SEKRETARZ SĄDU: Członkowie Ławy Przysięgłych, więzień William Loneman jest oskarżony o to, że [...] zamordował Joannę Poranek. W obliczu powyższego oskarżenia więzień wystąpił wobec sądu z oświadczeniem, że nie jest winny zbrodni. Waszą sprawą będzie po wysłuchaniu świadków stwierdzić, czy jest winien, czy nie winien.
Tymi słowami rozpoczyna się książka Czesława Dobka Na ratunek gołębicy. Autor zastosował w niej ciekawe rozwiązanie – podzielił ją na dwie różne perspektywy: zapis rozprawy sądowej oraz strumień myśli głównego bohatera, Williama Lonemana, w którym zrezygnował ze stosowania większości znaków interpunkcyjnych oraz wielkich liter. Umożliwiło to "symulację" procesu myślowego człowieka, który staje przed sądem.
Cała opowieść opiera się na tożsamości Lonemana, a w zasadzie jej braku. Bohater odkrywa siebie poprzez relacje z ludźmi z różnych środowisk, zaczynając od ludzi z baru Ramona - nacjonalistów, przez Joannę Poranek, po grupę londyńskich "cudaków" (Dobek wykorzystuje tutaj tłumaczenie angielskiego słowa queer, które z dzisiejszej perspektywy nie brzmi dobrze), których przywódcą był Edwin, ukrywający się pod postacią księdza, stanowiącą główną oś fabularną utworu. Pokazał on, jak wyglądało życie osób homoseksualnych w Londynie w czasach ich prześladowania. Dosyć odważne posunięcie zważywszy na datę wydania książki – rok 1964. Ważny wątek stanowi tu też historia rodziny polskich emigrantów i tego, kim był według nich "prawdziwy Polak-mężczyzna".
Ogólnie rzecz biorąc, jest to ciekawa pozycja, jednak nie mam pojęcia jak ją ocenić. Przeczytałem ją, gdyż zainteresował mnie jej fragment w Dezorientacjach.