Mistrzyni ciętego humoru, słownej szermierki i jechania po bandzie!
Poznajcie Joannę. To Bareja w spódnicy – w loży szyderców czuje się jak ryba w wodzie. Siedzi z tyłu, ale czujnym okiem skanuje każdą sferę życia. Wykpi, obśmieje, wścieknie się, sama niejedną gafę palnie, czasem zagra na nerwach, ale robi to z wdziękiem i polotem, jakich mało. Gdy trzeba, to i szpagat zrobi, choć woli być luźna jak guma.
Zawodów ma kilka, a jeden z nich to matka. Może i pogdera, ale tak naprawdę można z nią konie kraść. Nigdy cię nie oszuka – zawsze powie, że przytyłaś. Z niejednego pieca chleb jadła i chyba nic jej nie zaskoczy. Śmiech jest jej niezbędny do życia jak powietrze, bez niego się dusi.
To idealna lektura dla tych, którzy chcą sobie odpuścić. Dla zmęczonych codziennością, dla wszystkich, którzy mają chęć wdziać Kuboty, wyciągnięty dres i popijając „ekspresso” lub modżajto zanurzyć się w absurdalnym i pełnym przygód świecie absurdu i groteski.
Książka o macierzyństwie z dużą dawką ironii i humoru? Kupuję w ciemno! Tym razem jednak trzeba było baczniej spojrzeć na drugi człon tytułu, bo okazuje się, że faktycznie opowieści są z dupy wzięte, bo na pewno spora ich część nie wydarzyła się w życiu autorki, która trochę popłynęła z wyobraźnią.
Sięgając po tego typu tytuł, oczekuję, że niejednokrotnie parsknę śmiechem i powiem "kurde, mam tak samo!", a w rozdziałach "Matka siedzi z tyłu" nie dość, iż perypetie są tak naciągane i już gdzieś kiedyś zasłyszane, co umniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia ich w życiu autorki, a przynajmniej w takiej ilości, którą można byłoby obdzielić przynajmniej kilka osób, to jeszcze humor jest tak wymuszony, że aż człowiekowi odechciewa się śmiać.
Czytałam już kilka książek w takiej konwencji - były zdecydowanie dużo lepsze. Tę ledwo wymęczyłam i na pewno nie będę wspominać z sympatią.
Nie dobrnęłam nawet do połowy. Sluchalam audiobooka i całe szczęście, bo mniej odczuwam, że straciłam czas. Już po pierwszych kilku minutach wiedziałam, że to będzie złe, ale chciałam rzetelnie wysłuchać więcej, żeby mieć czyste sumienie pisząc tę recenzję. Po 3h z najczystszym sumieniem daję 1 gwiazdkę i odradzam sięganie po ten zbiór nieśmiesznych, często żenujących historyjek, które sprawiają wrażenie kwieciście opisanych słabych żartow z internetu. Opowiastki typu: mąż wysłał żonę do castoramy i olaboga jak to kołki mają różne rozmiary, jak to do czego wkręty, do ściany, haha, a do czego innego, haha, umiem kupować buty, a nie narzędzia, haha; albo facet prowadzi auto i nie zapyta o drogę, haha jakie śmieszne, taki typowy facet, haha, ja kobieta to już bym dawno zapytała. No boki zrywać z tych dowcipów. Nie wiem jakim cudem ktoś w wydawnictwie uznal, że to "dzieło" zasługuje na kontynuację i pozwolil wypuścić drugą część. Ja po tych 3h słuchania mam ochotę schować się w piwnicy ze wstydu, że w ogóle przyszło mi do głowy, żeby po to sięgnąć.
DNF na 88 stronie, bo więcej nie dam rady. Poziom żartów jak z polskich kabaretów, co to śmieszne jak się chłop za babę przebiera ŁO-HO-HO. Level "wuja na imprezie rodzinnej". Tytuł "opowieści z dupy wzięte" pasuje idealnie. Nie trafia to w moje poczucie humoru ani troszkę. Nie sadzę, zebym do niej wrócila, wiec poleci w inne ręce.
Chociaż jako matka dwójki bombelków rozumiałam doskonale co książka i jej bohaterka miała mi dać i nawet miejscami parsknęłam śmiechem, to jednak ta książka już nie jest dla mnie. Może po prostu moje dzieci są już za duże i te wszystkie dzikie akcje nie robią na mnie aż takiego wrażenia. I czy naprawdę w każdym opowiadaniu - a może co drugim, już nie wiem - musiało być użyte "kurwuniu"? Naprawdę się już nie da bez przekleństw?
Zbiór gagów/historyjek związanych z matkowaniem, żonowaniem i ogólnie życiem. Śmiechłem kilka razy (są autentycznie zabawne momenty ale pewnie doceniłbym bardziej majac dzieci) - natomiast książka ma typowy problem zbioryu wpisów na FB które tam działają a tu w nadmiarze nużą (pozdro od Janiny i Kickstera).
Króciótkie historyjki z życia wzięte. W głównej roli kobieta po 40ce, mężatka, matka dzieciom. Trafne refleksje nad codziennością, która w żadnym przypadku nie jest ani szara, ani ponura.
Nie umiem powiedzieć o czym jest ta książka, bo to naprawdę „opowieści z dvpy wzięte”, ale jedno jest pewne - jak ja potrzebowałam takiej lektury! Książkę poleciła mi koleżanka zapewniając, że czeka mnie terapia śmiechem. I miała rację! 😁
Ta książka to złoto. Co ja się uśmiałam, to moje. Rzadko mi się zdarza, żebym popłakała się ze śmiechu przy czytaniu, a tutaj zdarzyło mi się kilka razy. Wiele tekstów już przeszło do mojego codziennego słownika. Ba! Nawet chłopa zaraziłam kilkoma tekstami, chociaż ta niepozorna książka w pewnym momencie stała się kością niezgody między nami. Krótko mówiąc, miałam zakaz czytania tego w łóżku, bo on chciał spać, a ja łóżkiem trzęsłam, bo się chichrałam jak szalona. Ale jak tu się nie chichrać?
Prócz solidnej dawki humoru dostajemy również kawałek życia Pani Joanny - tak przynajmniej to odbieram. Autorka ma bardzo dobry zmysł obserwacji i potrafi wyciągać wnioski, a potem przelać je na papier w najlepszy możliwy sposób. Jest absurd, groteska i brak poprawności politycznej - najlepsza mieszanka! 😊 Nie mylcie jednak braku poprawności z chamstwem, bo tego tutaj nie ma wcale. Joanna to równa babka i ja bym się z nią wina napiła 😊
I jeszcze jedna pochwała za humor sytuacyjny. Przeważnie jest on śmieszny, kiedy się to dzieje, a kiedy się opowiada o tym, to już mniej. Autorka jedna wybitnie dobrze potrafi przedstawić takie historie. Po opowieści o SPA ryłam dobry kwadrans 😂
Po prostu bierzcie, czytajcie i przygotujcie się na zakwasy polików ze śmiechu 😊
Joanna to dojrzała kobieta, żona, matka i przyjaciółka, a w każdej relacji czaruje nas swoim specyficznym urokiem. Nadużywa słowa ,,kurwuniu", które niespodziewanie wkradło się do mojej codzienności, a jej sposób opowiadania kojarzy się z literackim stand-upem.
Za oknem padał deszcz, a ja leżałam na łóżku kuląc się ze śmiechu. Humor Joanny Mokosy-Rykalskiej bowiem idealnie wpisał się w moje gusta, a jedyne, o czym ta pisała, to codzienność. Ośmieszenia, porażki i chwile radości, choć nie brakowało absurdalnych sytuacji chociażby z lamami w roli głównej. Autorka na świat patrzy z dystansem, a w jej słowach nie brakuje sarkazmu. Nie filtruje rzeczywistości, a jej humor czasami jest tak czarny, że miałam łzy rozbawienia w oczach. Sytuacje przedstawia w sposób niemalże karykaturalny, przerysowany, co nie do każdego trafia, ale moje serce podbiło.
Miałam ciężkie dni i nie czułam się dobrze psychicznie, a potem w moje ręce trafił ten zbiór krótkich historyjek i... Było lżej. Płakałam ze śmiechu, niektóre strony czytałam po dwa razy i czułam się nadzwyczaj lekko. Lektura więc była naprawdę miłym przeżyciem!
Zdecydowanie opowieści z dupy wzięte :) Można się skusić na wolnej chwili, jako przerywnik w ciekawszych / bardziej ambitnych lekturach. Autorka posiada podobne poczucie humoru do mojego, więc trochę się pośmiałam. Spodziewałam się opowieści z prawdziwego życia Mokosy-Rykalskiej, ale niektóre historyjki były tak niedorzeczne i absurdalne, że ciężko w nie uwierzyć. Inne z kolei to znane mi anegdoty lub legendy miejskie - opisywane tak, jakoby te przygody przydarzały się autorce bądź jej bliskim.
Nie przekonała mnie ta książka niestety, próbuje być zabawna trochę na siłę. Albo nie jestem docelową grupą wiekową czy pod względem poczucia humoru, bo taki styl bardziej bawi moją mamę 50+, mimo że mam dziecko i swoje życiowe perypetie to te mnie jakoś nie ujęły. Z przyjaciółkami też rozmawiam inaczej niż główna bohaterka. Zbyt wiele na siłę i nadmiar określeń typu „kurwuniu”. Nie zmęczę jej do końca.
Poszedłbym z Autorką na piwo, posłuchać, jak się uzewnętrznia na wszelkie tematy mniej lub bardziej przyziemne. Nie wątpię, że spędzilibyśmy kilka godzin zaśmiewając się z nieporadności, przesadności i nieprzewidywalności. Na papierze tytułowa Matka wypada jednak blado i nieśmiesznie...
Są w tej książce pojedyncze anegdotki, nad którymi się lekko skrzywiłem w uśmiechu, ale zdecydowanie więcej takich, przy których krzywiłem się tak po prostu, bez przyjemności. Sporo tu czerstwych żartów, sporo historyjek bez sensu lub opowiedzianych na nowo dykteryjek, które już przecież znamy skądinąd, podanych jako humorystyczna nowinka.
A osobę, która na okładce wmieszała w ten pasztet Stanisława Bareję, chciałbym zapytać z niewielką tylko złośliwością: czy Pani/Panu też już wszystko miga?
Śmieszne i zabawne. Dokładnie to czego potrzebowałam. Nie rozumiem dlaczego te niskie oceny. Przecież to oczywiste że nie każda historyjka jest 100 prawdziwa… nie rozumiem czemu ludzie się tak bulwersują z tego powodu 🤦🏼♀️