Wczesna wiosna. W Tatrach leży jeszcze sporo śniegu, wieje halny. Dwójka ludzi wyrusza z Morskiego Oka na przełęcz Szpiglasową. Nagle spod grani Miedzianego schodzi lawina. Akcja ratunkowa TOPR nie przynosi rezultatu. Ciała tych dwojga zostały najprawdopodobniej z potężną siłą wtłoczone pod lód stawu. Świadkiem tragedii był Wawrzyniec, który jest przekonany, że chwilę przed zejściem lawiny, usłyszał głuchy dźwięk eksplozji. To punkt wyjścia historii, w której surowa przyroda Tatr, mroczny góralski folklor i środowisko TOPRowców są zaledwie tłem dla śniegiem i wiatrem osnutej, tajemniczej historii, w której mistrz kryminału brawurowo przekracza gatunkowe granice.
daje sobie prawo do ocenienia tej książki mimo dnfu bo po tej scenie jak glownemu bohaterowi obca typiara z hotelowej obslugi robi gale w pokoju sie załamałam nienawidzę male gaze i spermiarzy obrzydliwych
Najbardziej szkoda, że na rynku książkowym jest tyle pozycji, a mimo to tracimy czas na niektóre powieści.
W przypadku tej książki czuję, że straciłam czas. Koncepcja na powieść nie do końca mnie przekonała, ale niejednokrotnie zdarzało się, że w trakcie czytania zmieniałam zdanie. W tym przypadku moje zdanie nie zmieniło się ani trochę. Dwójka ludzi wyrusza na przełęcz Szpiglasową. Jednak wyprawa kończy się tragedią, bo schodzi lawina i tę dwójkę porywa. Świadkiem całego zdarzenia był Wawrzyniec. Uparł się, że przed zejściem lawiny usłyszał łupnięcie jakby ktoś podłożył ładunek i ta lawina nie była naturalnym zjawiskiem.
Jeśli to jest kryminał to ja jestem zawodową tancerką salsy (a warto nadmienić, że wyglądam podczas tańca jak kasztan). W zasadzie nie wiem czym jest ten twór. Zagadka jest mało kryminalna oraz naciągana na siłę. Powieść sensacyjna? Również nie. Thriller? Też wiele brakuje. Erotyk? No, ciepło, ciepło, ale też nie do końca.
Ta książka jest tak przegadana, że szkoda słów. Główny bohater to jakiś niewyżyty seksualnie maniak, który leci na wszystko co się rusza i nosi stanik. Fabuła przez większość książki stoi w miejscu, a urozmaiceniem mają być trójkąty miłosne czy wejścia randomowych babek, które od razu chwytają Wawrzyńca za krocze. Główny bohater coś usłyszał zaraz przed zejściem lawiny i próbuje na siłę udowodnić swoją rację. Nie czułam się zaangażowana w fabułę, moje oczy chciały przebić sufit, a poziom irytacji z każdą stroną wzrastał. Jeśli chodzi o zakończenie to było tak samo nijakie jak cała powieść.
Za trzy dni zacznę zapominać o czym była ta historia. Nie znalazłam żadnego punktu zaczepienia, żeby jeśli mi ktoś powie, że czyta "Wiatr" to powiem - no, a ta postać jest.., te wydarzenia są.., a czy już masz za sobą (...). Zostawiam jedną gwiazdkę i uciekam.
Sięgnęłam po ten kryminał, zachęcona recenzją w magazynie "Książki" i umieszczeniem go na II miejscu najlepszych kryminałów w 2022. I ledwo dobrnęłam do końca, jednak zaciekawiona tym "kto zabił", ale było ciężko, bo głównie jest to książka o tym, że główny bohater przyciąga do siebie absolutnie wszystkie napotkane kobiety i z nimi sypia. Zakończenie również dziwne. Nie polecam
skończyłam ale jakim kosztem XD idealny przykład żeby od ładnych okładek książek trzymać się z daleka, generalnie fabuła kryminału jest tak odjechana ze przez 80% książki nie wiedziałam co się dzieje w sprawie zabójstwa, chyba autor zapomniał ze pisze kryminał a nie opis erotycznych spotkań głównego bohatera z górami w tle, a o końcówce się nie wypowiem bo za cholere nie rozumiem co tam się stało. don’t recommend
Znalazłam laureata nagrody w kategorii “najbardziej przegadana książka roku”.
Serio.
Na spokojnie możnaby umieścić taką fabułę na dwustu stronach zamiast na czterystu.
Świetna okładka, intrygujący opis… Nadzieje miałam naprawdę duże. Rozczarowanie to całkiem łagodne słowo, jeśli chodzi o “Wiatr”.
Przez fakt, że były fragmenty, gdzie przez siedem- osiem stron nie działo się nic, bardzo rozmył się klimat tej powieści. A zapowiadał się naprawdę intrygująco- chociaż przyznaję, że z początku czułam powiewy wiatru podczas lektury - niestety wystarczyło to tylko na jakieś trzydzieści stron książki.. Przez rozmyty klimat i sporo opisów siadło również kompletnie tempo akcji.
Pomysł na lawinę w górach uważam za naprawdę trafny, i pasujący do aktualnie panującej aury. Wątek potencjalnego wybuchu tuż przed zejściem lawiny też mi się w historię dobrze wgrał. Niestety, chyba przez głównego bohatera, który jak nic przechodzi kryzys wieku średniego, nie byłam w stanie “kupić” tej historii ani przez moment. Wawrzyniec (szacun za dobór imienia) kompletnie nie przypadł mi do gustu.
Hm, zawsze mówię o zakończeniu, jednak w przypadku tej książki nie wiem, co miałabym powiedzieć. Było dziwne i nie jestem do końca pewna, czy w pozytywnym czy negatywnym tego słowa znaczeniu. Mogę natomiast przyznać, że mnie mocno skonfundowało.
Podczas czytania towarzyszyło mi przekonanie, że to wszystko już było, w dodatku nie wiadomo czy potrzebnie. Bohater w stylu starego Bonda, którego wyjątkowość i pogmatwanie definiowane są przez ilość zaliczonych kobiet…najlepiej w pakietach. Mglistość, która bardziej niż intrygująca wydaje się irytująca i ta myśl…czyżby to zakończenie było tym, które już tylokrotnie przemieliła popkultura? Niestety okazuje się, że tak.
Są takie książki, na które się „poluje”. Czasami wyłapanie takiej powieści to nie lada wyzwanie. Dokładnie tak miałam przy „Wietrze” Igora Brejdyganta. Kiedy wreszcie trafiła na moją półkę, trochę czekała na swoją kolej, ale w końcu po nią sięgnęłam. Czy było warto tyle się za nią nachodzić?
Początek wiosny w Tatrach to wciąż tak naprawdę zima. Pełna śniegu z towarzyszącym halnym i ryzykiem lawin. I właśnie pewnego dnia spod Miedzianego w stronę Morskiego Oka schodzi lawina. Porywa ze sobą dwójkę turystów, którzy wybierali się na Szpiglasową Przełęcz. TOPR podejmuje akcje ratunkową, jednak nie przynosi ona rezultatu. Tymczasem znajduje się świadek zdarzenia - Wawrzyniec, który twierdzi, że tuż przed zejściem lawiny usłyszał dźwięk eksplozji. Czy śnieg ruszył z przyczyn naturalnych, czy też ktoś chciał dokonać zbrodni doskonałej?
Napiszę tak. Opis książki od razu mnie do siebie przekonał. Widzę hasło „Tatry” - biorę. Jeśli do tego miała dojść genialna kryminalna historia, dwa razy nie trzeba było mi mówić. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie zapoznam się z tą powieścią. Teraz, po przeczytaniu stwierdzam, że dawno nie miałam tak mieszanych uczuć. Dlaczego?
Po pierwsze, wbrew pozorom czytanie dość mi się dłużyło. Akcja biegnie bardzo powoli, a do tego przeplata się z przemyśleniami głównego bohatera i scenami łóżkowymi, które nie do końca mi tutaj pasują. Odnoszę wrażenie, że Wawrzyńcowi każda napotkana kobieta kojarzy się z jednym. Dla mnie jest to słabe. Tym bardziej, że jego upodobania niekoniecznie mają jakieś większe znaczenie dla fabuły.
Po drugie, wspomniane przeze mnie przemyślenia bohatera. Akcja przez to dość mocno się dłuży. Wawrzyniec za wszelką cenę chce udowodnić, że lawina nie była dziełem przypadku, a planowanym z premedytacją morderstwem. Gdzieś tam jakieś elementy kryminalnych puzzli zaczynają się układać, ale jest to bardzo mozolne i nietrudno się pogubić. Do tego dochodzą różne poboczne morderstwa i zagadka tajemniczego obrazu. A zakończenie? Sama nie wiem, co o nim sądzić. Pomysł wydaje się ciekawy, nowatorski, ale tak bardzo odrealniony i nie do końca spójny z całością.
Podsumowując, „Wiatr” zapowiadał się ciekawym kryminałem z Tatrami w tle. Zamiast tego doświadczyłam takiej sobie historii z dość osobliwym zakończeniem. Nie uznaję tej książki za najgorszą, ale nie do końca spełniła moje oczekiwania. Być może kiedyś sięgnę po inne powieści autora, ale póki co wolę poświęcić czas na inne książki.
Twórczość autora nie jest mi obca i dotychczas obyło się bez większych rozczarowań. Jedno co na wstępie już muszę zaznaczyć to pomimo tego, że opis okładkowy jest w miarę ciekawy, to nie oddaje tego co autor serwuje w powieści, bo ta powieść to, no właśnie…
Lubię, gdy opowiadana historia jest dynamiczna, jednak tutaj tego nie było, nie było szybkiego tempa i o dziwo zupełnie mi to nie przeszkadzało, spokojny i miarowy rozwój fabuły idealnie wpasował się w w tę góralską estetykę i klimat gór.
Bardzo dobrze autor oddał też specyfikę „ludzi gór” jako nieco zbyt hermetycznych i nieufnych, a czytając książkę da się wyczuć, że każdy coś ukrywa i nie mam tutaj na myśli zaskórniaków czy domowej fabryki metaamfetaminy.
Nie obyło się jednak bez „Rys” (tak, tak to taka gra słowna co do poprzedniej powieści autora i tak wiem mój geniusz jest przerażający, a zabawy słowne to ewidentnie mój konik). Wawrzyniec, z tym ancymonem miałem spory problem, gdyż irytowały mnie jego seksualne harce, przy każdej okazji jakby sobie musiał kompensować postępujący wiek, mały sprzęt, czy nie wiem mały silnik w aucie, jednak o ile początkowo podskórnie mierziło mnie to okrutnie, tak w skali całej tej powieści ma to zupełnie inny wymiar i rozumiem, że tak po prostu musiało być.
Co do finału, to mnie zniszczył i chociaż były ku temu przesłanki i można było wpaść na trop zakończenia, ja jakoś nie dopuściłem tego do siebie. Mam nawet ochotę przeczytać „Wiatr” drugi raz, bo czuje, że jeszcze lepiej bym tę powieść zrozumiał. Podczas czytania były momenty, że coś mogło się wydać chaotyczne czy wrzucone od tak zwanej „czapy” jednak nie moi mili, nie najmilsi tam nie ma przypadku to wszystko się składa mniej więcej tak, jak wy będziecie składać swoje kopary, gdy po zakończeniu Wam opadną.
Z mojej strony zdecydowana rekomendacja, dlatego bierzcie i czytajcie moi mili, najmilsi moi czytajcie, dekapitujcie literacko te strony i bawcie się dobrze i tak dalej…
Wiatr może dawać ukojenie w upalny dzień, albo mrozić do szpiku kości. Jakie emocje przynosi wraz z najnowszą powieścią Igora Brejdyganta pod tym właśnie tytułem?
Halny powoduje zejście lawiny pochłaniającej znaną w Zakopanem parę artystów. Świadkiem tragedii jest dziennikarz i pisarz, Wawrzyniec, który jest przekonany, że nie jest to zwykły wypadek spowodowany żywiołem natury.
Jego prywatne śledztwo prowadzi nas górskimi ścieżkami, wśród nieustannych podmuchów wiatru mieszając w głowie bohaterowi i czytelnikowi, zaginając postrzeganie czasu. Postaci wyłaniają się tu i znikają we mgle, a czas rozciąga się i zawęża zyskując inny wymiar.
Już po kilku stronach wydaje się, że obraz Wawrzyńca korzystającego z każdej nadarzającej się okazji, by wskoczyć z nowo poznaną kobietą do łóżka, czy napić lokalnego bimbru jest wyraźnie jednoznaczny. Dlaczego jednak bohater tak często ginie we własnych wyobrażeniach, odmętach czasu? Zastanawiałam się, czy przyczyną może być nadużywanie alkoholu, problemy psychiczne, a może coś zupełnie innego?
Autor znakomicie oddał zmienny klimat gór, ich piękno, ale i złowrogą nieprzewidywalność. Podobnie jak i lokalnych mieszkańców, hermetyczną społeczność z jednej strony gościnną, ale i chroniącą swoje interesy i tajemnice.
W finale bronią się zarówno rozwiązłość bohatera, jak i jego podejrzane zagubienie w czasie. Zupełnie też nie spodziewałam się takiego rozwiązania, ale przyznaję, że wywołało uśmiech na mojej twarzy. Wiecie, że ja lubię dziwne, pokręcone i nieoczywiste historie? Taki właśnie jest „Wiatr” i dlatego dałam mu się porwać.
Wysłuchałam tej historii z dużym zainteresowaniem, a przede wszystkim uznaniem dla językowego kunsztu pana Igora Brejdyganta. Nie da się ukryć, że warsztat pisarza jest na wysokim poziomie i dla osób doceniających takie smaczki, będzie to z pewnością duża przyjemność.
Podobał się mi klimat tej powieści, trochę oniryczny, gdzieś na granicy jawy i snu - te dwa elementy przenikały się i zarówno główny bohater jak i my nie wiedzieliśmy, co w końcu jest prawdą, a co tylko urojeniem.
Przy lekturze "Wiatru" trzeba być czytelnikiem lub słuchaczem uważnym i skoncentrowanym, by nie zgubić się pośród misternie tkanej fabuły i mylących nas na każdym etapie tropów.
Z pewnością nie jest to książka dla każdego, nie wszyscy odnajdą się w tych niejednoznacznościach, nie wszyscy polubią głównego bohatera, który powoli ulega wykolejeniu, a ukojenia nie przynoszą mu w tym przypadku ani góry, ani alkohol, ani liczne kobiety. Ten specyficzny klimat trzeba polubić, jak specyficzne środowisko podhalańskich górali.
Lawina w Tatrach zabija dwoje ludzi. Jest świadek tej tragedii, który jest przekonany, że przed zejściem lawiny usłyszał dźwięk eksplozji. Czy lawina nie była tylko pogodowym przypadkiem?
Przesłuchałam produkcję Empiku i muszę przyznać, że słuchało się tego rewelacyjnie. Co do samej książki miałam mieszane uczucia.
I powiem tak, rozpisywać się nie będę, bo wszystkie moje myśli i wrażenia na temat książki rozbroiło zakończenie. Po prostu przeczytajcie i sami zobaczcie. Warto!
To było mega dziwne, a pod koniec trochę się pogubiłam i już nie wiem, kto, co, komu, jak i dlaczego. Lubię takie pogmatwane książki, które robią wodę z mózgu. I lubię wiatr. I śnieg. I góry.
Fajnie się rozwija, daje nam dobry klimat kryminalnego Podhala, ale to zakończenie, tak sławetnie obsmarowane jest rzeczywiście tak okropnie durne, jak mówią. Można to było zrobić jako surrealistyczne i symboliczne, ale chryste ktoś chciał tylko happy endingu, a TO SĄ TAKIE BZDURY, JA P-
Po zachwytach nad Szadzią, Układem i Rysą podchodziłam do tej książki z ogromnymi nadziejami Niestety ogromne rozczarowanie Dwie gwiazdki tylko i wyłącznie za dużą ilość gór, Podhala - reszta dla mnie totalnie niezrozumiała i nic niewnosząca
This book was playing with my mind. I am still a bit confused and unsure whether I liked it 😜 But I have to admit: I want to dig into next book of this author! He is painting pictures with his words that are sticking to me.