A vint-i-sis anys vaig descobrir que el meu avi era un heroi quan vaig llegir el seu llibre sobre el gueto de Minsk, on havia fundat una xarxa de resistència. De retorn a Polònia, després de la guerra, va acabar emigrant a Israel: hi va morir. La passió de la seva vida era el comunisme. El meu pare també se’n va anar de Polònia després de la repressió contra els estudiants del març del 1968 i l’onada d’antisemitisme. Es va convertir en una figura principal del moviment democràtic a l’estranger. La passió de la seva vida és el seu país. Jo vaig arribar a Israel com a corresponsal del diari Le Monde l’any 2014. Vaig ser testimoni de la tensió identitària de la democràcia, de l’augment de la intolerància i de la polarització del debat públic. En el moment de deixar el país, escric aquest relat que és un viatge al fons de la lleialtat: a què hem de ser fidels? Aquest llibre travessa les nostres trajectòries, marcades per l’esborrament comú dels nostres orígens. En aquest temps d’assignació identitària, som mals jueus.
Sięgając po tę niewielkich rozmiarów książkę, nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań. Może dlatego, że czytałam już sporo tytułów w podobnym temacie (np. Grynberga), ale „Zły Żyd” ma w sobie pewną wyjątkowość. To reportaż, może esej - ciężko sklasyfikować gatunek, o trzech pokoleniach mężczyzn. Dziadek Grzegorz/Hersz, pochodzący z Białegostoku Żyd i komunista, który podczas II wojny był partyzantem i przeżył getto w Mińsku. Po wojnie żyje w Polsce, jest członkiem PZPR i choć ma poglądy antysyjonistyczne to i tak w 1970 przenosi się do Izraela. Ojciec Aleksander, publicysta, intelektualsta i działacz antykomunistycznej opozycji. Brał udział w protestach ’68, podczas których został aresztowany. W 1971 wyjeżdża na emigrację, finalnie osiadając we Francji. Syn Piotr, dziennikarz i autor tej książki, urodzony już we Francji, wychowany bez przywiązania do żydowskiej kultury. Właśnie przeprowadził się do Izraela, gdzie pracuje jako korespondentt francuskiej Le Monde. Opowiadając tak różniące się od siebie historie ojca i dziadka, sam stara się odnaleźć w nich swoją tożsamość, próbując jednocześnie określić czym w dzisiejszym świecie jest bycie Żydem. A co jest tak wyjątkowego w „Złym Żydzie” (oprócz kontrowersyjnego, przyciągającego wzrok tytułu!)? Po pierwsze różne sposoby narracji, na przykład ta kierująca słowa bezpośrednio do dziadka „Od czasu kiedy przeczytałem twoją książkę, upłynęło dwadzieścia lat (...)”. Po drugie to, że jest to książka krytyczna - mówi wprost o radykalizacji polityki Izraela, nie boi się też surowo skomentować budzącego się na nowo polskiego antysemityzmu i PiSowskiej skłonności do zakłamywania histori. I po trzecie, sama puenta książki (przynajmniej dla mnie jest to puenta:)) czyli stwierdzenie, że nie ma jednej tożsamości żydowskiej, a ta enigmatyczna żydowska więż jest raczej wynikiem wielkiej wspólnej tragedii niż jednolitej kultury.
Szczęśliwym trafem byłem zapisany na dzisiaj do czytelni Biblioteki Narodowej, dlatego udało mi się przed kolejnym zamknięciem popracować poranną porą w miejscu, które darzę gorzkimi uczuciami. Dlatego dzisiaj trochę później niż zwykle kilka słów o książce, którą uważam, że warto przeczytać, choć też warto uniknąć pewnego rozczarowania.
Piotr Smolar, z którym miałem naprawdę niezwykłą przyjemność wczoraj rozmawiać podczas premiery “Złego Żyda” w Instytucie Reportażu, napisał książkę intrygującą i ciekawą faktograficznie, to co w niej zgrzyta to próba łączenia eseistycznego i filozoficznego tonu z dziennikarskim rejestrem. Nasuwają się oczywiste porównania między “Złym Żydem” a “Domem z dwiema wieżami” Macieja Zaremby (tłum. Mariusz Kalinowski). Obie są napisane przez osoby z polskimi korzeniami, obie powstały w innych językach (książkę Smolara przełożyła Agnieszka Grudzińska), obie są opowieścią rozliczeniową i historią rodziców i dziadków oraz świadectwem mówiącym o uniwersalności wartości humanistycznych w kontekście europejskiej integracji - co bardzo wybrzmiewa u Smolara, słabiej u Zaremby. Obie wreszcie są opowieściami o rodzinnej traumie i jej dziedziczeniu. Różni je jednak język i maestria prowadzenia opowieści. Co nie sprawia, że książka Smolara jest zła, po prostu więcej tu dziennikarza, który zajmuje się bieżącymi problemami Izraela, a mniej reportażysty-filozofa.
Smolar próbuje połączyć kilka wątków z historii swojej rodziny z tym, jaki jest współczesny świat, który wymaga od jednostki posiadania konkretnej, jednej tożsamości. W przypadku Smolara - żydowskiej, choć autor Żydem się nie czuje, a nawet uważa - przynajmniej w niektórych momentach - że nim nie jest. Urodzony we Francji, żyjący w laickim świecie, bardziej - przez ojca - związany z polskością niż żydowskością, odkrywa, że niezależnie od jego woli, Żydem jest i będzie - dla innych. Odkrycie obcego w sobie, którym trzeba się jakoś zaopiekować sprawia, że Smolar przygląda się rodzinnej historii i tożsamościom, które przybrali jego dziadek i ojciec. Z drugiej strony opowiada o tym, jak tożsamość zbudowała państwo, albo może państwo zbudowało tożsamość ludziom, którzy zdecydowali się w nie wierzyć. Mowa tu oczywiście o Izraelu. Dziadek - komunista do kości, gdyby ktoś miał być ilustracją stereotypu “żydokomuny” to akurat Hersz Smolar i jego biografia odpowiadają mu prawie w stu procentach; ojciec - działacz komunistyczny, ale z tych lepszych, co się szybko nawrócili i stanęli po odpowiedniej stronie historii. Syn… no właśnie. Buduje opowieść i szuka odpowiedzi, ale też przygląda się temu, co poszukiwanie tożsamości zrobiło ze stosunkami izraelsko-palestyńskimi. Zwłaszcza, że skutki tego obserwował po drugiej stronie - w Palestynie i strefie Gazy.
“Zły Żyd” to łączące biografię, historię i teraźniejszość rozważania o tym jakie skutki ma właśnie tożsamość tworzona w opozycji wobec innych i przeciwko innym, a nie próbująca zrozumieć, że można być kim się chce, byleby nie być złym człowiekiem. Paradoksalna, ciekawa, choć - jak wspominałem na początku - nierówna językowo książka. Warto się z historią Smolara zapoznać, zwłaszcza, że jest to narracja trzeciego pokolenia, która jeszcze dość rzadko wybrzmiewa w Polsce.
Kiedy miesiąc temu od nowa rozgorzał konflikt izraelsko-palestyński w polskim Internecie nie obyło się bez wielu inb i wyraźnego podziału fejsbukowiczów na dwie frakcje: tych, którzy uważają, że Izrael jest bezwzględnym okupantem i tych, którzy uważają, że to kolebka cywilizacji na Bliskim Wschodzie, a Palestyńczycy w zasadzie powinni im dziękować. Niektórzy liberalni dziennikarze posuwali się do tego, że nazywali osoby krytykujące Izrael antysemitami, zrównując ich ze skrajną prawicą. Oczywiście – wszyscy pisali swoje opinie z poziomu własnej bańki informacyjnej, przywołując fakty dla siebie wygodne. I oto wchodzi Piotr Smolar. Żyd urodzony we Francji, dziennikarz Le Monde, pochodzący ze znanej polskiej żydowskiej rodziny, jednak nie żyjący według tradycji żydowskiej. Zostaje korespondentem gazety z Izraela. Niby swój, ale jednak z zewnątrz. Pisze o sobie:” Wiecie, to nie jest mój konflikt. Nigdy przedtem nie pracowałem w Izraelu ani w ogóle w tym regionie. Nie mówię ani po arabsku, ani po hebrajsku. Taka czysta karta. Moja niewiedza była zarazem słabością i atutem. Musiałem się wszystkiego nauczyć. Za to nie ciążyły nade mną lata ubolewań, frustracji, zirytowania obiema stronami konfliktu. Wiele rzeczy mogło mnie zaskoczyć, uważnie analizowałem kody różnych dyskursów. Byłem otwarty.” Jedzie tam przyglądać się Izraelowi, Palestynie i konfliktowi, a jego wnioski i opinie są dla tego pierwszego miażdżące. Do tego stopnia, że po publikacjach artykułów ujawniających prawdę o tamtejszej sytuacji dostaje listy z pogróżkami i mnóstwo anonimowego hejtu. Izraelczycy nie umieją godzić się z krytyką. Co w swoim eseju wykazuje Smolar? Przede wszystkim, że jakkolwiek Izrael nie próbowałby się bronić i oponować, to okupacja Strefy Gazy jest faktem, jego polityka wobec arabskiej części społeczeństwa jest dyskryminująca, a ideologia partii prawicowych wręcz faszystowska (nie boi się używać tego słowa ani on, ani Efraim Sneh, polityk izraelski, który zaczynał karierę u boku Icchaka Rabina, między innymi były minister transportu i wiceminister obrony). Przytacza jako dowody całe mnóstwo własnych obserwacji i konkretnych faktów. Opowiada o coraz bardziej wykluczających dla społeczności arabskiej zmianach w prawie, populizmie polityków, którzy bezpardonowo wykorzystują antyarabskie nastroje, żeby zasiać w ludziach jeszcze większy strach i zdobyć ich głosy, rosnącej w siłę skrajnej prawicy i mesjanistycznych, ortodoksyjnych frakcji politycznych, którzy nie mają problemu z głoszeniem rasistowskich sloganów („Według nacjonalistycznej prawicy izraelskiej Palestyńczycy są genetycznie zaprogramowani tak, by żywić nienawiść do Żydów, i doprowadzić do ich zniknięcia z powierzchni ziemi” serio?). Pokazuje bezduszność kolonizatorów, wykorzystywanie luk w prawie, aby coraz bardziej wykradać nienależące do Izraela terytorium. Jedzie do Strefy i przynosi stamtąd obraz warunków życia urągający człowieczeństwu. Pokazuje olbrzymie nierówności między dzielnica arabską, a pozostałymi częściami Jerozolimy. Pokazuje dysproporcję sił i bezwzględną, morderczą strategię izraelskiej armii, były wojskowy, jeden z jego rozmówców mówi „W naszej grupie roboczej wiele dyskutowaliśmy na temat proporcji sił – mówi dalej Asa Kasher. – Udało nam się wyciągnąć wnioski dzięki liczbie π, tak, 3,14. Trzech zabitych Palestyńczyków na jednego Izraelczyka było OK. Czterech już nie. Niektórzy mówili dziesięciu na jednego, inni jeden na jednego. Odmówiłem udziału w tej amoralnej dyskusji.” Pisze o faktach, o których rzadko się wspomina, jak choćby ten, że Organizacja Wyzwolenia Palestyny już w 1988 roku uznała za prawomocne istnienie Izraela, a Palestyńczycy wykonali o wiele więcej gestów w stronę pojednania niż Izrael, który zasadniczo nie zrobił nic. Podsumowuje „Izrael doskonale wpisuje się w grupę zachodnich demokracji liberalnych pogrążonych w ponurym zmierzchu. Łączą go z nimi niepokojące tendencje. Nawet czasami mógłby służyć im za wzór. Izrael przyszłością zachodnich demokracji? Owszem, jeśli weźmiemy za przykład traktowanie uchodźców z Afryki. Owszem, jeśli wziąć pod uwagę ustawiczne ataki Netanjahu i jego kolegów na opozycyjną prasę oraz ich zakusy na niezależność mediów. Owszem, jeśli przyjrzeć się walce władzy z sądem najwyższym, podstawowym organem państwa prawa, który jednocześnie aktywnie przyczynia się do usprawiedliwiania okupacji. Owszem, można tak powiedzieć, widząc łatwość, z jaką prawica wytyka palcami wewnętrznych przeciwników, utrzymujących rzecz jasna przyjazne stosunki z wrogimi siłami na zewnątrz. Owszem, jeśli wziąć pod uwagę tyranię większości, opisaną niegdyś przez Tocqueville’a, prowadzącą do pogardy dla mniejszości i kręgów krytycznych wobec władzy.” Nie jest to jednak książka tylko o współczesnym Izraelu. Jej istotą jest poszukiwanie własnej tożsamości, próba zdefiniowania co znaczy bycie Żydem w ogóle i w XXI wieku. Dlaczego dla wyznawców judaizmu tak ważne jest dochowywanie tradycji i przestrzeganie tych samych zasad i obyczajów od stuleci. Czy ktoś z trzeciego pokolenia, kto nie dochowuje wierności regułom pierwszego może się w ogóle Żydem nazywać. Czy aby się tak identyfikować wystarczy samo pochodzenie. Czy jeśli krytykuje się politykę Izraela staje się tytułowym „Złym Żydem”? Stawia te i wiele innych pytań sobie i swoim rozmówcom, poddaje to filozoficznym rozważaniom, próbuje znaleźć jakąś konkretną definicję, ale nie jest to proste. Udaje się również na wyprawę w przeszłość i prowadzi swoisty dialog ze swoim dziadkiem i ojcem. Jego dziadek Hersz (Grzegorz) Smolar był prawdziwym komunistą. W działalność komunistyczną angażował się już od 1918 roku. W czasie II WŚ trafił do Mińskiego getta, skąd organizował żydowskie oddziały partyzanckie, działające u boku sowieckich. Po wojnie jako repatriant wyjechał do polski i zaangażował się w politykę, próbując znaleźć środek pomiędzy ideami komunizmu, a zachowaniem żydowskiej tożsamości. Głosił antysyjonistyczne hasła, aby w końcu wyemigrować z Polski w 1968r. i zamieszkać w Izraelu. Jego historia jest podobna do wielu innych – komunizm uwiódł go swoimi obietnicami, miał być gwarantem bezpieczeństwa i równości, łatwo było oddać mu serce. Potem okazywało się, że zjada własne dzieci, droga od VIPa do persona non grata jest niezwykle krótka, jest równie niesprawiedliwy jak każdy inny system i zdradził swoje ideały. Pociąga to za sobą wielki smutek, rozczarowanie i nieumiejętność zaakceptowania tego już do końca życia. Podobną historię opowiadał o swoim ojcu Ota Pavel i możemy ich przeczytać jeszcze kilka. Ojciec Piotra Smolara, Aleksander, angażował się w studencką działalność opozycyjną, był członkiem Politycznego Klubu Dyskusyjnego, po protestach w 1968r. został aresztowany, a następnie wydalony z uczelni. W 1971r. zdecydował się emigrować, aby po 1989r. wrócić do Polski i budować nową demokrację u boku Tadeusza Mazowieckiego. Jeden z nich zawsze czuł się Żydem, drugi Polakiem, trzeci zdecydowanie Francuzem. Autor próbuje odnaleźć co ich łączy i zrozumieć motywacje różnych wyborów. Jest to też historia rodziny naznaczonej rokiem 68, tym jak bardzo trudno było się po nim identyfikować, jak powstaje wyrwa w tożsamości nawet dla następnych pokoleń i jak próbują one zbudować samych siebie z posklejanych kawałków. Próbując dokonać jakiegoś samookreślenia Smolar pisze mądrze „Moje żydostwo nie ma charakteru religijnego. Zrodziła je pamięć odrębności, prześladowań, znanych z historii dyskryminacji. Jest to wyzwanie, które narzuca odpowiedzialność. Należy walczyć. Z traumatycznych doświadczeń można wyciągnąć dwa rodzaje lekcji. Pierwsza lekcja jest uniwersalistyczna, związana z prawami człowieka, z jego godnością. Według drugiej Żydzi nigdy więcej nie powinni być ofiarami, trzeba być silnym, traktować naszą wspólnotę jak świętość, roztoczyć nad nią opiekę nawet za cenę ofiar wśród innych. Z tej lekcji wynika zrozumiała obsesja bezpieczeństwa. Izraelczycy są indoktrynowani od żłobka, że historia się powtarza, że w każdym pokoleniu wróg chce nas zniszczyć. W edukacji, jaką ja otrzymałem od rodziców, ważne są wartości uniwersalne. One powinny stanowić podstawę kultury żydowskiej. Nie dlatego, że jesteśmy narodem wybranym: dlatego, że dotychczasowe doświadczenia uczą nas, dokąd może prowadzić odmienna droga.” „Zły żyd” to esej, ale napisany językiem wytrawnego reportażu, dzięki czemu jest to książka żywa, obfitująca w przykłady i prawdziwe życie. Mądra i przenikliwa, stoi dla mnie na bardzo ważnej półce „lektur, które objaśniają mi świat”. Jeśli też próbujecie go zrozumieć przeczytajcie ją koniecznie. Na koniec zdanie, który powinniśmy wszyscy dobrze zapamiętać: ODMOWA ZROZUMIENIA INNEGO SPRZYJA UTRWALANIU SIĘ PRZEMOCY Książkę dostałam od księgarni Woblink: https://woblink.com/ebook/zly-zyd-pio...
Zły Żyd to książka o trzech pokoleniach mężczyzn, polsko-żydowskiej inteligenckiej rodziny. Dziadku zagorzałym komuniście, ojcu dysydencie i autorze, francuskim dziennikarzu. I jak zwykle to bywa te sprzeczności i podziały nikną, jeśli je trochę podrapać i skonfrontować, bowiem każdego z nich oprócz więzi rodzinnych łączy przede wszystkim natura kontestatora i problem z określeniem swojego żydostwa.
Autor podzielił ją na trzy przeplatające się części, wspomnieniowo biograficzną o dziadku Herszu, którego głównym wątkiem jest okres wojennej partyzantki na terenie dzisiejszej Białorusi. Druga to rozmowy ze swoim ojcem Aleksandrem, znanym większości, byłym prezesie Fundacji Batorego. Ostatnia, moim zdaniem najciekawsza, to eseje pisane na podstawie pracy wykonywanej przez autora w Izraelu, Strefie Gazy i na terytoriach okupowanych.
Ta krótka książka przedstawia koleje losu każdego z nich. Jak miejsce i doświadczenia rodziców wpływały na kolejne pokolenia, dzięki temu nawiązując między nimi niezrealizowany dialog. Osobiście przepadam za taką lekturą, przypominała mi bardzo książki Bielawskiego czy Grynberga. Dużo w niej czułości i próby porozumienia, kontestacji prostego, plemiennego rozumienia świata i przedstawiania jego złożoności, bo kim przede wszystkim miałby być autor, niepraktykujący francuski Żyd, polskiego pochodzenia syn i wnuk pomnikowych postaci, poszkodowanych Marca '68?
Żałuję jedynie, że część o Izraelu i konflikcie Palestyńskim nie sięga dzisiejszych czasów i rządów izraelskiej opozycji z Naftalim Benettem na jej czele. Bardzo ciekawi mnie perspektywa autora na ostatnie wydarzenia w kraju, któremu poświęcił tak wiele czasu i pracy.
Jest wnukiem komunisty, więźnia Ii RP, członka ruchu oporu w białostockim getcie i w partyzantce, redaktora Fołks Sztyme w powojennej Polsce, cenionego działacza partyjnego, aż go z partii wyrzucili i wyjechał do Izraela. Jego ojciec, Aleksander, też musiał po 1968 roku Polskę opuścić, ale - przypomina Piotr - cały czas sprawami polskimi żyje, na emigracji wydając Aneks, wspierając opozycyjne podziemie, po 1989 roku znowu w Polsce, doradzając, pisząc, pomagając... On urodził się we Francji, wybrał zawód dziennikarza, był korespondentem Le Monde w Rosji i krajach postsowieckich. Potem w Izraelu.
Jest złym Żydem, dlatego że tak mówią o nim inni? Bo nie zna hebrajskiego ani jidysz, religii ani kultury żydowskiej, bo w Izraelu widzi więcej wad niż zalet, a traktowaniem Palestyńczyków przez Izraelczyków jest oburzony?
Dziwna to jest książka, a jej lektura szczególnie dzisiaj, gdy co godzinę nadchodzą wiadomości o nowych rakietach, bombach i ofiarach po obu stronach konfliktu palestyńsko-izraelskiego, robi coraz bardziej przygnębiające wrażenie.
Piotr Smolar stara się być w tej książce przede wszystkim dziennikarzem. Jako kronikarz historii rodzinnych nie feruje ocen, relacjonuje fakty, w miarę obiektywnie opisuje ludzi. Podkreśla swą tożsamościową neutralność choć, mam wrażenie, z lekką zazdrością pisze o zaangażowaniu ojca w polskość, czy słucha w izraelskim kibucu wzruszających wspomnień o dziadku. Dorastał jako Francuz, ale nigdy nie ukrywał żydowsko-polskich korzeni. Natomiast w dziennikarskiej robocie reportera wybiera i staje po stronie słabszych. Dlatego jego reportaże z Gazy w Le Monde naraziły go nawet na oskarżenie o antysemityzm. I pewnie dlatego usłyszał kiedyś od rodziców, ze mógłby postarać się o więcej empatii wobec Izraela.
Na pewno jest sporo racji w surowych ocenach Piotra Smolara wobec antydemokratycznych tendencji, jakie zaczynają dominować w wielu krajach, Izraela nie wyłączając. Mam jednak wrażenie, że zapętlenia tamtego konfliktu nie da się wyjaśnić, o załagodzeniu go nawet nie marząc, opisując jedynie jego tragiczne konsekwencje dla palestyńskich rodzin.
Odważna, pełna osobistych refleksji książka, w której autor przygląda się trudnym tematom tożsamości, historii i pamięci, dotykając współczesnych aspektów żydowskości w kontekście europejskim. Smolar, polski Żyd i dziennikarz o bogatym doświadczeniu, próbuje odpowiedzieć na pytania o znaczenie bycia Żydem w dzisiejszym świecie, szczególnie w Polsce i we Francji – dwóch krajach, które symbolicznie i emocjonalnie splatają się w jego historii rodzinnej.
Tytuł książki jest prowokacyjny i ironiczny, rzuca wyzwanie stereotypom i uprzedzeniom związanym z tożsamością żydowską. "Zły Żyd" to pojęcie pełne sprzeczności, które Smolar wykorzystuje do dyskusji o tym, czym jest żydowskość w świecie, gdzie tożsamość coraz częściej nie jest jednoznaczna i nie podlega prostym definicjom. Smolar zanurza się w tematy tabu, takie jak trauma pokoleniowa po Zagładzie, antysemityzm, a także rosnące podziały wewnątrz samej społeczności żydowskiej, wywołane polityką Izraela czy napięciami społecznymi w Europie.
Książka jest bardzo osobista – autor dzieli się historią własnej rodziny, emigracją, wspomnieniami ojca i dziadka, którzy w różny sposób doświadczyli wojny i prześladowań. Smolar łączy te historie z refleksją nad żydowską tradycją i jej miejscem w jego życiu i pracy dziennikarskiej. Jego perspektywa jako dziennikarza *Le Monde* dodaje wiarygodności i głębi analizom współczesnych ruchów antysemickich, ale też krytyki samej społeczności żydowskiej, jej lęków i dylematów.
Smolar przypomina, że tożsamość jest żywa, zmienna, pełna wyzwań i wymaga odwagi, by ją redefiniować.
Poszukiwanie własnej tożsamości - temat, do którego często wracają pisarze. Każdy w inny sposób opisuje swoje emocje, więc relacje różnią się od siebie.
Tym razem Piotr Smolar mierzy się z własną historią. Książka to taki esej biograficzny. Trzy pokolenia - dziadek, ojciec i syn. Ten ostatni to autor - dziennikarz francuski urodziny w Polsce.
Forma literacka, którą posługuje się autor, przypomina trochę reportaż - widać tu dziennikarskie zacięcie. Nie brakuje filozoficznych i historycznych przemyśleń. Nuta eseistyczna jest jednak dominująca.
Dużo w tej książce współczesności - tego jak wyglądają relacje tu i teraz między Polską a Izraelem. Okazuje się, że wolność wyznania, tożsamości kulturowej nie jest przestrzegana. Ludzie zamykają się na obcość, co przypomina to, co działo się tuż przed II wojną światową. Czyżbyśmy znowu nie wyciągali wniosków z historii?
Przez opowiedzianą historię możemy dowiedzieć się, że to jak jesteśmy odbierani, nie zawsze równa się z tym, co myślimy o sobie. W przypadku Smolara - żydowska przeszłość wpływa na jego życie.
Najwięcej mamy rozważań autora, jego odczucia i jego historia jest dominująca - dylematy świata współczesnego są na pierwszym planie. Sporo dowiemy się o polityce izraelskiej - często są to uwagi krytyczne.
Zaletą tej książki są z pewnością emocje autora - jeśli coś go wkurza, to pisze o tym wprost. Lubię ten autentyzm.
4++. O Złych Żydach, ale równie dobrze o Złych Polakach (czyli takich, dla których drugi człowiek i prawda mają większe znaczenie niż nacjonalizm). Wydaje się bardziej obiektywna i "bliższa" niż książki Ilan Pappé'go czy Chomsky'iego.
Criticar els actuals governants d'Israel és ser un mal jueu? Quan algú ve d'una nissaga com la de @piosmo pot tenir una visió molt particular de la identitat jueva. Gràcies a @editorialafers per aquesta edició.