W ich mieszkaniu drzwi gościom otwierał goryl, a w wannie kąpał się pyton. Za pośrednictwem ich programu egzotyczne zwierzęta gościły również w domach milionów Polaków. Nie dzielili swojego życia na dom i ogród – to ogród był ich domem. Dzięki tej książce możemy dziś poznać jego liczne tajemnice.
Wrocławskie zoo jest areną zwierzęcych i ludzkich dramatów, historii miłosnych i kryminalnych, sensacji z biznesem i polityką w tle. Tu krzyżują się ludzkie losy: w szalecie pracuje hrabina, a w królikarni azyl znajduje niemiecki pastor. Tu żyją, czują i umierają konkretne, znane po imieniu zwierzęta.
Dwie biografie szybko stają się jedną, ta zaś przekształca się we wnikliwe reporterskie śledztwo. Widzimy błyskawiczne kariery państwa Gucwińskich i narastające wokół nich kontrowersje – aż do głośnego odejścia z zoo. Marek Górlikowski oddaje głos bohaterom i świadkom minionych wydarzeń. Stawia pytania o naturę człowieka, zwierzęcia i zmieniające się przez lata relacje między nimi.
Dobra robota, panie Górlikowski. Solidny reporterski wielogłos, pisany w trybie mrówczym. Autor dociera do dziesiątek osób powiązanych z głównymi zainteresowanymi (począwszy od tych, których obecność jest niejako obowiązkowa, na bohaterach epizodycznych kończąc), przez co wspomniane w stopce "śledztwo" zdecydowanie trzyma poziom. Co jakiś nawiedzały mnie echa kompozycyjnego chaosu (czy dało się lepiej ugryźć tak bogaty kawał historii?), wraz z kilkakrotnie powtarzanymi informacjami - a mimo to, wsiąkanie w kolejne anegdoty z życia zoo i nim zarządzających było prawdziwą przygodą. Nie zawsze przyjemną, ale wielce zajmującą.
Być może zawartość "rąbnęłaby" mnie bardziej, gdybym wcześniej zetknęła się z tytułowym duetem (a nie - o zgrozo - myliła ich z Żabińskimi). Słysząc o kamerze wśród zwierząt, nie uświadczałam rozczulających migawek z czasu spędzonego przed teleodbiornikiem. Swoista ikona PRL-u, dla urodzonej w roku 2000 utrwaliła się wyłącznie w kategoriach językowych.
Lekturę kończę z poczuciem dobrze spędzonego czasu i wieloma refleksjami. Trudno jest mi jednoznacznie ustosunkować się do ruchów państwa Gucwińskich - sprawy nie ułatwia portret malowany całą paletą szarości. Z ochotą jednak sięgnę do telewizyjnych archiwów i nadrobię zaległości w postaci jednego wybranego odcinka. Albo dwóch.
3.5/5 ⭐️ Dużo bardziej polityczna niż bym się spodziewała. Liczyłam przede wszystkim na informacje o funkcjonowaniu samego ZOO, tego jak traktuje się tam zwierzęta, jak są pozyskiwane, itd. Te informacje oczywiście też są, ale bardzo mocny nacisk położony jest na polityczne znaczenie wrocławskiego ogrodu.
Nie wiem czy są w Polsce osoby, które wychowały się w latach 80 i nie pędziły co tydzień w sobotę przed telewizor aby odwiedzić wrocławski Ogród Zoologiczny. Ja na pewno biegłam z podwórka i oglądałam niesamowite przygody Gucwińskich i stworzeń, które ich otaczały, najpierw w czerni i bieli, a potem w kolorze. Marzyłam żeby zostać weterynarką, a przynajmniej pojechać na wycieczkę do Wrocławia. Zachwycałam się bliskością ludzi i zwierzątek, niesamowitą więzią, którą umieją z nimi stworzyć, ich dobrymi sercami. Do dziś pamiętam brzmienie ich głosów, a pani Hanna była dla mnie ikoną zachowania stylu w trudnych warunkach. I oczywiście zazdrościłam jej fryzury! Myślę, że byli to pierwsi prawdziwi celebryci, których absolutnie podziwiałam i kochałam, kiedyś nawet napisałam do nich list. Sięgając po „Państwa Gucwińskich” trochę się bałam, że zrujnuję sobie wspomnienia i nie wiedziałam, czy jestem na to gotowa. Ale nie, nic takiego się nie stało. Autor owszem, zdejmuje z Państwa Dyrektorstwa ten czarodziejski filtr, który miałam na oczach dzięki magii telewizji, ale opowiada o ich życiu z tak wielkim taktem i zrozumieniem niuansów, że stałam się po tej lekturze mądrzejsza i bogatsza. Książka Górlikowskiego wymyka się kategoryzacji - trochę biografia z elementami wywiadu rzeki, trochę reportaż, przede wszystkim jednak rwąca jak Odra we Wrocławiu gawęda, błyskotliwa, upstrzona anegdotkami i momentami zadumy. Nie da się oderwać od tej lektury! Czytnik towarzyszył mi wszędzie, przy mieszaniu w garach i w toalecie.
Jak sam tytuł wskazuje głównymi bohaterami opowieści są Państwo Gucwińscy - Antonii, wieloletni dyrektor Ogrodu i jego żona Hanna, która tak naprawdę rządziła ZOO - oraz tysiące ich podopiecznych. Mamy tu klasyczny rajd przez ich życiorysy, od momentu narodzin, przez pierwsze spotkanie, decyzję o wspólnym życiu, związanie się z ZOO, lata kręcenia „Z kamerą wśród zwierząt”, aż po kontrowersje, które doprowadziły do ich odejścia. Górlikowski przeprowadza z nimi wiele szczerych rozmów, ale wszystko konfrontuje z osobami uczestniczącymi bądź znającymi opisane sytuacje, tak aby pozostać jak najbardziej uczciwym i obiektywnym. Ujął mnie tym, że pomimo zaufania, którym obdarzyli go bohaterowie nie stara się ich wybielać, ani też przedstawiać w ciemnych barwach. Nie boi się powtarzać zarzutów, ale pozwala im je skomentować. Szczerze pisze, kiedy na podstawie znanych mu faktów nie daje wiary jakimś pogłoskom, ale też nie waha się przed pozostawieniem w powietrzu pytań bez przejrzystych odpowiedzi. Gdybym miała powiedzieć jak wygląda dla mnie idealna praca reporterska, to chyba właśnie tak. Zwierzęta - bez których nie byłoby Państwa Gucwińskich - sprawiają, że ta opowieść żyje. Są bohaterami dziesiątek anegdot, przy których można się zaśmiać w głos, złapać za głowę, wzruszyć i zdenerwować. Jak lustro odbijają ludzką głupotę i odwagę, dobroć i naiwność, empatię i wyrachowanie. Są tu surrealistyczne historie jak ta o szympansie, który rzucał w ludzi odchodami. Wzruszające jak choćby rozdział, w którym Gucwińscy przemycają w bagażu podręcznym do Johanesburga jerzyki udające kanapki, bo nie zdążyły odlecieć przed zimą, a nie przetrwałyby w Polsce. Budujące, na przykład niesamowite zaangażowanie wrocławian aby ratować ZOO przed powodzią. Jest też mnóstwo momentów, w których ludzie zapominali, że mają do czynienia ze zwierzęciem, a ono w brutalny sposób im o tym przypominało. Poznajemy prawdziwe gwiazdy ZOO, ale też mnóstwo sierot i podrzutków, którym Gucwińscy nie umieli odmówić opieki (co potem się na nich zemściło).
Przede wszystkim jednak, jest w tej książce ogromna warstwa uniwersalna, dzięki której staje się ona wyjątkowa - nie jest tylko kolejną biografią, ale skłania do rozważań nad miejscem człowieka w ramach czasów, w których żyje i w relacjach z innymi żywymi organizmami, w tym przedstawicielami własnego gatunku. Historia - Polski i Wrocławia - to ogromna bohaterka „Państwa Gucwińskich”. Oboje urodzili się przed II WŚ, a ZOO istniało jeszcze wcześniej. Na podstawie tych połączonych życiorysów możemy przyjrzeć się wszystkim najważniejszym wydarzeniom XX wieku i temu w jaki sposób wpływały na życie codzienne, na politykę zarządzania, na stosunki personalne na różnych szczeblach zależności i jakie emocje potrafiły wyzwalać. Przy okazji poznałam kilka faktów z dziejów naszego kraju, o których wcześniej nie słyszałam, na przykład o wielkim strajku chłopskim z 1937r. Poza historią powszechną, dowiadujemy się bardzo dużo o zmianach następujących w funkcjonowaniu ogrodów zoologicznych, myśleniu o funkcji jaką mają spełniać, myśleniu o zwierzętach w ogóle, aby zostać z niewygodnym pytaniem - czy nowoczesne podejście do ZOO, które ma chronić gatunki nawet za cenę dobrostanu pojedynczych osobników na pewno jest bardziej etyczne niż to, do którego byli przywiązani bohaterowie, ratujący każdego jeża podrzuconego pod bramę ogrodu. Mamy tu także dyskusję na temat postrzegania zwierząt przez społeczeństwo w ogóle, jak zmieniała się definicja praw zwierząt i jak są traktowane przez organy państwa. Jest też o polityce i jej brudnych mechanizmach, uwikłaniu człowieka w tryby systemu, zyskach i kosztach, które się ponosi i cynicznym wykorzystywaniu człowieka do osiągnięcia politycznego celu. I o ludzkiej naturze - wyrachowaniu, zawiści, chciwości, ale też bezinteresowności, czułości i wielkiej miłości do naszych współlokatorów na tej planecie.
W końcu jak podsumowuje to Marek Górlikowski cytując słowa Erica Barataya „Ogrody zoologiczne nie są stworzone dla zwierząt, są stworzone dla ludzi - to prawda z XIX wieku aktualna do dziś. Istnieją po to, by lepiej zobaczyć zwierzęta”. I dodaje od siebie „Ale chyba też po to, by lepiej zobaczyć nas samych, ich ludzi”.
Marek Górlikowski wykonał kawał dobrej roboty przy zbieraniu materiałów do książki. Zachowując dziennikarską obiektywność, ale i takt oraz empatię opisał życie najbardziej znanej pary związanej z polskimi ogrodami zoologicznymi. "Państwo Gucwińscy" to opowieść o dwójce ludzi, którzy znajdują swoje miejsce na ziemi we wrocławskim zoo. Przygarniają zwierzęta, dbają o rozwój ogrodu i nowych mieszkańców, edukują poprzez program telewizyjny "Z kamerą wśród zwierząt". Nie unikają jednak błędów, popularności która dziś kojarzy się zapewne z byciem celebrytą, zawiści. To nie tylko sympatyczne małżeństwo, które wprowadza nieco koloru w szarą rzeczywistość PRL-u, ale dyrekcja zoo, wchodząca czasem w konflikt z pracownikami, przeszacowująca możliwości przygarniania zwierząt. Jaka jest prawda o bohaterach popularnego programu telewizyjnego, wokół których narosło wiele mitów? O tym musicie przekonać się sami. Dla mnie to napisana dobrym stylem, wyważona i obiektywna lektura, pozwalająca lepiej poznać Gucwińskich. Pełna wersja recenzji: https://spacerwsrodslow.blogspot.com/...
Idealna wakacyjna lektura. Czyta się z przyjemnością, anegdoty nt. Państwa Gucwińskich i ich niezliczonych zwierząt, które traktowali jak własne dzieci po prostu niewiarygodne! Jak to w życiu... Nie zawsze było kolorowo, ludzie mają tej parze wiele do zarzucenia, co rewelacyjnie opisał reporter Górlikowski. Dla mnie jednak największą frajdę sprawiło wgłębienie się w szczegóły nt. dzikich, oswajanych na wszelkie sposoby zwierząt, ich ,,dziwnych przyjaźni", zachowań, tego jak Gucwińscy je wychowywali, jak o nie dbali i czemu musieli stawiać czoła podczas ponad 50 lat pracy w kierowaniu wrocławskim ogrodem zoologicznym. Dużo jest tu też o historii samego zoo, o nagrywanych tam filmach ze zwierzętami, o popełnianych morderstwach albo kobiecie, która nago chciała oddać się na pożarcie tygrysom. Ten reportaż to nie tylko ,,Z kamerą wśród zwierząt", ale ,,życie ludzi wśród dzikich zwierząt pod lupą". Po przeczytaniu tej książki mam ochotę jeszcze raz obejrzeć sobie niektóre odcinki show Państwa Gucwińskich, którzy niezmiennie są dla mnie wielką inspiracją. Dziękuję za ten reportaż, autor spisał się na medal. Trzymał mnie w napięciu do ostatniej strony, takim reportażom, rzetelnym, ciekawym, piekielnie wnikliwym mówimy głośne TAK!
„Ogrody zoologiczne nie są stworzone dla zwierząt, są stworzone dla ludzi – to prawda z XIX wieku aktualna do dziś. Istnieją po to, by lepiej zobaczyć zwierzęta”.
Jak tylko zobaczyłam książkę Marka Górlikowskiego „Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie” od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać! Pamiętam, jak w dzieciństwie oglądaliśmy całą rodziną #zkamerąwśródzwierząt i jak niesamowite wrażenie robił na mnie ten program. Podziwiałam Państwa Gucwińskich za to z jaką wiedzą i zaangażowaniem opowiadali o zwierzętach i przede wszystkim za odwagę z jaką brali je w ramiona! Chociaż praca ze zwierzętami w #zoowrocław była ich ogromną pasją i całym życiem, ich odejście z ZOO było pełne kontrowersji i medialnego szumu. Polecam samemu przeczytać i dowiedzieć się jak naprawdę wyglądała historia tatrzańskiego niedźwiedzia Mago, który przez 9 lat był przetrzymywany w klatce i którego losami żyła kiedyś cała Polska. Uważam, że sięgając po tę książkę, dostajemy obiektywny obraz historii życia i kariery Pani Hanny i Pana Antoniego, ciekawe opowieści dotyczące zwierząt i ich opiekunów, realia funkcjonowania wrocławskiego ZOO na przestrzeni lat, a dla starszych czytelników dodatkowo sentymentalny powrót do lat dawno minionych. Warto wyruszyć w tę podróż do przeszłości!
Tym razem na tapetę wziąłem książkę pt.: ,,Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie” - może tak jak ja do niedawna, dziś wy zastanawiacie się, dlaczego warto przeczytać tę biografię/reportaż?
Po pierwsze ze względu na formę. To typowy page-turner. Nie sposób się oderwać. Fragmenty wywiadów z Gucwińskimi przeplatają historię osób z ich najbliższego otoczenia, pracowników, znajomych i tych, którzy latami przygotowywali z nimi program ,,Z kamerą wśród zwierząt”. Dzięki temu mamy szansę spojrzeć na kultowe postaci z dzieciństwa kompleksowo, z wielu różnych perspektyw, dowiedzieć się wielu faktów na temat funkcjonowania ogrodu zoologicznego, dawnych i współczesnych zasad/umów/zwyczajów i choć pewnie tak jak mi, może nie wydawać Wam się to tak zajmujące obiecuję, że warto! Górlikowski stawia tym reportażem wiele ważnych pytań, również odnośnie praw zwierząt. W szalenie ciekawy sposób uświadamia jak łatwo jest oceniać innych na podstawie strzępków informacji, bez dogłębnej znajomości tematu.
Znany reporter podszedł do tematu z ogromną ambicją czego efektem jest mistrzowsko poprowadzony tekst o ludziach, którzy calkowicie poświęcili swoje istnienie dzikim i oswojonym przez siebie zwierzętom. Górlikowski uwypukla nawet najmniejsze, ale jakże istotne szczegóły i z sukcesem odkrywa prawdę na temat niemal 50 lat pracy P. Gucwińskich we wrocławskim zoo.
Ten reportaż formą przypominał mi równie rewelacyjny tekst lit. faktu pt: ,,Dobry wilk”, który niniejszym również Państwu polecam.
Kawałek, wycinek mojego dzieciństwa. Telewizja w PRLu odgrywała dużo większą rolę niż dzisiaj, dlatego tym przyjemniej wraca się do tego świata. Sama książka pisana poprawnie, ciekawie i, w mojej opinii, obiektywnie. Jest miód, jest łyżka dziegciu. Samo życie. Warto przeczytać, ale jeśli nie pamiętasz "Z kamerą wśród zwierząt" najprawdopodobniej nie doświadczysz części emocji.
Ta książka jest tak przyjemna jak przyjemny był ten program. Nie byłem jego fanem totalnym, ale kilkadziesiąt odcinków z pewnością widziałem i zawsze uważałem ten program za coś wyjątkowego. Podoba mi się że autor tego tekstu napisał go nie tylko w sposób bardzo wyważony, o co w dzisiejszych czasach raczej trudno, ale też zadał sobie nie mały trud dotarcia do miejsc, osób, dokumentów które w całości zbudowały legendę tego programu, tych ludzi i tego ogrodu zoologicznego. Rozdział o Harbinie - babci klozetowej jest natomiast tak totalną bombą, że czytałem go kilka razy z coraz większą radością. Harbina, znająca pięć języków, czytająca tysiące książek i swobodnie porozumiewająca się z każdym obcokrajowcem w jego języku, majstersztyk. XIV Międzynarodowe Sympozjum Schorzeń Zwierząt Zoologicznych w zoo we Wrocławiu: "Jeden z dyrektorów zoo, chyba z Austrii nachyla się nad nami i pyta szeptem: co to za zwariowany kraj, Polska, babcia klozetowa mówi w pięciu językach, a premier musi mieć tłumacza? Jedyny problem jaki napotkałem w tej lekturze to fakt za którym nie przepadam ogólnie a już w reportażu w szczególności czyli mieszanie czasów. Rozumiem że czasami wymaga tego sposób prowadzenia narracji, ale jednak w tym przypadku poruszanie kilka razy tego samego tematu w różnych rozdziałach i tym samym w różnych czasach jak choćby historia o niedźwiedziach jest w mojej opinii działaniem trochę chybionym.
Początek był znakomity, ale pod koniec w języku i formie było coś nie tak. Przeskakiwanie po tematach (nawet nie po osi czasowej, tylko tak po prostu). Raz było o misiu Mago, potem o jakiś działaniach politycznych, a następnie KONTYNUACJA o misiu.
Historie i przygody zwierząt były bardzo ciekawe, wręcz bardzo często ktoś mógł usłyszeć mój śmiech (lub płacz). Jednak cała książka nie zmieniła mojego podejścia do placówek zoologicznych (czego chyba i tak nie zamierzała robić).
aaa i dodatkowo jestem bardzo ciekawa jak te książkę tworzono, ponieważ autor pisze, że państwo Gucwińscy zaaprobowali samą idee współpracy, bo dało to im możliwość opowiedzenia swojej historii na nowo, ale jednocześnie w książce nie brakuje krytyki ich działań i ogólnie- ich jako ludzie.
Nie była tak łatwa i przyjemna jak myślałam, że będzie. To nie tylko życie zoo, ale całe życie byłego dyrektora u jego żony. Myślę, że dla fanów zwierząt, zoo i Wrocławia polecam. Choć nie łatwo czytać momentami
Bardzo ciekawa podróż do fascynującego świata P. Gucwińskich i wrocławskiego ogrodu zoologicznego pokazanego z wielu perspektyw. Biografie zwierząt i pracowników świetnie łączą się z historią głównych bohaterów, są nieodłączne, tak jak opowieść o kulisach powstawania programu ,,Z kamerą wśród zwierząt". Ani na chwilę nie mogłam się z tą książką rozstać. Godna polecenia!