Chociaż pamiętała, że reporter powinien być obiektywny, to szczerze przyznawała, że nie potrafi. Tam, gdzie prokuratorzy, adwokaci i sędziowie widzieli paragrafy, Barbara Seidler widziała ludzi. I chociaż twórcy kryminałów mogą tu szukać inspiracji, bo opisane sprawy mrożą krew w żyłach, to autorce udało się – dzięki opisywaniu także procesów o miedzę, zabójstw na wiejskiej zabawie, gehenny w kwaterunkowym mieszkaniu, czynu zawiedzionego amanta czy pijackich awantur – oddać atmosferę i klimat PRL-u. Powstało fascynujące świadectwo epoki, ale także kawałek literatury napisany tak, jak dziś już nikt nie napisze.
Chciałabym, ach, jak bardzo chciałabym umieć to zrobić... – żeby czas i ludzie, i tło, i to, co najważniejsze, odbiło się w słowie pisanym, żeby było coś z mechanizmu władzy, czasu przyspieszonego, ludzkich zakamarków... - Barbara Seidler
Jest to zbiór reportaży sądowych z uwydatnionym aspektem społeczno - socjologicznym.
Autorka bardzo plastycznie opisuje głównych bohaterów, ich relacje z otoczeniem, okoliczności popełnienia przestępstwa, motywy, reakcje na wyroki. Jest to stara szkoła reportażu, rzadko obecnie praktykowana. Wiele spraw wyda się znajomych osobom pamiętajacym lata 60-70-te, a tym którzy są młodsi przybliży ten okres. Cenzura jest dość mocno wyczuwalna i paradoksalnie dodaje tym reportazom pewnego wyrafinowania, zmuszając czytelnika do dopowiedzenia sobie tego co nie zostało napisane.
Ten zbiór zawiera wiele cech, których osobiście w reportażu nie lubię - bardzo silnie zaakcentowana osoba autorki i jej poglądów, stronniczosc, okazjonalny przerost formy nad treścią. Niemniej tutaj jakoś mniej mi to wszystko wadziło, być może z powodu wielkiego zaangażowania autorki w opisywane tematy i czasów które opisuje.
Kolejna książka, do której wróciłam po długich latach, ale zdecydowanie było warto. Ciekawy zbiór reportaży. Myślę że w pamięci szczególnie zapadnie mi sprawa ,,mięsiarzy", córki która zabiła a następnie poćwiartowała swoją matkę oraz sprawa małego Danielka skatowanego na śmierć przez swoją macochę.
Bardzo nierówna jest ta książka, niektóre rozdziały czytalo się bardzo szybko, przez inne trudno było przebrnąć. Czuć, że była pisana lata temu. Jeśli kogoś interesuje temat, to myślę, że warto się zapoznać.
Każdy, kto mnie trochę zna, wie, że jestem przeciwniczką obecnego szału na tematykę true crime, bo niestety przybrało ono formę robienia sobie rozrywki z czyjejś śmierci, zaginięcia czy innych makabrycznych wydarzeń. Dlatego po książki tego typu nie sięgam (a jeśli już to robię, to żałuję), a podcast Justyny Mazur porzuciłam po kilku przesłuchanych odcinkach. I chociaż reportaż Barbary Seidler nie sprawił, że jest mi bliżej do zostania entuzjastką gatunku, to pokazał, że true crime można pisać dobrze. Z wyczuciem, bez budowania zbędnej sensacji czy aury tajemnicy, z wielką wrażliwością i współczuciem wobec ofiar, czasami zastanawiając się, kto tak naprawdę tą ofiarą jest. I to właśnie jest główna zaleta „Pamiętajcie, że byłem przeciw” - nie chodzi wcale o przybliżenie czytelnikowi najbardziej poruszających spraw kryminalnych z uwzględnieniem brutalnych szczegółów, a o nakreślenie za ich pomocą rysu ówczesnego polskiego społeczeństwa, ze wszystkimi jego problemami i z systemem, który bardzo często zawodził.
Reportaże sądowe Barbary Seidler to bardzo ciekawy głos z przeszłości. Przez pryzmat spraw sądowych poznajemy stosunki społeczne z lat 60., 70. i 80. i ówczesne realia. W tym sensie są to reportaże historyczne, zapis peerelowskiej rzeczywistości, ale i przykład dziedziny reportażu kiedyś powszechnej, dziś prawie niewystępującej. Autorka nie stoi z boku, dzieli się z nami emocjami, refleksjami. Stara się być obiektywna, ale oprócz faktów dostrzega też ludzki wymiar opisywanych spraw.
Obraz najciemniejszej strony natury ludzkiej oraz swoista kapsuła czasu. Książka napisana jest takim językiem, że nie można się oderwać. Szokujący charakter reportaży może sprawić, że człowiek na chwilę zapomni, że to co czyta nie jest fikcją, dopóki nie pojawi się znajome nazwisko, firma albo ulica w Warszawie. Autorka nie odcina się emocjonalnie od opisywanej rzeczywistości. Współczuje zarówno ofiarom jak i skazanym, podaje w wątpliwość nie tylko zeznania świadków i oskarżonych ale i samo prawo przez co czytelnik czuje jakby siedział obok niej na sali sądowej. Lektura mnie trochę zgubiła przy (najdłuższym) reportażu o Hortexie, ale poza tym każdy następny był mocniejszy od poprzedniego.
Reportaże pisane w ludzki sposób, czasem z większą lub mniejszą dozą przemyśleń personalnych. Sukcesywnie zakreślają minione czasy i ich sądownictwo. Nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach.
Ps: Od sprawy małego Daniela chce mi się wymiotować a nie jestem osobą, którą łatwo ruszyć.
Przeczytałam 3/4 tej książki, więc uznaję za przeczytaną całkowicie. Ni cholera nie rozumiem jaki to miało cel. Nie, ale poważnie. Nie rozumiem co miało na celu pisanie o przekrętach mięsnych, zabiciu kolegi w kantorku po robocie w firmie Wedla (ciekawostka: sprawa rozwiązana nie została, motywy zbrodni były nieznane i są nieznane do dziś, jedynie gościa ukarano bo się przyznał do zbrodni), problem w podziale mieszkania ( w 1 mieszkaniu urzędowały bowiem 3 rodziny, żadna nie chciała się wynieść, wnosili na siebie donosy, łącznie było ich coś koło 27, sprawa skończyła się tak, że jeden z osób zamieszanych w spór się powiesił) albo poćwiartowaniu matki przez córkę (to może byłoby trochę ciekawe, gdyby nie to, że motywy - tu zaskoczenie pewnie ogromne - nie były znane, wiadomo jedynie, że tak ogólnie to matka z córką się nienawidziły). Było dużo spraw opisanych, ale myślę, że słuchać o tym, że koledzy się schlali i potem jeden drugiego krótko mówiąc zabił, to nie za bardzo chcecie. Bo tam w sumie nic ciekawszego nie było. A przypomnienie sobie tych pojedynczych historii też mnie trochę wysiłku kosztowało, bo nic praktycznie nie pamiętałam, a to nie świadczy za dobrze o treści tegoż reportażu. Tytuł ciekawy: "Pamiętajcie, że byłem przeciw", toteż dużo od książki oczekiwałam. Szczerze? Tytuł tyle ma wspólnego z treścią książki co ja mam pojęcie o kładzeniu płytek (żeby nie było wątpliwości nie mam o tym zielonego pojęcia), także no zawiedziona jestem, z Panią Barbarą to się raczej nie polubię. A szkoda, bo się fajnie zapowiadało. Polecać książki nie będę, no chyba, że chcecie czytać o zwykłych codziennych sprawach, które może ciekawe by były jako artykuł w internecie, ale nie w książce, to zapraszam serdecznie. Myślę, że będzie to idealna lektura. A jak nie to nie sięgajcie po tą pozycję. Prawda jest też taka, że to co mi się nie podoba, nie oznacza, że nie spodoba się Wam. No, ale w tym przypadku jak patrzyłam na recenzje, to stwierdzono jednogłośnie, że książka o niczym, bez polotu, bo cóż więcej rzec o czymś o czym się mówić nie da, bo i nie ma czego mówić? Cytatu nie zostawię, bo nic nie zaznaczyłam, więc co mogę zostawić. Co najwyżej puste powietrze. Tak, więc żegnam i powietrze zostawiam, bo przecież jeszcze trzeba czymś oddychać.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Bo tyle opisanych spraw mnie autentycznie zaciekawiło. Może po prostu tematyka nie jest dla mnie, ale sposób w jaki pisze Seidler momentami bywał dla mnie bardzo zagmatwany.
Wpadłam jak śliwka w kompot, mówię wam. Reportaże czasami bawią, czasami szokują. Kompletnie nie spodziewałam się, że pochłonie mnie ta bezdenna czarna dziura i nie wypuści mnie.
Relacje Barbary Seidler są jak dobre powieści kryminalne - mamy zbrodnie i relacje z sądu, a i owszem. Jednak tym co sprawia, że czyta się je jednym tchem jest przede wszystkim znakomity język (stara szkoła!) oraz znamienna w skutkach decyzja opisania życia swoich bohaterów przed i czasem po aresztowaniu. Prawdziwa kronika PRLu! Nawet pomijając aspekt gry z cenzurą, bo ewidentnie widać fragmenty napisane pod nią, to generalnie trzymają wysoki poziom, choć obeszłabym się bez historii Hortexu. Niemniej utwory otwierające zbiór były najciekawsze.
Reportaże Barbary Seidler są przeglądem problematyki spraw sądowych, które toczyły się w Polsce na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Sprawy są różnorodne, od tych głośnych, spektakularnych po mniejsze, bardziej powszechne. Każdy reportaż jest czymś znacznie większym niż zreferowanie procesu, ale dotyka głębi problemu, wnika w aspekty psychologiczne bohaterów i podłoże socjologiczne spraw. Aż szkoda, że obecnie w prasie nie ma miejsca na reportaże sądowe. Gorąco polecam nie tylko prawnikom ale, dla każdego, kogo interesują realia komunizmu, lub reportaże w ogóle.
Trudno jest oceniać taką pozycję Pod kątem językowym jest bardzo przyjemna, zrozumiała, nieprzesycona terminologią sądową. Pod kątem opowiedzianych historii... ja nad przedostatnią rozprawą sądową się rozpłakałam i musiałam przestać lekturę. To już był przesyt, tymi tragicznymi historiami. Wiem, że były one ciekawe, pokazywały pewne mechanizmy ludzkiej psychiki w latach tak niedawnych po II wojnie światowej. Ale ich okrucieństwo zaczynało mnie przerastać i nie jestem w stanie dokończyć lektury. Pozycja na pewno warta uwagi, ale dla ludzi o stalowych nerwach...
4,5 | Bardzo dobry zbiór reportaży, napisany tym charakterystycznym, ale przystępnym stylem, którym dziś się już nie pisze. Dobre świadectwo czasów, w których powstały. Kilka spraw zapadło mi w pamięć („Tu Dante nie mieszka”, „Na wadze Temidy”, „Sama wśród praw i ludzi”, „Mrok”, „Pani od maszynoznawstwa”), a inne zupełnie nie (jak np. spraw Hortexu) i bez tych kilku historii mogłoby się obejść, choć wszystkie składają się na obraz życia w PRL-u i ówczesnego społeczeństwa.
Chciałoby się napisać: "Dziś prawdziwych reporterów sądowych już nie ma...". Bo w czasach internetu, amatorskich zdjęć i nagrań, a przede wszystkim pogoni za "newsem" i tanią sensacją nikomu nie opłaca się utrzymywać na etacie dziennikarza, który będzie przesiadywał na rozprawach sądowych i rozprawy te rzetelnie relacjonował. Kogo dziś zresztą obchodzą rozprawy sądowe? Obecnie wyroki feruje się tuż po zdarzeniu na internetowych forach bez żmudnych ustaleń i analizy akt.
Dlatego zbiór reportaży sądowych z czasów PRL autorstwa Barbary Seidler to ciekawy przykład "starego" dziennikarstwa, tak różnego od tego, z czym mamy do czynienia dzisiaj. Autorka w ciągu kilkudziesięciu lat swojej pracy uczestniczyła w wielu procesach sądowych, przede wszystkim karnych, bo przecież wszelkiego rodzaju zbrodnie od zawsze karmiły społeczną ciekawość. Niektóre z nich, jak proces w słynnej "aferze mięsnej", były i wciąż są powszechnie znane, o innych nikt już nie pamięta.
Trzeba przyznać, że autorkę cechuje niezwykły zmysł obserwacyjny. Barbara Seidler oprócz zwięzłego podania istoty sprawy i zreferowania przebiegu postępowania, pisze bowiem przede wszystkim o ludziach i rzeczywistości, w której żyją. O oskarżonych i pokrzywdzonych. To im się przygląda, to ich opisuje. Niekiedy mocno wchodzi w ich świat. Kreśli obraz ich domów i rodzin, odwiedza ich po procesie, rozmawia z nimi, niekiedy próbuje pomóc. Nie osądza, nie ocenia, nie usprawiedliwia, nie polemizuje. Pokazuje jedynie i daje do myślenia. Nie ukrywa wątpliwości. Niekiedy szuka przyczyn, bada motywy. Czasami głęboko współczuje, czasami po prostu jest ze swoimi bohaterami. Zawsze szanuje człowieka. Nieważne, kim jest, nieważne co zrobił.
Pomimo trudnej tematyki i niełatwych czasów, w których powstawały (działała przecież wtedy cenzura) reportaże Barbary Seidler są głęboko humanistyczne i pełne społecznej wrażliwości, mądre i wyważone. Napisane starannym, pięknym językiem. Choć obecnie nieco tracą myszką, czyta się je doskonale, z wyjątkiem historii o aferze "Hortexu". Zmęczyła mnie zbyt specjalistyczna i kompletnie dla mnie niezrozumiała tematyka związana z oszustwami księgowymi w powiązaniu z mieniem społecznym i handlem zagranicznym.
Niezależnie od tego polecam jako ciekawy przykład doskonałego dziennikarstwa.
Zbiór kapitalnych reportaży sądowych, z których niejeden przyprawia o gęsią skórkę. Seidler, poza psychologiczno-społecznym naciskiem na reportaże, świetnie również maluje warunki, które otaczają bohaterów, nakładając na wyobraźnie czytelnika filtr noire. Lektura brutalna i przykra, więc ostrzegam lub zachęcam.
2.5 nie gra mi tutaj rozstrzał doboru spraw. Z jednej strony bardzo „ciekawe” morderstwa z drugiej nudna sprawa o przekrętach w firmie…jak dla mnie trochę za duża różnorodność, na niektórych rozdziałach wręcz nie mogłam się doczekać kiedy zakończę
Klimat sal sądowych, dramatów ludzkich oddany w pełnej krasie. Rzadko kiedy w reportażu mamy dostęp do tylu emocji, tyli faktów. Całość wzbogacona o akta spraw, zeznania, notatki. Literatura przez duże L.
Na pewnych płaszczyznach nic się nie zmieniło - gdyby ludzie reagowali, nie bagatelizowali wołania o pomoc, większość z tych tragedii nie miałaby miejsca. Jednak nie uczymy się na błędach i historia zatacza koło.
3,5 gwiazdki, spodobało mi się, że książka, która miała mieć akcje w 21. wieku określona została jako science fiction, bardzo ciekawe winiety na ówczesne realia i społeczny światopogląd, skarbnica nowych/starych słów