Czwarta książka z serii Tajfuny Mini, prezentującej dzieła pisarzy i pisarek pierwszej połowy XX wieku, którzy nie byli wcześniej tłumaczeni na język polski, a zdecydowanie na to zasługują.
Chōko rezygnuje z kariery gejszy i wpada w objęcia Ryūkichiego, syna handlarza akcesoriami fryzjerskimi. Para rozsmakowuje się w miejskim życiu, choć nieraz (i nierzadko z własnego powodu) ma w nim pod górkę. Wiwat małżeństwo to zabawny, słodko-gorzki portret pewnej epoki i pewnego miasta – Osaki, kulinarnej i rozrywkowej stolicy środkowej Japonii.
W kupieckie uliczki tego miasta i życiorys pisarza doskonale wprowadzi Was wstęp autorstwa Karoliny Bednarz.
Nie czytajcie na głodnego - w trakcie lektury aż pachnie tymi ciasnymi alejkami, w których ktoś pichci jedzenie. Jedna z najbardziej kultowych japońskich nowelek - nie bez powodu, w końcu to jeden z najpiękniejszych literackich portretów kupieckiej Osaki.
Miałam okazję napisać wstęp, w którym opowiadam więcej o Odzie i jego Osace.
Nie wiem, jakoś nie ujęła mnie, bardziej męczyła. Za mało Osaki, za dużo dram. Oczekiwałem czegoś innego chyba. Aczkolwiek strona wizualna jak zwykle fantastyczna.
Wydaje mi się, że wiem, gdzie powinnam szukać komizmu w tej książce - opowiada ona o parze, która ma niekończącą się złą passę, [spoiler?] otwierają biznes, chłop miga się od pracy, żeby balować z gejszami, zamykają biznes, chłop przepierdala wszystkie pieniądze, pożyczają pieniądze, otwierają kolejny biznes. I tak w kółko.
A jednak dla mnie to była wyjątkowo smutna książka, czasami nawet irytująca, chciałoby się wziąć Chōko na stronę i powiedzieć "ty potrzebujesz terapii, nie kolejnego sklepu".
Niestety nawet wstęp Karoliny Bednarz nie pomógł mi zrozumieć wyjątkowości tej nowelki. Pewnie wyjdę na ignorantkę, ale ta historia jest dla mnie po prostu nijaka. Nie za bardzo potrafię znaleźć przyjemność w czytaniu o tym, jak kobieta jest tą silniejszą w związku, a jednocześnie stosuje przemoc wobec mężczyzny.
Czytało mi się to okropnie. Może oceniłabym lepiej, gdyby nie ten wstęp, który zdradza wszystko i nakierunkowuje na konkretny odbiór jeszcze przed lekturą. Sama sugestia, że ta książka jest komediowa, jest dla mnie czymś przerażającym. Jakoś odechciało mi się czytania książek.
Najsłabszym elementem tej książki jest wstęp ponieważ zawiera charakterystykę obojga głównych bohaterów, którą przy tak krótkiej pozycji uważam za spojler. Dodatkowo nakierunkowuje na żartobliwy ton, którego sama historia nie zawiera, albo zawiera w śladowych ilościach. Również jedzenie w moim odczuciu nie gra tu znaczącej roli. Uważam, że lepiej by się ten dodany tekst sprawdził jako połsowie, wtedy można by skonfrontować własne wnioski i przemyślenia z notką od wydawczyni. Ten wstęp odebrał mi większość przyjemności z czytania niestety, tak jakby czytelnik nie mógł samodzielnie obcować z tekstem.
Gdyby nie to pewnie był dala ocenę bliską 5, wzięła mnie ta opowieść z zaskoczenia. Nie cierpię tego typka, chciałam żeby ona się otrząsnęła w końcu, zrobiła krok z tył i powiedziała dość. Zakończenie przyszło nagle i zostawiło mnie z wielkim niedosytem.
Po tych wszystkich zachwytach liczyłam na coś lepszego, bardziej złożonego. Jednak jest to bardzo dobrze napisana książka i miło spędziłam przy niej czas.
Dzisiaj pieśń pochwalna ku książkom-dziełom sztuki. Nie umiem przejść obojętnie obok książek z pięknymi, dopracowanymi okładkami. Zwyczajnie nie umiem. W świecie i w codzienności otacza nas tyle bylejakości i półśrodków wszelkiej maści, że wielką krzywdą byłoby nie zatrzymać się na chwilę i nie docenić.
Dziś doceniam „Wiwat małżeństwo” Sakunosuke Ody. To wydanie kompletnie podbiło moje serce i dało mi wszystko to, czego szukam i czego potrzebuję – formę nawiązującą do tradycji introligatorskich; przepiękną, przemyślaną okładkę; wstęp objaśniający uwarunkowania kulturowe i historyczne; mnogość przypisów z wieloma ciekawostkami, które mogą być podstawą do własnych poszukiwań i poszerzania horyzontów; czytelny i przejrzysty skład. A w środku opowieść o dwudziestowiecznej Osace i jedzeniu. Same relacje międzyludzkie i perypetie bohaterów przeleciały trochę obok mojej głowy (choć nie pozostawiły mnie całkiem obojętną, przeciwnie – irytowałam się bardzo często), znacznie mocniej uderzyły we mnie zapachy i smaki wplecione w obraz miasta i jego uliczną codzienność.
Książka przeczytana, odłożona na półkę…ale tak, by wciąż cieszyła moje wybredne oko. Będę zerkać od czasu do czasu znad książek wydanych na najtańszym papierze.
Zdecydowanie najgorsza książka od Tajfunów :( Historia toksycznego związku, w którym obydwoje bohaterów są siebie warci. Autor napisał tę historię w tak mało angażujący sposób, że czytanie jej to męka. W kółko jest mowa o tym samym i przez (niecałe) 100 stron bohaterowie ani nie przechodzą przemiany ani nie jesteśmy niczym zachęcani, żeby śledzić ich losy. Gdyby nie wstęp tłumaczki, to kompletnie ominąłby mnie "the point" tej książki. Szkoda, bo do tej pory wszystkie książki Tajfunów podobały mi się mniej lub bardziej, a ta trafia do niechlubnego stosiku najgorszych w tym roku :(
Dla mnie to gorzka i przygnębiająca historia. To, że zmagania nieustannie okłamywanej i wyzyskiwanej przez partnera kobiety są podstawą do stworzenia utworu komediowego, jest chyba najlepszą oznaką patriarchatu. Poza tym jak na Tajfuny przystało: książka wydana pięknie, bardzo pomocny wstęp, świetna redakcja.
Główny bohater był antypatyczny, irytował mnie, a jego zachowanie było frustrujące - przede wszystkim sposób, w jaki traktował swoją partnerkę. Jest w tej opowieści jakaś pasja, która każe mi być jak człowiek podglądający życie sąsiadów; musiałem wiedzieć, co się wydarzy w życiu bohaterów (więc przeczytałem tę powieść w trzy dni). To bardzo niejednoznaczny obraz pewnej pary, który zostawia mnie z pytaniem "dlaczego...?" dotyczącym wielu aspektów w tej książce. Nie dowiem się, dlaczego, zresztą w ogóle są w "Wiwat małżeństwo" informacje, których autor nam nie podaje; tak jak ten sąsiad, nie dowiem się, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, a już tym bardziej w głowie ludzi obok.
Dla mnie 3.5 Po recenzjach myślałam, że to będzie dość przyjemna opowieść o życiu w Osace z jedzeniem w tle. Otóż nie. Dla mnie to była historia ludzkich tragedii, trudów codzienności. Mamy tutaj jedną z dziwniejszych relacji międzyludzkich, w której jest dużo dramatyzmu. Nie była to zła książka. Podobała mi się, ale nie porwała.
2,75 „Wiwat małżeństwo” ukazuje relacje międzyludzkie, których nie chciałabym nigdy doświadczyć. Gdybym mogła, to potrząsnęłabym bohaterami, bo bardzo nie odpowiadało mi to, co zrobili ze swoim życiem. Z drugiej strony, to ich życie i mogą robić z nim, co im się podoba.
Książka pomimo tego, że wywołała we mnie dość silne emocje to jakoś mnie nie urzekła. Czegoś mi w niej zabrakło, czegoś było znów za dużo. Nawet tej Osaki jakoś bardzo nie poczułam, nie dałam się jej pochłonąć. Chciałam więcej miasta, więcej mięsa, więcej psychologii postaci.
Przeczytać warto, bo to Wydawnictwo Tajfuny a ono zawsze ma specyficzne i klimatyczne na swój sposób historie.
Niekoniecznie podobał mi się ten tekst, ale doceniam jego wartość kulturową. Dopełnia luki, jakie mam w literaturze japońskiej oraz historii państwa, a to wartość sama w sobie. Trudno też mi nie docenić mechanizmów, jakie Oda uchwycił, subtelności niezdrowych relacji, zamglonego portretu społeczeństwa. Brakło mi języka, którego mogłabym polubić, ale nie sprawiło to, że tekst był zły. Po prostu okazał się mało „mój“.
Niezwykle ciekawy i kształcący wstęp Karoliny Bednarz jest jednocześnie miejscem, które – dzięki bogactwu odniesień – pomaga sformułować fundamentalny zarzut względem prozy Ody. “Wiwat małżeństwo” spełnia wszelkie kryteria ramotki, wykopanej z jakiegoś zaśniedziałego kufra, która bez konkretnego kontekstu kulturowego, historycznego lub historyczno-literackiego nie niesie ze sobą źdźbła atrakcyjności. To hermetyczne opowiadanie, którego fabuła ograniczona została do przedstawienia problemów lokalnej społeczności w określonym czasie, a co za tym idzie, jedynie w niewielkim stopniu rezonuje z problemami XXI wieku. Co ta historia może powiedzieć nam dzisiaj? Niewiele. W warstwie intelektualnej, literackiej, psychologicznej czy społecznej, nie odnajdziemy tu niczego więcej, nad to co oferują nam współczesne opowiadania klasy B – kilka scenek rodzajowych, strukturalną prostotę, konflikt rozpisany na 2-3 bohaterów rodem z przeciętnego netfliksowego scenariusza i garść lokalnych smaczków.
Źle się Odo zestarzał, w porównaniu z niektórymi opowiadaniami Akutagawy, Kajiego czy Dazaia, które po niemal stu latach od publikacji wciąż potrafią zachwycić rytmem, językiem i intelektualną świeżością. I muszę przyznać, że ja się wcale nie dziwię temu o czym wspomina Karolina Bednarz, że Odo nigdy nie zdobył uznania w literackim światku Tokio, będąc traktowanym w ramach ciekawostki. Bo za co? To zdecydowanie jest ciekawostka, której nie tylko – jak pisze autorka wstępu – “bliżej do dzisiejszych plotkarskich magazynów niż wysokiej literatury”, ale co gorsza, przynależy do tej kategorii literatury popularnej, która słusznie umiera w annałach jako przykład literackich dewocjonaliów, a trwa jedynie w pamięci pasjonatów i historyków, bez znaczenia dla zmieniającej się kultury.
Przyjemne, lekkie i krótkie opowiadanie. Historia na swój własny sposób zaciekawia czytelnika, który po pewnym czasie wciąga się w nią całkowicie. Książka na jedno podejście tak naprawdę, dobry przerywnik podczas czytania innych. Nienawidzę Ryūkichiego i aż przykro było czytać jak traktował Chōko, która dbała o niego przez całe życie tak naprawdę. Dobry był też moment, w którym autor wyszedł ze stereotypu "kobieta w kuchni, facet zarabia" i zrobił zupełnie odwrotnie. Niestety trwało to chwilę bo przez resztę czasu tak, kobieta faktycznie utrzymywała dom ale facet wszystko wydawał na alkohol, kobiety i rozrywki. Nie mniej plus za to ode mnie do autora. Nie wiem czy będę o niej myśleć ale była dobra i jest warta polecenia.
“Wiwat małżeństwo” (JP 夫婦善哉 - “Meoto Zenzai”) by Sakunosuke Oda was such a delightful novella that I read it in almost one sitting. It reminded me very much of films by one of my favourite Japanese film directors, Yūzō Kawashima. Rightly so, as Oda wrote a script to one of Kawashima’s films, “The Man Who Has Returned”.
The story of former geisha Chōko, with the heart of gold, who falls for good-for-nothing playboy Ryūkichi Koreyasu and tries to make ends meet, living with him in an informal relationship and starting one small business after another, is fairly simple. It resembles Kawashima’s post-war drama “Suzaki Paradise: Red Light”, whose characters and plot are nearly the same. Oda’s story reflected the resourcefulness of Japanese women in the first half of the 20th century, who worked hard to provide for their families. Feckless Ryūkichi represented the type of men called in Osakan dialect ‘bonbon’ (here I am grateful to the publisher, Karolina Bednarz, for writing an excellent introduction to the novella) - unwilling to commit and make sacrifices, either for his family or for Japan. I was, however, more interested in the character of Chōko, her determination, boundless energy and optimism, as well as her weird inability to learn the lesson. Love is blind, as they say. I wish Chōko’s persona was developed more deeply, with more nuance.
Another character of the novella is Osaka, here presented as the city in which anyone with an entrepreneurial spirit and business acumen could succeed. Having seen various Japanese films about this period and often set in entertainment districts of Tokyo and Osaka, I could easily imagine the scenes and the environment Oda put his characters in. I believe that for someone who has little interest and knowledge about Japan of those times the novella may seem to be somewhat lacking but I enjoyed it a lot and found it a great testament to the bygone era and the atmosphere long gone.
Mam wrażenie, że oprócz przedstawienia okropnej relacji, jaka łączy głównych bohaterów, cała książka opisuje tylko kolejne zajęcia, których podejmują się Choko i Ryukichi, żeby zarobić na życie, ze szczegółowym uwzględnieniem ilości pieniędzy, które mają odłożone albo które pożyczają od rodziny i znajomych. Historia daje ciekawe tło obyczajowe i przedstawia Japonię jako "prawdziwy" kraj, w którym ludzie ciężko pracują na życie, a nie wyidealizowany obrazek, który gdzieś krąży w naszej kulturze.
did not expect to like this story this much!!!! I was so so so hungry while reading this the parallels to convenience store woman are so real I would save choko if I could