Jeśli nie będę mógł biec, pójdę. Jeśli nie będę mógł iść, będę pełzać. Ale wrócę do domu. Bój w Strażnicy Mgieł się skończył. Wielu towarzyszy broni Rudnickiego nie zobaczy już kolejnego świtu. Wielu jego wrogów- również. Teraz najważniejsze to ostrzec Cesarza przed nadchodzącym zagrożeniem ze strony Białego Chanatu i uratować życie przyjaciela. Jednak spotkanie z córką przemytnika całkowicie zmieni priorytety Rudnickiego a upragniony powrót do domu uczyni niewyobrażalnie bolesnym. Tymczasem na Ziemi Samarin stanie wobec katastrofalnego zagrożenia. Będzie potrzebował wszystkich sił i nadludzkiego szczęścia, żeby uratować carewicza Aleksandra, własny honor i życie.
Urodził się 14 kwietnia 1965 roku. Ukończył studia historyczne, po czym podjął pracę w szkole. W międzyczasie współpracował z kilkoma czasopismami, w których publikował artykuły historyczne, a także związane z pewnymi aspektami sztuk walki m.in. na temat walki nożem i okinawańskiego karate. Interesował się działaniami służb specjalnych. W roku 2001 uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie historii, a w 2006 zadebiutował w "Nowej Fantastyce" tekstem "Pierwszy krok", rozwiniętym w wydaną z poczatkiem 2008 roku powieść pod tym samym tytułem. W NF ukazało się także kilka innych jego opowiadań i artykułów publicystycznych. W "Science Fiction & Horror" (wrzesień 2007) pojawiło się opowiadanie "Alchemik", będące fragmentem "Chorągwi Michała Archanioła", kolejnej powieści autora (obie wydane nakładem Fabryki Słów). Jest żonaty, ma dwójkę dzieci.
Adam Przechrzta w Słudze honoru trzyma poziom, do którego przyzwyczaił czytelników. Jednak tym razem mam po lekturze mieszane uczucia. Z jednej strony mi się podobało. Z drugiej liczyłem mimo wszystko na coś więcej. Naprawdę lubię twórczość autora, ale chciałbym w niej dostrzegać większy rozwój. Owszem, nazwisko autora na okładce gwarantuje określony poziom, ale nie widziałem w Słudze honoru nic ponad to. A fajnie byłoby dostrzegać, że autor dostarcza z kolejną książką czegoś ekstra. Poza tym cały system rang, chi i ram społecznych świata, gdzie wylądował Rudnicki jest bardzo męczący. Po pewnym czasie nawet nie starałem się zapamiętać panujących w tym świecie zasad. Dopóki alchemik był niżej w hierarchii społecznej i pozostawał szeregową postacią, lepiej udawało mi się wczuwać w jego przygody. Nagle w tym tomie zostaje wywyższony na tyle, że dla mnie jest to za szybkie i dość sztuczne. Raz nasz Olaf pokonuje z łatwością prawie każdego i ma dużą władzę, innym to jego pokonują bez problemu. Sam Rudnicki zaś raz jest kompetentnym dowódcą, innym razem zdaje się na innych, bo jak podkreśla jest zwykłym aptekarzem. Dlatego w Słudze honoru o wiele przyjemniej czytało mi się wątek Samarina. Jest bardziej równy i dużo łatwiej było mi się wczuć w przygody hrabiego. Świat też bardziej przypominał ten znany z Materia Prima.
Podsumowując Sługa honoru to przyjemna lektura i dzięki ciągłej akcji nie sposób się przy książce nudzić. Sam jednak oczekiwałem czegoś więcej niż zwykle dostaję od twórczości autora. Ponadto wątek Rudnickiego przestał być dla mnie wiarygodny i zaczął mnie odrobinę męczyć. Mam nadzieję, że trzeci tom zakończy trylogię z przytupem, a ja dostanę to, na co liczyłem w tym tomie.
„Sługa honoru”, czyli bezpośrednia kontynuacja „Sługi krwi”. Świeżynka, bo kwietniowa premiera i ogromnie się cieszę, że nie musiałam czekać na nią rok. Byłoby to wyzwanie! Miałam od razu pod ręką, więc ledwo skończyłam tom pierwszy, a zaraz kończyłam kolejny rozdział tomu drugiego.
Jakby uwielbiam Olafa Rudnickiego. Dalej uważam, że ma jakiegoś życiowego farta aż za bardzo, ale nie zmienia to faktu, że całość jest świetna. Po pełnym emocji zakończeniu „Sługi krwi” poznajemy dalsze losy bohatera, ale nie tylko jego bo wciąż śledzimy napiętą sytuację w normalnym świecie.
Olaf coraz lepiej radzi sobie w nowym świecie. Rozwija siebie i swoją magię w zawrotnym tempie zdobywając kolejne odznaczenia. Jak dla mnie jest urodzonym przywódcą, z sercem na dłoni. Bardzo sympatyczny człowiek, którego przygody śledziłam z zapartym tchem.
Sytuacja w świecie, do którego trafił również robi się coraz mniej ciekawa, a emocje będą sięgać zenitu!
Autor chyba bardzo lubi kończyć książki w momentach pełnych napięcia, zostawiajac czytelnika w momencie, w którym kolejne strony potrzebne są na wczoraj.
Przy okazji pierwszego tomu pisałam, że czułam się w tej historii bardzo swojsko. Jakby to wcale nie był zupełnie inny świat, którego z początku nie rozumiałam. I dalej to podtrzymuje. Napomknę ponownie o świetnym piórze autora, bo żal o tym nie wspomnieć. Te książki czytają się same.
Tym razem niestety pozostaje mi tylko czekanie i liczenie, że bardzo szybko doczekam się kontynuacji, bo umówmy się - potrzebuje jej natychmiast.
W sumie to jestem pod wrażeniem. Spodziewałam się świetnej lektury, ale chyba moje zaangażowanie w tę historię i to jak bardzo mi się podobała przerosło moje oczekiwania. Dlatego polecam, polecam z całego serducha!
4,5 * " - Czasem żałuję, że nie jestem bohaterem jakieś legendy, oni nie musieli ćwiczyć i zawsze byli w doskonałej kondycji".
"Sługa honoru" to bezpośrednia - i to jak! - kontynuacja "Sługi krwi". Opowieść zaczyna się w tym momencie, w którym pierwszy tom zostaje urwany, przez co dobrze czytać obie książki po sobie lub przypomnieć sobie ostatni rozdział tomu pierwszego. Jak przystało na drugą odsłonę serii - wszystkiego jest więcej - nowych postaci, stopnia zagrożenia i przeciwieństw losu. "Sługa honoru" to także tom, który jeszcze bardziej stoi akcją, bo nie musi już stanowić takiego wprowadzenia jak "Sługa krwi". Adam Przechrzta utrzymuje poziom i komu podobała się pierwsza odsłona przygód alchemika Olafa Rudnickiego w alternatywnym świecie inspirowanym kulturą chińską, ten nie będzie zawiedziony lekturą. A kto jeszcze nie zna tej postaci - to idealny moment, żeby nadrobić zaległości czekając na tom trzeci. Adam Przechrzta to gwarancja dobrej zabawy: nie jest to może twórczość wybitna - za to bardzo przyjemna, a interesujące postacie nie pozwolą się nudzić. Jeśli szukacie niezbyt skomplikowanej fantastyki, która porywa klimatem, postaciami oraz odrobiną humoru to cykl Materia Secunda będzie idealnym wyborem!
W zasadzie o drugim tomie można napisać to samo, co o pierwszym. Kreacja alternatywnego świata, do którego trafia bohater jest niezwykle intrygująca - nawiązania do nie tak popularnej kultury chińskiej pozwalają stworzyć świat hierarchii i zależności zupełnie inny od naszego. Poznajemy go razem z bohaterem - im dłużej przebywa w tym innym świecie, tym wie o nim więcej - a i tak co rusz zostaje zaskoczony. Dowodzi to wielowarstwowości: stworzonego przez Adama Przechrztę świata nie da się opisać jednym zdaniem. Fragmenty opisujące zwyczaje czy życie ludzi ubarwiają historię i stanowią idealny przerywnik od wypełnionych akcją scen pojedynków i wojskowych zmagań. Sam Olaf Rudnicki pnie się po szczeblach hierarchii, i aż chce się rzecz: z wielką mocą, przychodzi wielka odpowiedzialność. Im nasz bohater jest silniejszy, tym groźniejszych spotyka przeciwników; im ważniejszy w hierarchii, w tym więcej intryg zostaje wplątanych - i tym ciężej podejmować mu decyzje, których konsekwencje przestają dotyczyć tylko jego.
Obok kreacji świata mocną strona trylogii są bohaterowie - i ci znani z poprzedniego cyklu, jak i nowe postacie. To nie tylko alchemik Olaf Rudnicki, ale cała plejada interesujący postaci kobiecych, gdzie na pierwszy plan wybija się Szron. To kobieta, która potrafi nie raz zaskoczyć! W tym tomie Olaf przechodzi coraz większą przemianę - związaną właśnie z rosnąca rangą. Może się wydawać, że w azjatyckim hierarchicznym porządku społecznym osoby starsze lub o wyższej randze cieszą się samymi przywilejami; Olaf uczy się jednak, że w zamian za posłuszeństwo i oddanie musi się innymi opiekować, a także podejmować decyzje dobre dla grupy - nawet kosztem własnego sumienia.
W tej części rozwijany jest także wątek Samarina i innych postaci z poprzedniej trylogii. Choć zajmuje mniejszą część historii to jest interesujący. Ponadto wprowadza nowe zagrożenie, z którym ostatecznie będzie musiał zmierzyć się Rudnicki.
Jeśli czegoś zabrakło w cyklu Materia Secunda to zarysowania głównego przeciwnika. Odnosi się wrażenie, że głównym celem historii jest powrót bohatera do domu i przez trzy lata służąc w innym świecie ma pomniejsze "zadania" do zaliczenia. Innymi słowy brakuje tu intrygującego "motora napędowego" historii, zapowiedzi ekscytującego punktu kulminacyjnego. Jednocześnie te "drobne zadania" same w sobie potrafią być zaskakujące, jak i sam finał drugiego tomu, który ponownie zostawia nas w niepewności, co wydarzy się dalej. Mnie brak "wielkich i ważnych" wydarzeń, stanowiących o losach świata wcale nie przeszkadza; odpowiada mi tempo (które wcale nie jest powolne!) przygód Rudnickiego w innym świecie - i ta niepewność na jaką znów przeszkodę trafi.
Zarówno "Sługa honoru", jak i poprzedni tom okazały się świetną przygodą. Stylizacja na świat chiński, pełen intryg i innego podejścia do życia (świetna scena opowiadania bajki o Czerwonym Kapturku dzieciom, które od małego uczone są walczyć) stanowi o wyjątkowości tej serii. Mimo pewnych schematów fabularnych, które przy drugim tomie zaczynają rzucać się w oczy, całość zwyczajnie wciąga i oferuje kilka godzin spędzonych w zupełnie innej rzeczywistości. A jeśli ma się za towarzysza aroganckiego alchemika z drygiem do wychodzenia z najgorszych opałów (ten to dopiero ma szczęście!) to nie sposób się nudzić. Pozostaje jedynie czekać na finał tej trylogii - choć to wcale nie musi być koniec: Autor podszedł na tyle kreatywnie do swojej historii, że Materia Secunda wraz z Materia Prima tworzy pewne multiwersum; a to otwiera drogę do pisania o kolejnych alternatywnych światach!
Sługa Honoru kontynuuje trylogię Materia Secunda rozpoczętą Sługą Krwi. Olaf Rudnicki wciąż przebywa w Świecie Stali, gdzie po wydarzeniach w Strażnicy Mgieł zdobywa awans i większy szacunek wśród obywateli cesarstwa. Większe uprawnienia dają więcej możliwości, jednak powodują, że staje się on również celem pałacowych intryg, których Rudnicki tak bardzo chciał uniknąć. Mężczyzna zawiera także nowe przyjaźnie, które okazują się niezwykle korzystne w momencie, gdy przychodzi mu zmierzyć się z bezlitosną siłą zagrażającą cesarstwu o której istnieniu nikt nie wiedział, a Ryba czy Szron wielokrotnie ratują mężczyznę z opresji.
Jestem pod ogromnym wrażeniem kreacji Świata Stali i jego nawiązań do azjatyckiej kultury i obyczajów. Pomysł na alternatywny świat i energię, która jest tam wykorzystywana, naprawdę mi się podoba. Szczególnie, że obywatele mają różne zadania, a poziom ich mocy wyznacza ich pozycję społeczną. Lubię wątki życia codziennego i cieszę się, że takowe się tu pojawiają, bo sprawia to, że całe to uniwersum jest bardziej przekonujące. Rzeczywistość w której przychodzi żyć głównemu bohaterowi rządzi się własnymi prawami, które nie zawsze łatwo zrozumieć. Bardzo doceniam perspektywę obcości Olafa wprowadzoną przez autora, ponieważ jako czytelnik czuję się podobnie, a poznawanie meandrów tego świata jest ogromną przyjemnością. Kreacja świata to moim zdaniem najmocniejszy aspekt Materia Secunda. Podobnie zresztą było w Materia Prima, kiedy to można było odkrywać uroki świata z początków XXw, gdzie ludzie walczyki z teokaratos. Oba te światy łączą się na kartach tej powieści za sprawą dwóch głównych bohaterów, jednak to właśnie Świat Stali w tej serii jest tym dominującym.
Tym co jednak nie do końca mi pasuje są pewne podobieństwa w stosunku do rozwoju wydarzeń znanego już Materia Prima. Wtedy Olaf dzięki swoim odważnym wyborom zdobył zdecydowanie większą pozycję społeczną, co również zdarzyło się tutaj. Warto też wspomnieć o Yubi, która szybko wkrada się w łaski głównego bohatera. Mimo całego uroku jaki wprowadza do historii, ciężko nie skojarzyć jej wątku z pewnymi wydarzeniami z poprzedniej serii.
Zdecydowanie widać również przemianę głównego bohatera, który przekształca się w dowódcę i potężnego maga, co bardzo mi się podoba. Mimo swojej pozycji, mężczyzna wciąż jest trochę zagubiony, a jego myśli często wracają do córek. Pewne bezlitosne obyczaje, które początkowo go dziwiły, teraz przychodzą mu naturalnie i jestem bardzo ciekawy gdzie doprowadzi to w trzecim tomie.
Pochwalić muszę jednak rozwój fabuły, która ponownie potrafi zaskoczyć nieoczekiwanym zwrotem akcji. Mimo mojego narzekania na pewne aspekty książki, Adamowi Przechrzcie z pewnością nie można odmówić kreatywności i pomysłowości w rozwoju głównych wątków, co sprawia, że lektura zarówno Materia Prima, jak i Materia Secunda trzyma w napięciu. Sługę Honoru czyta się błyskawicznie, bo ciężko oderwać się od tak dynamicznej historii bez poznania dalszych wydarzeń. Bardzo dynamiczna końcówka powoduje, że żałuję, że na kolejny tom ponownie przyjdzie nam czekać około roku.
Bardzo lubię tę serię. Mimo pewnych elementów, które nie do końca mi się podobają, doceniam pomysłowość i pióro Adama Przechrzty. Z pewnością będę sięgał po jego kolejne powieści. Sługa Honoru potrafi zaskoczyć, ale przede wszystkim daje możliwość bardzo przyjemnego spędzenia czasu, podobne jak pozostałe książki z serii Materia Prima, jak i Sługa Krwi, który rozpoczął tę trylogię.
Cała seria do tej pory dostaje 3.5, ale w tej części szczególnie było widać jak każdy problem jest magicznie rozwiązywany przez bohatera innego niż główny po czym Olaf jest za wszystko nagradzany, a wrzutki samego Rudnickiego w rodzaju "jestem tylko aptekarzem" robią się już dość męczące. Wątek Samarina był w moim odczuciu sensowniej poprowadzony. Mimo tego pewnie przeczytam ostatnią część Materia Secunda.
Muszę przyznać, że Adam Przechrzta zaintrygował mnie pierwszą odsłoną drugiej serii z Rudnickim i Samarinem. A wszystko przez pomysł wysłania Olafa do nowego świata stylizowanego na Daleki Wschód, który okazała się niezwykle „odświeżający”. Co zmobilizowało mnie do szybkiego sięgnięcia po kolejną odsłonę cyklu Materia secunda pod tytułem Sługa honoru.
Córka przemytnika. "Jeśli nie będę mógł biec, pójdę. Jeśli nie będę mógł iść, będę pełzać. Ale wrócę do domu. Bój w Strażnicy Mgieł się skończył. Wielu towarzyszy broni Rudnickiego nie zobaczy już kolejnego świtu. Wielu jego wrogów- również. Teraz najwa��niejsze to ostrzec Cesarza przed nadchodzącym zagrożeniem ze strony Białego Chanatu i uratować życie przyjaciela. Jednak spotkanie z córką przemytnika całkowicie zmieni priorytety Rudnickiego a upragniony powrót do domu uczyni niewyobrażalnie bolesnym. Tymczasem na Ziemi Samarin stanie wobec katastrofalnego zagrożenia. Będzie potrzebował wszystkich sił i nadludzkiego szczęścia, żeby uratować carewicza Aleksandra, własny honor i życie."
Więcej Samarina, mniej Rudnickiego. Może jestem mało obiektywna jeżeli chodzi o tę serię, ale chyba nic nie mogę na to poradzić (choć oczywiście dostrzegam kilka niedoskonałości, na przykład moduł nieśmiertelności u głównych bohaterów). ;) Szczególnie iż ten wypad Rudnickiego do innego wymiaru nabiera rumieńców dzięki smaczkom dotyczącym sztuk walki i kultury, która stylizowana jest na tej azjatyckiej.
Akcja jak zawsze dynamitem stoi, więc nie będziecie mieli czasu na nudę. A to dopiero początek zabawy, bo akcja okraszona jest jak zawsze intrygującą (pałacową), z którą musi poradzić sobie mój ulubiony alchemik.
Muszę jednak przyznać, że w tym odcinku najwięcej frajdy sprawił mi Samarin. W końcu trochę więcej akcji z jego poletka. Te wszystkie podchody, intrygi w carskiej Rosji, przeplatane fenomenalnymi dialogami z Anną i dziewczynkami Rudnickiego — robią robotę.
Dlatego jeżeli lubicie dobrą, lekką fantastykę z domieszką azjatyckich klimatów i alternatywnej historii Polski, to koniecznie sięgnijcie po Sługę honoru Adama Przechrzty.
Powieści Adama Przechrzty o alchemiku Olafie Rudnickim to jedne z moich ulubionych polskich historii fantasy, dlatego z niecierpliwością czekałem na „Sługę honoru”, a teraz z jeszcze większą niecierpliwością będę wyczekiwał ostatniego tomu „Materii secundy”. Uważam również, że ta oraz poprzednia seria o Rudnickim jest niedoceniana, a jest to świetna i bardzo oryginalna historia, zasługująca na rzesze fanów i o czym mówię przy każdej kolejnej książce tego autora o alchemiku, zasługuje na porządny serial fantasy, który byłby wg mnie genialny, dzięki swojej wciągającej fabule oraz świetnym bohaterom.
„Sluga honoru” jest bezpośrednią kontynuacją „Sługi krwi”, dlatego Olaf Rudnicki nadal znajduje się w innym wymiarze, stylizowanym na modłę azjatycką. Odnośnie tego warto wspomnieć, że autor ma dużą wiedzą na temat kultury, sztuk walk oraz religii azjatyckiej, co pokazuje w swych książkach. Fabuła jest bardzo wciągająca i trzymają w niepewności w wielu momentach. Ponadto, autor wielokrotnie umie zagrać na naszych emocjach, jak również rozbawić nas do łez, co chyba robi równie swobodnie co doprowadzanie nas do łez z innych powodów. Cieszy mnie również fakt, że w tej części mamy więcej do czynienia z Samarinem, który w carskiej Rosji również nie siedzi z założonymi rękoma, lecz aktywnie działa na wielu frontach. Oczywiście, Samarin oraz Olaf Rudnicki kradną całą uwagę czytelnika i nikt nie ma do nich podjazdu, lecz nowi bohaterowie również są postaciami ciekawymi, a na pierwszy plan spośród nich wyłania się Szron, nowa kobieta w otoczeniu Olafa.
O tym jak dobra jest to książka niech świadczy fakt, że te ponad 300 stron przeczytałem w dwa dni, ponieważ nie mogłem oderwać się od tych wciągających wydarzeń. Na Warszawskich Targach Fantastyki udało mi się spotkać z Adamem Przechrztą, porozmawiać o jego twórczości, zrobić zdjęcie oraz dostać autograf. Nie dość, że świetny autor to jeszcze bardzo miły człowiek. Polecam zapoznać się z jego książkami, nie pożałujecie.
Więcej recenzji znajdziecie na moim Instagramie @chomiczkowe.recenzje, gdzie serdecznie zapraszam.
To będzie chyba najniższa ocena jaką kiedykolwiek wystawiłem książce napisanej przez tego autora. Każdej jego publikacji zawsze wypatruję z wielkim zniecierpliwieniem bo są one naprawdę znakomite. Tutaj jednak coś zazgrzytało. Wydaje mi się, że została ona napisana bez jakiegoś większego pomysłu. Rudnicki jako "naczelnik" armii? Po co i dlaczego? To zupełnie odwraca wszystko co do tej pory o nim wiedzieliśmy. Niestety postawiony w nowej roli może wypada nie tyle słabo co mam wrażenie, że to kompletnie nie jest miejsce dla niego. Najciekawsze w tej książce były fragmenty, w których główny bohater nie występował. Dalej jest to dobra książka ale kompletnie nie jest tym czego oczekiwałem. Mam nadzieję, że autor w kolejnej części odpuści naszemu bohaterowi i pozwoli mu wrócić w miejsca, w których czuł się najlepiej. Czego sobie i Wam życzę.
Bardzo podobał mi się wątek Samarina w tej części, bo w końcu działał sam, bez pomocy Olafa. A wątek chiński w sumie muszę ocenić jako słaby, bo jest mało zrozumiały. Tzn fajnie, że istnieje chi i jest to jakaś energia wewnętrzna, ale kompletnie nie ma dla mnie sensu to, że Olaf to od razu załapał.
Za to końcówka fajna i ciągnie do kolejnej części.