Nowojorski Greenpoint – przedsionek ziemi obiecanej, do którego od ponad stu pięćdziesięciu lat przybywają Polacy w poszukiwaniu lepszego życia. Budują swoje kościoły, sklepy, kluby. Niektórzy dorobili się milionów, inni poszli na dno.
Książka Ewy Winnickiej to wciągająca kronika tego zakątka Brooklynu. Autorka opowiada o historii "Polish neighborhood", poczynając od XVII wieku, poprzez kolejne punkty zwrotne, fale imigrantów, rewolucje i przełomy. Zagląda przez okna do zatłoczonych "sabłejów", odwiedza przytułki dla bezdomnych i eleganckie apartamenty, podczytuje listy i pamiętniki, podgląda wesela i pogrzeby. Słucha opowieści o miłości i nienawiści, ambicji i rezygnacji. Razem ze swoimi bohaterami śni amerykański sen, który tylko dla niewielu się ziści. To jest opowieść nie tylko o Małej, ale i o Dużej Polsce. Czy mogliśmy podbić Amerykę?
Polska dziennikarka, reporterka, do 2014 roku związana z tygodnikiem „Polityka”.
Studiowała dziennikarstwo i amerykanistykę, ale zanim ją skończyła – trafiła do działu reportażu „Gazety Wyborczej”. W latach 1999–2014 pracowała w „Polityce”. Zajmowała się sprawami społecznymi, zwłaszcza polityką wobec dysfunkcyjnych rodzin i ochroną dzieci. Pisała także reportaże zagraniczne, m.in. o ataku na WTC, o palestyńskiej Intifadzie i gwałtownym kryzysie w londyńskim City.
Trzykrotna laureatka nagrody Grand Press: w 2005, 2008 i w 2018 roku. Jej książka reporterska pt. Londyńczycy, wydana w 2011 przez Wydawnictwo Czarne, została finalistką Nagrody Literackiej dla Autorki Gryfia. Za reportaż Angole (2014) została nominowana do Nagrody Literackiej „Nike” 2015 oraz otrzymała Nagrodę Literacką dla Autorki Gryfia 2015. Wspólnie z Cezarym Łazarewiczem wydała książkę 1968. Czasy nadchodzą nowe (Agora, Warszawa 2018). Za książkę Był sobie chłopczyk nominowana do Górnośląskiej Nagrody Literackiej „Juliusz” 2018.
Jest żoną Cezarego Łazarewicza, z którym wspólnie napisała książki 1968. Czasy nadchodzą nowe i Zapraszamy do Trójki.
"Greenpoint, Greenpoint jest wielki na wieki Największa atrakcja światowej turystyki Turyści tu spędzają przeciętnie osiem lat Mimo, że jeszcze gdzieś indziej jest piękny świat." - śpiewał Kazik Staszewski.
Ewa Winnicka opisuje dzieje polskiej emigracji, w jednym z największych jej przyczółków w Stanach Zjednoczonych - nowojorskiej dzielnicy Greenpoint. Historie, na kartach tej książki, opowiadają Polacy - bezpośrednio relacjonując je autorce, lub "przemawiając" przez dziesięciolecia, za pośrednictwem dokumentów ze zbiorów archiwalnych (najwcześniejsze z nich sięgają XVII wieku). Ich pogmatwane, pełne dramatycznych i bolesnych przypadków losy, chwytają za serce - czasem swoim szczęśliwym zwieńczeniem, innym razem wzruszają do głębi tragicznymi wypadkami i ponurym finałem.
Autentyzm tych historii pogłębia fakt, że Ewa Winnicka oddaje bohaterom tej książki głos niemal bez edytorskiej i cenzorskiej ingerencji - mówią i "piszą" swoim językiem, opowiadają o swych przeżyciach i wrażeniach niezwykle szczerze, bez zahamowań i w sposób dalece odbiegający od tego, co określamy "polityczną poprawnością".
Historie losów polskich emigrantów, przeplatane są wstawkami opisującymi zjawisko emigracji z szerszej perspektywy oraz dzieje Greenpointu od czasów powstania.
Książka niezwykle wartościowa, wzruszająca, choć w ogólnym rozrachunku raczej dojmująco smutna, z nielicznymi pozytywnymi akcentami - uśmiech może zagościć na twarzy czytającego, kiedy pojawiają się relacje, ukazujące to, w jaki - często zaściankowy, czasem odrealniony, wręcz baśniowy - sposób postrzegana była Ameryka i amerykańska rzeczywistość przez Polaków - z zewnątrz i osiadłych w Stanach Zjednoczonych - na przestrzeni wieków. Polecam!
Znakomita książka, pochłonęła mnie. Choć to ostatecznie smutna opowieść. O polskiej emigracji w Nowym Jorku, na Brooklynie. Nawet i o Polakach w ogólności - zapóźnionych, swarliwych, nie chcących się przystosować i przez to skazanych na marginalizację. Mimo to wiele tych historii przedstawianych na przestrzeni ponad dwustu lat ujmuje swoją szczerością, brakiem morału, nieszczęściem. Jest w nich prawda, która nie krzepi (choć są i wyjątki).
Polacy mogli stworzyć silny ośrodek polskości w USA, a skończyli jako pozbawiona wpływów, wsobna, antysemicka i operetkowa mniejszość, która zanika. Ci którzy odnosili sukces pragnęli odciąć się od reszty, jakby właśnie to było miarą zwycięstwa, przez to nie było liderów, zostawały miernoty. Kiedy już po pięćdziesięciu latach rozwoju wpływów udawało się coś sensownego zbudować - do głosu dochodził "gen" autodestrukcji, żarcia się między sobą, zawiści i nienawiści. Pozostały wspomnienia o tej zacofanej niewinności z przełomu wieków, utrwalone w nieporadną polszczyzną pisanych listach do rodzin w kraju. O ile część historyczna jest smutna sama w sobie - zwłaszcza patrząc na tą chyba typowo polską postawę przegrywa obwiniającego wszystkich tylko nie siebie; o tyle właśnie te losy indywidualne ujmują najbardziej, bo jest w nich taka iskra walki, odwagi i beznadziei pchającej do przodu. Która z czasem gasła niewykorzystana czy zmarnowana na swary. Aż się chce uogólniać na całą polską historię. Niestety.
Greenpoint i tematyka emigracji amerykańskiej niekoniecznie leży w kręgu moich zainteresowań, ale Winnickiej udało się mnie przekonać do zmiany zdania. Jej opowieść o tej części Brooklynu to wyczerpujący obraz życia na przestrzeni niemal stu lat. Reportaż podzielony jest na trzy wiodące części - historię Greenpointu, poczynając od pierwszych osadników, poprzez stopniowe zmienianie tego zakątka z zielonej puszczy nad wodą w przemysłową dzielnicę po przemiany demograficzne. Druga z nich to historie Polek i Polaków, którzy wyjechali do Nowego Jorku. To historie szczęśliwe i pechowe, historie budzące nadzieję i przeraźliwie smutne, wszystkie bardzo szczere. Winnicka wysłuchała i opisała dzieje emigrantek i emigrantów od lat 50. po współczesność. Trzecia część to wspomnienia Beaty i Mieszka właścicieli polskich delikatesów – o ich emigracji, drodze do założenia sklepu i wreszcie o wielu sytuacjach z klientami, jakich doświadczyli.
Ała. To nie jest dobra książka. Niestety. I w sumie nie wiem, czyja to wina. Czy autorki, czy wydawnictwa. Niemniej mam nieodparte wrażenie, że redakcja jej nawet nie tknęła (co wiadomo, że nie jest prawdą). Dlaczego? Bo konstrukcja "Greenpointu" to kompletna pomyłka. W skrócie: w książce przeplatają się ze sobą trzy sekcje - sekcja historyczna (czyli "rozdziały"), sekcja historii współczesnych (little poland) oraz historia Beaty i Mieszka (Beata Delicatessen). Każda jest pełna dat, nazw i nazwisk, w których naprawdę nie sposób się nie pogubić i które nie sposób zapamiętać... Dodatkowo w rozdziałach historycznych również mamy wspomnienia jakiś randomowych ludzi. Powstał z tego totalny misz masz, w którym poszczególne fragmenty tekstu nie mają ze sobą nic wspólnego. Od Sasa do Lasa, jakby autorka stwierdziła "wrzucę wszystko co przeczytałam i co zebrałam przez kilka lat". Czyta to się bardzo źle. Mam wrażenie, że Winnicka chciała pokazać wielogłos, ale przesadziła z ilością i wyszedł z tego jeden głos - niewyraźny, słabo słyszalny i niewnoszący za wiele do dyskusji. Jest nie tylko chaotycznie, ale też... nudno. No nie polecam. Jeśli już chcecie poczytać o Polakach w USA, to sięgnijcie po reportaż Doroty Malesy. Ja czytałam go ponad pół roku temu, a wiele historii siedzi we mnie do dziś. A bohaterów "Greenpointu" niestety zapominałam praktycznie po odwróceniu kartki. Daję drugą gwiazdkę za research i sporą pracę reporterską, ale to by było na tyle.
Just finished reading it...in Polish, hoping there will be an English translation in the future. Immigration and emigration fascinates me and I found the book excellent and a gripping read. Ewa Winnicka weaves together two narratives: the story of Greenpoint from its settlement until 2020 and the multiple stories of the Greenpointers, past and present.
Greenpoint. Zapewne większości nazwa tej nowojorskiej dzielnicy często nazywanej Małą Polską obiła się o uszy. Aż dziw bierze, że przez dziesięciolecia żaden reporter ani wydawnictwo nie zabrało się porządnie za temat tego przedsionka ziemi obiecanej, do którego od ponad stu pięćdziesięciu lat tłumnie przybywają Polacy pragnący spełnić swój american dream. Dopiero w zeszłym roku lukę tę wypełniła „Greenpointem. Kronikami małej Polski” Ewa Winnicka. I zrobiła to znakomicie! Reporterka dotarła do Polonii, której najstarsi przedstawiciele już od lat 50 ubiegłego wieku zamieszkują ten egzotyczny dla Amerykanów z dziada pradziada rejon Brooklynu. Powody emigracji Polaków? Najróżniejsze! Większość planowała wyjechać tylko na parę miesięcy, podreperować domowy budżet i wrócić do ojczyzny. Życie jednak zweryfikowało boleśnie plany i miesiące przerodziły się w lata, a następnie dekady, aż w końcu sami zainteresowani musieli przyznać się przed sobą, że ziemi ojczystej już nigdy nie zobaczą. Najbardziej polska z amerykańskich dzielnic może zszokować rodzimego czytelnika - to żadne tam okazałe wille z marmurowymi schodami i kranami ociekającymi złotem niby żywcem wyjęte z “Dynastii” czy gigantyczne drapacze chmur z wymuskanymi, minimalistycznymi loftami. Turysta wkraczając do Greenpointu mógłby się obawiać, że oto znalazł się w dzielnicy slumsów. Odrapane, pomazane przez graficiarzy budynki, wszędobylski brud i smród, dobiegające zewsząd okrzyki w obcym dziwacznie brzmiącym języku. Sami świeżo przybyli Polacy przyznawali, że zamurował ich widok tego co zastali na “ziemi obiecanej” i że o niebo lepsze warunki mieli w szarej komunistycznej Polsce. Opuścili schludne mieszkania i ciepłe gospodarstwa wiejskie, aby w lepszym świecie gnieździć się z kilkoma obcymi osobami w mikroskopijnych ”sabłejach”. Ten pesymistyczny obraz warunków lokalowych dopełnia ciągły strach czy aby nie wyjdzie gdzieś brak zielonej karty. Na Greenpoincie Polacy żyją w zawieszeniu - pozornie wiodą normalne życie, a jednak towarzyszy im ciągła niepewność o jutro. Brak pozwolenia na legalny pobyt uniemożliwia im podjęcie odpowiadającej ich kwalifikacjom pracy, znacznie utrudnia udział w życiu kulturalnym czy uniemożliwia zakup mieszkania bądź samochodu. Tymi wszystkimi problemami rozmówcy Winnickiej szczerze i ze szczegółami się z nią dzielą. Ale to nie tak że Stany dla Polaków mają tylko ciemne strony! Reportaż Winnickiej obfituje również w świadectwa wzajemnej pomocy, zabawne i ujmujące anegdoty, a i prawdziwy amerykański sen niektórym się ziścił. Mała Polska to wyjątkowo trafne określenie dla Greenpointu, gdyż mieszkańcy tej dzielnicy to praktycznie przekrój i odbicie całego społeczeństwa polskiego, tylko w mniejszej skali. Tu drzwi w drzwi mieszkają Polak katolik i ateista, lewicowiec i radykalna prawica, wysportowany dwudziestolatek i chodzący z laską senior, rolnik po podstawówce pochodzący z zapyziałej wsi i wykształcony inżynier ze stolicy. Ogromną zaletą reportażu Winnickiej, jest to, że autorka wysłuchuje najróżniejszych - wyznaniowo, światopoglądowo itd. - Polaków, nie pisze pod tezę, przedstawia historie zarówno tych, którym się udało zaistnieć i ułożyć życie na nowym kontynencie jak i osób nadal żyjących w nędzy. Poznajemy m.in. z prawdziwą i czystą pasją opowiadającego o swoim zawodzie pracownika kostnicy, Panią Beatę - kobietę złoto, do rany przyłóż, która z mężem Mietkiem z sukcesem przez kilkanaście lat prowadziła polskie delikatesy na Greenpoincie czy właścicielkę restauracji, w której stołują się i zwyczajni, anonimowi Polacy i światowej sławy najznamienitsze nazwiska polskiej opery jak Mariusz Kwiecień czy Aleksandra Kurzak. Te osobiste historie które mogłyby posłużyć jako kanwa zarówno wybitnie depresyjnego dramatu jak i prześmiesznej, poprawiającej nastrój komedii Winnicka przeplata rozdziałami opisującymi sięgającą XVII wieku historię Greenpointu. Doskonały jest ten reportaż Ewy Winnickiej - rzetelny, wnikliwy, pobudzający emocje i tak ogromnie ciekawy, że chciałoby się, żeby liczył co najmniej drugie tyle stron. Jakim cudem przeszedł bez większego echa? Niepojęte!
Greenpoint w Nowym Jorku. Greenpoint. Kroniki Małej Polski to książka o dzielnicy Greenpoint. Szczerze mówiąc, to nigdy nie interesowałam się poszczególnymi dzielnicami Nowego Jorku, wystarczyłaby mi po prostu ogólnie książka o mieście. Jednak jakiś czas temu oglądałam na YouTubie film o tej dzielnicy, to był bodajże Vlog Casha i on tam rozmawiał z osobami mieszkającymi na Greenpointcie, które wspominały dawne czasy i muszę przyznać, że to było szalenie interesujące. Także zabrałam się za książkę o tej dzielnicy i naprawdę było ciekawie. Dzielnica przemysłowa. Autorka w każdym rozdziale przedstawia spotkania z Polakami, którzy w różnych czasach wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych i wylądowali w Nowym Jorku. Są to osoby zarówno takie, które stosunkowo niedawno tam pojechały, ale głównie są to osoby, które wyleciały do Stanów w latach 60-tych, 70-tych i 80-tych. Poznajemy też kroniki emigracji z XIX wieku co było szalenie ciekawe. Poznajemy Greenpoint jako małą osadę i przez te wszystkie lata widzimy zmiany jakie dokonują się w mieście, a następnie w dzielnicy Nowego Jorku gdzie przemysł kwitnie i następnie upada, a małe miasteczko powoli staje się pełnoprawną nowoczesną dzielnicą. Widzimy fabryki degradujące przyrodę, niszczące zdrowie ludzi oraz prace płatne wyjątkowo marnie, po czym na Greenpoint wkracza współczesność, a polska dzielnica jest coraz mniej polska. Trudy emigracji. Szczerze mówiąc to chyba najbardziej zainteresował mnie Greenpoint w czasie kiedy w Polsce był stan wojenny. Ludzie przyjeżdżali i nielegalnie zostawali dłużej. Generowało to poważne problemy społeczno-ekonomiczne, a rodziny były nieraz na lata rozdzielone. Pełno jest opowieści osób, które nie dostały zielonej karty, nie wylosowały jej, nie są obywatelami USA i są w Stanach nielegalnie. Poznajemy drogę do zdobycia numeru ubezpieczenia społecznego oraz przeróżne biznesy i prace jakich podejmowali się nasi rodacy na emigracji. Dochodziły również niebezpieczne zdarzenia jak bójki z portorykami. Nie było pięknie i kolorowo.
Ode mnie 4/5, bo książka jest długa i tak w sumie dostajemy bardzo wiele, bardzo podobnych historii życiowych które się w sumie sprowadzają do jednego, czyli problemów z legalnym popytem i brakiem ubezpieczenia. Super była za to część historyczna czyli początki Greenpointu oraz rozkwit przemysłu. Jednak cała książka jest bardzo ciekawa. Mnie ogólnie pasjonują obrazy miast i bardzo lubię czytać o tym jak miejsca się zmieniają oraz jakie pojawiają się problemy społeczno-ekonomiczne. Mogę tę książkę polecić, bo dużo wnosi do postrzegania Nowego Jorku i postrzegania emigrujących tam rodaków przez ostatnie 100 lat i wcześniej.
Wciągające opowieści o emigracji i ciężkim życiu na nielegalu, opatrzone tłem historycznym Greenpointu. Trochę bawi, trochę uczy, dużo mówi o Polakach.
Chciałabym dać 5 , ale musiałaby być o 1/3 krótsza bo trochę się dłużyła i na końcu przynudzała. Jakby nie patrzeć realia były smutne ale jednemu na 100 się udało. Mieszko i Beata >>>> love em ** elo jednak zmieniam na 5 bo za bardzo mi się podobało 🥰🥰🥰🥰🥰
Niesamowite ludzkie historie, jedne tragiczne, inne pokazujące godną podziwu wytrwałość, w większości skomplikowane, na tle historii dzielnicy. Różnorodny obraz miejsca, które odchodzi w przeszłość. Świetna lektura, jak wcześniej "Angole".
To jest dziennikarskie arcydzielo, historie zawarte w ksiazce dotycza w wiekszosci osob ktore sa wsrod nas. Niektore historie sa w same w sobie materialem na niesamowite powiesci i filmy. Jest w sumie tego materialu za duzo, po dwustu stronach czujemy sie juz ciut przywaleni ogromem ludzkich losow, ale to wlasnie taki typowo nowojorski ciezar, cala ludzkosc tam postanowila wyladowac i sprobowac szczescia, ludzie dobrzy obok zlych, ludzie glupi obok inteligentnych, ludzie ktorzy maja szczescie obok niefortunnych pechowcow. Ludzie ktorych entzuzjazm wygasl lub zostal zmarnotrawiony, albo tacy ktorzy uzbrojeni w cierpliwosc szli do przodu i do czegos jednak doszli. Spekulanci obok idealistow. A jeszcze to wszystko z mieszanka problemow mesko-damskich oraz z problemami spadkowymi w Polsce, nie mowiac juz o dodatkowych zonach i dzieciach w Polsce, jak i emeryturach dla osob ktore dawno nie zyja.... Jesli chodzi o sprawy polonijne, to tu mozna sie tez duzo dowiedziec o naszej wyjatkowo slabej zdolnosci to akceptacji innych, o naszej podejrzliwosci, i naszej niezdolnosci do wspolpracy. Mysle ze te inicjatywy samopomocy (takie jak Unia Kredytowa) byly bardziej skuteczne wsrod np. Ukraincow ktorych narod skladal sie z w sumie z samych chlopow, u nas natomiast mielismy stosunki klasowe miedzy miastem a wsia, miedzy roznymi pokoleniami i falami emigrantow, miedzy osobami z innych zaborow. Doszla do tego infiltracja komunistow. Wchodzi w ksiazke w pewnym momencie po cichu, ale wielkimi krokami obecna polityka Warszawy, ktora na gruncie amerykanskim jeszcze bardziej obnaza nasza galopujaca ksenofobie, homofobie, wzajemna podejrzliwosc i sklonnosc do podzialow. Ksiazka nie jest az tak pesymistyczna jak moj powyzszy opis wskazuje, niemniej jednak Nowy Jork zawsze ma dla mnie aspekt horroru, jakiegos generalnego braku cywilizacji, a zamiast niej potwornej chciwosci, jakiejs niedbalej tymczasowosci. Jest to jakas maszyna do mielenia ludzkosci. Warto pamietac ze podobnie szokujaca ksiazke moznaby napisac o innych nacjach zamieszkujacych metropolie, my nie jestesmy az tacy wyjatkowi jak nam sie wydaje. Poza tym pamietajmy ze Ameryka zmienia ludzi, czesto ludzie przybywajacy tu razem poznaja nagle swe zony/mezow z nowej, amerykanskiej strony, co moze byc niezle szokujace. Gratulacje dla autorki. Praca wybitna, monumentalna.
To juz moj drugi reportaż Winnickiej, tym razem o Polakach w Nowym Jorku. Temat, który interesuje mnie od zawsze - kwestia tożsamościowa, zachowania Polonii, budowanie ośrodków kultury, nauka o historii, często spychanej na zupełny margines. Winnicka przepytuje tych, którzy emigrację przeżyli, bądź poszukuje odpowiedzi w źródłach i z tego wyłania się obraz Polaków dosyc sprzeczny, w większości dosyc negatywny, którego moge sie tylko domyślać, oraz którego niewielkie fragmenty doświadczyłam pracując z Polakami w Londynie, np. w restauracjach itp. Reportaż jest ciekawy i otworzył mi oczy na to, jak dużo łatwiej było mi wyemigrować i częściowo tłumaczyło moje trzymanie się z daleka od Polonii, która zawsze wydawała mi sie społecznością toksyczna. Na pewno są w niej ludzie wartosciowi, ciekawi itp, ale czytając o tych ciągłych konfliktach, odechciewa sie w ogole wchodzić w taka społeczność. Książka Winnickiej otworzyła mi oczy na pewne sprawy i uświadomiła, jak niewdzięczna i straszna jest emigracja, kiedy człowiek nie ma wyboru. Nie jest to wiedza mi nieznana, ale patrząc na to z mojej wygodnej banki, gdzie ja zawsze mialam wybór i możliwość pracy, a także wsparcie, warto czasem przeczytać coś, co pozwoli zrozumieć tych, co do których zawsze mialam pewne uprzedzenia; szczegolnie w obliczu tak wielkich emigracji, które już się dzieja badz sa jeszcze przed nami.
Bardzo dobry, obszerny reportaż o słynnym nowojorskim Greenpoincie. Od dawna fascynował mnie fenomen tej dzielnicy, a kilka lat temu miałam wreszcie okazję ją odwiedzić. Zdziwiłam się wtedy, jak mało jest Polski w Little Poland – typowo polskie były może dwie ulice. Oczywiście słyszałam o gentryfikacji Greenpointu, ale nie miałam pojęcia, że sprawy zaszły tak daleko. Przeczytałam reportaż Ewy Winnickiej i… nagle wszystko stało się jasne.
Autorka, ustami swoich barwnych rozmówców i ze wsparciem ciekawych źródeł, opowiedziała całą historię Greenpointu – od pierwszych polskich emigrantów po czasy najnowsze. Okazało się, że moje wyobrażenie o tym kawałku Nowego Jorku niespecjalnie różniło się od stanu faktycznego. Mimo wszystko miło było uszczegółowić obraz, który miałam w głowie.
Z „Kroniką Małej Polski” dobrze komponują się dwa inne reportaże, które Wam polecam: „Ameryka.pl. Opowieści o Polakach w USA” Doroty Malesy i „Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u” Anny Sulińskiej.
Książki napisane przez tą autorkę to wyjątkowe reportaże, poruszające wyjątkowe tematy. Nie inaczej jest w tym przypadku i czytanie historii ludzi, którzy porzucając życie w ojczyznie i decydując się na wyjazd postawili na szalę całe swoje życie. Może z dzisiejszej perspektywy nie wygląda to na czyn heroiczny wszak w dobie tanich linii lotniczych i częstych podróży przeprowadzka do innego kraju przestała być tak rzadka i trudna do zrozumienia, ale musimy myśleć że wtedy czasy były zgoła inne. Nikt nie znał języka a w zasadzie wszyscy za ocean lecieli po dolary. Niektórym wyszły one na zdrowie innym zniszczyły życie. Jedyny mankament tej książki to nudniejsze dla mnie wstawki o historii polskiego osadnictwa w USA, które na tle opowieści głównych bohaterów wypadają mało ciekawie. Historia o babci która wiozła do USA stolnicę owiniętą w papier i którą celnicy wzięli za ukrytego przemytnika dzieł sztuki bezcenna, ale tych smaczków w mojej opinii za mało choć całość czytało się dobrze.
Ewa Winnicka odczarowuje mit Ameryki, jako kraju spełniających się marzeń oraz burzy mit polskiej emigracji: inteligenckiej, pełnej etosu i kultury. Jej bohaterowie, z nielicznymi wyjątkami, przypominają bardziej postaci ze "Szczęśliwego Nowego Jorku" niż ucieleśnienie mitu od pucybuta do milionera. Jest na kartkach tej książki cały przekrój społeczny i historyczny: od XVII wieku po współczesność, od milionerów po bezdomnych. Wszystkich łączy bardzo ciężka, często ponad siły, praca. Autorka oddaje głos swoim bohaterom. Czytamy cytaty z dzienników dawnych emigrantów, ich listy ze starych archiwów, relacje łamanym językiem polskim, z angielskimi wtrąceniami i te spisane literacką polszczyzną. To czyni ten obraz wiarygodnym, mówią przecież ci, którzy znają Greenpoint najlepiej. Jednocześnie to coś, co czasem utrudniało lekturę, przez różnorodność składni, wielość błędów, archaiczny język.
Historia Greenpointu z naciskiem na polską emigrację. Autorka przeplata historię dzielnicy od samego początku z historiami polskich emigrantów. Niektórzy emigranci pojawiają się raz. Inni jak właściciele sklepu Beata pojawiają się wielokrotnie opisując historię Greenpointu z polskiego punktu widzenia. Polecam ten zbiór reportaży szczególnie emigrantom.
Mistrzostwo reportażu. Rzadko daje 5 gwiazdek za reportaż ale tutaj jak najbardziej się należy. Świetne historie, polecam szczególnie tym którzy tak jak ja jeszcze nie byli w Ameryce a ja mitologizuje. Dla mnie szczególna bo mój wujek mieszkał na Greenpoincie ponad 40 lat. Najlepsza z serii Amerykańskiej jaka przeczytałem do tej pory z Czarnego.
Czy polscy emigranci sobie pomagają? Czy zależy im na Polsce i swoich pozostawionych rodzinach? Czy angażują się społecznie i politycznie? Czy są ksenofobami? Tu nie ma odpowiedzi ogólnych jak w urzędzie statystycznym. Tu są indywidualne rozmowy, listy, fragmenty pamiętników Każda historia jest jedyna i niepowtarzalna.
Bardzo solidne 4,5 gwiazdki. Lubię takie książki. Dużo mówią o nas samych, jako narodzie. Nie wiem na íle obiektywny obraz udało się stworzyć autorce, ale jest to taka słodko-gorzka opowieść, która na serio jest wciągająca. Jest i rys historyczny, i opowiesci jak z serialu, i nieprawdopodobnie życiorysy. Jest ten nasz polski grajdoł i pogoń za marzeniami. Bardzo dobra ksiazka. Polecam.
„Menu obecnie układam dla Amerykanów. Wyrzucam rzeczy, które przestają pracować. Wołowina w sosie chrzanowym przestaje pracować. Jedna na sto osób zapyta o wołowinę, a przecież sos chrzanowy nie może stać długo.”
Po prostu świetna! Historie Polonii czyta się jednym tchem - widać bardzo dużą pracę jaką autorka włożyła w tę książkę -> od spotkań z Polonią po dane historyczne i nakreślenie jej początków w Ameryce aż do współczesności. Polecam :)