Wąpierz Elgan wiódł w miarę spokojne życie, do czasu, gdy na jego drodze stanął Smęt. Pokraczny, śmierdzący demon, sprowadzony przez samozwańczego szamana, powoli popada w obłęd, który mogą ujarzmić tylko bogowie. Aby zapobiec katastrofie, jaką zwiastuje coraz gorszy stan niesfornego demona, wąpierz Elgan wyrusza na poszukiwanie lasu Czarnoboga, by oddać mu w opiekę istotę odrzuconą przez innych bogów. Do wyprawy rychło dołącza piękna szamanka Dorada, dla której podróż okaże się prawdziwą lekcją życia, a nieco później rudowłosy Mirosław, skrywający niejedną tajemnicę. Elgan wraz z towarzyszami przemierza ziemie, na których ludzie wyprawiają uczty zaduszne, by przywołać dziady, a wiejskie baby i chłopi stoją w kolejkach po wróżby. Podczas wędrówki Elgan i Dorada próbują rozwikłać zagadkę znikających z wiosek dzieci. Wszystko wskazuje na to, że w zbrodnie zamieszane są potężne siły z zaświatów. Im bliżej rozwiązania znajduje się Elgan, tym większe niebezpieczeństwo grozi Doradzie. Czy Elgan zdąży odprowadzić Smęta do Czarnoboga, zanim demon oszaleje? Czy odkryje, kto stoi za porwaniami? Czy przy okazji uda mu się dowiedzieć czegoś o sobie? Aby znaleźć odpowiedzi na te pytania, wystarczy wyruszyć w drogę do Wyraju!
Tak bardzo chciałam, by ta książka mi się podobała, by dorównała zachwytowi, którym przepełnione były przedpremierowe recenzje. Naprawdę chciałam. Niestety, nie wyszło.
UWAGA, PONIŻEJ BĘDĄ SPOILERY!
Zacznę od dobrych rzeczy: książkę czyta się w miarę szybko, jest napisana poprawnie. Autorka postarała się, by w historię wpleść różne liczne istoty i bogów ze słowiańskiej mitologii. Faktycznie jest to lekka opowieść z motywami słowiańskimi, więc jeśli ktoś lubi takie klimaty, „Droga do Wyraju” może mu się spodobać.
Okładka jest bardzo ładna, przykuwa wzrok i obiecuje aurę tajemniczości. Samo wydanie jest estetyczne, papier przyjemny, nietoperze przy numerach stron są fajnym akcentem.
Niestety, w mojej opinii minusów jest znacznie więcej niż plusów.
Po pierwsze, główny bohater, wąpierz Elgan. Poznajemy go w chwili, w której wraca do swojej wioski. Jednak wkrótce jest zmuszony do ponownego opuszczenia jej, ale uprzednio zapewnia sobie wstawiennictwo i ochronę przed wygnaniem go z wioski przez starą zielarkę. Elgan nie chce odejść z wioski na stałe, bo czuje, że wreszcie znalazł swoje miejsce na ziemi. I tu pojawia się pierwszy problem: nigdy nie dowiadujemy się, skąd wrócił Elgan po kilkumiesięcznej nieobecności. Na logikę, musiała być to nieobecność trwająca bliżej roku, skoro jedna z jego sąsiadek zdążyła w tym czasie wyjść za mąż i urodzić dziecko. Nigdy nie widzimy, żeby Elgan był jakoś mile widziany w wiosce; to, że jest do niej przywiązany jest nam powiedziane, a nie pokazane. I już w drugim rozdziale Elgan wyjeżdża z wioski. W jaki sposób mam uwierzyć w motywacje głównego bohatera, skoro są oparte na tak lichych podstawach?
Elgan, pomimo tego, że jest kilkusetletnim, budzącym postrach demonem, sprawia wrażenie trochę bezradnego i niezorientowanego w otaczającym go świecie. Idzie po pomoc do szamana, który wykłada mu plan podróży, a Elgan po prostu w nią wyrusza – główny bohater jest pchany do przodu przez fabułę, a nie fabuła przez bohatera. Podczas drogi spotyka różne osoby, różne demony, niby dzieją się różne rzeczy – ale często nawet sam Elgan nie ma pojęcia co i dlaczego się dzieje.
Dodam także, że nie przypadł mi do gustu charakter Elgana. Kogokolwiek nie spotka, od razu go ocenia, a werdykt najczęściej jest taki, że od razu tej osoby nie lubi, choć w sumie nie doznał z jej strony żadnej przykrości. Ot, tak po prostu, kłóci się z Doradą, z Mirosławem, jest wredny dla Smętka. Przyznam szczerze, że mnie to męczyło, bo niby jest taki mądry i wiekowy i przerażający, a w większości sytuacji zachowywał się jak nastolatek w okresie buntu.
Jedną z nielicznych wyraźniej zarysowanych postaci kobiecych jest Dorada. Co o niej wiemy? Jest szamanką, ubiera się na żółto, nosi koraliki i ozdoby świadczące o jej szamańskości. Ach, no i oczywiście jest piękna i ma wielki biust, no bo jakżeby inaczej? Biust, na który Elgan i inni mężczyźni lubią patrzeć, a inne kobiety jej go zazdroszczą. Czytałam to, przewracając oczami. Co jeszcze o niej wiemy? Niewiele, oprócz tego, że lubi się bez powodu kłócić z Elganem, a także chce zostać wąpirzycą. Dlaczego? Chyba tylko dlatego, że taką ma zachciankę, bo nie dostajemy żadnego uzasadnienia.
Demon Smęt… jest. Kręci się gdzieś tam przy głównych bohaterach, choć gdyby wyciąć go z powieści, zupełnie nic by się nie zmieniło. Smęt śmierdzi, płacze i jest głodny. I w teorii jest wielkim zagrożeniem, bo popada w obłęd… którego zalążek widzimy tylko raz, po czym problem ten zostaje natychmiast rozwiązany i do końca książki nie pojawia się ponownie. A jeśli później tym narastającym zagrożeniem z jego strony miał być wilczy głód, to niestety mało wiarygodne, bo nasi bohaterowie zawsze mają co jeść i nigdy nie grozi im brak jedzenia, nawet w drodze.
Gdy czytałam opinie o tej książce, pojawiało się stwierdzenie, że Smęt jest takim uroczym i słodkim bohaterem. Czy piszące to osoby przeoczyły fakt, że Smęt-człowiek został zabity przez znachora, bo mu „chędożył żonę”? Rozumiem, że zemsta znachora była okrutna, zbyt okrutna, ale roztkliwianie się nad tym demonem jakby był małym, słodkim zwierzątkiem domowym jest dla mnie zupełnie nie do pomyślenia.
Kolejny bohater, Mirosław, także jest. Można powiedzieć o nim, że ma rude włosy i jest wróżem… I pewnie w jakiś sposób służy fabule, mówi coś w odpowiednim momencie, irytuje Elgana. Zapomnę o nim za dwie minuty.
Główny zły, Itris, jest po prostu zły, bo tak. Żeby coś się działo. O pozostałych postaciach nawet nie wspominam, bo pojawiają się, coś tam robią, niby mamy jakiś ich opis, ale zlewają się w szereg istot i ludzi, których Elgan i spółka spotykają w drodze.
Mój największy problem z tą książką polega na tym, że czytając ją, nie czułam zupełnie nic, może tylko irytację. Nie czułam nawet zaciekawienia, bo cała fabuła jest tak naprawdę streszczona na tylnej okładce. Ani razu nie czułam, by bohaterom faktycznie coś groziło, by stali twarzą w twarz z problemem, z którym ciężko się uporać. Po minucie problem był rozwiązany, a oni gładko szli sobie dalej. Nawet zagadka znikających dzieci nie wzbudziła we mnie żadnych uczuć, bo oprócz mówienia o tym, nie dostajemy żadnej sceny, w której rzeczywiście można by odczuć ten niepokój towarzyszący tak nieprzyjemnej sprawie.
Wiele rzeczy było po prostu powiedzianych, a nie pokazanych, wbrew zasadzie „show, don’t tell”. Pod koniec książki mamy uwierzyć, że Elganowi tak bardzo zależy na Doradzie, że czuje się przy niej bardziej ludzki, że znalazła drogę do jego serca… Jeśli w zamyśle Autorki pomiędzy Elganem a Doradą miało coś iskrzyć, to te iskry były tak słabe, że nie rozświetliłyby nawet najgłębszej ciemności. No ale Dorada była młoda, piękna i miała wielkie cycki, czegóż więcej trzeba kilkusetletniemu wąpierzowi?
Zauważyłam kilka literówek; brak przecinków w odpowiednich miejscach; potknięcia językowe, przez które pewne zdania czy akapity brzmiały kulawo. Np. na stronie 25 akapit trzeci i szósty wykluczają się, bo w trzecim ludzie pouciekali, a w szóstym miotają się w popłochu i dalej uciekają. Robi się z tego przeoczone przez redakcję zamieszanie.
Podsumowując, myślę, że Autorka ma duży potencjał i potrafi pisać. Życzę jej tego, by kolejne części były lepsze i bardziej przemyślane od debiutu, bo ten niestety nie spełnił moich oczekiwań.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Nie wiem czy to kwestia zbyt wysokich oczekiwań spowodowana zachwytami w recenzjach, czy po prostu nie polubiłam się z tą historią.
Nie znalazłam obiecanego humoru. Główna bohaterka była jednym z najbardziej irytujących wcieleń Mary Sue, jakie ostatnio miałam okazję czytać (a już myślałam, że wszystkie już wyginęły w książkowym świecie). Słowiańskość jest, ale trochę jako słowo- wytrych, bo jest używana terminologia, ale miałam wrażenie, że czytelnik powinien się opierać na własnej wiedzy dotyczącej słowiańskiej mitologii.
Jeśli chodzi o samą stylistykę jest dobrze. Pomysł na fabułę jako całokształt ciekawy, ale w ogólnym podsumowaniu to było trochę za mało, żebym dobrze się bawiła.
Mam wielką słabości do książek z motywami słowiańskim, więc skusiłam się na tę pozycję. Opis mnie zaciekawił, wykonanie troszkę rozczarowało. Język - głównie dialogi, ale często i opisy - kojarzyły mi się ze szkolną twórczością, obiecującą jednak charakterystyczną dla początkujących pisarzy. Opowieść nie była zła - jeśli pominiemy te bardziej irytujące fragmenty. Dostrzegam pewien potencjał. Zobaczę jak wypadnie kolejny tom 😉
Niby wiedziałam, że ta książka istnieje, przykuła mój wzrok ta piękną okładką i wiedziałam, że chcę ją przeczytać, ale jakoś nie było mi po drodze przez przeszło dwa lata (u mnie to i tak krótko). Włączyłam w sumie na spontanie, bo wiedziałam co wybrać z przekonaniem, że posłucham trochę, zacznę i zostawię sobie na następny dzień.
Kurde spędziłam z nią cały wieczór i nie miałam ochoty odkładać. Zapomniałam też kompletnie, że trzeba by kontrolować czas, bo to przecież niedziela, a ja rano wstaję :O. Cudownie lekka słowiańska fantastyka. Wszyscy narzekają na główną bohaterkę, ale ja ją szczerze mówiąc kompletnie olałam i chyba wycięłam jej istnienie, bo nikt mnie nie irytował, za to całkowicie skupiłam się na Wąpierzu i jego przygodach i przepadłam. Świetna postać, której potrzebuję więcej! I po raz kolejny powtarzam sobie, że muszą w końcu się z tą naszą słowiańską mitologią porządnie zapoznać. Dla mnie fantastyczna i niewymagająca rozrywka!
- beginning and few first chapters: great, I loved every second of it - first half - good, having lots of fun reading - second half: could have been better with an occasional "wtf was that" (aka I rolled my eyes hard) - a few chapters towards the end: "how many chapters left before I finally finish this" mood (aka I almost DNFed) - ending: a change of mind called "ok this is actually intriguing"
Slavic setting sounded like an amazing idea but somewhere in the middle of it, things fell flat, some things escalated from 0 to 100 in a few seconds, others were solved by an "ok bye moving on" attitude. Don't even get me started on the romantic subplot which had potential but turned into a Slavic "Twilight". I had a feeling it was supposed to be a slow burn but then it took such a weird turn and became instalove like wtf.
The story had its ups and downs but the ending left me curious and now I want answers! On the plus side, Slavic setting created such an immersive atmosphere. Felt like I started playing an RPG game with quests and it was such a fun experience! I may be interested in book 2 to know what's the deal with one of the characters.
Tematyka oraz styl autorki są na plus. Wąpierz też sprawdza się nieźle, ale główna bohaterka jest irytująca do granic możliwości. Przez większość książki zachowuję się jak rozpuszczony dzieciak, który nie uczy się na błędach. Najgorsze, że wszyscy i tak jej to puszczają płazem. Przez nią z trudem przebrnęłam przez powieść.
"Droga do wyraju" to historia wąpierza Elgana, który pewnego dnia natrafia na demona Smęta - stworzenia, które zostało przeklęte niezwykle odpychającym smrodem, a przez to nie ma szans, aby większość bóstw przyjęło go pod opiekę. Nasz drogi Elgan wyrusza w drogę w poszukiwaniu lasu Czarnoboga, któremu chce oddać pod opiekę Smęta. Do tej niezwykłej drużyny dołącza z czasem szamanka Dorada, która jest jedną z najbardziej irytujących i naiwnych (żeby nie powiedzieć głupich) damskich postaci z którymi się spotkałam.
Sama historia to po prostu miła i przyjemna przygoda, która nie jest wybitnie zaskakująca ani wyjątkowa. Sama potraktowałam ją jako lekką i przyjemną lekturę i świetnie spełniła to zadanie. To zaledwie trzysta stron, które można bez problemu przeczytać w jedne wieczór. Poza tym widać, że jest to swojego rodzaju wprowadzenie do historii Elgana i samą historię ze względu na małą ilość konkretów i akcji potraktowałabym bardziej jako prequel. Trochę pojawiło się tej słowiańskości, ale w naprawdę małej dawce. Ot, była to lekka lektura do przeczytania na raz, ale Dorada strasznie mnie irytowała, nowe wątki przynosiły jedynie kolejne pytania i ostatecznie nie była tak dobra, jak o niej słyszałam i oczekiwałam.
Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, choć na początku musiałam przyzwyczaić się do stylu autorki, który jest nieco inny, niż w pozostałych książkach, które czytam (ale nie oznacza to, że gorszy). "Droga do Wyraju" wypełniona jest akcją, ale posiada też wolniejsze momenty, co pomaga lepiej poznać przedstawiony świat, ale równocześnie nie pozwala się nudzić. Ponadto występuje tu wiele nieprzewidywalnych zdarzeń, które nieraz zaskoczą czytelnika. W książce znajdziemy także świetne poczucie humoru, które jeszcze bardziej umila czytanie. Moim ulubionym elementem jest wszechobecna mitologia słowiańska, którą znajdziemy dosłownie na każdym kroku. Ja uwielbiam wszelkiego rodzaju mity, a niestety zauważyłam, że w niewielu powieściach znajdziemy te wywodzące się od naszych przodków. "Droga do Wyraju" pozwala czytelnikowi zagłębić się w słowiańskość i poznać dawne wierzenia. Pojawia się tu masa przerażających istot oraz pradawnych bogów. Dodatkowo spotkamy tu szamanów, znachorów czy wiedźmy, dzięki którym dowiemy się jeszcze więcej. Ponadto przedstawione zostały różnego rodzaju obrzędy i zwyczaje, które w dużym stopniu wprowadzają nas w cudowny klimat książki. Postacie wykreowane przez autorkę są bardzo ciekawe. Uwielbiam ich tajemniczość i nieprzewidywalność, a także cięty język (w szczególności u Dorady). Bardzo podobało mi się również poszukiwanie swojej przeszłości przez Elgana. Dobrym pomysłem było również wplecenie przemyśleń Elgana, dzięki którym czytelnik mógł lepiej poznać jego charakter i podejście do innych. Trochę brakowało mi większej ilości opisów samej podróży, ale nie jest to dużym minusem. Książkę polecam szczególnie fanom mitologii słowiańskiej, ale nie tylko. Jest to bardzo przyjemna lektura, która powinna przypaść do gustu zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom. Ja już nie mogę doczekać się kolejnej części!
Czy istnieje miejsce, w którym demony mogą żyć bezpiecznie, jakieś sielskie miejsce dla wyklętych dusz? To właśnie próbuje odkryć Elgan, odkąd znalazł w piwnicy samozwańczego szamana małego, pokracznego i śmierdzącego Smęta! Jego powrót do, nazwijmy to, rodzinnego miasteczka z wyboru, kończy się dość szybko, gdy jawi się przed nim prawdziwa seria zadań, które zmienią tego sarkastycznego i poważnego wąpierza w matkę kwokę, opiekującą się ciekawą zbieraniną indywiduów.
"Droga do Wyraju" Kamili Szczubełek to powieść drogi, podczas której mamy okazję zanurzyć się w słowiańskich klimatach. Pojawiają się niewiadome, bardzo powoli się przed nami odkrywające, dzięki czemu możemy poznać lepiej Elgana, dzielną Doradę, czy rozbrajająco słodkiego Smęta. Akcja naprawdę wciąga, a najbardziej zakończenie - ostatnie 60 stron dosłownie połknęłam!
Mogę powiedzieć, że bawiłam się przy tej książce przednio, jak na debiut wyszła naprawdę dobrze. Nie mamy długich potyczek, niepokojące zdarzenia przebiegają dość szybko, jednak wiedząc, że to dopiero pierwszy tom, można przymknąć na to oko, oczekując rozwinięcia w dalszych tomach. Podobał mi się czarny humor, klimat książki. Polubiłam też rozważnego Elgana, który zupełnie rozminął się z moim wyobrażeniem wąpierza. Ale podobało mi się to! Będę zatem czekać na kontynuację opowieści!
Zawsze z radością poznaje książki nowych polskich autorek czy autorów, więc kiedy jakiś czas temu trafiłam na instagram Kamili Szczubełek i zobaczyłam, że wydaje swoją książkę w klimatach słowiańskich to aż mi się oczka zaświeciły! 🤩
Potem mój apetyt tylko rósł kiedy zobaczyłam opinie Pauliny Hendel, a jak Kamila wrzuciła pierwszy rozdział do sieci i można go było przeczytać, to już w ogóle przepadałam 😻
"Droga do wyraju" to pierwsza część przygód wąpierza Elgana I jego towarzyszy.
A co to były za przygody!
Ja w nie wsiąknęłam, jak woda w gąbkę! I gdy tylko skończyłam czytać napisałam do Kamili że ma szybko kończyć drugi tom 😂
W "Drodze" mamy mega ciekawą fabułę, która z rozdziału na rozdział zyskuje kolejne warstwy i wątki (przy tym wszystko się razem klei i trzyma!). Przy bohaterach dostałam to, co lubię najbardziej, czyli charaktery żywe i takie które bez problemu można polubić. I co ważne, którymi się zaczynamy na tyle, że zaczynamy się zastanawiać, co się z nimi stanie dalej?
A to wszystko podane przyjemnym i lekkim stylem dzięki któremu tekst niemal sam się połyka!
„Droga do Wyraju” i jest to naprawdę udany debiut. Już od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w środek akcji. Główny bohater do Wąpierz Elgan, którego nie można nie lubić. Podejmując się zadania odszukania ciała znajomego szamana w pakiecie dostaje Smeta, śmierdzącego demona. Postanawia znaleść mu miejsce, gdzie będzie mógł żyć w spokoju. Nie będzie to jednak łatwe zadanie zwłaszcza z pyskatą szamanką u boku.
Zdecydowanie książka wciąga i z tak pędzącą akcją dawno nie miałam do czynienia. Wszystko to spowite jest słowiańskim klimatem. Tytułowy Wąpierz intryguje, ma swoje tajemnice. Dorada trochę irytuje no ale cóż 🤷♀️ jest młoda 😉 całość wypada bardzo dobrze.
Podobało mi się, jest to lekka i przyjemna lektura. Idealna na jesienny wieczór.
Droga do Wyraju to książka poprawna, miła, z humorem lekkim jak piórko, potrafiąca zainteresować wątkami objętymi tajemnicą. Jednak mimo tych trzystu stron nie znalazłam na kartach opowieści zbyt wiele przywiązania – fabuła leci szybko, bohaterowie pojawiają się i znikają, przypominając bardziej teatr niż opowieść. Choć autorka płynnie przechodzi między wątkami, uwaga przesuwająca sie po bohaterach nie jest już takowa. Gdy ktoś jest ważny, to jest, ale gdy gra rolę drugo- lub i trzecioplanową, to jakby go kompletnie nie było. Na pewno ciekawa pozycja, jeśli chodzi o polską fantastykę, szczególnię tę inspirowaną rodzimą mitologią.
Kupiłam zachęcona opisem wkroczenia w świat słowiańskiego fantasy, ładną okładką i intensywną promocją w internecie. Historia mnie nie wciągnęła, główna bohaterka jest kolejny wcieleniem Mary Sue i zabrakło opisów. Słaba korekta tekstu, ale to już nie wina autorki, ale raczej dalszych działań na etapie wydawania książki.
Ogólnie jest napisana w przyjemnym stylu, główny bohater też na plus (chociaż czasami jego motywacje są dla mnie dziwne), niestety jest za dużo bohaterów przez co mają mało miejsca na rozwój, a wydarzenia czesto wydają sie być wprowadzane chaotycznie i rozwiązywane zbyt szybko i nie satysfakcjonująco. Jak na debiut jest całkiem okej
„Droga do Wyraju” jest literackim debiutem Kamili Szczubełek, blogerki i książkoholiczki, lektorki języka francuskiego, wielbicielki kotów i dobrej muzyki (ciekawa jestem, czy nadal gra na saksofonie). Uwielbiam sprawdzać debiuty, szczególnie te pisane w naszym ojczystym języku, a jeszcze bardziej szczególnie te z gatunku fantastyki. Tak oto trafiłam na „Drogę do Wyraju”, tom rozpoczynający serię o demonach Welesa.
Bohaterem powieści jest Elgan, wąpierz, który nie wie, dlaczego został wąpierzem. Elgan wie natomiast i wiedzą to wszyscy w jego otoczeniu (chociaż z każdym kolejnym dniem wiedzą chyba mniej), że jest niebezpiecznym, żądnym krwi demonem, prawdziwym księciem ciemności, wiernym sługą Welesa. Elgan chce dobrze, chociaż czasem zdarzy mu się wpaść przez to „dobrze” w jakiej tarapaty. Pewnego dnia bohaterski wąpierz spotyka na swojej drodze karłowatego, śmierdzącego łajnem demona, któremu nadaje robocze imię – Smęt. Chce go odprowadzić do miejsca, z którego pochodzi, nie jest to jednak takie proste, bo Smęt nie zamierza puścić pary z ust, a jak już się odzywa, okazuje się, że nic nie wie. Nie pamięta, kim był za życia i dlaczego spotkał go taki smutny los. Tę zagadkę pomaga rozwikłać pewien szaman, przyjaciel Elgana, z którego córką, Doradą, wąpierz wyrusza później w obfitującą w wiele przygód podróż po to, aby odnaleźć Czarnoboga i oddać mu w opiekę Smęta. Tak naprawdę przez przypadek Elgan pakuje się w niezłą kabałę, bo pierwotny plan był taki, że miał jedynie udać się do Wyraju i wyciągnąć z zaświatów ciało pewnego lekkomyślnego śmiertelnika. A tymczasem musi wybrać się w długą drogę, ciągnąc za sobą śmiertelniczkę i jednocześnie szamankę, a później jeszcze jeszcze kogoś. Po drodze zahaczają o rodzinną osadę Dorady i tam okazuje się, że ktoś porywa dzieci. Po co komuś te porwane dzieci? Kto je porywa? I co ma z tym wspólnego prabóg, o którym nikt nic nie wie? Czy wesołej gromadce uda się odprowadzić Smęta do boga litującego się nad wszystkimi biedakami, których nikt nie chce przygarnąć, zanim się zatraci? I czy Elgan po trzystu latach wreszcie odkryje swoją przeszłość?
Przystępując do lektury, nie przeczytałam o tej książce nic. Ominęłam opis, nie spojrzałam również na opinie innych. Mimo to dochodziły mnie słuchy, że to bardzo udany debiut. Ale na szczęście nic więcej. W związku z tym nie nastawiłam się na nic. I uważam, że zrobiłam bardzo dobrze, bo moim zdaniem opis zdradza zbyt wiele z fabuły, a naprawdę sporą przyjemnością jest odkrywanie jej zakamarków na własną rękę. Pierwszy plus dostała ta książka ode mnie już po pierwszych stronach, kiedy poznałam Elgana. Okazało się, że nie jest on tak złym demonem, jak go malują. Istnieje spory rozdźwięk między tym, jak postrzega go miejscowa ludność i on sam, a tym, z jakiej strony pokazuje się czytelnikowi. Tak naprawdę to najgorsze mniemanie o wąpierzu ma on sam. Elgan jakiś czas żyje już wśród ludzi i okazał się na tyle pomocny i nieszkodliwy, że obdarzyli go zaufaniem i szacunkiem. Nie widzą w nim takiego księcia ciemności, za którego sam się uważa. Wszyscy, którzy zdążyli go lepiej poznać, wiedzą, że to zły demon jedynie z definicji. On sam jednak widzi to nieco inaczej. Bo trzeba Wam wiedzieć, że skoro zasłużyło się na miano księcia ciemności, trzeba było zrobić coś naprawdę złego. Ot tak tego tytułu nie przyznają. Elgan jednak ma potężną lukę w pamięci i za nic nie może sobie przypomnieć, o co chodzi z tą jego przeszłością i dlaczego zasłużył na tak wysoką wśród demonów pozycję i raczej wątpliwy zaszczyt. Z perspektywy czytelnika mogę powiedzieć, że Elgan to taki nasz polski Rhysand. Demon do rany przyłóż. Jest tak kochaną postacią i bije od niego takie dobro, że nie da się go nie pokochać. Za tę postać z automatu otrzymała ta powieść ode mnie dodatkowe punkty. No uwielbiam gościa, a jego opanowanie i sarkastyczne teksty jeszcze bardziej. Najważniejsze jest jednak to, że poczułam z tym bohaterem ogromną więź. Odczuwałam jego emocje, bez najmniejszego problemu potrafiłam wejść w jego skórę. Obdarzyłam go naprawdę dużą sympatią i nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, abym zmieniła zdanie.
Jeśli chodzi o inne postaci, jest ich całkiem sporo. I to nie tylko takich z krwi i z kości, ale też tych, które wyszły wprost ze słowiańskich wierzeń. Mało tego, że w świecie stworzonym przez autorkę, a właściwie w zaświatach, rządzą słowiańscy bogowie, dusze zmarłych przywoływane są na ucztach zadusznych, a mieszkańcy wsi stoją w kolejkach po wróżby. W świecie tym żyją przeróżne rodzaje demonów Welesa i nie tylko jego, bo niektórzy wyłamują się i postanawiają służyć komuś innemu (jak Itris, o którym zabrakło mi trochę więcej informacji), a innych, jak biednego Smęta, nie chce przygarnąć nikt. Nasi podróżnicy mają do czynienia ze zmorami (jednej od razu na początku naraża się Dorada), utopcami (im też się naraża, zabierając coś, co należy do nich i potem owe utopce robią niezłe zamieszanie, jeśli można zamieszaniem nazwać to, czego się dopuszczają), rusałki, dziewonie, bebok i drak, zwany roboczo – Sangor, roboczo, bo to potwór o dziewięciu głowach i każda ma inne imię. Nie będę opowiadać Wam o wszystkich bohaterach powieści, abyście mogli trochę więcej na ich temat odkryć sami. Dodam tylko, że podoba mi się kreacja postaci. Każda jest inna, odznacza się całym pakietem różnych cech. Każda jest barwna i dająca się polubić, lub wręcz przeciwnie. Znajdzie się wśród nich silna kobieta (Dorada), złote serce skrywane pod płaszczykiem zła (Elgan), biedna, pokraczna istota, którą los skazał na samotność, a której nie sposób nie współczuć i nie pokochać, chociaż trzeba przyznać, że zbyt dużo jęczy (Smęt) i wiele więcej naprawdę bardzo interesujących i przykuwających uwagę postaci. Nie przedłużając, napiszę jeszcze tylko, że świat stworzony przez Kamilę Szczubełek wyróżnia się na tle innych światów, o których miałam okazję czytać. Jest wielopłaszczyznowy. Oprócz świata ludzi, gdzie demony żyją z ludźmi prawie w zgodzie, istnieją zaświaty, a także prywatne światy każdej z istot. Do tego ostatniego świata mogą wprowadzać innych tylko półdemony (tak, takie istoty też w książce występują). Są też osady/królestwa, na które nałożono klątwę, odcięte od świata, bo nie można do nich dotrzeć, ani nawet nie widać ich na mapie (w tej powieści pojawia się jedna, ale nie jest powiedziane, że nie istnieje ich więcej). Autorce udało się stworzyć wyjątkowo bogaty świat przedstawiony, przy czym został on na tyle dobrze opisany, że bez problemu ogarniamy, jak działa. Jeśli chodzi o emocje, to sprawa indywidualna każdego czytelnika. Mnie one towarzyszyły przez całą powieść. I nie były to tylko pozytywne odczucia. Powieść nie jest aż tak bardzo dynamiczna, jak się spodziewałam, jednak duża liczba tajemnic i niespodzianek, na jakie trafiają bohaterowie, pcha akcję do przodu. Jest też kilka takich momentów, podczas których krew dosłownie ścina się w żyłach i które totalnie zaskakują. Nie brakuje też w tej powieści dobrego humoru, a to przede wszystkim za sprawą zdecydowanie niebanalnych tekstów wąpierza. W moim odczuciu, ta część to trochę taka podróż drogi. I w dosłownym znaczeniu, i tym bardziej w metaforycznym. Bohaterowie mają cel, teoretycznie ten sam, ale każde z nich wybiera swoją drogę do jego osiągnięcia. Dzięki czemu mają szansę, aby poznać samych siebie trochę lepiej.
„Droga do Wyraju” to dopiero początek, ale za to jaki, świetnie zapowiadającej się serii. Jeśli taki jest debiut w wykonaniu autorki, już nie mogę doczekać się kolejnych jej książek, a w szczególności kontynuacji przygód wyjątkowo cierpliwego wąpierza i krnąbrnej szamanki. Nie wszystkie tajemnice zostały wyjaśnione, pojawiły się nowe pytania i wątpliwości, dlatego oczekiwanie na kolejny tom nie jest łatwe. Jednak czekam cierpliwie, autorce gratuluję doskonałego debiutu, a Wam serdecznie „Drogę do Wyraju” polecam!
1,5? DNF na 60% Niby mogłabym czytać dalej, ale niestety nie interesuje mnie nic w tej historii, więc sobie odpuszczam i zabiorę się za coś co sprawi mi przyjemność.
Ogólnie to książka jako książka dostałaby ode mnie 3 gwiazdki. Klimat słowiański był super, niestety postaci i fabuła już mniej. Może inaczej - fabuła MIALA BYC świetna, ale po co nazywać książkę "droga do wyraju" jesli główny wątek nie jest w sumie o tym? No właśnie, bo miał być, aaale. Dwóch głównych bohaterów było spoko, mnie tam ta laska wgl nie irytowała. Niektóre wątki były bardzo wepchnięte i nic e sumie nie robiły - tak samo z niektorymi postaciami. No i pierwsza połowa była znacznie lepsza, a potem nowe postaci, nowe miejsca i nowe informacje zaczęły mnie trochę przytłaczać. ALE mimo tego i tak nie mogłam się od tego oderwać. Ten klimat mnie tak wciągnął i sprawił że dokładnie wszytsko sobie wyobrażałam i to było tak magiczne, że czułam jakbym była tam z nimi. W dużym skrócie świat przedstawiony jest mega, ale spodziewałam się innych decyzji fabularnych. Zobaczymy jak będzie z drugą częścią, bo już mam na nią ochotę!
cóż, jedyne, co dobre w tej książce to: nazwy i…okładka. nic dziwnego, że czytając podobne pozycje, jednocześnie oddalam się od swojej fascynacji kulturą słowian. gdybym tylko wiedziała, że głównym bohaterem będzie wąpierz, który bez zająknięcia utrzymuje kontakt z ludźmi, nie sięgnęłabym po tę książkę. wprawdzie to interesujący motyw, ale jest w nim coś z prostoty, jakby lektura miała być przeznaczona dla młodszych czytelników, wobec czego autorka ociepla stosunek demona, który, zamiast żyć w niezgodzie z człowiekiem, funkcjonuje wraz z nimi i okazuje się być INNY NIŻ WSZYSCY POZOSTALI WĄPIERZE: dobry, troskliwy…i „wogle”. swoją drogą, powtarzanie słowa „wąpierz” nie tyle mnie irytowało, co bawiło. jakoś komicznie to brzmi, kiedy mamy styczność z tak bladym, nijakim, a jednocześnie cholernie niewinnym „bohaterciem”, jakim jest elgan. najlepsze było określanie go „księciem ciemności”, choć gostka prędzej można było nazwać „książuleńkiem”…przysięgam, że dawno nie czytałam tak niekonsekwentnej książki. z jednej strony elgan jest zły, wścieknięty i dziki, a po sekundzie bucha wyjętymi z dupy krowy ciepłem i miłością. byli i tacy bohaterowie, ale tutaj problem tkwi w stylu pisania i w braku umiejętności zawarcia jakiegoś takiego napięcia, żeby czytelnik rozumiał, dlaczego akurat teraz bohater się zreflektował, przeszedł przemianę…podobny problem był z percy’m jackson’em. mowa o bogach, a raczej o jakichś maskotkach do zabawy, które pojawiały się znikąd - bo niestety, ale autorka nie potrafiła konkretnie i z przytupem opisać ich objawienia - i przystawały na wszystko, co sugerowali bohaterowie. tacy bogowie jak ze mnie matematyczka. tyle że percy był stricte dla dzieciaków, a ta książka…nie wiem, dla kogo jest. autorka mówi o chędożeniu…i inne sprośne gadki również się pojawiały. poza tym, używanie takiego kwiecistego słownictwa przy marnie napisanej książce doprowadza tylko do śmiechu. charakter bohaterów w ogóle nie zlepiał się z tymi barwnymi „księżami ciemności” czy co tam jeszcze było…aha, bardzo mocno zabolał mnie fragment, gdzie przed bohaterem wyrasta drak, czyli pewnego rodzaju demon. znów: brak opisu, radźcie sobie sami. serio, nie po to czytam książkę i chcę się wczuć w klimat, by zaraz sięgać po telefon i googlować, jak wygląda drak. może część czytelników wie, ale ja…nie. ludziska narzekają na książki wydawane z wattpada, a okazuje się, że to „te nie z wattpada” wypadają znacznie gorzej-
3,4 Bardzo niedawno skończyłam „Chrzest ognia” i może dlatego „Droga do Wyraju” tak bardzo przypominała mi „Wiedźmina”. Tylko jak przy Sapkowskim czułam, że nic się nie dzieje, tak tutaj akcja pędziła. Momentami miałam wrażenie, że na łeb na szyję. Nie zdążyłam do końca się zorientować, co się dzieje, a już zaczynała się kolejna sekwencja. I to jest plus, na pewno dla młodszego czytelnika. Taki wstępniak przed Wieśkiem, to jest komplement. Fabuła wciąga (zwłaszcza od momentu, kiedy pojawia się wątek przeszłości Elgana, zdecydowanie najciekawszy), bohaterowie są do pokochania, podobnie ich relacje (zmiana stosunku do Smęta, miód na moje serce), a świat intrygujący. Anegdota: potrzebowałam przymiotnika „staropolski” w trzech różnych połączeniach, żeby zrozumieć, że chodzi o gród, a nie o Polskę (co nie miałoby uzasadnienia w świecie, a dodatkowo nikt w okresie staropolskim nie wiedział, że w nim żyje). To na szczęście tylko moje nieogarnięcie. Zamiast tego mam dwa „ale” dotyczące konsekwencji. Nie są jakoś mocno spoilerowe, ale uprzedzam: 1) Dlaczego Elgan i Dorada tak po prostu wyszli z uczty zadusznej? Nikt nie usłyszał, z kim rozmawiali i że wychodzą? Nikt nie zaczął ich ścigać? 2) Dorada powiedziała o villperuńskiej bibliotece, a potem Wanda zdziwiła się, słysząc nazwę miasta w innym zdaniu (powinna przecież zrobić to wcześniej). To są jednak tylko drobiazgi. Brakowało mi momentów przestoju. Nie chodzi nawet o eksplorowanie świata, ponieważ ekspozycja wychodzi zgrabnie i niewymuszenie. Może gdyby Elgan nie musiał spać w nocy (swoją drogą, ciekawe wytłumaczenie dla skutku niepicia krwi) znalazłoby się miejsce na jakiś przestój. Miałam wrażenie, że sceny przechodzą za szybko. Z jednej strony to dobrze, nie było niepotrzebnego rozwlekania, ale z drugiej czegoś nieokreślonego zabrakło. Powyższe uwagi mają jednak na celu tylko pomoc, ponieważ mam nadzieję, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze. A czytać je będę na pewno! Potrzebuję więcej wąpierza z mroczną przeszłością w moim życiu. Wahałam się z oceną, więc tak na zachętę opcja wyżej. Zdecydowanie udany debiut, gratuluję autorce! I też tak humorystycznie: wstawka z brązowym napojem bogów to złoto.
Przysługa za przysługę, jak to mówią, takim sposobem wąpierz Elgan wplątuje się w coraz większe kłopoty. Tego trzeba pilnować, tę odprowadzić, a tamtym jeszcze pomóc – no nie ma lekko. Nie dajcie się długo namawiać, tylko wędrujcie z nami, im więcej rąk do pracy, tym lepiej!
Przed lekturą trochę się obawiałam, w jaki sposób mitologia słowiańska będzie tutaj przedstawiona, np. czy to nie będzie za trudne do przyswojenia dla kogoś, kto kojarzy wyłącznie najpopularniejsze terminy. Bałam się niepotrzebnie, bo wszystkie nadprzyrodzone elementy są wplecione w historię bardzo naturalnie, klarownie wytłumaczone (ale bez łopatologii!), budują magiczny klimat i dostarczają rozrywki.
Jest to powieść drogi, jak sam tytuł wskazuje. Bohaterowie wędrują od jednego miejsca do drugiego, a każdy przystanek to spotkanie z nowymi ludźmi oraz potworami, czyli za każdym razem czeka nas nowa przygoda. Było kilka momentów, w których przejścia pomiędzy scenami wydawały mi się za krótkie, jakby gdzieś zniknął cały akapit wyjaśniający, że już minęło tyle a tyle czasu. To chyba jedyny minus, który zauważyłam, bo wybijał mnie z lektury.
Widziałam kilka opinii, w których czytelnicy skarżyli się na Doradę. Mnie wyjątkowo ta postać nie irytowała. Uważam, że swoją porywczością dobrze równoważyła statecznego i rozsądnego wąpierza Elgana. W końcu na relacji tej dwójki (i małego demona-śmierdziucha, ale ten jest bardziej „maskotką”, a nie pełnoprawnym kompanem) osadzony jest cały komizm. Bez szamanki wędrówka Elgana byłaby raczej nudna.
To była taka powieść, która wybijała się pomiędzy innymi historiami. Rozpychała się łokciami w mojej wyobraźni krzycząc „czytaj mnie! Zostaw inne książki!”. Autorka zgrabnie operuje słowem, jest elokwentna, taką narrację czyta się z radością, a i fabuła była wciągająca. Dobrze spędziłam czas i czekam na więcej. Polecam fanom fantastyki, czytelnikom, którzy mają ochotę uśmiechnąć się i zrelaksować w bezpiecznym magicznym świecie przy doborowym towarzystwie przyjaciela z długimi kłami.
Debiut. Nigdy nie przykładałem do tej kategorii większej uwagi, skupiając się bardziej na pozycjach znanych i lubianych przez czytelników. Powód był prosty - chęć przeczytania czegoś co spełni moje oczekiwania, a nie stawianie na loterię i tytuł, który być może będzie mnie męczył przez kilkaset kolejnych stron. Mimo takich wątpliwości skusiłem się na przeczytanie „Drogi do Wyraju” przez wzgląd na świetną okładkę i przynależność do jednego z dwóch moich ulubionych gatunków - fantastyki. Po 5 dniach czytania, mogę śmiało powiedzie��, że nie żałuję. Książka idealnie wciąga swoją fabułą, historia wąpierza Elgana jest spisana wzorowo przywodząc mi na myśl wspomnienia z czytania sagi Wiedźmina. Wiele razy miałem wrażenie, ze „Droga do Wyraju” to jedna z kolejnych tomów sagi, traktująca o pobocznych postaciach z tego uniwersum, których historia była dla mnie równie interesująca co przygody samego Geralta z Rivii. Sam wstęp do historii Elgana, jego chęć uratowania ciała człowieka, który przez własną nieuwagę poświecił swoje ciało Bogu wciąga od pierwszych stron, a kolejne wątki, nowe postacie (Dorada i Smętek, uwielbiam) i chęć odkrycia przez Elgana swojego własnego ja potęgowały chęć przeczytania jeszcze jednej strony i odkrycia tej historii do końca. Spodziewając się prostej historii wąpierza bardzo miło zaskoczyłem się widząc kolejne przeplatające się ze sobą wątki i nici łączące historie i życie poszczególnych postaci. Efekt wzmaga również odniesienie się do starosłowiańskich nazw demonów i Bogów. Wampir od czasów pewnej sagi i ekranizacji nie brzmi już tak dumnie jak w okresie filmów o Nosferatu, natomiast wąpierz dalej budzi emocje. Czuć w tych nazwach i historii moc, która nie jest splugawiona romantyzmem i historią o miłości wypaczającą prawdziwą naturę demona. Dziękuję za to i liczę na to, że w kolejnych miesiącach i latach będą pojawiały się dalsze części „Drogi do Wyraju”, a sama historia nie zakończy się tak szybko jak przygoda ze Smętkiem, którego polubiłem od pierwszych chwil za jego nieporadność.