Z czyich spękanych ust padają nowe słowa? Kto kreśli żywe linie na zdartej awangardowej mapie? Izolinie wyznaczane przez Marcina Mokrego łączą spuściznę papieża awangardy Tadeusza Peipera oraz – dziedziczącego jego poetycki obłęd – Janusza Zimnego, którym autor tomu opiekował się w rydułtowskim MOPS-ie. Poeta nie boi się zmąconego autorstwa ani formalnego ryzyka. Wiersze konkretne zderza z konkretem fizjologii, podkręca natężenie znaczeń, spina językowe odległości, odchyla myśl od normy, a metaforycznym przekaźnikom pozwala iskrzyć przez całe stulecie.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaa………. sam tomik spoko, tylko skrzywdziłam się, kiedy stwierdziłam, że napisze jego recenzję
Cóż... Nawet trójca święta w składzie (rzekomym) Zimny, Mokry i Peiper nie ożywi tych linii. Interesujący koncept: posłowie, które obraca myślenie a potem zmusza do cofnięcia się o parę kroków. Tomik wypada najlepiej jako eksperyment myślowy. Poza tym podobał mi się pomysł i wiersze 'konkretne', pozostałe formy szybko straciły na uroku, wydawały się powielane.
Lubię awangardę, ale nie do przesady. Podobał mi się 1 utwór i ogólny koncept "Zadań". Reszta troszkę losowe słowa generator, ale ja ani fanką ani znawcą poezji współczesnej nie jestem, więc na tym poprzestanę.
"Komuś mogą się wydawać te zapiski mało liryczne w nastroju. Z tego jednak, co udało mi się ustalić, wiersz awangardowy może wyglądać jak rachunek z Biedronki i wszystko jest z nim dobrze".
Najlepiej czytało mi się posłowie. Oczywiście bez słowa, które je poprzedza, samo posłowie nie znaczy wiele, bo ciężko tutaj oddzielić "wiersze" (?) od przedstawionego przez autora kontekstu. Całość raczej do mnie nie przemawia, ale otwiera pole do dyskusji. A to już coś znaczy, bo przecież też na tym polega awangarda.