Pakistan Mówi się, że muzułmanie to terroryści. Jednocześnie 80% ofiar wszystkich zamachów terrorystycznych to wyznawcy islamu.
Polska Żołnierze polskich sił specjalnych to światowa elita, ale gdy kończą czterdzieści lat, nasze społeczeństwo wyrzuca ich na śmietnik.
USA Czujemy się bezpiecznie, gdy więzienia są pełne przestępców, bo żyjemy w nieświadomości, że najgroźniejsze gangi są kontrolowane zza krat.
Każda kolejna podróż utwierdza mnie w przekonaniu, że istnieją dwa równoległe światy. Jeden – który wszyscy mamy w głowach, wdrukowywany nam przez lata. Drugi – ten rzeczywisty. Z ich zderzeń powstała niniejsza książka: zbiór ośmiu reportaży z różnych kontynentów. Wszystkie o ludziach i miejscach, które wydaje nam się, że znamy.
„Świat równoległy” to zbiór reportaży „o ludziach i miejscach, które wydaje nam się, że znamy”. I tu już następuje pierwszy zgrzyt, bo wcale mi się nie wydaje, że znam San Quentin, czyli kalifornijski zakład karny dla najgorszych zbirów, ani Johannesburg, gdzie nigdy nie byłam. Z drugiej strony, informacje, jakie dostałam o Egipcie czy Pakistanie, były dokładnie takie, jak przypuszczałam, więc jednak wydawało mi się dobrze. Ale może to pomysł Wydawcy na taki podtytuł. Daję Autorowi szansę.
Po lekturze całości doszłam jednak do wniosku, że jest to prawdopodobnie książka dla kogoś, kto nigdy w życiu nie czytał innych reportaży. Bardzo starannie wydana, z kolorowymi zdjęciami, opisująca interesujące miejsca, do których udało się Autorowi dotrzeć. Ze świetnymi recenzjami, jak okiem sięgnąć w Internecie.
Już z pierwszego reportażu o wyprawie do bazy himalaistów u podnóża Nanga Parbat, gdzie w 2013 ofiarami ataku terrorystycznego padła grupa wspinaczy i ich pomocników, można się dowiedzieć, że Tomek Michniewicz udał się w szalenie niebezpieczne miejsce, o rany, jak tam jest niebezpiecznie, i czy na pewno pamiętamy, że tam jest bardzo, ale to bardzo niebezpiecznie. (Podobny ton zdominował reportaż o Johannesburgu, gdzie w czasie wypraw do najbardziej niebezpiecznych dzielnic bezpieczeństwo zapewniali mu dwaj ochroniarze oraz dwaj gangsterzy, ale i tak mogli stracić życie w ułamku sekundy. Oyesssujakniebezpiecznie.) Napięcie buduje się przez powtarzanie informacji o terrorystach, zamachach, broni, wybuchach, ofiarach, które w newsach podaje ta jednowymiarowa, okropna zachodnia telewizja. Jakiż wielki jest to szok, gdy na miejscu Autor (wraz z ekipą telewizyjną, z która robią wspólnie reportaż, hm, zaraz zaraz…) spotyka samych przyjaznych mieszkańców! Ojej, co za propaganda w tej telewizji! Ugościli nas, nakarmili, nie chcieli zapłaty! Co za wspaniali ludzie!
Kolejny reportaż opowiada o jednostce GROM i jest to jedyny tekst godny uwagi, który nie tylko opisuje naprawdę ciekawe historie żołnierzy oraz ich proces szkolenia (dydaktyzm odautorski pojawia się jeno na ulotny moment), ale też wyjątkowo nie opowiada o tych postaciach przez pryzmat Autora.
Potem jest już tylko gorzej.
Nie jestem w stanie zdzierżyć reportaży, w których gwiazdą jest sam reporter. Tak jak nie mogę oglądać programów Martyny Wojciechowskiej, które zamiast o miejscach opowiadają, jak to Martyna sobie w tych miejscach radzi, tak samo ledwo przeszłam przez wszystkie teksty Tomka Michniewicza. Nie wiem, jak dokonał tej sztuki Charlie LeDuff, który napisał szalenie osobistą i emocjonalną książkę o Detroit, swoim rodzinnym mieście, do którego wrócił w czasach kryzysu bankowego. Jednak czytając jego opowieść w stylu gonzo nawet na moment nie traciłam z oczu bohaterów, miejsc i problemów. LeDuff jest bardziej przewodnikiem niż głównym aktorem swojej opowieści.
W każdym reportażu (wyjątek stanowi ten o GROMie) mamy przede wszystkim Autora, reszta wlecze się gdzieś w ogonie. Czasami się chłopak zapomina i pisze ciekawie, z pasją, np. o wyspie śmieci na Malediwach, o bezsensownym mordzie nosorożców w rezerwacie w Zimbabwe, ale są to tylko okruszki, z których nijak nie da się ulepić pajdy smacznego chleba. Na pierwszy plan zawsze przebija się Autor oraz percepcja jego osoby przez ludzi, których spotyka, a które ciężko w tej sytuacji nazwać bohaterami książki: „Jak mnie może postrzegać młody chłopak, sufi, gdy jego kraj bombardują wojska zachodniej koalicji?”
Do tego trzeba dodać pseudoodkrywcze spostrzeżenia – że Szarm El-Szejk to sztuczny twór zbudowany na środku pustyni i łomatkoboska takie tam wszystko plastikowe i jakie te turysty durne, że tam jadą i wierzą. (Nie byłam w Egipcie – m.in. dlatego, że w jakiś magiczny sposób spłynęła na mnie wiedza na ten temat, że Szarm El-Szejk to sztuczny… Ale pisać o tym reportaż do książki? Serio?!) Że w każdej religii są oszuści, którzy udają świętych i robią z tego niezły biznes (bo w Polsce takich przykładów przecież nie mamy, jaki tam Toruń i Licheń). Że telewizja pokazuje wojny i wybuchy, a tak naprawdę ludzie w danym kraju chcą spokojnie żyć, a nawet gościć podróżników.
Słabością książki jest też częste granie egzaltowanym opisem zamiast obrazem. Dobry reportaż, tak jak film, wykorzysta jeden mocny kadr, na którym zbuduje opowieść. Przyznaję szczerze – możliwe, że odzywają się tu moje osobiste preferencje: wolę czytać proste zdania bez łopatologicznych wniosków. W czasie lektury książka czasem trzaskała o podłogę, bo opadały mi ręce, gdy czytałam następujące zdania: „Sportowcy ekstremalni. Podobno inny gatunek człowieka. Uzależnieni od adrenaliny, od kopa, jakiego im daje, poczucia wszechmocy i wyjątkowości. Umysły hazardzistów i ryzykantów w ciałach olimpijczyków. Łamią się, giną, kładą na jednej szali zdrowie i życie, na drugiej… na dobrą sprawę trudno powiedzieć co.”
Autor jest pisarzem świadomym i skruszonym. Bije się zatem w piersi i ujawnia własne słabości, ale żeby się w tym ogniu piekielnym nie nudzić, dla towarzystwa ciągnie za sobą innych grzeszników, nieokreśloną grupę „my”. My czytelnicy? My Europejczycy? My Polacy? My podróżnicy? Hm, nie wiem. Ja wyląduję chyba w innym kotle. „Egzotyka. Jakiś to dziwny koncept, jak bardzo z naszego świata. (…) Wymyśliliśmy sobie tę egzotykę, to nasze wyobrażenie miejsc z opowieści odkrywców i żeglarzy. Zamorskie kraje mają dla nas wyjątkowy powab, jakby tam daleko wszystko było ładniejsze, słońce zawsze świeciło, a ludzie chodzili bardziej uśmiechnięci.” Yyy, no nie. Nie tak sobie wyobrażam egzotykę, a zamorski kraj, gdzie wszystko jest ładniejsze, słoneczne i bardziej uśmiechnięte leży o jeden dzień drogi samochodem od Polski (Włochy). „Naczytaliśmy się historii Stevensona, Verne’a, Sienkiewicza. Uwierzyliśmy w bajkę o ekspedycjach do odległych krain.” Yyy, no nie. Serio ktoś jeszcze wierzy w świat przedstawiony w książce „W pustyni i w puszczy”? Conrada nikt nie czytał?
Tomek Michniewicz przyznaje we wstępie, że z każdej podróży przywozi zbiór wątpliwości, stąd w książce stawia dużo pytań. Świetnie. Szkoda tylko, że te pytania przypominają rozkminki ośmiolatki, które okraszono skwarami generalizujących, przygnębiających myśli przewodnich.
Myśl przewodnia nr 1: Reporter załamuje ręce nad tą straszną komercją, karierą, kasą.
„W którym momencie Europa przestała poszukiwać? Gdzie zgubiliśmy ten pierwiastek najbardziej potrzebny człowiekowi, by być istotą ludzką? Zapomnieliśmy o nim w biegu po grafen i kartę kredytową. Ci, którzy mieli nam o nim przypominać, sami się pogubili. Ważniejsze okazały się maybachy, merdecesy, zdobne ornaty i watykańskie pałace. Każde wybory to festiwal nienawiści do drugiego człowieka, inności, różnic. Jak wielu innych, wyłączam telewizor. Weszliśmy chyba w epokę rozczarowania.”
„Happy birthday, Tree Killer”, tak koleżanka podsumowała moje narzekania nad tą książką.
Myśl przewodnia nr 2: Reporter widzi czarno-biały świat.
„Oni. Tamci. Jakiś abstrakcyjny koncept. Jak zależny od nastroju, przekonań, punktu widzenia. Jak bardzo niesprawiedliwy. Po 11 września świat się podzielił na pół. My i oni. My ofiary, oni – mordercy.” Naprawdę? Naprawdę dopiero po 11 września? I naprawdę na pół, tak ciach ciach? Ale że jak – na pół czyli połowa świata popiera ataki terrorystyczne? Ale która połowa świata? Naprawdę nie ma nikogo na całej kuli ziemskiej, kto próbuje budować mosty między kulturami? Nie ma absolutnie żadnych reporterów, filmowców, powieściopisarzy, którzy pokazują te wszystkie potwornie przygnębiające odcienie szarości?
Myśl przewodnia nr 3: Reporter stale przypomina, że jest reporterem zaangażowanym.
Sama zadaję sobie często pytanie, czy da się obecnie być obiektywnym dziennikarzem, niezaangażowanym reporterem? Chyba nie. Ale czy koniecznie trzeba o tym swoim zaangażowaniu pisać w tak bezpośredni sposób? Na pewno nie. (To znaczy pisać można, ale nie warto czytać.)
„Od pięciu lat staram się pomagać Imire [rezerwat, gdzie prowadzony jest program rozrodu nosorożców], jak tylko jestem w stanie. To jest mój drugi dom.”
„Reporter ponoć jest od naprawiania świata, ma go relacjonować. Może i tak, sam nie wiem. Ale czy w życiu tych, o których piszę z takim przejęciem, ta moja książka coś zmieni?”
„Ktoś mnie niedawno spytał, jaką korzyść odnieśli z mojej wizyty Pigmeje Baka żyjący w wycinanym bez litości lesie deszczowym Kamerunu. Wróciłem, napisałem książkę, zarobiłem trochę pieniędzy, pokazałem zdjęcia. Kilka osób w dalekiej Polsce szczerze przejęło się ich losem, kilkadziesiąt tysięcy dowiedziało się w ogóle o ich istnieniu.”
„…Kevin Carter, zdobył Pulitzera za zdjęcie wykonane podczas klęski głodu w Sudanie. Przedstawiało wychudzoną dziewczynkę, umierającą z głodu, a na drugim planie czekającego na nią sępa. Sto metrów dalej od tego miejsca mieściła się stacja żywienia, do której dziewczynka próbowała się dostać.
Strzeliła migawka. I co dalej?
Kevin nie pomógł temu dziecku, choć mógł przecież zanieść je na miejsce, ratując życie. Był fotoreporterem, robił zdjęcia, nie jego rolą było naprawianie świata. Chwilę później fotografował już inne miejsce, innych ludzi.* (…)
Uczą nas na studiach, że dziennikarstwo to obiektywizm, że mamy opisywać rzeczywistość, nie zmieniając jej, bo to już manipulacja. Że mamy tam być, ale jakby nas nie było.
Pieprzyć to. Ja bym zaniósł dziewczynkę na miejsce.”
[tu książka się kończy]
Oklaski. Kurtyna.
EDIT: * Poczytałam trochę o Kevinie Carterze: po zrobieniu zdjęcia przegonił sępa, usiadł pod drzewem i zaczął płakać.
Bardzo rzadko piszę recenzje na Goodreads, ale opinia Pani Magdaleny sprowokowała mnie do odpowiedzi. Książka Michniewicza nie jest może arcydziełem reporterskim. I może rzeczywiście przeznaczona jest dla osób, które nie czytały nigdy innych reportaży. Jednak czy to powód, by ją dyskredytować? Owszem, pan Michniewicz często pisze o oczywistościach - z MOJEJ perspektywy, jako osoby czytającej tony non-fiction, zainteresowanej post-turystyką i turystyką świadomą, bawiącą się rozgraniczeniami turysta/podróżnik/odkrywca, w których pułapkę wpadł niejako także sam Autor. Ale skąd taka popularność choćby nielubianej przez Panią Magdalenę Martyny Wojciechowskiej, skąd rosnąca sprzedaż Beara Gryllsa, Beaty Pawlikowskiej, literatury "backpackerskiej", która kliszami się posługuje i klisze sprzedaje? Nie, ludzie wierzą, chcą wierzyć, w opakowane w kolorowy papier pakiety z napisem "autentyczne", gdy jadą odkrywać dziewicze lądy; to nic, że z plastiku, to nic, że pod obstawą. Czytajac zbiór reportazy Michniewicza można dokładnie prześledzić jego lektury, od Spojrzenia turysty Johna Urry'ego po MacCanella. Ale to nie jest coś, co znane jest przeciętnemu czytelnikowi.
W moim odczuciu ten zbiór reportaży jest zbiorem interesującym; opowiada o różnych rodzajach strachu i różnych percepcjach. Strach jest z natury swojej uczuciem subiektywnym - więc jak wymagać od Autora obiektywności? Spojrzenia z lotu ptaka? Czytając miałam wrażenie, że Autor nie narzuca czytelnikowi jedynej prawdy, ale właśnie obnaża fakt, że czegoś takiego nie ma. Wszystko jest subiektywne. I rzeczywiście, może czasem bohaterowie kryją się za Autorem (raczej stoi on z nimi równolegle, ale to też wyłącznie moje wrażenie), nie osiągnął on takiej perfekcji w staniu w cieniu, jak Krall czy Aleksiejewicz. Ale bohaterowie ci nie są z tektury ani nie są czarno-biali.
Szeroki uśmiech na mojej twarzy wywołała wzmianka o Kapuścińskim, który, jak pisze sam Autor, nie znosił takich podróżników, do jakich należy Michniewicz. Guru polskiego reportażu miał inne spojrzenie na rolę reportera. Tylko czy Michniewicz czuje się reporterem?
Czytam Kapuścińskiego i czytam Michniewicza. Pielęgnuję w sobie wiarę w wielość światów. Światów równoległych.
Dostaniecie w niej ogrom wiedzy o różnych zakątkach świata. Tomasz Michniwiecz wasz zaszokuje, zaskoczy i wprawi w refleksję.
Jestem w konsternacji i czuję się wręcz niededukowana, bo nie sądziłam, że są takie zakątki na świecie, gdzie dzieją się tak okrutne rzeczy, gdzie ludzie żyją w totalnie nierealnych warunkach, gdzie miastem rządzą gangi, a policja prawie nie istnieje. Ta książka jest dużo lepszym reportażem o ludziach na świecie niż jakiekolwiek filmy dokumentalne, historyczne czy przyrodnicze. Tutaj dowiedziecie się faktów o których się nie mówi. Podziwiam autora, że miał odwagę zapuścić się w takie miejsca.
Ależ to był świetny świetny reportaż .A wykonanie pana Krzysztofa Gosztyła ,rewelacyjne . Świetnie modulował głos , dzięki czemu książkę słuchało się z jeszcze większym zainteresowaniem. Pakistan ,USA ,Polska ... Osiem reportaży ,każdy z innego miejsca na ziemi . Poznajemy fakty ,których nie znamy ,a może znamy tylko wyolbrzymione lub lekko zmienione przez prasę i media publiczne . Jak to jest czy wszyscy Muzułmanie są terrorystami ? Jak można się dostać do służb specjalnych ,czy każdy ma taką możliwość? Jak zachowują się ludzie wyjeżdzający na zagraniczne wycieczki ? Jak to jest z gangami w Stanach ? (Akurat tu już mam trochę wiedzy z programów telewizyjnych i pokrywa się to z tym co napisał autor ).
O tym i o wielu innych rzeczach dowiecie się sięgając po książkę pana Tomka . Z czystym serduchem polecam ,a ja z chęcią sięgnę po kolejne książki tego autora .
Reportaze napisane zywym, dynamicznym jezykiem na granicy powiesci przygodowej, porywajace i stawiajace pytania - pytania nie nowe, ale takie, ktore warto sobie zadawac, wciaz i wciaz. Widac rozwoj pisarski i hmm dojrzewanie Michniewicza. Cenie sobie autora i mam nadzieje, ze wiele jeszcze napisze. Swietny czlowiek, swietna tematyka, swietna ksiazka.
Książka warta przeczytania. Lubię autora i sposób w jaki opowiada - żywe, dynamiczne opisy bardzo angażują. Trochę jednak mniej w przypadku tej książki angażują tematy tekstów - moim głównym odczuciem jest to, że artykuły są bardzo nierówne. Niektóre genialne, wzruszające, poruszające. Inne trochę bez polotu, nudnawe albo bez szczególnej głębi. Jednak całościowo uważam, że takich książek powinno być jak najwięcej. O świadomym podróżowaniu, o różnych obliczach prawdy, o poznawaniu nie odkrywaniu i głębszym znaczeniu podróży ogólnie. Dziękuję za tę pozycję, Panie Tomku :)
Ekstremalnie rzadko mi się zdarza, żebym przerwał słuchanie audiobooka po 20%. Tu tak było, dlatego, że nie mogłem znieść wybujałego stylu mającego chyba podkręcać emocje jak tytuł na Onecie albo nawet w Fakcie. Poza tym, te najgorsze wstawki były powtarzane wielokrotnie. Odradzam, bo jest wiele nieporównywalnie lepszych źródeł wiedzy w tym obszarze, np. "Chrobot" autorstwa, o ironio... Tomasza Michniewicza. Czyli zdrobnienie imienia robi różnicę...
No mi się podobało - mocne 3 i pół, a nawet chciało mi się dać 4. Michniewicz pokazał nie tylko „światy rownoległe” - miejsca, gdzie obok siebie istnieją zupełnie nieprzystające rzeczywistości, ale zadał (niby mimochodem, przy okazji) kilka ważnych, choć może nie nowych, ale co z tego, pytań o pracę i życie reportera. O etykę, o sens w ogóle, o właściwość sądów, o prawo do oceny. Znalazłam w tej książce bardzo różne światy: pakistanskich Sufich, dzielnice przestępcze i pałace w Johanseburgu, trening przygotowawczy polskich sił specjalnych, słynne wiezienie San Qentin w Kalifornii, polskie wojska w Afganistanie, czarne dzielnice w Los Angeles. Różnorodność reportaży składających się na książkę tylko się jej przysłużyła, a jednocześnie autorowi udało się utrzymać cały czas wspólny pierwiastek tej „równoległości”. I owszem, jest w tych reportażach dużo autora, ale mi to w ogóle nie przeszkadza. To po prostu zupełnie inny sposób pisania książek niż np w przypadku Wojciecha Tochmana. Poleca się.
Gdybym miała opisać tę książkę jednym słowem, byłaby to "frustracja". Jednak nie moja, a autora. Dlatego, że świat nie jest idealny, a do tego nie taki jak go opisują. Wsród ludzi jest dużo nierówności, zdarzają się oszuści i źli ludzie. Dodatkowo frustracja próbując znaleźć cel i sens w podróżowaniu. Rzadko spotykam taką narrację i nie jestem pewna czy sam autor zdawał sobie z tego sprawę.
Historie opisane w książce są ciekawe i dalej interesujące. Spodziewałam się trochę innych wątków, ale nie żałuję, że ją przeczytałam.
Oprócz świetnych tekstów czysto reporterskich - rozważania na temat etyki oraz samego sensu tak reportażu jak i samego podróżowania. I to ta właśnie część wgniotła mnie w fotel, jako że ubrała w słowa wszystkie moje wątpliwości i lęki.
I liked the stories presented by the author and the way they fit one another. The author raises important issues and problems of the contemporary world. He also analyzes his own role and the extent of reporting that should be done in some cases or maybe it would be better to engage and help.
Sporo tu pozytywnych recenzji, ale jednak mnie książka nie zachwyciła. Autor mocno skupia się na negatywnych aspektach opowiadanych historii (może oprócz 2-3 reportaży), co może samo w sobie nie jest złe, ale: - po pierwsze tworzy bardzo depresyjną otoczkę - miałem z czasem coraz bardziej dość kolejnych historii o biedzie, śmierci i przemocy. Nawet przy tak prostej historii jak kurort w Egipcie nieustanny lament autora (czy też pilotki turnusu?) nad "frajerstwem" turystów, którzy myślą że przyjechali w egzotyczne miejsce, doprowadzał mnie do szału. - a po drugie jest totalnie nieodkrywcze. Jeśli reklamuje się książkę hasłem "Reportaże o ludziach i miejscach, które wydaje nam się, że znamy", to oczekuję czegoś faktycznie błyskotliwego. No bo czego można się spodziewać po historii o polskich żołnierzach w Afganistanie? Braterstwa, strachu przed minami, tęsknoty żołnierzy za rodziną? Wszystko jest. Czego można oczekiwać w więzieniu San Quentin? Przemoc, gwałt, gangi, strażnicy kontra więźniowie. Johannesburg? Bieda, gangi, przemoc. Wakacje w Egipcie? Pijani turyści, seksturystyka, piloci biur podróży który mają wszystko gdzieś. Jednak znałem te miejsca :P
Podobała mi się historia z Pakistanu i ostatnia z Zimbabwe. Było to niesztampowe. Reszta niestety zagubiła się w schematach.
Jak zwykle notka dla lektora. Krzysztof Gosztyła bogiem audiobooków jest i tyle ;)
Reportaże są bardzo nierówne i po raz kolejny w świecie reportażu zawodzi marketing na to "o czym zwykle sie nie mówi" - bo to jak bardzo ponoć świat jest inny niż nam się wydaje, okazuje się być dokładnie tym, co nam sie wydaje - w żadnym miejscu nie ma tam zaskakujacych, świeżych wniosków dla nikogo posiadającego empatię i trochę rozeznania w świecie. Dodatkowo Michniewicz podąża sensacyjno-wyświechtaną ścieżką narracyjną - wojny, zamschy, dzielnice przestępczości, walki gangów "kontrolujących miasta", et cetera. I jego wielkie wnioski to "za miejscu to wygląda inaczej", "nic nie jest takie oczywiste" oraz "zwykli ludzie tacy nie są, są mili, uprzejmi, nie są radykałami,czasem tylko muszą sie dostosować do strasznych realiów". No zaskoczenie tygodnia, zaiste. Całość robi sprawnie i dość ładnie, natomiast nie mogę się powstrzymać przed tym, ze jednak poszedł na łatwiznę.
Przeczytałam jednym ciągiem, dawno nie czytałam tak ciekawej książki. I choć zgadzam się z wieloma osobami, że nie wszystkie z reportaży są odkrywcze, nie wszystkie z miejsc opisywanych przez Michniewicza są aż tak egzotyczne i nieznane, to jednak jest to na pewno pozycja warta zachodu.
Książka skłania do refleksji - nie tylko nad tym co serwują nam media, ale także jak sami postrzegamy świat jako turyści i podróżnicy. Często widzimy tylko skrawek świata... Sama podróżuje dość dużo i często porównuje te swoje obserwacje z innymi i miewam podobne odczucia jak Michniewicz. Dlatego nie myślę żeby ta jego teza była jakaś rewolucyjna... A jednak bardzo podoba mi się sposób w jaki to zaprezentował, więc bardzo polecam tą książkę znajomym i rodzinie (dobry pomysł na prezent).
Widzę też trochę negatywnych komentarzy za styl, jednak sama nie miałam takiego wrażenia. Nigdy nie odczułam, żeby Michniewicz jako autor był natrętny lub zbyt pierwszoplanowy.
Lektura kolejnych rozdziałów książki Pana Tomasza była dla mnie jak przejażdżka emocjonalnym roller coasterem. Ich wartość tkwiła w opowieści o miejscach znanych mi z zupełnie innej perspektywy oraz tych nieznanych zupełnie. Owe światy równoległe rzeczywiście udało się odmalować, odkryć na nowo i zajrzeć za obraz promowany w mediach, obraz jakże uproszczony. Pokazywanie stopnia skomplikowania świata oraz jego wieloznaczności jest z pewnością zadaniem jakie powinien wziąć na siebie reporter, w tym przypadku zadanie to wykonano dobrze. I choć zdawałem sobie sprawę z upraszczania przekazów medialnych jednocześnie przypomniano mi, że świat nie jest czarno-biały."Świat równoległy" był więc przebudzeniem, a te choć bywają niekomfortowe niemal zawsze świadczą o rozwoju i dojrzewaniu. Nieświadomość jest błogosławieństwem...to zdanie zawsze budzi we mnie sprzeciw przywołując na myśl konia Boksera, bohatera powieści Orwella, "Folwark zwierzęcy". Jego postawa i los dobrze ilustrują niebezpieczeństwo, które za taką dewizą realnie się kryje.
Autor wiele uwagi poświęcił Pakistanowi kładąc nacisk na życie zwyczajnych ludzi, pokazując jak daleko im do wielkiej polityki, której ofiarami najczęściej padają. Wyraźnie wybrzmiało pytanie czy Pakistan jest jedynie krajem terrorystów. Bardzo zainteresowała mnie również diagnoza dotycząca amerykańskiego systemu penitencjarnego oraz nie tak różowy obraz Malediwów. Największą wartością reportażu jest dobór poruszanych w nim tematów, drobnym minusem jednak jest brak klucza w ich uszeregowaniu. Zbyt duży też nacisk położono na rozważania autora dotyczące pracy reportera, stopnia zaangażowania w los ludzi, o których opowiada przez co sami bohaterowie zeszli na dalszy plan stając się tłem dla owych rozterek. Nie deprecjonuje to jednak w moim odczuciu wartości książki, która dostarczyła mi wielu nowych i ciekawych wiadomości o świecie oraz o sposobie w jaki ja sam go postrzegam.
Różne miejsca, odmienni ludzie, rozmaite kultury i inne życie. Niby dzielimy tę samą planetę, ale różnorakość czasami sprawia jakbyśmy żyli w odmiennych światach. Podoba mi się określenie, które używa Tomek Michniewicz w swoich reportażach - świat równoległy, bo w tym samym czasie, w innych zakątkach naszej planety toczy się życie tak odmienne od tego, które jest nam znane. Lubię czytać reportaże, zawsze mówię, że są takim moim "oknem na świat", uczą mnie zrozumienia, akceptacji, a czasem otwierają oczy na to co dzieje się gdzieś obok. Poznaję miejsca, w których pewnie nie dane mi będzie być. Ale są też miejsca, w których nigdy nie chciałabym się znaleźć, jak na przykład więzienie stanowe San Quentin w Californi, lub Johannesburg RPA, jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc na świecie. Poznaję ludzi, ich spojrzenie na świat, ich marzenia, pasje, rozterki i dramaty. W "Świecie równoległym" Tomek Michniewicz zabiera nas w 8 różnych podróży, a każda jest inna i każda na swój sposób ciekawa.
Świetny przykład co wychodzi z połączenia: - umiejętności myślenia o tym co się myśli, - zwiedzania świata, - umiejętności opowiadania o tym w ciekawy sposób.
Tacy ludzie jak Tomek powinni być bardziej słyszalni - nie wystarcza mu pierwsze odczucie na dany temat albo obiegowa mądrość - drąży, żeby dotrzeć do sedna sprawy. W efekcie zupełnie inaczej patrzę na miejsca, które opisał. Często prawda okazywała się inna od moich powierzchownych wyobrażeń na dany temat. Świetne jest również to, że podczas opisywania czegoś szokującego, Tomek potrafi znaleźć analogię do naszej codzienności, co skłania do refleksji "jak my (cywilizacja zachodnioeuropejska) wyglądamy w oczach innych cywilizacji".
Oprócz tego wszystkiego książka jest strasznie ciekawa i wciągająca
Tomasz Michniewicz ma niesamowitą zdolność opowiadania świata. To kolejna (po „Chrobocie” i „Swoją drogą”) książka tego Autora, którą pochłonęłam pełna niedowierzania, zadumy i… smutku. Ten świat przedstawiony nie jest pocztówkowy, nie odkryjemy tu kolejnych „must see” na mapę marzeń, ale trochę lepiej poznamy świat - przez pryzmat wrażliwości i uwagi dziennikarza. Książka dla każdego, komu nie straszne jaszcze mniej wiedzy, a jeszcze więcej wątpliwości o świecie. Do zastanowienia nad sposobem podróżowania, poszukiwaniem uniwersalnej religii i wiary, że tylko nasze pojmowanie świata jest słuszne.
Nie jest to najlepsza ksiazka w wydaniu Pana Tomka, ale nadal niezla. Dalam 5 gwiazdek glownie za ostatni reportaz, czytalam go nie mogac opanowac lez. Dawno slowo pisane nie wywolalo we mnie takich emocji. Po kazdym reporatzu mialam wrazenie ze mozna by ten temat pociagnac dalej, glebiej. W zasadzie mozna by powiedziec ze Pan Tomek moglby napisac osobna ksiazke o kazdym temacie poruszonym w tych reportazach. Czekam na kolejne publikacje, Panie Tomku, prosze isc jeszcze dalej w temat 😊
Tematy dobrane różnorodnie, nie każdy był w dla mnie w równym stopniu interesujący. To co łączy każdą z historii to pesymistyczna treść.
Podobał mi się styl w jakim opowiada Michniewicz. Z lektury byłem na tyle usatysfakcjonowany, że rozważę sięgnięcie po inne pozycje autora.
Krzysztof Gosztyła jako lektor jak zwykle doskonały, jego interpretacja wzbogaciła wyraźnie mój odbiór książki, a zwłaszcza rozdziału poświęconego siłom specjalnym.
Bardzo ciekawe historie rozszerzające wiedzę o świecie i skłaniające do refleksji. Jedynym mankamentem jest nadmierna interpunkcja autora, przez co momentami czytanie książki było trudne, a tekst sprawiał wrażenie serii wyplutych z karabinu maszynowego.
Świetna książka, nie maM do niej żadnych zarzutów, jak zwykle napisana w taki sposób, że czyta się błyskawicznie. Pewną część z tych informacji oczywiście znałam, ale nie zabrało mi to przyjemności z czytania, a i dowiedziałam się wielu nowych rzeczy.
Niestety nie dowiedziałem się o świecie wiele nowego, a nadmiernie egzaltowany momentami styl autora irytował. Mimo przystępnej w założeniu formy krótkich niezależnych od siebie reportaży ich lektura potrafiła się dłużyć.
Ciekawe, ale nierówne (niektóre rozdziały lepsze od pozostałych). Odejmuję gwiazdkę za to że sporo w nich opinii i ocen Michniewicza. Wolę jak reporter oddaje głos bohaterom, miejscom i historiom, które przestawia.