Ach, jakże byłoby pięknie, gdyby trafić szóstkę w totolotka! Mogłyby siedzieć na werandzie, łowić ryby we własnym jeziorze, a dla zabicia nudy prowadzić pensjonat. Szczęśliwy los miały w zasięgu ręki. Ośmiu rąk, dokładniej rzecz ujmując. Basia, Ala, Julka i Lilka stają przed szansą zrealizowania młodzieńczego marzenia. Urokliwa wieś na Podlasiu, własne siedlisko i... trup. Tego akurat w planie nie było, ale wiadomo, że plany są po to, by je modyfikować. Cztery przyjaciółki zaplątane w intrygę, w której nie bardzo wiadomo, kto jest zły, a kto dobry, co jest prawdą, a co wytworem wyobraźni, a przede wszystkim: jak to w końcu jest z tym szczęśliwym losem?!
Kiedy szeptucha przepowie ci szczęśliwy los, to miej się na baczności, bo los bywa przewrotny, o czym przekonały się cztery przyjaciółki w pysznej komedii kryminalnej z folklorem podlaskim w tle.
„Szczęśliwy los” Małgorzaty Starosty to klasyczny przykład opowieści ku przestrodze, gdzie przestroga brzmi: „uważaj, czego pragniesz, bo jeszcze może się ziścić”. Los bowiem bywa przewrotny, nawet jeśli wydaje się szczęśliwy, więc niczego nie można być pewnym. Pierwszy tom nowej serii komediowo-kryminalnej pełny jest perypetii, niezapomnianych postaci oraz ironicznych dialogów i ciepłego humoru, który okala duszę spragnionego zwykłego dobra czytelnika. W „Szczęśliwym losie” nawet prawnicy mają tę anielską stronę duszy, której nie omieszkują okazywać na każdym kroku. A wokół ziemia Podlasia bogata w dawną wiarę, przesądy, folklor – znajdzie się tu jakiś wodnik, jakaś wiedźma, a stare legendy ożywają, tym bardziej w tak stresowych chwilach, gdy trup pojawia się znienacka.
Już trylogią „Pruskie baby” Małgorzata Starosta udowodniła, że jest jednym z najmocniejszych głosów w opowieściach kryminalno-obyczajowych. Jej bohaterki są żywe, wyraziste, zabawne i urocze, a mimo wszystko ich życie okazuje się nieidealne, chociaż ukryte za jednym czy drugim żartem. To właśnie humor i język – giętki, cięty, z pazurem – wyróżnia szczególnie tę autorkę i pozwala zanurzyć się w lekturze z niemałą radością. Jest zabawnie, jest tajemniczo i na końcu nie pozostaje czytelnikowi nic innego, jak wyczekiwać kolejnego tomu perypetii czterech przyjaciółek, które spotkał istny „Szczęśliwy los”. Mam nadzieję, że autorka nie każe nam długo czekać!
Psst, super się słucha, więc jestem prze szczęśliwa, że w końcu powieści Gosi doczekały się audiobooków. Jak ktoś chce coś lekkiego i zabawnego, z nutką absurdu - polecam. Jeśli komedie kryminalne, to tylko jej!
Sięgając po tę pozycję spodziewałam się lekkiej i przyjemnej komedii kryminalnej, która przeniesie mnie na Podlasie. Jednak zamiast mnie rozbawić, książka ta wywołała we mnie jedynie frustrację i poczucie zmarnowanego czasu.
Największym minusem tej powieści są główne, bardzo antypatyczne bohaterki. Wszystkie cztery zbudowane na tym samym schemacie tępej miastowej kobiety, pod względem charakteru nie wyróżniające się niczym. Przy każdym dialogu zamiast rozbawienia odczuwałam ciarki żenady - nie dość, że ich wypowiedzi były po prostu głupie, to ich nadęty i teatralny styl sprawiał, że czytanie było okropnie męczące. Co kilka stron bohaterki też obrażały się nawzajem, czego kompletnie nie rozumiem.
„Szczęśliwy los” jest dla mnie zmarnowanym potencjałem. Pomysł na historię ciekawy, niestety wykonanie słabe - pomijając główne bohaterki, sama akcja nie jest zbyt porywająca, jest pełno scen „zapychaczy” przez które traci się zainteresowanie głównym wątkiem. Nie polecam i niestety nie sięgnę po inne książki autorki.
2021 : 4,25 sympatyczni bohaterowie i fajny klimacik, który sprawił, że choć początkowo trochę mozolnie szło mi wgryzanie to końcówkę czytałam w każdej wolnej chwili i szkoda, że kolejne części dopiero się piszą, bo już bym się za nie brała:)
2022 : robię reread w audiobooku i dawno się tak dobrze nie bawiłam. Brawo dla lektora!!
Sięgam po nie stosunkowo rzadko, ale ostatnio zapragnęłam odskoczni od mroku. Miałam ochotę na coś lekkiego i z humorem. Tak właśnie sięgnęłam po pierwszy tom Siedliska😁
Ach! Gdyby tak trafić szóstkę w totka! Któż z nas o tym nie marzył? Taki właśnie szczęśliwy los trafił się czterem przyjaciółkom. Dorosłe kobiety, Basia, Ala, Julka i Lilka, z młodzieńczym marzeniem w sercu o własnym pensjonacie w bajecznym miejscu.
Szczęśliwy los daje im taką szansę, wybierają się do urokliwej wsi na Podlasiu, aby zrealizować zakup własnego siedliska. Okazuje się jednak, że pieniądze nie uwalniają od trosk, nazajutrz w ich wymarzonym miejscu znajdują... trupa starszej pani. Takim właśnie przedziwnym splotem wypadków cztery przyjaciółki zostają uwikłane w intrygę, na domiar złego są podejrzanymi. Kto więc zabił starszą panią?
Książka napisana lekkim piórem, nie brakuje tu też świetnej zabawy słowem. Rewelacyjne dialogi, pyskóweczki pełne ciętej riposty to złoto. Dostajemy też masę dobrego humoru, które z pewnością Was rozbawi. Momentami dawne legendy odżywają na naszych oczach.
Autorka jest wnikliwą obserwatorką relacji międzyludzkich i to tutaj czuć. Rewelacyjnie oddała mentalność małomiasteczkowej społeczności. Plotki, ploteczki mające siłę przeinaczania faktów, a w małomiasteczkowej ludności urastające do rangi niezaprzeczalnej prawdy. Sporo tu błyskotliwie przemyconych prawd życiowych. Nieważne czy jesteśmy ze wsi czy z miasta, targają nami te same emocje. Marzenia nie są niczym złym, nadają sens naszemu życiu i zawsze warto o nie walczyć.
Ta historia jest momentami groteskowa, ale jednocześnie sprawia wrażenie realnej, bo czyż samo życie nie płata nam nieraz figla.
Bawiłam się przy niej świetnie. Idealna dla fanów komedii obyczajowo-kryminalnych. Lekka rzecz w sam raz na ponury dzień.
To było coś niewiarygodnie miłego. Czytałam to z zapartym tchem i nie wiadomo kiedy przewracałem stronę za stroną. Było zabawnie w wielu momentach i często śmiałam się na głos. Bardzo dobra rozrywka. Pół gwiazdeczki na minusie za zakończenie, które po części przewidziałam, ale to zupełnie nie odbiera historii możliwości bycia wspaniała rozrywką. Czym prędzej biorę się za drugi tom.
Cieszy mnie fakt, że na polskim rynku wydawniczym pojawia się ostatnio coraz więcej komedii kryminalnych. Jest to gatunek pełen groteski, gdzie zdecydowanie mniejszą wagę poświęca się opisom zbrodni i (kolokwialnie rzecz ujmując) trupom. Nie jest to zatem książka dla tych, którzy nocami oglądając seriale o medycynie sądowej i oczekują pełnego realizmu opisu miejsca zbrodni czy też ciała. „Szczęśliwemu losowi” Małgorzaty Starosty zdecydowanie bliżej do realizmu magicznego. Również czytelnicy, którzy lubią gdy trup się gęsto ścieli, też niekoniecznie będą usatysfakcjonowani, gdyż raptem dwa ciała na blisko 400 stron nie daje nam imponującego ratio. Jeśli te informacje was nie zmartwiły, a lubicie intrygi i ucieszył was fakt, że „Ranczo” trafiło jakiś czas temu na Netflixa - prawdopodobnie „Szczęśliwy los” bardzo się wam spodoba.
Jest to pierwszy tom historii, której akcja toczy się w Babiborze Podlaskim. To fikcyjna wioska, których znajdziecie wiele na Suwalszczyźnie. Autorka upodobała sobie ten rejon polski, a trzeba przyznać, że jest to wybór jak najbardziej trafiony. Podlasie jest ponadprzeciętnie urokliwe i przynajmniej tak samo wdzięczne dla gatunku komedii kryminalnej.
„Szczęśliwy los” oceniam wyżej za elementy komedii niż kryminału. Naprawdę kilkakrotnie proza Małgorzaty Starosty mnie rozbawiła, a jeszcze większym plusem jest to, że nie przypominam sobie aby mnie zażenowała. Tak, mnie, który wciąż ogląda „Na wspólnej” potrafią jeszcze żenować niektóre żarty. To był mój główny zarzut do serii o Zofii Wilkońskiej autorstwa Jacka Galińskiego. W „Kratki się pani odbiły” naprawdę byłem zażenowany niektórymi żartami, a książka coraz bardziej przypominała mi po prostu zbiór gagów. W przypadku „Szczęśliwego losu” było inaczej i w moim odczuciu zabawniej – ale poczucie humoru nie podlega wartościowaniu, i możecie mieć zupełnie inne zdanie w tej kwestii niż ja.
Jeśli chodzi o sam wątek kryminalny, to jest dość klasycznie - szybko pojawia się trup z nożem sterczącym z klatki piersiowej. Niedługo później pojawia się kolejne ciało, i możemy bawić się w zgadywanie „kto i dlaczego?”. Nie będę pisał więcej o fabule, żeby nie psuć wam przyjemności z jej odkrywania. Powiem jedynie, że autorka nie ukrywa swojej sympatii do mistrzyni kryminału, Agathy Christie. Jeśli chodzi o sam klimat książki, to dla mnie stanowi on swoiste połączenie Stars Hollow z Wilkowyjami. Cztery przyjaciółki, od lat szkolnych marzyły o założeniu pensjonatu nad jeziorem. Po tym jak trafiają „szóstkę” w totolotka mogą przystąpić do wdrożenia tego planu w życie. Postanawiają opuścić rodzinną Łódź i rozpocząć nowe życie w Babiborze Podlaskim. Opis zebrania sołectwa jaki znajdziemy w jednych z rozdziałów „Szczęśliwego losu” przywiódł mi na myśl zebrania, które odbywały się w „Gilmore Girls” (dla tych co oglądali na TVN7 po szkole – mowa o „Kochanych kłopotach”). To wszystko podaje nam jednak autorka w wydaniu znacznie bardziej przaśnym (z domieszką ludowych guseł). Nie ukrywam, że czytając o wydarzeniach mających miejsce w wiejskim sklepie, w mojej głowie widziałem kadry z „Rancza”. Nie mówię tego jako zarzut! Gdy jestem chory i nie mam sił na nic „ambitniejszego” to chętnie kuruję się odcinkiem przygód wójta i księdza. Również „Szczęśliwy los” to lektura, którą polecam tym, którzy mają ochotę na coś „lżejszego” (nie musicie być chorzy, aby czytać Małgorzatę Starostę, żeby było to jasne).
Książka jest dość długa. To blisko 400 stron pełnych tekstu. I gdy piszę, że strony są pełne tekstu, to naprawdę mam to na myśli. Ciężko znaleźć wytchnienie dla oczu (pozdrawiam czytelników „Ogrodu” Hiroko Oyamady), bo nawet kolejne rozdziały (a jest ich 70!) nie zaczynają się od nowej kartki. Wydawnictwo bardzo poważnie potraktowało trend zero waste i postanowiło zadrukować całą przestrzeń. Jako, że ostatnio czytałem „Później” Stephena Kinga, które było wyjątkowo nadmuchaną książką, musiałem się przyzwyczaić do tego, że „w siedlisku” rozgoszczę się nieco dłużej na każdej stronie. Choć autorka umie pisać i budować napięcie, to kilkakrotnie czekałem na to, że akcja szybciej posunie się naprzód. Kilka wątków mogłoby być mniej rozbudowanych, bez większej straty dla treści książki, ale możliwe, że to przygotowanie gruntu pod kolejne tomy.
Jako, że z każdą przeczytaną książką robię się coraz bardziej wybrednym czytelnikiem, to na koniec zwrócę uwagę na jedyna rzecz, która zaczęła mnie irytować w „Szczęśliwym losie”. Małgorzata Starosta regularnie używa tych samych określeń głównych bohaterek. Zamiast używać po prostu ich imion (Ala, Basia, Lilka i Julka) wielokrotnie stosuje te same, powtarzające się opisy: „seksowna okularnica”, „blond ślicznotka”, „czarnowłosa piękność”, „filigranowa artystka”, „sobowtór Lindy Evangelisty”. Nie jest to oczywiście wielki zarzut, raczej drobna rysa.
„Szczęśliwy los” mi się podobał, bo lubię zarówno kryminały jak i dobre komedie. Z przyjemnością za jakiś czas wrócę do Babiboru Podlaskiego, aby dowiedzieć się czy w siedlisku pojawi się kolejne ciało. Choć to bardzo spokojna wioska, to pod skórą czuję, że krew się jeszcze poleje.
Baardzo przyjemna, czułam takie ciepło słuchając tej histori. Bohaterowie bardzo przyjemni też, czułam się tak ,,przytulnie”. Lekka, zabawna, bardzo polecam.
Bardzo fajna pozycja. Zabawna i szybko sie ja czytalo. Sama historia tez byla wciagajaca. Momentami troche chaotyczna, ale ogolnie moge polecic jako ksiazke na wieczor, plaze czy tak o poprostu jako lekka lekture do oderwania sie od rzeczywistosci.
Pierwsze spotkanie z Twórczością Pani Małgorzaty i na pewno nie ostatnie ✨ Bardzo szybko polubiłam mieszkańców Babiegoboru, nawet tych, którzy na początku wydawali się okropni 🤭 A gwara podlaska dodaje uroku całej książce. Biorę się od razu za drugą część 🙂↕️
W końcu! Nareszcie jakaś komedia kryminalna spełniła moje oczekiwania, była śmieszna, a nie żenująca i z wątkiem kryminalnym rodem z książek Agathy Christie 😁😁.
"Szczęśliwy los" to pierwszy tom z serii "siedlisko" i już nie mogę doczekać się kolejnych części. Pani Starosta genialnie owija sobie czytelnika wokół palca, bawi się słowem tworząc przy tym tak barwne postacie, że nie da się ich nie lubić (nawet tych z założenia irytujących). Wsiąknęłam w Babibór i tą społeczność, wspólnie z mieszkańcami zaangażowałam się w rozwiązanie morderstwa oprócz tego widziałam te podlaskie pola, jezioro i sklep u Szymczakowej.
Uwielbiam książki w które wplatane są legendy i dawne ludowe wierzenia, a jakiś czas temu zainteresowała mnie słowiańska mitologia i namiastkę tego też tu dostałam. Ponadto bardzo odpowiada mi się styl i język autorki jest on lekki, a zarazem nie mamy wrażenia, że czytamy wypracowanie 8-klasisty, co niestety coraz częściej się zdarza. Dodając do tego wszystkiego solidną dawkę dobrego humoru, nieporozumień, dwuznaczności i zabawnych dialogów mamy przepis na bardzo fajną komedię kryminalną. I ja właśnie po takie komedie kryminalne chcę sięgać!!
Cztery przyjaciółki, po wygranej w loterii, postanawiają spełnić marzenie i otworzyć pensjonat. Ledwo udało im się znaleźć i zakupić odpowiedni budynek, a tu klops, a raczej trup. Przepis na komedię kryminalną gotowy, większość recenzji widnieje pozytywnych, a ja niestety przyszłam tutaj trochę pomarudzić. Nie pykło, nie trafiło, co poradzę.
Może to nie był po prostu mój typ humoru? Albo czas nie ten, żeby się zrelaksować i cieszyć takiego rodzaju książką? Zamiast się śmiać czy uśmiechać chociaż, częściej przewracałam oczami albo podnosiłam je do nieba. Zamiast chichotu, ciarki żenady. Szybciutko zmęczyłam się lekturą i nawet nie interesowało mnie już, kto był mordercą.
Cztery bohaterki zlewały mi się w jedno. Powinny mieć każda inną osobowość, a widziałam wyłącznie ten sam schemat pięknej i głupiutkiej kobiety z miasta. Na schematach zresztą wszystkie postacie są oparte – ratownicy medyczni są powolni i zrezygnowani, policjant to typ choleryka, którego najpierw trzeba udobruchać, mądry staruszek notariusz jest cały czas spokojny i taki do rany przyłóż itd. Podskórnie więc wiemy, czego się spodziewać. Trafne wydały mi się porównania niektórych recenzentów do polskich seriali, np. "Ojciec Mateusz".
Zamiast po prostu cieszyć się niezobowiązującą rozrywką, czułam się zniecierpliwiona i przekonana, że „ale to już było”, a żart powtórzony dwa razy mniej śmieszy. Obiektywnie patrząc to lekka powieść, w pełni rozumiem, czemu innym czytelnikom się podobała. U mnie wypadł klops, a raczej niewypał.
Polecam fanom gatunku, a także tym czytelnikom, którzy szukają czegoś "na raz", takiej opowieści z jajem osadzonej na polskiej wsi.
Jak mawia wiele mądrych powiedzeń: "Uważaj o czym marzysz, bo Twoje marzenia mogą się spełnić". Tak dzieje się też w przypadku 4 przyjaciółek, którym trafia się szczęśliwy los, ale droga do niego jest dość gęsto wybrukowana problemami.
Szczęśliwy los to przezabawna komedia i kryminał trzymający w napięciu. Korowód barwnych postaci, w tym wieś jako osobna zbiorowość ludzka, występuje także jako swoista postać. Do tego polskie przywary i ludowe obyczaje pod lupą autorki nabierają prawdziwych rumieńców!
Mnie książka bardzo przypomniała Wszystko czerwone Joanny Chmielewskiej, które sama autorka uważała za swoją najlepszą książkę. także cóż ja mogę powiedzieć więcej??
Komedia kryminalna to zupełnie nie mój gatunek. Próbowałam nie raz przekonać się do tytułów reprezentujących kategorię i za każdym razem do tej pory popadałem w depresję, gdyż okazywało się, że to co innych śmieszy, na czym inni zrywają boki i zanoszą się śmiechem, ja przyjmowałam z kamiennym wyrazem twarzy skonfundowana tym, że oczekiwane parsknięcie i salwy śmiechu jednak nie przychodziły. Nawet zastanawiałam się kiedyś czy tego czas nie trzeba leczyć, bo być może chroniczny brak reakcji kompulsywno śmieciowej to jednak jakiś objaw depresji. Na szczęście za sprawą Małgorzaty Starosty i jej serii o czterech, błyskotliwych i zadziornych przyjaciółkach co to po wygranej w totka postanawiają zrealizować licealne marzenie w postaci pensjonatu gdzieś w ciszy i głuszy, stało się lekarstwem na gburstwo czytelnicze i przełamało lody. A zaczęło się nieśmiało, od „Szczęśliwego losu”, który stanowił pierwszą dawkę leczniczą. Okazało się, że ta frapująca i pełna humoru, na wysokim poziomie, opowieść o realizacji marzeń, przy których ni stąd ni zowąd pojawia się trup, stała się światełkiem w tunelu. Babibór Podlaski widać ma w sobie ukryty urok. Być może podszyty domieszką mickiewiczowskiego wieszcza, a być może zaklęciem szeptuchy, gdyż czytając o losach Julki, Ali, Basi i Lilki, które stają oko w oko z miejscową ludnością, podejrzane o zbrodnie na niewinnej wiekowej starszej pani, rżałam jak koń na widok owsa. Co więcej, tak mnie ta opowieść rozochociła, że nie poprzestałem na części pierwszej i od razu przeszłam do drugiej, czyli „Miłości i innych klątw”. I tu wcale nie było gorzej, a nawet lepiej. Widać utrwalana dawka humoru na wysokim poziomie działa na mnie idealnie. A że perypetie życiowe wciąż nie opuszczają bohaterek serii to i tym razem bawiłam się przednio, chociaż i w tym tomie trup ścielił się gęsto. Tym razem jednak okazało się, że siła klątwy może nieść za sobą bolesne żniwo i przez wieki zbierać swoje plony, a wszystko to niestety przez i w imię miłości. Nie bez znaczenia okazał się również spór, niczym pojedynek bokserski dwóch wieszczy, gdyż Słowacki rzucił wyzwanie Mickiewiczowi. Dlaczego? Nic nie powiem. Milczę jak grób. I Bogu dziękuję, że w odpowiednim momencie chwyciłam za cyklo o stawisku, gdyż dzięki temu prosto z drugiej części przesyłam do najnowszej odsłony właścicielek pensjonatu - „O gustach się nie dyskutuje”, a tu otrzymałam wręcz czytelniczą wisienkę na torcie. Okazało się bowiem, że słynny Młot na Czarownice odcisnął swe piętno i na Babimborze, a procesy świętej Inkwizycji znalazły się na kartach lokalnej historii. Jaki związek mają one ze współczesnością? Czy i dzisiaj oskarżony ktoś zostanie o czary? Możecie mnie przypadać rozgrzanym żelazem i oblać święconą wodą - nic nie powiem. Albo nie, przeciwnie powiem, głośno i z całą stanowczością - Małgorzatę Starostę trzeba czytać, gdyż jest to literatura po którą warto sięgać. Zapewnia ona rozrywkę na najwyższym poziomie, gwarantuje przyjemnie spędzony czas, a co najważniejsze jest napisana w sposób, który spowija ciepłem, pozostawiając przyjemny grymas uśmiechu na twarzy. Ja biorę od tej pory każda kolejną książkę w ciemno, gdyż mam pewność, a przynajmniej prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że się nie zawiodę. A na koniec dodam tylko, że takie komedie kryminale to ja mogę spożywać garściami :)
W piórze Małgorzaty Starosty zakochałam się rok temu, kiedy w moje ręce trafił jej literacki debiut: komedia kryminalna “Pruskie baby”, łącząca w sobie inteligentny humor ze zręcznie utkaną intrygą. Pozostałe dwa tomy trylogii również nie zawiodły, a wręcz przeciwnie - rozbudziły mój apetyt na kolejne powieści autorki. Niedawno do księgarń trafił pierwszy tom nowej serii W siedlisku - “Szczęśliwy los” i zaiste szczęśliwy był to dzień, gdy mogłam zanurzyć się w kolejną historię spod pióra Starosty.
Podobnie jak w “Pruskich…”, i tym razem w powieści wiodą prym kobiety. Cztery przyjaciółki: Alicja, Basia, Julia i Lilka, wygrywając w totolotka otrzymują szansę spełnienia swojego marzenia sprzed lat, czyli otwarcia pensjonatu nad jeziorem. Znajdują idealne miejsce w podlaskiej wsi Babibór i już są w ogródku, już witają się z gąską, ale niespodziewanie ich szyki krzyżuje trup, a one stają się głównymi podejrzanymi w sprawie. Przeklinając “szczęśliwy los”, który przywiał je właśnie w to miejsce, kobiety muszą nie tylko udowodnić swoją niewinność, ale i zjednać sobie wrogo nastawioną lokalną społeczność.
Jestem zachwycona, w jaki sposób autorka odtworzyła klimat wsi na Podlasiu, gdzie wiara katolicka i prawosławna ciągle idzie ramię w ramię z dawnymi wierzeniami i gusłami, gdzie stare legendy niewzruszenie trwają w pamięci mieszkańców, gdzie wreszcie sami mieszkańcy trzymają się razem, a każdy wie o każdym wszystko, a jeśli nie wie, wystarczy że pójdzie do sklepu albo poplotkuje z listonoszem. Przyznam szczerze, tylko proszę nie bić, że chociaż główne bohaterki stanowią istną mieszankę wybuchową i dostarczyły mi mnóstwa rozrywki, to jednak nie zapałałam do nich tak wielką sympatią, jak do postaci drugoplanowych. Pokochałam babiborską społeczność za ich jedność w obliczu kryzysu, za zebrania rady sołeckiej w obo… centrali, przywodzące na myśl zebrania mieszkańców Stars Hollow, za ich specyficzny język, za niecodzienny trend w nadawaniu imion, za różnorodność ich charakterów. Pani Małgosiu - chapeau bas, bo wyszło genialnie!
W “Pruskich babach” mieliśmy do czynienia z jak najbardziej pozytywną postacią policjanta prowadzącego śledztwo, natomiast tym razem autorka stworzyła jego kompletne przeciwieństwo - niesympatycznego, niekompetentnego, porywczego starszego aspiranta Stanisława Szelesta, który jest postacią tak rozkosznie karykaturalną, że stanowi właściwie główny element komiczny powieści. Jest tych elementów oczywiście więcej, w charakterystycznym dla autorki stylu, który wybitnie mi odpowiada. Zagadka kryminalna również była ciekawie skonstruowana i choć niektórych elementów rozwiązania można domyślić się samemu w trakcie lektury, to jednak świetny finał w stylu Agathy Christie przyniósł też pewne zaskoczenie, więc cały “trupi” wątek oceniam zdecydowanie na plus.
Jeśli miałabym wybrać, które z literackich dzieci Małgorzaty Starosty bardziej chwyciło mnie za serce, to mimo wszystko wybrałabym trylogię “Pruskie baby”, ale “Szczęśliwy los” też jest wspaniale napisaną powieścią, z genialnie wykreowanym klimatem i chwytającymi za serce bohaterami. Z niecierpliwością oczekuję na kolejne tomy i ponowne spotkanie nie tylko z Alą, Lilką, Julką i Basią, ale przede wszystkim z babiborską społecznością, bo czuję, że jeszcze nieraz mnie zaskoczą.
ℤ𝕒𝕡𝕣𝕒𝕤𝕫𝕒𝕞 𝕕𝕠 𝕊𝕚𝕖𝕕𝕝𝕚𝕤𝕜𝕒 😃 Moje kolejne spotkanie z @malgorzata.starosta.official jak zawsze zakończone niedosytem 🤷♀️ Książki Gosi mogłabym czytać bez przerwy, uwielbiam Jej poczucie humoru, wszelkie nawet te najbardziej absurdalne sytuacje są jak miód na moją duszę a komiczne dialogi potrafią wywołać napady śmiechu 😁
Cztery przyjaciółki, cztery różne charaktery i jedno marzenie jeszcze z czasów szkolnych. A gdyby tak trafić szóstkę w totka i zainwestować pieniądze w pensjonat, najlepiej taki z własnym jeziorem i obowiązkowo w malowniczej okolicy No i właśnie nasze bohaterki dostają taką szansę, dzięki czemu trafiają w niesamowite miejsce na Podlasiu, które od razu skrada ich serce. Tylko czy zamknięta społeczność wierząca w wiedźmy, gusła, wszelkiego rodzaju straszydła i przesądy b��dą w stanie zaakceptować nowe właścicielki Siedliska 🤔 A jakby tego było mało całą sprawę dodatkowo komplikuje trup i to nie jeden😱
Obydwa tomy są niepowtarzalne, tryskają dobrym humorem, niesamowitymi intrygami, klątwami, najróżniejszymi wierzeniami i po prostu wspaniałymi bohaterami. Tak to właśnie oni tworzą ten wyjątkowy klimat, sprawiający że czytanie to jedna wielka przyjemność. I nie chodzi tu tylko o nasze cztery przyjaciółki ale mieszkańców Babiboru Podlaskiego, którzy jak to bywa w małych miejscowościach plotkują ile wlezie, wiedzą o sobie wszystko ale również pomagają sobie nawzajem się wspierając.
Małgosia stworzyła dwie rewelacyjne historie pełne intryg i tajemnic a także magii, która nieodłącznie towarzyszy mieszkańcom Podlaskiej wsi. W obydwu tomach dziewczyny wraz z grupką nieustraszonych mieszkańców starają się rozwiązać zagadkę morderstw, które to niespodziewanie spadają na wieś a pojawiające się co chwilę nowe fakty cały czas komplikują już i tak zagmatwaną sprawę. Bardzo podobały mi się aspekty słowiańskich wierzeń, które Gosia przemycała w ciekawy i niekiedy bardzo abstrakcyjny sposób. Nie można również nie wspomnieć o miłości mieszkańców Babiboru do naszego wieszcza Adama Mickiewicza, który to można by nawet rzec jest jednym z bohaterów drugiego tomu i odgrywa tam bardzo istotną rolę 👌
W Babiborze wszystko jest możliwe dlatego też nie powinny nas dziwić wyłaniające się zewsząd straszydła, strzygi czy mieszkający w jeziorze wodniki. Barwne i niekiedy nieziemsko przerysowane postaci t.j. aspirant Szelest czy sołtysowa Maślankiewicz sprawiają, że uśmiech nie schodzi z twarzy a czytanie jest przyjemnością, której nie da się przedawkować ❤
Ja osobiście z niecierpliwością czekam na każdą kolejną książkę Małgosi, gdyż dla mnie są one idealnym połączeniem świetnej komedii z ciekawą intrygą kryminalną a jak wiadomo właśnie takie książki pochłaniam w ilościach hurtowych 🙃
Poznajcie cztery przyjaciółki - Basię, Alę, Julię i Lilkę - które dzięki wygranej w lotto mogą spełnić swoje licealne marzenie jakim jest kupno i prowadzenie pensjonatu nad jeziorem. Jako, że kobiety są w gorącej wodzie kąpane pod wpływem chwili wyruszają na Podlasie - do miejscowości o jakże tajemniczej nazwie Babibór (czuć słowiańskość, co?). Wraz z właścicielką szybko dochodzą do porozumienia i podpisują co trzeba. By uczcić swój sukces, wraz ze starowinką robią babski wieczór zakrapiany domowymi nalewkami. Na drugi dzień odkrywają dziury w ciele byłej i nieoddychającej już właścicielce siedliska. Czy to zwiastun nadciągających czarnych chmur, które nie wróżą kobietom szczęścia? Okazuje się, że tak. Następuje areszt domowy i rozwikłanie tego tajemniczego morderstwa. Czy ma to jakiś nadprzyrodzony związek? O tym musicie przekonać się sami.
Ta książka była fenomenalna. Czytało się ją tak dobrze, że nawet nie wiedziałam kiedy ją skończyłam. Jest to jedna z lepszych komedii jakie było mi dane przeczytać. Pani Małgorzata stworzyła klimatyczną powieść z tajemnicami i humorem w tle. Możecie tutaj zaczerpnąć nieco gwary podlaskiej czy zapoznać się ze słowiańskimi wierzeniami (ludzie ze wsi często wspominają o demonach czy czarownicach). Do tego mamy bardzo ciekawą historię założycielek Babiboru, z którymi chcąc nie chcąc utożsamiane zaczynają być bohaterki książki. I wreszcie mamy tutaj zbrodnię - zbrodnię niemalże tak doskonałą jak u Lesia Chmielewskiej. I szereg podejrzanych, bo każdy mieszkaniec może nim być. Prócz ciekawej historii założycielek, mamy również ciekawą historię rodzinną, z której wyszedł niezły cyrk.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Małgorzaty Starosty i jakże udane. Autorka swoim stylem pisania przypomina mi nieco twórczość Miszczuk (seria "Kwiat Paproci") i Szarańskiej (serie "Kalina w malinach" oraz "Kronika pechowych wypadków"). Było lekko i przyjemnie. Czytało się z uśmiechem na twarzy. W tej książce fajne jest to, że każdą z bohaterek się polubi. Są to takie swojskie dziołchy, które przypominają jak ważna jest przyjaźń - dbanie o nią. Ten pierwszy tom to zadatek na naprawdę ciekawą trylogię. Wyczuwam, że Autorka jeszcze wiele ma nam do ujawnienia w związku z tą czwórką szalonych kobiet jak i samą historią Babiboru. I ja już na to czekam. Czy polecam? Pewnie, że tak. Polecam Tobie, Twojej Mamie Siostrze, Teściowej, Babci i wszystkim Ciotkom. Ta książka czyta się sama i niech się poleca, bo to kawał dobrego humoru z trupem w tle.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
"Szczęśliwy los" to moje pierwsze spotkanie z Małgorzatą Starostą, choć powiem od razu, że od długiego czasu gdzieś tam migają mi książki tej Autorki przy okazji zapowiedzi czy premier, ale do tej pory nie było nam po drodze. Ależ ja żałuję! Ale czy żałuję, bo chciałabym pochłonąć kolejne jej powieści, czy żałuję, że w ogóle wpadła mi w ręce ta konkretna? Już opowiadam!
Jest to komedia kryminalna, które uwielbiam całym serduszkiem, choć przyznam się, że jestem wrednym czytelnikiem i nie każde doceniam. Poczucie humoru lub szydercze nabijanie się ze znanych osób czy miejsc pod przykrywką lekko przekręconych nazw i nazwisk? Nie, to dla mnie porażka, ale już ciekawe poczucie humoru, nawet czarne jak smoła potrafi być ogromnym plusem.
A więc, o czym jest ta konkretna powieść? O czterech kobietach, Basi, Ali, Julce i Lilce, którym spełnienie pewnego marzenia dosłownie pojawiło się na drodze. Pensjonat. Wieś na Podlasiu, spokój, cisza, sielsko wręcz i czego pragnąć więcej? Trupa? Nieee, a właśnie ten się dziewczynom przytrafia! Tak samo jak wygrana w totolotka, jakie jest prawdopodobieństwo ustrzelenia wygranej? Takie samo jak znalezienie nieboszczyka? Być może...
Te cztery kobiety przyjaźnią się od lat, przed maturą marzyły o pensjonacie i kiedy jedna z nich ustrzeliła w totolotku milion, zadecydowała, że przeznaczą go właśnie na spełnienie tego marzenia. To, że w gratisie trafiło się morderstwo, to przypadek? A może szczęścia, nieszczęścia chodzą parami i tyle pieniędzy wcale nie jest szczęśliwym łupem? Musicie sprawdzić co tam się wydarzyło!
Jak już mówiłam wcześniej, pierwszy raz czytam książkę spod pióra Pani Starosty, ale myślę, że z przyjemnością pochłonę wszystkie inne, które do tej pory się ukazały a są aż, lub tylko, jeszcze trzy. Bohaterki są cudowne, każda inna, ale jednak przyjaźń je ze sobą mocno trzyma i czuć, że jest to naturalnie stworzona przez Autorkę więź, a nie tworzone na siłę postacie.
Z tego co wiem, to dopiero pierwszy tom, więc czekam niecierpliwie na kolejny a Wam polecam! Można się naprawdę porządnie uśmiać, a przy tym popodziwiać oczami wyobraźni Podlasie, które Pani Starosta opisuje bardzo obrazowo i czuć wręcz jego zapach!
Książkę odebrałam z klubu recenzenta portalu nakanapie.pl - bardzo dziękuję, to była sama przyjemność czytelnicza!
Cztery przyjaciółki jeszcze w szkolnych czasach przypieczętowały swoją więź wspólnym marzeniem - w przyszłości będą siedzieć na werandzie siedliska bądź pensjonatu mieszczącego się w jakiejś pięknej polskiej wsi. Minęły lata, podczas których wiele się działo, a szkolne marzenie gdzieś umknęło. Cztery przyjaciółki nie zarzuciły jednak swojej więzi. Na ich szczęście, bądź nieszczęście, jedna z nich zakreśliła odpowiednie liczby na kuponie totolotka i… wygrały. A następnie zdecydowały się na zakup wspaniałego siedliska na Podlasiu… W tym momencie zaczyna się dziać!
„Szczęśliwy los” Małgorzaty Starosty to pierwsza książka autorki, jaką dane mi było przeczytać. Teraz żałuję, że wcześniej nie sięgnęłam po trylogię pruską, gdyż z pewnością nieźle bym się ubawiła. Podobnie właśnie jak na „Szczęśliwym losie”. Ojej, co to była za lektura. Ile ja się przy niej uśmiałam! No i nie powiem, zagadka kryminalna tez przednia. Czytając książkę miałam wrażenie, czy oglądam „Ranczo”, ale takie bardziej dopracowane, ciekawsze, w dodatku z kryminalnym wątkiem. Rewelacyjna lektura na deszczowe bądź śnieżne dni!
Doskonałym pomysłem autorki było wplecenie w całą opowieść postaci Ksantypy, rusałek, wodników i tym podobnych stworzeń. Pozwoliło to wydobyć nietuzinkowy klimat panujący w takich miejscach, jak Babibór Podlaski. Wszystkie postaci przypadły mi do gustu, serce moje skradła głównie sołtysowa, która zachowywała się praktycznie jak Michałowa z Rancza bądź Kwaśniakowa z M jak Miłość, a jak wiecie, bez nich te seriale nie byłyby takie same. Więc i bez sołtysowej powieść Małgorzaty Starosty nie byłaby taka sama, tak dobra i tak zabawna.
Powieść nie jest długa, czyta się ją szybko, ale zapewnia mnóstwo rozrywki i widać, że została dopracowana. Jedynym minusem jest fakt, że można się trochę pogubić wśród licznych bohaterów, i nawet sama autorka się zgubiła, używając złego imienia pod koniec książki. Nie zraziło mnie to jednak, gdyż można się domyślić, o kogo chodziło, poza tym całość wynagradza ten maleńki błąd.
Książka została otrzymana z serwisu Nakanapie.pl. Dziękuję!
Kto z was chciałby zostać posiadaczem szczęśliwego losu, rzucić wszystko i spełnić swoje marzenie? Gdyby jeszcze przyprawić to towarzystwem najbliższych przyjaciół? Brzmi dobrze, brzmi smacznie. Jednak żeby nie było tak sielsko i idealnie na drodze pojawia się coś lub ktoś, jakaś przeszkoda, która stanie się przyczyną wielu zawirowań i to nie będzie prosta droga 😉 To co nadal macie ochotę?
Basia, Ala, Julka i Lilka stają przed taką szansą. Postanawiają spełnić marzenie z młodzieńczej przeszłości, a że trafia im się taka możliwość, postanawiają wyruszyć w drogę i nabyć własne siedlisko. I tu zaczyna się się akcja... Bohaterki tej książki to bardzo pozytywne i szczere do bólu doświadczone kobiety. Każda z nich jest inna ale wszystkie uzupełniają się w jednolitą i bardzo intrygującą całość. W tej historii nic nie jest oczywiste i proste. Jednak z każdą przeczytaną stroną chce się więcej. Jest dobrze, z poczuciem humoru, z ciekawą intrygą, z tajemnicą z przed lat a do tego plastycznie umieszczonym tłem społecznym. Bo trzeba wiedzieć, że to nie tylko te cztery bohaterki grają w tym zespole tu też mamy listonosza, który jeździ na rowerze, żonę sołtysa, która odgrywa rolę dyrygenta, panią sklepową co to wszystko wie i widzi a także wielu innych. Każde z nich odgrywa w tej powieści ważna rolę a wszyscy oni tworzą pełną śmiechu ale też i powagi historię. Ja jestem usatysfakcjonowana. Chcecie więcej to zapraszam do lektury a ja czekam na kolejne przygody tych fantastycznych bohaterów.
Miałyście/mieliście kiedyś takie wspólne marzenie z najbliższymi przyjaciółmi? Że coś razem zrobicie? Dokonacie czegoś? W "Szczęśliwym losie" poznajemy cztery główne bohaterki, które mają wspólne marzenie o posiadaniu siedliska, pensjonatu, który będą razem prowadziły. I po kilku latach niespodziewanie udaje im się spełnić to marzenie. I kupują siedlisko. I dzieją się niespodziewane rzeczy. Pojawia się trup, bohaterki wpadają w intrygę, próbują się z niej wyplątać. I książka idzie dalej. Ale to jest super książka, jak się już zacznie czytać, to się płynie. Na początku byłam zagubiona, która bohaterka była kim, dostaliśmy nagle 4 bohaterki, tylko z imionami, a potem dopasuj je do postaci wykreowanych później. Ale to tylko mały mankament. Trafiamy do iście uroczej polskiej wsi, w której plotki rozchodzą się w ekspresowym tempie, a wszyscy jej mieszkańcy mają wspólną cechę, bardzo śmieszną, ale nie powiem jaką - odkryjcie sami, wspomnę tylko, że Pani Małgosia wymyśliła naprawdę czaderskie imiona dla postaci, np. Patrycjusz lub Polikarp 😂 Jak zawsze w każdej książce musi być jakaś postać którą ukochałam, i w tej nie było inaczej 😊 Piotruś ❤️ Dobrze się bawiłam przy tej książce, śmiechu było co nie miara, zagadka kryminalna, dla mnie nie była zbyt łatwa, ale to tylko sprawia, że lepiej się bawiłam. Nie mogę się doczekać kolejnych przygód naszej bandy.
A gdyby tak trafić szóstkę w totka i dla zabicia nudy kupić pensjonat i zacząć go prowadzić? Basia, Ala, Julka i Lilka właśnie wygrały na loterii i to się nie może dobrze skończyć 😉
O ludzie, co to była za książka! Przesłuchałam audiobooka i to była najlepsza realizacja ever! Pan Krzysztof Korzeniowski przeszedł samego siebie po prostu. Musicie to sobie kiedyś odpalić, bo aż szkoda tego nie usłyszeć. Małgorzata Starosta również przeszła samą siebie. Od dawna słyszałam dużo dobrego o jej książkach, ale przyznam, że nie spodziewałam się aż tak dobrej komedii.
Fabuła bardzo ciekawa, co wcale nie jest takie częste w komediach kryminalnych. Bywa, że autorzy skupiają się na humorze tak bardzo, że z historii nici. A tutaj było idealnie. Naprawdę byłam ciekawa kto stoi za zbrodnią i naprawdę nie domyślałam się nic! Pani Małgosiu, kłaniam się w pas!
Humor - no tutaj to ja nie mam słów. Chylę czoła i kuruję mięśnie brzucha, bo ze śmiechu bolą mnie do teraz. Ile razy ja się śmiałam w głos, ile razy musiałam zatrzymać audiobooka, żeby się wyśmiać, ile razy byłam zaskoczona odniesieniami do filmów czy seriali - chyba nie potrafię zliczyć.
Jeśli macie zły humor, ciężki czas albo po prostu macie ochotę się pośmiać, to „Szczęśliwy los” jest dla Was.
Kiedy cztery kobiety o dalece różnych charakterach, do tego przyjaciółki z dzieciństwa, coś postanowią, to na pewno będą z tego kłopoty. Znacie to? No jasne, to przecież schemat tak stary jak „Seks w wielkim mieście”, ale również serial “Girls”. A jednak Małgorzata Starosta udowadnia, że motyw ten wcale nie został jeszcze wyeksplorowany w literaturze. I pokazuje, że polskie kobiety też potrafią nieźle namieszać i podarować czytelnikom chwilę dobrej rozrywki.
Małgorzata Starosta to świeże i emocjonujące nazwisko w świecie komedii kryminalnych. Jej trylogia o rodzinie Pruskich sprzedała się znakomicie i rozbawiła tabuny czytelników, żądnych kolejnej porcji rozrywki. Tym razem więc Starosta pojawia się z powieścią „Szczęśliwy los”, która rozpoczyna cykl o czterech bohaterkach, z których każda dostanie w kolejnych tomach osobną historię. To prosty przepis na sukces, a zarazem zgrabny pomysł na to, żeby czytelnik sięgnął po kolejne książki. I w rzeczy samej, tom otwierający serię, sprawia, że mamy apetyt na więcej.
Pierwszy tom cyklu Pt” “W Siedlisku”. Kolejne spotkanie z piórem Pani Małgorzaty. Ależ to jest wyśmienite! Gracie w Totolotka? Marzy wam się wygrana? A jeśli tak, to na co byście ją przeznaczyli ? Cztery przyjaciółki: Barbara Bilska, Alicja Adamczyk, Julia Jędrzejak, Lilianna Laskowska, skrajnie różne, świetnie się uzupełniają. Bohaterki tej historii, od dziecka mają takie marzenie by siedzieć na werandzie, łowić ryby we własnym jeziorze i może dla zabicia czasu prowadzić pensjonat. Idylla? W teorii. W praktyce jakby mniej. Dostają szansę na spełnienie tego marzenia. Urokliwa wieś na Podlasiu, własne siedlisko i... trup. Tego akurat w planie nie było, ale wiadomo, że plany są po to, by je modyfikować. Mimochodem zaplątane w intrygę, w której nie bardzo wiadomo, kto jest zły, a kto dobry, co jest prawdą, a co wytworem wyobraźni, a przede wszystkim: jak to w końcu jest z tym szczęśliwym losem?! Genialna historia, wciąga od pierwszych stron, jest nieodkładalna. Kocham Pióro Pani Małgorzaty, jej językowe smaczki, charakterystycznych bohaterów i arcy ciekawą fabułę. Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, to macie sporo do nadrobienia.
Małgorzata Starosta powraca w niesamowitej kryminalnej komedii. Czytając „Szczęśliwy los” bardzo dobrze się bawiłam. Autorka przedstawia nam nowe przyjaciółki, które mam nadzieję na długo zagoszczą w naszych domach. Basia. Ala, Lilka i Julka – to nasze nowe bohaterki. Każda z dziewczyn jest po przejściach. Wszystkie próbują spełnić swoje marzenie z dzieciństwa – prowadzić własny pensjonat. Przez „Pruskie baby” autorka postawiła sobie wysoko poprzeczkę. Nie zawiodłam się. Brawo. Otrzymałam wyśmienitą powieść z zabawnymi kryminalnymi intrygami. Wartka akcja. Nie miałam czasu na nudę. Bohaterki cudne. Na pewno przypadną wam do gustu. Są też zwłoki. Kto zabił? Tego intensywnie próbują się dowiedzieć nasze cztery przyjaciółki. Czy im się uda? Cała czwórka to główne podejrzane w sprawie zbrodni. Czy to jest dobry trop? Książka jest warta przeczytania. Bardzo dobre teksty. Możecie doznać szoku jak i uśmiać się po pachy. Już się nie mogę doczekać kolejnej części. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.