Trudno sobie wyobrazić dwumetrowego Wojtka Koronkiewicza w stroju pszczółki, będę jednak namawiał wydawcę, aby taki mu sprawił – w uznaniu dla autora, który nie potrafiąc usiedzieć w miejscu, krąży po Podlasiu i wszędzie zbiera literacki nektar. Pyszne są spotkania i rozmowy zrelacjonowane w tej książce! Właściwie to nie książka, lecz bombonierka; sięgnąwszy po jedną czekoladkę, sięgniemy po kolejną, a potem po następną, a później po jeszcze kilka…, w końcu zaś nabierzemy apetytu na podróż śladami sympatycznego drągala. Smacznego i na zdrowie! GRZEGORZ KASDEPKE
Bardzo chciałam przeczytać tę książkę - Podlasie jest niezwykle ciekawe, tradycje kulinarne i artystyczne warte rozpoznania choćby i bojem, zmyliła mnie też niezła okładka, choć pretensjonalny tytuł ostrzegał, że mogę się boleśnie rozczarować. Tytuł miał rację, niestety. Nie da się tego czytać (to znaczy - oczywiście skończyłam, w przeciwnym razie nie pisałabym teraz recenzji, ale co się namęczyłam, to moje), bo ileż można znieść styl rodem prosto z podstawówki?! Zdania pojedyncze, często zaledwie kilkuwyrazowe, nadmiar wykrzykników i znaków zapytania powodują, że tempo staccato towarzyszy czytelnikowi od początku do końca. W dodatku ta męcząca czkawka „literacka” nie na żadnego uzasadnienia w treści książki - tematem jest raczej sztuka osiągania spokoju i spełnienia poprzez czerpanie z natury i tradycji (to oczywiście uogólnienie, bo historie prawdziwych bohaterów są różne). Nadmiar stawianych pytań o charakterze retorycznym - tak, wiem, że życie jest jedną wielką zagadką, Podlasie niewątpliwie też, ale na wiele z tych pytań naprawdę da się znaleźć odpowiedź - pozwala domyślać się, że autor-dziennikarz nieszczególnie przyłożył się do rozpoznania terenu. Widać to także w samych rozmowach - o ile interlokutor nie jest chętnie spowiadającym się ze wszystkiego ekstrawertykiem, to niewiele się o nim i jego twórczości dowiemy. Męczą też niejasne kryteria doboru bohaterów tej (powiedzmy) książki, ale wiadomo - to autor decyduje, czytelnikowi nic do tego, choć strategia „a o tych i tamtych nie napiszę, bo nie, ale właśnie teraz o nich wspomnę, żeby wszyscy wiedzieli, że o nich nie napiszę” mało jest dojrzała (czy nie lepiej byłoby po prostu nie wspominać o tych, o których się pisać nie chce?). No i jeszcze jedno - bardzo słabe, często nie związane z tematem rozdziału, boleśnie amatorskie zdjęcia… Dałam dwie gwiazdki, choć naprawdę wolałabym uniknąć czytania takich „dzieł” w przyszłości - pierwsza jest ze względu na to, że bohaterowie książki - artyści w swoich fachach - warci są zauważenia. Druga - ze względu na jednostronicowe zakończenie pod tytułem „Dziewczyna z kotem”, za które jestem autorowi wdzięczna. Ale doprawdy tylko za to!
Gdyby ta książka była stroną internetową to opisałabym ją jako taki wczesny HTML xd Czytam w ebooku, na początku każdego rozdziału zdjęcie - raczej amatorskie, w rameczce, która krzyczy "zaczynam przygodę z darmowym programem do edycji". Czasami humor ma taki "tato weź przestań" vibe, trochę boomersko ale nie jest to wielki zarzut. Większy zarzut to to, że styl to zbyt wyszukany nie jest... I jakby to nie jest najciekawsza pozycja świata ale no bawiło mnie to raczej niż irytowało. Żeby nie było tak smętnie to mam swoje ulubione rozdzialiki - ten o tym gdzie jechać po najlepsze pomidory (solidna pomidorowa polecajka nie jest zła) i ten o Miodowej Mydlarni, którą znam od jakiegoś czasu ale jeszcze nie testowałam ich produktów - teraz mam dodatkową motywację. Gwiazdki miały niby być 3/5 w rozumieniu 5/10 ale no sorry idziemy w 4.75 raczej bo nie mam ochoty czytać innych książek autora. PS. Napisałam tę recenzję jakoś w połowie lektury. Po skończeniu podtrzymuję.
Podlasie Zdrowo Zakręcone jest obowiązkową pozycją dla miłośników tego regionu. Książka ma formę krótkich rozdziałów, gdzie każdy opisuje innego podlaskiego rzemieślnika. Osobiście czułam, że czasem, dla zachowania tej formy, ciekawe informacje z życia artystów zostały pominięte. Rozumiem, że głównym zamiarem autora było pokazanie regionalnych wyrobów, jednak bez historii ich wytwórców całość traci blask. Nie zmienia to faktu, że bawiłam się dobrze, forma była idealna do czytania w tramwaju czy przed snem. Dla kogoś, kto czasem nieświadomie „mówi po podlasku” (dzięki babciu ❤️) był to naprawdę przyjemny powrót w rodzinne strony, nawet jeśli był tylko na stronach książki.
Przeczytałem w ciągu jednego wieczora. Podzielam fascynację autora tym regionem i jego nieoczywistymi, niekoniecznie "turystycznymi" miejscami. Dzięki p. Koronkiewiczowi dowiedziałem się o wielu, co do których nie miałem pojęcia, że takie istnieją.
Jednak summa summarum książka jest, w moim odbiorze słaba. Mierził mnie styl pisania autora, niedbała narracja i takie udawanie skromnego chłopa bliskiego zwykłym ludziom, przez które przedzierała się jednak elitarność.
No i najgorsze - jakieś dziwne i właściwe nie tylko Koronkiewiczowi - zafascynowanie tymi wszystkimi twórcami i wytwórcami tzw. "ekologicznej", ludowej, tradycyjnej sztuki i kuchni. Jak można się podniecać i wierzyć biznesmenom, którzy twierdzą, że sery wyrabiane w brudnej oborze, brudnymi rękoma - choć z użyciem rzekomo własnoręcznie robionym, uprawianym lub hodowanym produktów - są "zdrowsze" od tych kupowanych w sklepie? Jak ciasto Marcinek z jajek kur uciekających co noc przed lisami ma być bezpieczniejsze i zdrowsze od ciasta z jajek klatkowych ze sklepu? Nie rozumiem tego.
Albo koleś, który robi różne oleje: lniane, dyniowe, konopne, próbuje wmówić czytelnikom na kartach tej książki, że jak się pije te oleje, to można się pozbyć raka prostaty, cukrzycy i ADHD. A tak w ogóle, to jego oleje są "dobre na wszystkie choroby". Sorry, nie kupuję tego. Lub też inny człowiek, który hoduje alpaki gdzieś pod Strablą twierdzi w którymś tam rozdziale, że przyjechał do niego chłopiec z nadpobudliwością (teraz nazywa się to brzydko ADHD). I że jak zobaczył alpakę, to się uspokoił i już nie ma ADHD.
Przepraszam, ale ja takich bzdur nie kupuję. Powielanie i rozpowszechnianie takich bredni może być niebezpieczne.
Zdarza mi się śledzić Pana Wojciecha w internecie w jego ciekawych podróżach po lokalnych miejscach. Doceniam to, co robi, ale ta książka jest najzwyczajniej słaba.
Przede wszystkim, mam wrażenie, że przygotowanie do niej nie zostało do końca potraktowane poważnie. Liczba wywiadów zaplanowanych jednego dnia wpłynęła chyba na dość żałośnie minimalistyczny styl. Jednostronicowe rozdziały, zdania składające się z trzech słów. Tak jakby autor wypożyczył samochód na trzy dni, zaplanował odwiedzenie trzech części Podlasia, a czwartego dnia napisał książkę.
Oczywiście, z drugiej strony, ma to swój jakiś urok. Wywiady bywają od czasu do czasu urocze, a prostocie zdarza się pasować do ich wiejskich bohaterów.
Ostatecznie, ja tego jednak nie kupuję. Fajny pomysł, ale wykonanie za mało profesjonalne.
Wspaniale lekkie, wrażliwe, bezpretensjonalne. Wojtka Koronkiewicza kojarzyłem jak przez mgłę - jako zabawnego pana z regionalnej telewizji z dzieciństwa. Potem trafiłem na kilka jego wpisów na Facebooku i w końcu - na tę książkę. Jak dobrze, że ludzie wciąż potrafią oddawać tyle serca swojej lokalnej wspólnocie. I czasem tylko szkoda, że nie jest o nich głośniej.