Wzbijają się w chmury, żeby poczuć wolność, spełnić pasje, żyć na własnych zasadach. Co kilka dni nowa lokalizacja, tropikalne wakacje i duże pieniądze. Czy tak wygląda życie pilotów i pilotek?
Jan Pelczar spisał opowieści o wielkich marzeniach i niezwykłych doświadczeniach, ale też o nieustających zmaganiach z postępującą automatyzacją, niewystarczającym przeszkoleniu na wypadek sytuacji kryzysowych i tęsknocie za rodziną. Piloci i pilotki rozkładają na czynniki pierwsze przebieg znanych katastrof lotniczych, próbując wytłumaczyć ich przyczyny, odnoszą się do zarzutów o zatruwaniu środowiska przez przemysł lotniczy i opisują zagrożenia dla zdrowia, które wywołuje praca w przestworzach. Pozwalają też zajrzeć za drzwi zamkniętego kokpitu i zdradzają, co robią w czasie wielogodzinnych lotów. Wreszcie – opowiadają o wyzwaniach, jakie stoją przed przewoźnikami w rzeczywistości, która czeka nas po pandemii.
Reportaż Lecę to świadectwo wielkiej pasji, ale też wielowątkowa opowieść o tajemnicach i ciemnych stronach tego zawodu. Jesteście gotowi na tę historię? Zatem zapinamy pasy i życzymy udanego lotu!
Jako audiobook na podróż - nomen omen - samolotem, sprawdziła się nieźle, ale jak już wielu czytelników przede mną zauważyło, książka jest bardzo chaotyczna. Autor porusza, albo też próbuje poruszyć wiele wątków jednocześnie, ale są one ledwie liźnięte, potraktowane bardzo powierzchownie. W rezultacie to historie o wszystkim i o niczym, luźne rozmowy z pilotami i pilotkami, które tylko w nielicznych momentach próbują poruszyć sensowne tematy. Jest tu po trochu o samym kursie pilotażu i warunkach na rynku pracy, o potencjalnej bezzałogowej przyszłości samolotów, ale też o skutkach covida i wpływie lotnictwa na zmiany klimatyczne.
W tak niewielkiej objętościowo książce autor próbował zmieścić jak najwięcej, zamiast skupić się na nieco bardziej szczegółowym podejściu do kilku wybranych zagadnień. Dzięki temu jest to na pewno lekka i niewymagająca lektura, ale raczej nie zadowoli pasjonatów lotnictwa, którzy być może woleliby szersze omówienie niektórych tematów.
Co tu dużo mówić: Ogromne rozczarowanie, fatalny reportaż. Już sam opis na okładce zdaje się krzyczeć "Pull up! Terrain ahead!": "Wszyscy bohaterowie Lecę mają zmienione imiona. Zdradzili tajemnice, wpuścili za zamknięte drzwi kabiny. Żadna linia na świecie nie zgodziłaby się na nasze rozmowy." - pachnie to bardziej Faktem czy Superakiem niż Polską Szkołą Reportażu, ale niech będzie: skusiłem się. Niestety sama książka nie jest ani dobrze napisana, ani w żadnej mierze sensacyjna czy tajemnicza. Największym jej problemem jest chaos wynikający z przedziwnej konstrukcji: reportaż jest wywiadem z kilkunastoma anonimowymi osobami. Wypowiedzi rozmówców przeplatają się, uzupełniają, ale czasem wykluczają, stoją ze sobą w sprzeczności. Po kilkunastu pierwszych stronach czytelnik nie ma już pojęcia czy dana myśl wyszła z ust Agnieszki, Magdy, Sylwii, Bożeny, Michała, Andrzeja, Macieja, Roberta, Krzysztofa, Tomasza, Karola czy jeszcze innego bohatera. 200 stron książki to nieprawdopodobna schizofrenia, wielogłos w którym temat radykalnie zmieniany jest co kilkanaście stron. Autor nijak nie panuje nad tym "słowotokiem". Rozdział "Dwa słońca i niemiejsce..." zaczyna się od zdania "Czy piloci byliby w stanie pracować, gdyby codziennie myśleli o śmierci?" i przemyśleń o pasażerach, którzy myślą o wypadkach, by po 3 zdaniach po prostu przeskoczyć do tematu "kobiety w lotnictwie" omawianego przez Agnieszkę. Dwa akapity później jesteśmy już przy Staszku, który opowiada o lądowaniu w nocy i przy trudnej pogodzie. Serio: Na przestrzeni JEDNEJ STRONY poruszane są trzy zupełnie różne tematy. Autor sobie, Agnieszka sobie, Staszek sobie, a biedny czytelnik ma się w tym połapać. Ciekawe (nie poruszone w innych publikacjach o lotnictwie) elementy można policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli już pojawia się coś nietypowego, to raczej na zasadzie jakichś mniej lub bardziej absurdalnych plotek wygłaszanych przez jednego z anonimowych rozmówców (z hitowym, że MH370 mógł zostać ukradziony, na czele). Od przedziwnych zdań i stwierdzeń w książce się roi. W akapicie o kontroli pilotów na lotniskach pada np. (o butelkach z wodą) "Zabierają jedynie w Katowicach, nikt nie wie dlaczego. Niekiedy czują się gorzej traktowani. Po kontroli załoga wsiada do busa." Przez kogo są gorzej traktowani? Od kogo są gorzej traktowani? Że piloci czują się gorzej traktowani od pasażerów? Czy że czują się gorzej traktowani w Katowicach? Kolejny temat utrudniający lekturę to jakże irytujący sposób słownego zapisu liczb. Akapity wspominające o wysokościach i prędkościach to jakiś kosmos, dodatkowo ubarwiony "mniej więcej", "niecałe" i "ponad": "(...) trzysta czterdzieści węzłów, czyli niecałe sześćset trzydzieści kilometrów na godzinę. Na wznoszeniu prędkość do około stu pięćdziesięciu węzłów, czyli mniej więcej dwieście siedemdziesiąt osiem kilometrów na godzinę. Po schowaniu klap dwieście pięćdziesiąt węzłów, czyli ponad czterysta sześćdziesiąt dwa kilometry na godzinę." Mniej więcej dwieście siedemdziesiąt osiem... koszmar. Plusów w książce jest niewiele, ale raz czy dwa rozmowy schodzą na tematy, które mogłyby być przyczynkiem dla całych rozdziałów - ciekawe cargo, latanie z drużynami sportowymi, przewóz zwierząt, najciekawsze lotniska czy trasy. Prawda jednak taka, że większość wspomnianych tematów dogłębnie omawiana jest czy to w książkach napisanych przez pilotów (niezłe "Pilot ci tego nie powie"), czy to przez pilotów-youtuberów (Captain Joe, Turbulencja).
"Czarne" kojarzy się czytelnikom ze świetnymi reportażami. Takież były poświęcone lataniu "Wniebowzięte" czy genialne "Niebo jest nasze". Niestety "Lecę" to kolejna w ostatnich miesiącach pozycja nie tyle poniżej średniej, co po prostu nijak nie pasująca do dotychczasowego portfolio.
W powyższym reportażu poruszono masę istotnych zagadnień, które mogłyby być w pewnych momentach trochę bardziej rozwinięte pogłębione. Niemniej jednak książka jest w porządku, choć jest trochę chaotyczna.
W pewnym stopniu zaspokoiła moja ciekawość, ale nie tak jak liczyłam.
Rozmowy z osobami pilotującymi małe i duże samoloty oraz z personelem pokładowym. Zgrabne, chociaż przydałoby się więcej szczegółów, albo porozwijania wątków.
Spore rozczarowanie. Czekałem na książkę, która opowie o warunkach pracy, ścieżkach kariery i codzienności polskich pilotów liniowych. O Amerykanach jest tego trochę, choćby sztandarowe "Pilot ci tego nie powie".
Tu niby gra słów z podtytułu sugerowała jakieś smaczki, ale w sumie to nie rozumiem dlaczego bohaterowie mają zmienone IMIONA. Że nie podali nazwisk, ani nazw pracodawców to oczywiste. Choć dla każdego minimalnie obeznanego jest oczywiste kto z opowiadających pracuje w Locie, kto w SprintAir, a kto nad Zatoką Perską.
Generalnie dosyć chaotycznie zbudowany zlepek reportaży średnich lotów. Język też taki sobie. Autor chce być politycznie poprawny, więc stara się używać w liczbie mnogiej używać formy "piloci i pilotki". Na litość Boską!!! Czasem warto napisać choćby "mężczyźni i kobiety za sterami" albo coś podobnego.
Sami bohaterowie też mają czasem ciekawy mętlik w głowie, jak małżeństwo pilotów, które martwi się śladem węglowym. Spoiler - zrezygnowali z jedzenia mięsa. Inni piloci z kolei narzekają, że ludzie za dużo latają po świecie bez wyraźniej potrzeby. Ciekawe czy golibroda z sąsiedztwa zastanawia się po co ludzie przychodzą do niego, skoro każdy ma w łazience lustro, a żyletki w rosmanie kosztują ledwie parę złotych.
Może jestem skrzywiony jako namiętny pożeracz książek o lotnictwie, ale gdybym książkę kupił, a nie skorzystał z abonamentu w Legimi to bym żałował. Jednak znowu napiszę - jak ktoś nie zna angielskiego i jest (od niedawna) zakochany w lotnictwie to niech kupuje i czyta. Pozostałych zachęcam do przewinięcia mojej sekcji "read" - jest mnóstwo znacznie lepszych książek o tym samym.
Widzę tu dużo ocen na nie, a mnie się właśnie podobało. Totalnie wiem z czego to wynika i dlaczego mój mózg podpowiada mi „ej to było spoko”, rozumiem też głosy które krzyczą, że to było chaotyczne. Ja to wszystko wiem, rozumiem i tak mi się podobało. W formie audio weszło na raz jak złoto.
bardzo przyjemny reportaż. Może być dla kogoś zbyt chaotyczny, ale nie przeszkadzało mi to. Dla totalnych laików super, dla osób z większą wiedzą może być niewyczerpujący temat.
W "Lecę" są ciekawe rozważania o przyszłości lotnictwa w kontekście automatyzacji (loty bezzałogowe, wkrótce prawdopodobnie możliwe technicznie, ale napotykające na psychiczną barierę potencjalnych pasażerów przed podróżą beż pilota) oraz zmian związanych z pandemią i podróżami. Autor stara się być merytoryczny i rzeczowy, raczej unika tematów pobocznych, skupiając się na lataniu (a mnie ciekawi prestiż zawodu pilota, jego odbiór społeczny, piloci i kobiety, czy przemyt). Rozmówcy są anonimowi, przez co raczej nie zapadają w pamięć (Michał powiedział, Janek sądzi itp.). Brakowało mi trochę emocji, głębszego kontekstu, tła (np. rozmów ze studentami, emerytami czy ekspertami lotnictwa, którzy nie mieliby powodów do ukrywania nazwisk? przywołania historii lotnictwa pasażerskiego w Polsce i jego postaci?). Autor skupia się na tu i teraz i czytałam z zainteresowaniem, jest ciekawie, ale czuję, że mogłoby być bardzo ciekawie.
To książka-reportaż, utkana z rozmów z pilotami różnych linii lotniczych. Autor pozwala im mówić własnym głosem, a oni – z różnym natężeniem emocji – odmieniają przez wszystkie przypadki słowo „pasja”. Bo właśnie pasja jawi się jako napęd dla tego zawodu – jak nafta lotnicza, bez której nie wystartuje żaden samolot.
Zgadzam się z tymi, którzy zauważają, że książce momentami brakuje uporządkowania – być może dlatego, że pierwotnie był to cykl reportaży prasowych, które pó��niej rozrosły się do formy książkowej. Mimo tej konstrukcyjnej niespójności, lektura dostarcza wielu interesujących informacji o specyfice pracy pilotów lotów krótko-, średnio- i długodystansowych.
Poznajemy kulisy ich szkoleń, ścieżki rozwoju zawodowego, codzienne rytuały, ale też blaski i cienie pracy w tanich liniach, u przewoźników czarterowych oraz u przewoźnika narodowego. Dużo miejsca poświęcono także tematowi zmęczenia, presji czasu, samotności, wypalenia zawodowego – i temu, co może przed tym uchronić. A jest to, znów, pasja.
To książka o ludziach, którzy nie tylko pracują w powietrzu, ale w pewnym sensie – żyją w przestworzach.
Zgodzę się z komentarzami, że książka sprawia wrażenie dość chaotycznej, przez co traci na jakości. Początkowe rozdziały o drodze do kariery pilota są najciekawsze, później oderwane od siebie opowieści o innych aspektach pracy najzwyczajniej w świecie nudzą...
Oczekiwałabym, że autor będzie bardziej dociekliwy. Na pewno piloci powiedzieli mu sporo, ale mógł od nich wyciągnąć jeszcze więcej i trochę więcej krytycznego komentarza też by się przydało
Szału nie ma, reportaż raczej powierzchowny, nie wnosi zbyt wiele nowego do tematu - raczej powtarza to, co już wiemy o pracy pilota. Większość aspektów jest potraktowana po macoszemu, miejscami opowieść jest też dość chaotyczna. Ot, takie czytadełko.
Bardzo ciekawy reportaż. Troche chaotyczny momentami, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Myślę że dobry na poczatek przygody z tematem latania i pilotażu. Znalazłam tu troche faktów, ciekawostek i anegdot opisywanych przez samych pilotów. Po krótce poruszone sa niektóre z głośniejszych katastrof jak i impakt ostatniej pandemi. Zagadnienia nie sa jakoś bardzo rozwinięte, ale jest wystarczajaco dużo informacji żeby zaciekawić czytelnika tematem i żeby szukał innych źródeł o podobnej tematyce. Myślę że należy ten reportaż traktować jako wstęp to całego zagadnienia bardziej niż ksiażkę wyczerpujaca cały temat.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie spodziewałem się po tej książce odkrycia przede mną sekretów niedostępnych dla laików w stylu clickbaitowych artykułów na onecie.
Moje oczekiwania sprowadzały się do tego co na stronie producenta przeczytałem o książce: ‚Jan Pelczar spisał opowieści o wielkich marzeniach i niezwykłych doświadczeniach, ale też o nieustających zmaganiach z postępującą automatyzacją, niewystarczającym przeszkoleniu na wypadek sytuacji kryzysowych i tęsknocie za rodziną. Piloci i pilotki rozkładają na czynniki pierwsze przebieg znanych katastrof lotniczych, próbując wytłumaczyć ich przyczyny, odnoszą się do zarzutów o zatruwaniu środowiska przez przemysł lotniczy i opisują zagrożenia dla zdrowia, które wywołuje praca w przestworzach. Pozwalają też zajrzeć za drzwi zamkniętego kokpitu i zdradzają, co robią w czasie wielogodzinnych lotów. Wreszcie – opowiadają o wyzwaniach, jakie stoją przed przewoźnikami w rzeczywistości, która czeka nas po pandemii.’
Czym jest ta książka? Zlepkiem osobistych opowieści dość sporej grupy pilotów - zbyt dużej żebyśmy byli w stanie zbudować sobie obraz poszczególnych bohaterów tego reportażu. Taki literacki bigos. Opowieść o tym jak piloci zaczynali przygodę z lataniem, co robią obecnie, iiii w sumie tyle? Nijak ma się to do obiecanych niezwykłych doświadczeń, czy wyjaśniania przyczyn katastrof obiecanego w ww. opisie. Co więcej pare wątków, które zapowiadały się ciekawie jak np. rozmowa o MH370 lub ‚twardym lądowaniu’ jednej z pilotek są urwane w pół zdania bez konkluzji.
Bardzo brakowało mi przemyśleń autora, bo przecież reportaż jako forma aż prosi się o jakieś komentarze autora. Tutaj dostajemy w większości konwencje ‚muchy na ścianie’, która kojarzy się z filmem dokumentalnym. Boli to tym bardziej, ze niektóre sekcje - choćby ta o automatyzacji samolotów, czy o samolotach elektrycznych aż proszą się o dodatkową garść informacji i przemyślenia. Same sylwetki pilotów są dobrane tak żebyśmy mogli poznać tajniki różnych specjalizacji (piloci komercyjni, transportowi, pierwsi oficerowie), niestety nie poprawia to odbioru całości.
Podsumowując ciężko jest mi polecić ten tytuł komukolwiek - jako reportaż jest po prostu słaby, jako książka o lotnictwie ma informacje, które mogą być interesujące jedynie dla laików.
„Lecę. Piloci mi to powiedzieli”, reportaż współczesnego polskiego autora Jana Pelczara, był lekturą lutego 2025 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej. Swego czasu sporo zaczytywałem się tematyką lotniczą, raczej wojskową, ale nie tylko, zarówno w aspekcie techniki jak i praktyki, a do dziś z zainteresowaniem oglądam seriale dokumentalne typu „Katastrofa w przestworzach”, więc z przyjemnością sięgnąłem po tę klubową książkę. No i niestety wnet się okazało, że to był pierwszy i ostatni moment przyjemności w tym czytelniczym wyzwaniu.
Jak dotąd (a klub ma w tym wieloletnie tradycje) literatura faktu była mocną stroną naszych książkowych spotkań, ale tym razem od pierwszych stron poczułem zawód. Chaotyczna narracja, brak jakiejś konstrukcji organizującej poszczególne opowieści w jakąś spójną całość, po prostu słabe to było. Autor nie pokusił się też o wybranie ciekawszych i nie odważył na odrzucenie nudniejszych opowieści powtarzających toczka w toczkę to samo, co już inni opowiedzieli. Mimo to miałem zamiar dobrnąć do końca - w końcu lektura klubowa zobowiązuje. Niestety, szybko poddałem się - na tę książkę po prostu szkoda czasu. Dla osób, dla których jest to pierwsze spotkanie z przedmiotową dziedziną, pozycja może być interesująca, lecz jeśli ogólnie liznęliście już tematu, z „dzieła” Pelczara nie dowiecie się niczego nowego. Życie jest krótkie, lektur dobrych i bardzo dobrych bez liku, więc...
Kropla, która przelała czarę, znalazła się już na stronie 35. Jeśli ktoś pisze książkę o lataniu i traktuje samolot oraz szybowiec jako synonimy, to jest to karygodne i niedopuszczalne. Czy czytalibyście książkę marynistyczną, której autor myli parowiec z żaglowcem albo kucharską, gdzie widelec myli się z łyżką? Ja nie.
W klubie, jak na reportaż, oceny były wyjątkowo niskie i rozłożyły się następująco: ♦ nie podobała się - 4 ♦ była OK - 3 ♦ podobała się -3 Nie było nikogo, dla kogo była rewelacyjn, ani ani nawet nikogo, komu by się bardzo podobała.
Do tego reportażu podchodziłam ze sporym entuzjazmem, bo nie ukrywam, że lubię czytać o samolotach i wszystkich aspektach okołolotniczych. Jednak ten reportaż tych moich wewnętrznych oczekiwań spełnił niewiele.
Nie wiem co tutaj zagrało nie tak jak powinno. Czy to autor nie potrafił puścić pasa i rozpisać się ile tylko może czy to wydawnictwo powiedziało - masz tyle, a tyle stron, masz się zmieścić - ale mam potężny niedosyt treści. Każdy rozdział w zasadzie tylko trochę oblizuje temat i merytorycznie są bardzo podziurawione. W skład książki wchodzą rozmowy z różnymi osobami związanymi z lotnictwem, ale brakuje solidnego uporządkowania tych rozmów jak i zadbania o szczegółowość tego co te osoby chcą nam przekazać. Książka próbuje wyjaśnić jak zostać pilotem, co z licencjami, pierwszymi lotami, co się dzieje w kabinie, trochę o katastrofach lotniczych czy lotach bezzałogowych czyli wszystkiego po trochu, ale w ogólnym rozrachunku starano się tutaj za dużo tematów upchać na tak mały format.
Najbardziej mi szkoda, że nie zostały lepiej rozpisane katastrofy lotnicze, bo w zasadzie to mnie najbardziej interesowało, a tutaj nawet nie poczułam krztyny zainteresowania.
Nie zmienia to jednak faktu, że książka dla laika jest jako tako w porządku. Dostajemy po trochu wszystkiego i nie jesteśmy zawaleni treścią z jednej konkretnej gałązki. Ja już szukam czegoś bardziej szczegółowego.
Książka jest swego rodzaju wywiadem rzeką z kilkoma pilotami i stewardesami. Autor prowadzi nas chronologicznie przez system szkoleń pilotów do momentu kiedy zaczną latać profesjonalne. Jest to napisane dość chaotycznie ale czyta się szybko. Przeciętny pasażer na pewno coś się dowie, zwłaszcza o systemie szkoleń.
Jeśli chodzi o niedociągnięcia to brakowało mi głębi. Miałam wrażenie, że ślizgam się po powierzchni bardzo ciekawego tematu. Lotnictwo to branża gdzie wszelakie statystyki i badania są mnogie, autor mógł trochę poszperać i pogłębić moją wiedzę w tym temacie. Nawet te nieliczne dane, które były podane nie uległy rozwinięciu. Czuje niedosyt.
Kolejna sprawa to szczatkowość opinii pilotów. Autor często cytuje dosłownie jedno zdanie jednej osoby aby natychmiast przeskoczyć do drugiej i to często w innym temacie. W wyniku tego, nikogo ani niczego nie poznajemy dogłębnie. Brak też szerszego spojrzenia na doświadczenia z pracy zawodowej, nacisk jest głównie na szkolenie.
Jeśli chodzi o samych pilotów, to najbardziej zaciekawili mnie Ci, którzy byli bardzo zdystansowani do swojej profesji i przekonani, że czas jej jest policzony. Bo nie jest pytaniem czy ta profesja będzie wyparta przez sztuczną inteligencję, ale kiedy. Tylko romantycy i to tacy bez ekonomicznych obciążeń mogą myśleć inaczej.
Lubię audycje Janka Pelczara w Radiu RAM, więc musiałam sięgnąć. Temat wcale nie hermetyczny, czytało się lekko, bardzo ciekawi rozmówcy - świetne te refleksje o przyszłości lotnictwa!
Natomiast mam zastrzeżenia do samej redakcji i struktury. Jak dla mnie zabrakło porządku (tzn. miałam wrażenie, że tematycznie rozdziały wcale tak bardzo się nie różnią), niekiedy w wypowiedziach rozmówców były ślady tego, o czym dopiero mówią w kolejnej części książki (jak z tymi budkami z pleksi dla drugiego pilota), i last but not least - Krzysiek mylił mi się z Robertem (a może to był ten tandem?), Andrzej z Tomkiem itp.. Rozumiem koncept, że książka składa się z wypowiedzi różnych osób, tylko pytanie, czy to jest ważne jak kto się nazywa (tym bardziej, że nie nazywa się tak naprawdę)?
Ale to takie moje rozkminki. Zazdroszczę zajawki :)
Ciekawa opowieść o zawodzie pilota, sami piloci opowiadają o swoich pasjach, wyrzeczeniach i oczekiwaniach. Zawód zdecydowanie dla ludzi z pasją. Autor w swoich rozmowach dopytuje o obecną sytuację w zawodzie spowodowaną pandemią, jest też o śladzie węglowym i autonomicznych samolotach pasażerskich w których nie ma pilotów.