Małe miasteczka wszystko mają małe – poza pamięcią. Wandzie przeszło przez myśl, że gdyby nie zwłoki w kałuży krwi, ten dom byłby idealny. Designerska rezydencja w środku lasu zasługiwała na coś więcej niż protokół z miejsca zbrodni. Dziwna śmierć, jakby sam ją sobie napisał… Popularny, uwielbiany, a jednak anonimowy autor, polski Stephen King dostający milionowe zaliczki. Dlaczego niedawno interesował się ruinami radzieckiej bazy atomowej w pobliskim lesie? Czego szukał w miastach widmach? Prokurator Wanda Just i podkomisarz Piotr Dereń muszą zajrzeć w epokę, gdy zasieki z drutu kolczastego pilnie strzegły tajemnic, a za zdradę dostawało się bilet w jedną stronę. Oboje aż za dobrze wiedzą, że powtarzane kłamstwo nigdy nie stanie się prawdą. Trzeci tom cyklu Wanda Just i Piotr Dereń, serii kryminalnej, hipnotyzującej jak True Detective. Wkrótce ekranizacja!
#Chichot to trzeci tom (o czym wcześniej nie wiedziałam) serii przygód dwojga śledczych, Wandy Just i Piotra Derenia. Tym razem denatem okazuje lekko ekscentryczny polski bestsellerowy pisarz. Na długo zaszył się w spokojnej okolicy, niedaleko lasu, poza wścibskimi oczami sąsiadów, gdzie ktoś dokonał jego żywota. Przed śmiercią jednak pisarz dość dziwnie się zachowywał. Dlaczego niedawno interesował się ruinami radzieckiej bazy atomowej w pobliskim lesie? Czego szukał w miastach widmach? . To jest to co lubię. Klasyczna konstrukcja kryminału- dwójka śledczych, budowanie ich relacji na przestrzeni całej serii oraz trup w tle. Mimo mojej wcześniejszej nieznajomości poprzednich tomów przygód Justy i Dereniaka nie czułam się zagubiona, wręcz przeciwnie dość szybko wciągnęłam się w historię, w dynamikę postaci oraz w dążenie do prawdy. Bawiłam się przednio. Tego typu książki nazywam tzw. letnikami, czyli lekkimi, szybkimi i na raz. W moim odczuciu jest to typ książek, które bierze się na urlop, gdzieś nad wodę by poczuć pełen chill. Raz na jakiś czas każdy z nas potrzebuje tego typu literatury. Nie mam się do czego przyczepić, jest to poprawny reprezentant swojego gatunku.
Jest to 3 i najlepsza dla mnie część. Mam nadzieje, że jeszcze coś dostaniemy w przyszłości z tymi bohaterami bo szkoda by było tak zakończyć pewne rzeczy w niewiedzy. A po drugie polubiłam Derenia i Tobiasza za bardzo.
Pisarz tworzący pod pseudonimem? Nie jest to niczym nowym na rynku wydawniczym. W przypadku trzeciej części cyklu z prokurator Wandą Just i podkomisarzem Piotrem Dereniem zostałam jednak zaskoczona podwójnie. Okazało się, że pod pseudonimem Greta Drawska skrywa się dobrze mi znana i lubiana z wcześniejszych książek, choćby „Wśród nocnych cisz”, czy cyklu „Kobiety nieidealne” Małgorzata Hayles. Ale to dopiero połowa zaskoczenia, bo okazuje się, że i ofiarą w trzeciej części cyklu „Chichot” jest właśnie bardzo poczytny, piszący pod pseudonimem autor.
Czy tym samym autorka puszcza do czytelnika oko odsłaniając nieco kulisy rynku wydawniczego? A może próbuje nam uświadomić jakie niebezpieczeństwa ze sobą niesie ten zawód? W końcu jej bohatera ktoś potraktował niczym wampira z jego własnej powieści wbijając mu osikowy kołek prosto w serce.
W śledztwie, prowadzonym oczywiście przez mój ulubiony duet, pojawia się więcej podejrzanych, niż by sobie życzyli, a każdy z nich miał silną motywację by pozbyć się pisarza. Psychofan? Niewierna żona? A może ktoś usłyszał o gigantycznej zaliczce, którą autor otrzymał na poczet kolejnej powieści? Tylko czy została ona napisana?
Śledztwo prowadzi ich do Bornego Sulinowa, miasta widma. Czego szukał tam pisarz? Czyżby inspiracji do najnowszej książki?
Autorka, podobnie jak w każdej z części, tak i tym razem sięga do lokalnych legend, które dodają fabule tajemniczości. Zahaczamy jednak o historię bardziej współczesną, związaną z wyjściem w 1992 roku wojsk radzieckich z bazy wojskowej w Bornem Sulinowie. Poznajemy też pewną ówczesną historię miłosną, której konsekwencje mogą mieć wpływ na bieżące wydarzenia.
Podobnie jak w całym cyklu, tak i teraz podobała mi się nieoczywista, stopniowo rozwijająca się relacja pomiędzy głównymi bohaterami, pełna domysłów, niedomówień i wynikających z tego niepotrzebnych komplikacji. Również unikanie utartych schematów i naturalnie nasuwających się rozwiązań jest wizytówką tej serii. Autorka udowodniła, że świetnie radzi sobie zarówno thrillerach, jak i w tematyce obyczajowej i kryminalnej. Pisze z lekkością, ale również dużą dozą wrażliwości i wyczucia kreśląc bohaterów, z którymi niezmiernie łatwo się utożsamić.
Po genialnym "Stosie" liczyłam, że finałową książka o Just i Dereniu wbije mnie w fotel. Niestety okazało się zupełnie inaczej...
Znany Pisarz zostaje znaleziony martwy w swojej leśnej twierdzy, w której wraz z żoną mieszka. Sprawą zajmują się Wanda i Piotr. Mamy medialne morderstwo, które okazuje się ciężką zagadką do rozwiązania.
Tym razem nie mieliśmy łatwego śledztwa. Ciężko było wytypować mordercę. Mógł być nim dosłownie każdy z otoczenia denata. Razem z bohaterami możemy dostać białej gorączki, bo chciałoby się sprawę szybko zamknąć. Do tego wszystko wskazuje na to, że sprawa ta ma powiązania z historią w Bornem Sulinowo - dawnej radzieckiej twierdzy, mieście widmie.
Tym razem od samego początku nie było mi po drodze z powieścią. Miałam wielkie oczekiwania co do finału trylogii. Ogromne wręcz, bo "Stos" był w moim odczuciu genialny. Tutaj niestety nudziłam się. Wątek kryminalny był taki sobie. Ciężko było mi się w niego wgryźć. Tak samo jak w historię o Bornem. We wcześniejszych powieściach to właśnie te historyczne wstawki były bardzo intrygujące, tajemnicze. Tak tym razem nie było ciekawie, choć musiałam wygooglować sobie to miejsce. Jednak przedstawiona historia nie była dla mnie dość ciekawa, porywająca.
Liczyłam na coś zdecydowanie lepszego, zwłaszcza że bardzo polubiłam tą parę. Inteligentni ludzie, z ciętym humorem, mający się ku sobie. Razem tworzyli naprawdę bardzo dobry team. Niestety ta historia nie okazała się ciekawą. Często książkę odkładałam. Jest to zdecydowanie najsłabsza z całej trylogii. Był potencjał na świetna serię, a tak mamy dość dobrą, ale tylko dzięki "Stosowi", który uratował cykl. W drugim tomie przyciąganie było od samego początku do końca. A tutaj niestety było męcząco.
Małe miasteczka wszystko mają małe, oprócz pamięci.
Zamordowany mężczyzna, z kołkiem osinowym wbitym w klatkę piersiową, okazuje się być poczytnym pisarzem, ukrywającym się pod pseudonimem Pan Tom. Dochodzenie w tej sprawie idzie jak po grudzie. Każdy obiecujący trop okazuje się nie tym, na co liczyli, jednak Wanda i Piotr nie poddają się tak łatwo. Gdzieś tam wyłania się Borne Sulinowo, a w nim pewna historia sprzed wielu lat.
Mówi się, że najlepsze książki to te, w których autor wie, o czym pisze, czyli o tym co dobrze zna. W tej części, mogę to stwierdzić z całą pewnością, potwierdza się to doskonale. Podobała mi się cała seria, po zakończonym "Stosie" byłam pewna, że to najlepsza część, a jednak będąc już w trakcie "Chichotu" miałam podejrzenia, że się mylę. Gdybym miała ocenić każdy tom, to począwszy od pierwszego, każdy kolejny podobał mi się bardziej. Podobały mi się intrygi, klimat, tło społeczne i historyczne (wątek Sydonii), oraz postaci. Polubiłam Wandę i Piotra, będzie mi ich brakowało. Kryminalnie, dla mnie bez zarzutu. Polecam, czytajcie.
Miło było wrócić po latach do jednego z moich ulubionych duetów, ale to była najsłabsza fabuła spośród wszystkich trzech. Czegoś mi zabrakło bym mogła śledzić sprawę z zapartym tchem.