wywiady przeprowadzone przez autora z różnymi osobami. Ich tematyka jest dość szeroka od Napoleona i jego stosunku do Polaków (lub raczej jego braku), przez Brytyjskie Gułagi w Afryce, kończąc na Reganie i jego „walce” z komunizmem. Jego rozmówcy często mają tutaj całkowicie odmienne zapatrywania na niektóre epizody historii niż większość przeciętnych ludzi. To właśnie dzięki temu rozdziały są dość intrygujące i pozwalają inaczej spojrzeć na niektóre tematy.
Część druga w całości poświęcona jest tematyce II Wojny Światowej, a dokładniej rzecz ujmując alianckim bombardowaniom niemieckich miast. Piotr Zychowicz nie tylko przedstawia tutaj historyczną prawdę, o której część świata nauki chce zapomnieć i wymazać ją ze świadomości zwykłych ludzi, ale również wręcz piętnuje niektóre podjęte decyzje. Sięga on przy tym po bardzo drastyczne określenia i nie boi się w kilku momentach pokazać podobieństwa pomiędzy Aliantami i Niemcami (gdzie dla jednych i drugich zwykły człowiek często był tylko statystyką). Oczywiście nie ze wszystkimi stwierdzeniami trzeba się tutaj zgadzać, ale na pewno wymuszą one na czytelniku pewne rozważania na temat przeszłości. Inny dział publikacji skupia się zaś na tematyce niemieckich jeńców wojennych na froncie zachodnim. Autor porusza tam między innymi kwestię, traktowania poddających się żołnierzy i dość częstego wymierzania pozasądowej „sprawiedliwości” oraz wywózce niektórych „Nazistów” na zachód (którzy w zamian za pomoc mogli uniknąć kary).
Wartą uwagi i mocno rozbudowaną częścią publikacji, jest również ta skupiająca się na wojnie rasowej na Pacyfiku. Zychowicz analizuje tutaj niektóre decyzje podjęte przez Japonię i USA, sięga po niewygodne dla aliantów epizody tej wojny, pokazuje bestialstwo obu stron i próby późniejszego usprawiedliwienia ludobójstwa (przez wygranych).
Nie lubię książek o wojnie, ale akurat Tato mi tą podsunął, wiec przeglądnęłam. Autor opisał kilka wydarzeń o których nie miałam pojęcia, więc nie uważam czasu z tą książką za czas stracony. Natomiast sam styl pisania pozostawiał wiele do życzenia. Trochę się czytało jak wypociny licealisty. Nie może każda opisana masakra być najgorszą w historii ludzkości. Może być najgorszą w danym okresie, na danym kontynencie czy państwie, mieście. Może być też jedną z najgorszych, ale najgorsza w dziejach może być tylko jedna. Poza tym autor ewidentnie poszedł na efekt szokowy, żeby przyciągnąć czytelników, z lubością opisując wywracające żołądek fakty wojenne: tortury, wybebeszone wnętrzności, spalone ciała, itp.
Kilka ciekawych historii, ale autor ma momentami taką narracje jakby się dopiero wczoraj na świecie urodził co na dłuższą metę męczy i ciężko książkę doczytać do końca (chociaż pierwsza część z wywiadami 10/10)
History shows the world over the past 200 years. A story about how land and money were acquired. A story about how people treat people and what it means to "give your word of honor". A story about what Politics is.