Co zrobić, gdy wyczerpało się wszystkie możliwości, a porwany z ulicy jedenastolatek nadal pozostaje zaginiony? To pytanie zadaje sobie komisarz Sławomir Kruk na początku piątej doby poszukiwań.
Odpowiedź, której sam sobie udziela, jest przerażająca.
W rezultacie Kruk, podejrzewany o przekroczenie uprawnień i tortury wobec sprawcy porwania, trafia pod ostrzał mediów, a czynności wyjaśniające w jego sprawie prowadzi funkcjonariuszka Biura Spraw Wewnętrznych Policji, Lena Milewska.
Mimo niesprzyjających okoliczności Kruk ulega urokowi pięknej nadkomisarz. Gdy kobieta pewnego dnia znika, zaczyna jej szukać i badać jej życie prywatne. Sytuacja coraz bardziej się zapętla, a sprawę utrudnia fakt, że w związku z toczącym się wobec Kruka postępowaniem, komisarz zostaje zawieszony.
Tę małą grę, która pozostała, Kruk rozegra sam. Nie stanie się ona sensem jego życia. Kruk zagra, wygra i zostawi wszystko za sobą. Albo nie wygra.
Od ponad czterech dni nie ma śladu po zaginionym jedenastoletnim Jarku Mączyńskim. Zamożni rodzice nie otrzymali żądań okupu, nie było nawet próby kontaktu ze strony porywacza. W trakcie poszukiwań wypłynęła kwestia sprawy sądowej sprzed kilku lat, którą Mączyńscy wytoczyli komornikowi sądowemu, który zlicytował ich dom poniżej wartości rynkowej, a potem sam stał się jego właścicielem. Porywaczem chłopca okazał się syn komornika, Miron Szanawski. Policja wykorzystała wszystkie możliwe metody, by wyciągnąć od porywacza, gdzie przetrzymuje chłopca. Po zastosowaniu swoich niekonwencjonalnych sposobów przesłuchań Krukowi udaje się uzyskać informacje o miejscu ukrycia Jarka. To jednak doprowadza do podjęcia przez biuro spraw wewnętrznych czynności wyjaśniających w sprawie Kruka. Komisarz jest podejrzany o tortury wobec świadka i przekroczenia uprawnień. Sprawę prowadzi Lena Milewska, z którą Kruk zaczął się spotykać. Kobieta nie chce się jej podjąć, ale zostaje zmuszona przez swojego szefa, inspektora Ludwika Boholca. Wokół Kruka wybucha burza medialna, jest na celowniku dziennikarzy i oficerów biura spraw wewnętrznych. Musi usunąć się w cień. Porwanie chłopca wywołuje efekt domina, którego nikt by się nie spodziewał.
Co mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, że autor wyrwał się, przynajmniej częściowo, ze swojego szablonu. "Bliska znajoma" ma inną budowę, znacznie prostszą, mniej skomplikowaną, z mniejszą liczebnością postaci niż poprzednie części. Mimo to ten tom wywołał we mnie całą gamę emocji, których sama nie potrafię wyjaśnić, bo w książce nie ma zbyt wielu opisów uczuć. W recenzji do pierwszej części napisałam, że każda z postaci miała nadany indywidualny charakter, a ja miałam wrażenie, że mogłabym powiedzieć o nich więcej, niż przeczytałam. Autor stworzył bohaterów bardzo precyzyjnie i spójnie, przez co miałam poczucie, jakbym znała ich osobiście. Po przeczytaniu "Bliskiej znajomej" to wrażenie się nasiliło, szczególnie w kontekście Kruka. Komisarz stara się odseparować życie prywatne od zawodowego, wyzbyć się uczuć, buzujących w nim emocji, wmówić sobie, że sprawa jest mało ważna, bo znalezienie sprawcy nie przywróci ofierze życia. Ja przeżywałam emocje podwójnie i za siebie i za fikcyjną postać — Kruka. Niezwykłe doznanie.
Powieść dostarcza emocji również z powodu nieopisanego zła. Autor pozostawia krzywdę niedopowiedzianą, ale w głowie czytelnika rodzą się pytania i refleksje. Porwany i uratowany przez Kruka chłopiec rysuje swojego bohatera jako Batmana. Kim jest Batman? Samotnym mścicielem, który na własną rękę wymierza sprawiedliwość. W umyśle chłopca jest to postać pozytywna, ale sposób, w jaki Kruk przesłuchał porywacza ściąga na niego problemy ze strony biura spraw wewnętrznych. Uraz psychiczny chłopca jest niedopowiedziany, ale oczywisty. Uderza w najwrażliwsze struny czytelnika. Podobnie sam akt znęcania się nad zwierzętami nie został przez autora opisany, ale ukazanie stanu fizycznego psów i ich zachowań nie pozostawia wątpliwości, że dochodziło do wieloletnich zaniedbań ze strony właściciela. Pisarz uświadomił mi też inny problem — gdy dochodzi do incydentu lub tragedii ludzkiej, którego sprawcą są zwierzęta domowe, najczęściej psy, bardzo szybko opinia publiczna zapomina o ofierze. Oczywiście, początkowo większość jej współczuje, ubolewa nad losem, ale prawie natychmiast wybucha dyskusja, padają stwierdzenia (z którymi się zgadzam), że to nie wina psa, a człowieka, właściciela, który go wychował na bestię. To przykre, ale cierpienie ofiar i ich rodzin zostaje zepchnięte w cień. Kolejnym momentem, którym autor uderzył w mój czuły punkt, to zadanie pytania, czy zwierzę domowe to tylko zwierzę? Wielu z nas traktuje pupila jako członka rodziny i cierpi po jego stracie. "Serce człowieka, który kocha, bije w piersi kogoś innego – rzekł Kruk. – Czasem jest to zwierzę."
W literaturze unikam dwóch tematów — krzywdy dzieci i krzywdy zwierząt. Irytuje mnie, jeśli autor próbuje wzbudzić w czytelniku empatię, wywołać szok, ukazując bestialstwo wobec najsłabszych. W tej książce nie ma jednoznacznych opisów krzywd, ale mnie, czytającej między wierszami, ta powieść emocjonalnie poturbowała. A to mi się nie zdarza... Wyjątkowo rzadko poddaję się emocjom. Dopadło i mnie...
No proszę... po lekkim spadku formy w czwórce piątka uderza ze zdwojoną siłą. Wszystko w "Bliskiej znajomej" gra: intryga, strona obyczajowa, problemy natury moralnej - Górski doświadcza Kruka na wszelkie możliwe sposoby, przygważdżając czytelnika do książki na amen, do ostatniej strony - nie obejdzie się bez ran i blizn po tych fabularnych gwoździach...
Górski nie zawodzi. Seria trzyma poziom, choć pierwsze 100 stron wzbudzało moje wątpliwości. Niemniej po przydługim wstępie do głównego wątku tej części było już świetnie. Fabuła, choć nie jest wyszukana, to jest dobrze poprowadzona i to jest klucz do sukcesu. Górski daje sobie radę bez zbędnych opisów, bez nacisku na wątki obyczajowe, mimo że w dużej mierze na wątku obyczajowym opiera się ten tytuł. Świetnie jest to wszystko wyważone i człowiek nie łapie się na myślach, że brakuje kryminały w kryminale. Jak to w takich książkach - ważne jest napięcie i zakończenie. Tu się udało jedno i drugie. Historia wciąga - nawet ten przydługi początek -i rozwiązanie zagadki ani nie jest oczywiste, ani nie wyskakuje na nas od czapy, ani też nie jest tak zmyślne, że aż bezsensowne. Wszystko się bardzo dobrze ze sobą łączy i to w odpowiednim momencie. Fabuła ma sens, a nawet daje impuls do przemyśleń. Jak zwykle muszę też pochwalić styl autora - niewymuszony, zgrabny, konkretny. Człowiek nie czuje, że czyta. To niemożliwe cenne w dzisiejszych czasach. Po raz kolejny żal, że autor nie jest bardziej popularny i że coraz mniej książek z tej serii przede mną.
TEKST ZAWIERA SPOJLERY Z KSIĄŻKI. JEST BARDZIEJ ROZWAŻANIEM FABULARNYM NIŻ RECENZJĄ.
Polacy uwielbiają ładne słowa, wielkie słowa. Uwielbiają jak się do nich ładnie mówi, ładnie intonuje, i oczywiście, jak się do nich ładnie pisze. Byle nie nazbyt oficjalnie, nie nazbyt górnolotnie. Nie urzędniczo. Nie za trudno. Za tymi słowami nic nie musi iść, nie musza one nic zawierać, nie musza też do niczego zmierzać. Emocja, chwila i ich ładność. Prostota. Niczym Śpiew. Dowodem na to może być, choćby w świecie literackim, w którym się przecież obracamy, sukcesy najpoczytniejszego polskiego pisarza, Remigiusza Mroza. Jest to pisarz o talentach niezaprzeczalnych, miliony sprzedanych egzemplarzy mówią same za siebie. Remigiusz pisze właśnie tak, jak lubią Polacy. Remigiusz pisze ładnie, prosto i tak sprawnie, że w konsekwencji trafia do czytelnika masowego. Jego światy są płaskie, postaci rozmyte, powierzchowne, fabuła nieskomplikowana a intryga praktycznie nie istnieje. Nie ma to natomiast dla czytelnika masowego znaczenia, gdyż Remigiusz pisze ładnie.
Bliska Znajoma to piąta część Komisarza Kruka policyjnej i życiowej drogi dostarczonej nam przez niezłomnego Piotra Górskiego. Piotr Górski nie jest jak Remigiusz, Piotr Górski w poszanowaniu czytelnika swoim pisaniem prezentuje treść. I po raz pierwszy od pięciu tomów mam z tą treścią problem. Bo gdyby samo pisanie miało być opisane, to jest nieustannie książka dziesięć na dziesięć z małymi, nieistotnymi dla całości zgrzytami. Ale tutaj się zaczynają schody. Bo cóz nam z dobrego pisania jak mi się jaźń czytelnicza kłóći z autorskim swiatotwórstwem, kiedy ja nie chcę, żeby akcja się działa tak jak się dzieje? I jak teraz ocenić ksiażkę? I czy to wpływ wydawnictwa, czy naturalna konsekwencja Autora? Konsekwencja, której dziś tak wielu rodzimym pisarzom brakuje? Czy to moda zrzucać na postaci kolejne klątwy nie dając im choćby krzty szczęścia, czy też naturalna kolej rzeczy wobec działań bohatera? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Intryga, czy oś fabularna Bliskiej Znajomej kręci się wokół zaginięcia jednej postaci, potem kluczowej drugiej, następnie mniej ważnej ale fabularni istotnej trzeciej. W tym wszystkim jest jakiś porządek, jakieś połączenie, i tak jak już cztery poprzednie razy pisałem, jest sens.
Nie mogę jednak się oprzeć wrażeniu, że główny antagonista już odkryty, pod sam koniec ksiązki okazał się być li tylko zbłąkaną duszyczką, a winowajcą łańcucha nieszczęść kolejnych postaci była jedna i ta sama osoba. Stara kobiecina, która przez całą książkę wypowiedziała może kilka zdań, pozornie nieistotnych, a jak się zastanowić absolutnie nieistotnych. I nie pasuje mi to, że mastermind całego zła, okrutnego zła, które się wydarzyło była jedna słaba staruszka, gdzie do wykonania wielu czynnośći potrzeba siły, mobilności, całego planu. I tak wiem, miała tego syna psychopatę, ale dlaczego mi się to nie zgrało? Powieść zaczynamy od porwania małego chłopca, o być może ekonomicznym podłożu. Został złapany winowajca, chłopiec odnaleziony, przy udziale oczywistym komisarza, któremu nie od tego tomu prażą się styki i wjeżdżają problemy z agresją. Niebezpieczne. Chłopiec się odnajduje, koniec tego wątku póki co. Kruk poznaje piękną policjantkę Lenę po przejściach, ale któż ich w literaturze policyjnej nie ma. Jest duża miłość, tzn prznajmniej w planach bo Lena znika. Porwali ją. Następnie okazuje się, że ma psychopatyczną przyjaciółkę-naśladowczynię i jej usłużnego brata, gdzie zarówno Lena, jak i brat spiskują przeciw psycholce, żeby ją w sekrecie przed nią samą leczyć. Okej, jest to realistyczna część. W pewnym momencie Piotr Górski znowuż nie pierdzieli się w tańcu i udowadnia, że nie jest tutaj dla mojego komfortu remuniowego pisania i wbija nie szpilę a szpadel w mój czytelniczy mózg. Dokładnie taki, jakim usiłowała się bronić Lena, kiedy zagryzły ją wygłodniałe psy.
Tutaj własnie mam ten problem, że mi Autor zniszczył wizję dobrej i przyjemnej fabuły, robiąc fabułę sklejoną jakby z dwóch książek, przeplatając je ze sobą. To się owszem łączy i zbija, ale takim niefortunnym zbiegiem i tak siłowym zabiegiem literackim, że nieco mi to właśnie zgrzytnęło po raz pierwszy od pięciu tomów. To nawet nie to, że wjedzie memiczne już „który jest synem kogo”, bo Autor przykłada do warsztatu najwyższą staranność. Tutaj nie spodobało mi się morze odchodów wylanych kolejno na powiązanych ze sobą bohaterów. Ale może taka jest rzeczywistość policyjno kryminalna? Że nie zawsze będzie tak pięknie? Na domiar złego powieść wbija mimochodem zgwałcenie i koronny klejnot zakopywanie zwłok… No na litość bogów! Zaczyna być tego nieco dużo jak na mój gust.
Ostatecznie patrząc na to z innej strony, mniej krytykanckiej, a właśnie filozoficznej. To główny bohater, Sławomir Komisarz Kruk. jest postacią trochę tragiczną i z jakiegoś powodu zmierzającą do właśnie takiego zakończenia. Batman, którego poniekąd narysowało dziecko Krukowi, w podziękowaniu za uratowanie, to taki trochę Jestem Zemstą Mściciel, którego potrzebujemy. Ale na mścicieli nie ma miejsca w Policji. Zostanie więc Batmanem, którego któs, jak w jednym komiksie, rozpozna frazą pełną szoku i zdziwienia „Ten Batman zabija!”
Najlepsze w tej całej serii jest to, że tak mocno weszła mi ta książka, że zamiast napisać dobra/zła i co dlaczego, rozwodzę się nad rozwiązaniami fabularnymi i dlaczego mi nie pasują. Być może dlatego, że treść, od której powieść aż kipi, nie jest różowa, nie jest ładna i zdecydowanie musiały by upłynać eony, żeby tak dobry Autor jak Piotr Górski osiągnął tak dobrą sprzedaż jak Remigiusz. Bo Remigiusz pisze ładnie, A Górski prawdziwie.
ZAUFANIE To się nie miało prawa zdarzyć na polskim rynku wydawniczym. Piąta książka autora z kryminalnej serii, a napisana tak, jakby autor dopieszczał ją latami, zanim odważył się komuś pokazać swoje dzieło. „Bliska znajoma” do dowód na to, że jak się chce – to można. Do odpowiedzi na pytanie: dlaczego to takie trudne, jeszcze wrócę.
W tej książce wszystko gra. Jest dobry, oryginalny pomysł na fabułę, jest suspens, są niespodziewane zwroty akcji, jest zaskakujące, chociaż wcale nie wyjęte z kapelusza zakończenie. Jest błyskotliwie skonstruowana intryga i druzgocący finał, który wywraca emocjonalnie powoduje, że książka nie uleci z pamięci natychmiast po jej odłożeniu.
Piotr Górski nie stosuje tanich chwytów domorosłych autorów, którzy gdy nie mają pomysłu, jak dynamicznie poprowadzić akcję, rzucają trupa w prologu, a potem nic się nie dzieje. W „Bliskiej znajomej” trup pada dopiero w połowie książki, ale zupełnie to nie przeszkadza, bo co chwila dzieje się coś tak zaskakującego, że od lektury trudno się oderwać. Autor nie poległ nawet na scenie erotycznej, a wręcz napisał ją tak, jakby Philip Roth stał mu za plecami i podpowiadał: uważaj, stary, nie przeginaj, jest dobrze tak, jak jest.
Wątki, które początkowo wydają się niepowiązane, okazują się paciorkami tego samego różańca. Był taki moment, że zaczęłam być podejrzliwa w stosunku do autora. No jak to, taki zbieg okoliczności? Znowu to samo? Ej! Ale nie – myślę sobie – przecież to Górski, a nie jakiś tfurca, któremu nie przeszkadza to, że jego książki sprzedawane tak, jak proszek do prania albo majonez. Czy to możliwe, żeby autor, który dowiódł nie raz swojej inteligencji pozwolił sobie na taką wpadkę? Uff – niemożliwe. Wszystko miało swoje uzasadnienie. Co za ulga. Piotr Górski stanął na wysokości zadania.
I teraz pojawia się miejsce, aby odpowiedzieć na zadane na wstępie pytanie. Dlaczego Górskiemu jeszcze się chce, a innym już nie? Czy tylko dlatego, że jeszcze nie poczuł, co to jest prawdziwy sukces i wciąż ma nadzieję, że to wreszcie nastąpi? A jak nastąpi, to co? Dołączy do grona rozpychających się na rynku kolegów? A może to po prostu solidny facet, który jak coś robi, to musi robić porządnie?
Dlaczego książki Marka Krajewskiego, Wojciecha Chmielarza, Roberta Małeckiego, Katarzyny Bondy są coraz słabsze? Wypalili się? Uwierzyli w swoich fanów, którzy przymkną oko na niedoróbki i wciągną nosem wszystko, jak leci? To przytyk nie tylko do polskich autorów. Podobny dylemat mam z Johnem Grishamem czy Camillą Läckberg. Oczywiście, autorzy zmuszani są przez wydawnictwa, aby pisali szybciej, na kolanie, ale czy naprawdę zmuszani? Czy to nie jest tak, że sami chcą, bo to łatwy zysk? Nie wiem, i nie ośmielę się nawet przypuszczać, że tak jest. Motywacje autorów to nie moja sprawa. Te znaki zapytania to nie chwyt marketingowy, tylko dowód mojego zagubienia. Próba dojścia do istoty problemu z góry skazana na niepowodzenie.
Efekt tych rozmyśleń jest taki, że jako czytelnik współczesnych powieści kryminalnych czuję się głęboko zawiedziona. Zamiast czekać z radością na kolejną książkę ulubionego autora zapominam już, że miałam jakichś ulubionych autorów. Na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, do których wciąż mam zaufanie. Mam nadzieję, że zaufanie do Piotra Górskiego pozostanie na długo. https://www.czytacz.pl/
Każda powieść z komisarzem Sławomirem Krukiem jest trochę inna, ale wszystkie trzymają poziom. Łączy je styl językowy, który bardzo mi odpowiada, oraz niestety ponura wizja świata. Niestety, ze względu na nastrój w jaki mnie wprowadzają, a nie dlatego żeby przyczerniały rzeczywistość dla wzmożenia efektów oddziałujących na czytelnika. Przeciwnie, opisy bezsilności, wahań, frustracji i błędów policji w tropieniu sprawców ciężkich przestępstw wydają się autentyczne do bólu. I nie ma to nic wspólnego - inaczej niż w wielu polskich kryminałach - z rozmaicie pojmowanym systemem. Niedoskonałości tkwią w ludziach. Także w tych, w których niedoskonali policjanci nie potrafią rozpoznać sprawców przestępstw, oraz w tych, którym nieodwołalnie pisany jest los ofiar.
W „Bliskiej znajomej” dzieje się tak chyba jeszcze bardziej niż w poprzednich tomach serii. Pierwsza potencjalna ofiara, uprowadzony jedenastoletni chłopiec, zostaje przez Sławka Kruka ocalony. Porywacz przyznaje się do winy i ujawnia miejsce przetrzymywania dziecka. Wkalkulowane przez policjanta koszty wymuszenia na przestępcy tej decyzji początkowo wydają się ograniczać do zawieszenia i ewentualnie wydalenia go ze służby. Bardzo powoli uświadamia sobie komisarz Kruk, że nie tylko jemu przychodzi je płacić. Czy uda mu się zapobiec eskalacji zła, ochronić życie kolejnych ofiar?
U Piotra Górskiego wśród policjantów nie ma supergwiazd, Kruk tylko tym różni się od swoich kolegów, że nigdy nie odpuszcza, za żadną cenę. Może gdyby miał do czynienia z jakimś geniuszem zła, wytrwałość i cierpliwość przynosiłyby spektakularne zwycięstwa, które spychałyby w niepamięć poniesione po drodze klęski. Ale zło w powieści nie jest demoniczne, jest - szukam odpowiednich słów - siermiężne, oswojone przez niezwykle trudno zauważalne odchyłki od tego, co uznajemy za psychospołeczną normę. Tak jak w życiu