Po raz pierwszy w historii łatwy dostęp do mięsa ma każdy Polak. Jeszcze wiek temu nasi przodkowie mogli tylko o tym pomarzyć, dziś jednak żyjemy w erze przesytu i hodowli przemysłowych. Pytanie o zasadność jedzenia mięsa nigdy nie było bardziej aktualne. Jedni twierdzą, że jest ono passé, inni uważają, że to nasza polska tradycja. Jak jest naprawdę?
Ta książka powstała, ponieważ wierzę, że jako "obywatele świata" powinniśmy znać naszą historię. Zanim więc sięgniecie po smażoną pierś brojlera lub grillowaną karkówkę z tucznika, poznajcie prawdziwą historię polskiego mięsa i odkryjcie dawny świat polskiej kuchni, w której pekefleisz, pierśnik czy kapłon królowały nie tylko od święta. - Autorka
Nie tak powinno się u progu katastrofy ekologicznej pisać książkę o kulinarnej historii mięsa. Aż kipi w niej od hipokryzji - fragmenty referujące, jak zmieniała sie na przestrzeni czasu polska kuchnia mięsna, często nasycone zachwytem i nostalgią piszącej nad dawno minionymi smakami i "szlachetnością" rzeźniczego rzemiosła, które dziś utknęło w marazmie, degrengoladzie, ale "heroicznie" próbuje się podniesc, przetykane są "poprawnymi" wstawkami na temat okrucieństwa hodowli przemysłowej (halo, halo!! - nie tylko hodowla przemysłowa wiąże się z przerażającą i pełną cierpienia śmiercią zwierzęcia! KAŻDE MIĘSO TO CIERPIENIE ZWIERZĘCIA!) i tego, że powinnśsmy ograniczyć jego spożywanie. Hmmm... Globalnie ograniczenie niczego nie da, tylko pudruje się tu nieciekawą prawdę, że zarówno ze względów etycznych, ekologicznych czy zdrowotnych ludzie powinni jak najszybciej zaprzestać hodowania i zabijania zwierząt na mięso, a także pozyskiwania wszystkich innych produktów odzwierzęcych. Znamienne, ze najkrótszymi rozdziałami tej książki są "Perspektywy" oraz "U rzeźnika". Autorka nie pokusiła się o głębsze zarysowanie alternatyw dla tradycyjnego mięsa (cały rozdział to raptem kilka stronniczek!), nie mówiąc już o tym, że rzetelność badawcza wymagałaby szerszego opisania, jak wyglądały w przeszłości realia hodowli zwierząt, a szczególnie, co takiego konkretnego, etap po etapie, dzieje się ze zwierzęciem na linii produkcyjnej rzeźni, tak dawniej, jak i dziś. Bo mięso nie rośnie na drzewie czy krzaczku, a zwierzę to nie mięso. No, ale po co, może niektórym po takiej otwierającej oczy lekturze kotlet stanąłby w gardle? Albo zepsuł się humor? Do tego ten manipulatorski język pisania o zwierzetach, sformułowania, które sugerują, że zwierzęta same składają się w ofierze na rzecz zadośćuczynienia ludzkim potrzebom mięsa, czy że w ich interesie, a nie ludzkim, jest, by uzyskano z nich jak najwięcej mięsa, skór itd. OK, rozumiem, że książka o historii mięsa nie będzie łatwa do przełknięcia dla osób zorientowanych prozwierzęco, natomiast chcę po raz kolejny podkreslić, że nie tyle chodzi mi o trudny temat, który wzięła na warsztat autorka, ile o sposób jego prezentacji. Ten wyższościowy język pisania o zwierzętach kojarzy mi się z językiem kolonialistów piszących o "niższych rasach". Naprawdę, proszę zacząć brać na poważnie podmiotowośc zwierzęcia i przestać pisać w ten sposób. Bo to już nie uchodzi, tak jak np. rasistowskie teksty o Afroamerykanach. Niestety, w przypadku współczesnych publikacji o zwierzętach, spoza obszaru animal rights, nadal twórcy pozwalają sobie na język uprzedmiotowienia. Czego ta książka jest niechlubnym przykładem. Ogólnie, poza wymienionymi zarzutami, nie powala też styl autorki (czasem miałam wrażenie, że coś jest nie tak ze składnią poszczególnych zdań). Nie jest to szczególnie interesująco/wciągająco podane. Drugą gwiazdkę dałam tylko za wysiłek włożony przez autorkę, by jakoś całościowo przybliżyć temat oraz niektóre ciekawe anegdoty. Swoją drogą, polecam autorce spróbować tych różnych wegańskich mięs, kiełbasek itd., bo jest ich już sporo na polskim rynku (albo dobrze zaznajomić się z przepisami z najpopularniejszych wegańskich blogów kulinarnych, bo smak wielu tradycyjnie mięsnych potraw świetnie da się podrobić wyłącznie roślinnymi składnikami, w tym szczególnie przyprawami). Być może wtedy puenta książki byłaby inna i w rezultacie nie tak szkodliwa dla zwierząt i środowiska?
Niby wszystko jest, trochę historii, trochę współczesności, trochę nauki, trochę ploteczek, trochę staropolskich urywków przepisów lub opis uczt, trochę ciekawostek, ale nie umiałam się skupić, odpływałam, sprawdzałam ile stron do końca rozdziału, książki.