Jump to ratings and reviews
Rate this book

What We Leave Behind: A Birdwatcher's Dispatches from the Waste Catastrophe

Rate this book
"Trash is a bit like birds. Both have their favourite habitats. I thought it might be worth taking a closer look at what we throw away and what it says about us. To follow the journey of the items we buy and discard. I wanted to find out more about what they're made of and what fate the future has in store for them."

It starts with a day at the beach. A single white sock in the sand that somehow seems to spoil everything. It's enough to send Polish reporter and ornithologist Stanislaw Lubienski on a quest to understand what we throw away, where it goes and whether it will be our lasting legacy.

By analysing items he unearths on his trips into nature - a plastic bottle, a tube of Russian penis-enlargement cream, a cigarette butt, an empty aerosol can - tracing their origins, their destination and the harm they can do, he shows how our consumer society has developed out of our control, to the point of environmental catastrophe.

He also looks with a birdwatcher's eye at how various animals have come to adapt to and even rely on the rubbish we pollute their environment with, and at the cultural significance of trash and rubbish and the origins of our throw-away society. And in the finest Gonzo traditions, he inserts himself into his narrative by examining his own "environmental neurosis" and by going out with refuse crews to watch them work.

Translated from the Polish by Zosia Krasodomska-Jones

240 pages, Hardcover

First published June 3, 2020

19 people are currently reading
350 people want to read

About the author

Stanisław Łubieński

7 books15 followers

Ratings & Reviews

What do you think?
Rate this book

Friends & Following

Create a free account to discover what your friends think of this book!

Community Reviews

5 stars
56 (19%)
4 stars
127 (45%)
3 stars
85 (30%)
2 stars
12 (4%)
1 star
1 (<1%)
Displaying 1 - 30 of 32 reviews
Profile Image for Rafał Hetman.
Author 2 books980 followers
June 17, 2020
Siadałem do tej książki jako czytelnik przekonany, że swoje o śmieciach wiem. Tyle już o nich czytałem, oglądałem, słyszałem, rozmawiałem. Problem jest ogromny, przytłaczający, a ani rządzący, ani my sami, specjalnie się do jego rozwiązania nie garniemy. Stanisław Łubieński, czego się nie spodziewałem, skutecznie i boleśnie poszerzył moją śmieciową perspektywę.

Bo chyba to jest główne zadanie tej książki – poszerzenie naszego spojrzenia na śmieci i dalej - zwiększenie wrażliwości na problem i zmuszenie do zmiany.

W celu poruszenia (a może powinienem napisać, że w celu wstrząśnięcia?) czytelnikiem Łubieński świetnie gra dwiema perspektywami. Mikro i makro.

Pochyla się nad znajdowanymi śmieciami, przygląda się im, opisuje i próbuje odtworzyć ich historie – jak na przykład w przypadku znalezionego na plaży zapisanego cyrylicą opakowania po środku do powiększania penisa. Skąd się tam wziął? Jaką drogę pokonał? Dlaczego został wyrzucony właśnie tu? Takie pytania autor zadaje, pochylając się nad wszystkimi znalezionymi śmieciami.

I chociaż, jeśli chodzi o środek do powiększania penisa, nawet nie czytając książki, możemy bardzo łatwo domyślić się, jak mogła wyglądać historia preparatu, to w wielu innych przypadkach Łubieński odkrywa przed nami zaskakujące losy śmieci. I już tylko na tym poziomie ta książka jest ciekawa.

Ale nie chodzi tu wyłącznie o opowiadanie ciekawych historyjek. Opowieści Łubieńskiego znad znalezionych śmieci, to przerażające eseje (z elementami reportażu), można nawet powiedzieć, że to takie mini śledztwa dziennikarskie, które ujawniają często bezmyślne procedery, piętnują głupie przepisy związane z odpadami, odkrywając przed czytelnikiem kolejne warstwy mułu, w którym zakopaliśmy się z tym śmieciowym problemem.

Łubieński opowiadając o śmieciach, wychodzi z mikroskali, od pojedynczych znalezisk, ale po chwili problemy związane z oswojonymi śmieciami - torbami plastikowymi, kubkami, rurkami - pokazuje w skali makro. Z polskich lasów, parków, plaż lądujemy w zaśmieconych oceanach lub na sekretnych wysypiskach śmieci, które są częścią wątpliwego moralnie procederu globalnego obrotu odpadami. Ponadto dzięki tej poszerzonej perspektywie zaczynamy dostrzegać problemy systemowe. Nie tylko krajowe, ale przede wszystkim globalne.

I takie podejście wydaje mi się strzałem w dziesiątkę. Dzięki skali makro, która uzupełnia tę mikro, widzimy więcej i więcej rozumiemy. Swojskie śmieci w globalnym kontekście wyglądają jeszcze bardziej zawstydzająco i oburzająco.

I dalej, widzimy więcej, bo Łubieński nie skupia się na śmieciu jako tylko śmieciu. Patrzy na całe „życie” rzeczy, które w końcu stają się śmieciami – najpierw pokazuje proces produkcji i użytkowania, a potem na czas „bycia śmieciem” i rozkładu. Dopiero w takim ujęciu jesteśmy w stanie dostrzec dwa końce kija, a nie tylko miejsce, w którym go trzymamy.

Ponadto do swojej książki autor dodaje jeszcze kontekst społeczno-kulturowy. A więc opowiada o naszych zrachowaniach konsumenckich, o naszych nawykach i o źródłach tych nawyków, pokazując tym samym, że śmieci, to nie tylko problem nadmiaru odpadów, ale również, a może przede wszystkim rezultat naszego stylu życia, na który jako konsumenci zgodziliśmy się wiele lat temu.
Profile Image for Wojciech Szot.
Author 16 books1,417 followers
July 1, 2020
To nie jest udana książka. To książka zaśmiecona, nieprzejrzysta - ale wcale nie przez swoją literacką gęstość, a niezdecydowanie autora, co i o czym tak naprawdę pisze. Łubieński objawia miejscami swój literacki geniusz, ale pokazuje też, jakich gatunków literackich nie powinien dotykać i gdzie, zamiast iść na wycieczkę, sięga po wyszukiwarkę.

Myślę, że powinna to być gorzka lekcja dla autora - jakich błędów popełniać nie należy.

Niestety panuje u nas takie błędne przekonanie, że skoro książka traktuje o ważnym temacie, to nie warto krytykować, a ponieważ autor poprzednią publikacją zaskarbił sobie serca czytelników, to o nowej lepiej też negatywnie nie pisać. Efekt jest taki, że od kilku dni słyszę środowiskowe “ale to słabe”, a publicznie ludzie udają, że wszystko jest w porządku, bo to się kliknie. Jak zawsze wkurza mnie taka sytuacja, ale wiadomo, że lepiej się nie wychylać.

Łubieński oparł “Książkę o śmieciach” na przerobionych felietonach pisanych dla “Dwutygodnika” i kilku nowych pomysłach, z których tylko jeden jest udany. Reszta sprawia wrażenie literackiego śmietnika niepoddanego segregacji.

Ale po kolei. “Książka o śmieciach” to kilka spojrzeń na problem nadmiernej produkcji śmieci, czyli po prostu zaśmiecenia świata. Myślicie, że są tu jakieś oryginalne pomysły? No jednak nie… Historia plastiku, recykling, polimery i tak dalej. Jedyne, co jest tu wartością dodaną, to opowieści ornitologiczne - w tym temacie Łubieński czuje się jak ryba w wodzie albo bardziej jak bocian widzący żabę - od razu zmienia mu się język na giętki i odrobinę liryczny, a autor staje się czytelnikowi tak bliski, że ten chce prosić, by nie było już ani słowa o funkcjonowaniu spalarni, bo to jest nudna publicystyka i by skupił się na ptakach lub choćby chrząszczach.

Dużym minusem tej książki jest opieranie się autora nie na tym, co zaobserwowane, a na tym, co przeczytane. Ileż to razy Łubieński notuje: “Jak napisał XYZ w ciekawym artykule” albo “Jak fascynująco pisze ABC w książce”, by następnie relacjonować to w sposób niezbyt jednak fascynujący. Robi sobie autor krzywdę, “siedząc” w googlowym i bibliotecznym researchu i próbując skleić z tego coś, co ma być wielopłaszczyznowym esejem o śmieciach. Bo wszystkie te starania, by esej nie zamienił się w pracę popularnonaukową, a cały felieton dało się przekształcić właśnie w intelektualny esej, w którym koniecznie trzeba jeszcze umieścić i skrytykować Barthesa, są robione zwyczajnie na siłę.

Najlepiej czytało mi się interludia, opowieści o losach konkretnych śmieci. Reklamówka z Burgas znaleziona nad Bałtykiem, żel powiększający przyrodzenie, również znad Bałtyku czy pojemnik z dichlorfosem (tu okolice Szczebrzeszyna, co zdradza, że inspiracji autor szukał też przy okazji festiwali literackich) to historie, w które się wnika z przyjemnością i chciałoby, by były zaczątkiem wciągającego reportażu. Niestety, tak się nie dzieje - kontynuacja bywa czasem dość przypadkowa. Nie rozumiem też decyzji osób, które składały “Książkę o śmieciach” - po co te interludia złożono innym fontem? To nie album, a czytelnik chyba widzi, że ma do czynienia z czymś pomiędzy rozdziałami? Zawsze czuję się wtedy traktowany jakbym oblał maturę z czytania ze zrozumieniem.

Łubieński nudzi potwornie. Zamiast wciągającego, pełnego zapachów, dźwięków i industrialno-biofilnej atmosfery opisu miejsc przetwarzania śmieci dostajemy techniczne, nieciekawe relacje, których nie da się zapamiętać i które finalnie niewiele mówią o samych śmieciach. Zamiast antropologii - zajęcia techniczne w wyobraźni. I dalej: zamiast reportażu - relacje z lektur. Pisze Łubieński na przykład o Krzysztofie Kolendzie, którego “wypatrzył” w serwisie społecznościowym. Opisuje jego ciekawe akcje łączące sprzątanie lasów z badaniami naukowymi i ani linijki nie oddaje samemu bohaterowi. Z tekstu bliskiego reportażowi lądujemy znowu we wtórnej relacji z tego, co autor wyczytał, a może i dowiedział się od samego bohatera, choć z tym się niestety już nie zdradził. Wiele w tym tekście miejsc, gdzie można jedynie żałować, że autor nie postanowił zagłębić się w szczegóły. Pisze: “Podczas badań terenowych prowadzonych w latach 1999-2006”. Czy to jest dla czytelnika jakkolwiek sexy informacja? Może dla kogoś, ale mnie nudzi. Chciałbym za to się dowiedzieć (nie patrząc do przypisu), kto te badanie prowadził, dlaczego już ich nie prowadzi, jakie emocje przeżywają badacze, gdy ktoś im we Francji zabija monitorowanego ptaszka. No i czy ktoś pojechał do Francji poszukać mordercy.

Niektóre fragmenty książki przypominają wypracowanie na zadany temat, realizowane z dużą niechęcią. Bo jak można zacząć - w mającym literackie ambicje eseju - akapit w sposób następujący:

“Stolica Belgii to nie tylko siedziba władz i struktur unijnych, lecz także miejsce pracy wielu organizacji pozarządowych, które starają się wpływać na politykę wspólnoty. Jedną z nich jest…”

Jak babcię kocham (a mam jedną, ukrywaną przed kowidem), to jest nudne, szkolne i nieliterackie. Albo gdy na stronie 209 wprowadza na scenę książki Dianę Lelonek, pisze Łubieński, że poznał ją dzięki Pawłowi Żukowskiemu. I dostajemy pół strony biogramu Żukowskiego, który to biogram co prawda ma trochę wspólnego z tematem książki (wykorzystywanie wtórnych materiałów), ale przecież miała być to opowieść o Lelonek. Gdybyście byli ciekawi, laureatka Paszportu “Polityki” w książce się oczywiście nie wypowiada, kolejne trzy strony zajmuje za to Łubieńskiemu relacjonowanie jej projektów. I to wszystko. Zero problematyzacji.

Zasypanie czytelnika faktami, datami, danymi i nazwiskami jest dobre w artykule dla internetowego (lub/i fachowego) magazynu, ale z pewnością nie sprawdza się w książce, podczas lektury której czytelnik ma wrażenie pospiesznego pędu przez teorie, miejsca i ludzi, gdzie z nikim nie można się bliżej zaprzyjaźnić, bo autor pędzi gdzie indziej, wypływa już na inne wody.

Nie jest Łubieński rasowym reportażystą, nie jest nowym Macferlanem potrafiącym połączyć publicystykę z autoreportażem i esejem, ale jest fantastycznym znawcą zwierząt, o których pisze z pasją i wielkim talentem. Tylko wyłuskiwanie tych fragmentów z “Książki o śmieciach” było zadaniem przypominającym, niestety, działanie pojazdu bezpylnego (znanego szerzej jako “śmieciarka”).

Recykling, katastrofa klimatyczna to aktualnie ważne tematy, które stają się też modne. “Książka o śmieciach” pokazuje jednak, że może niekoniecznie warto na siłę napisać o wszystkim, a zająć się tym, w czym jest się mistrzem. Bo żal mi Łubieńskiego po tej książce. Nie jest dobra. To nudny, literacko ciekawy tylko w ptasio-zwierzęcych momentach, wysilony twór, dzięki któremu udało mi się - odrywając od lektury - przerobić zaległe memy (nawet z ubiegłego roku!), które były bardziej interesujące niż przebijanie się przez meandry tej książki.
Profile Image for Mizuki Giffin.
179 reviews117 followers
November 1, 2024
This had me captivated from start to finish — I loved the storytelling of each chapter, with a piece of litter Lubienski finds out in the world serving as a starting place for longer discussions on topics like pollution in oceans, electronic waste, our obsession with sterile cleanliness, and more. My favourite chapter was probably the last where Lubienski takes us through his daily routine, unpacking all the ways creating or contributing to waste plays into his life and causes him dread. The overall lesson I took from this book was that our society makes it impossible to live a completely waste-free lifestyle, so adjusting our overall thinking might be more impactful than relying on small actions alone. How do we start shifting our thinking away from one based on single-use consumption and “out of sight out of mind” disposal, and instead to one centered in upcycling, upkeeping, reducing, and care?
7 reviews
June 15, 2020
Lektura z gatunku ciekawych acz (z racji na temat) nieprzyjemnych. Zbiór esejów, w którym odnajduję swoje codzienne lęki o przyszłość i planetę. Warto.
Profile Image for Malwina.
144 reviews
January 18, 2025
Bardzo mi się podoba że książka rozpoczyna się od ciśnięcia po myśliwych ❤️
Profile Image for Radosław Magiera.
733 reviews14 followers
March 7, 2022
Lekturą lutego 2022 roku w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej był zbiorek esejów Stanisława Łubieńskiego, współczesnego (rocznik 1983) polskiego pisarza publicysty i kulturoznawcy. Nazwisko autora było mi dotąd kompletnie obce, a i tytuł, Książka o śmieciach, sami przyznacie, niezbyt zachęcający. Szata graficzna okładki tym bardziej…

Człowiek trochę się chyba w tej ekologii i różnych sprawach orientuje – cóż może być ciekawego w Książce o śmieciach? Otóż okazuje się, że nie tylko może, ale i jest. I to nie tylko trochę…

Pierwszym, co zaskakuje, jest wątek o myśliwych. To co nam przychodzi do głowy, gdy słyszymy zestawienie myślistwo-ekologia, nie ma jak się okazuje niczego wspólnego, nawet w najmniejszym stopniu, z rzeczywistością. Zapewniam, że ta część książki Was zszokuje i w mojej ocenie, po jej przeczytaniu, porządny człowiek już nigdy nie poda ręki myśliwemu. Gdyby ta wiedza była powszechną, myśliwy byłby postrzegany nie lepiej niż ten, którego biznesy polegają na sprowadzaniu nielegalnych zabójczych odpadów i paleniu śmieci na składowiskach.

Kolejnym tematem, który może niejednego wprawić w osłupienie, jest historia przejścia od cywilizacji oszczędności, trwałości, niezawodności i naprawialności do kultury jednorazowości, bylejakości, creative waste. Przejścia, które trwało zaledwie mgnienie oka! W ciągu kilku lat społeczeństwa od pokoleń wychowane w proekologicznej, jak byśmy to dziś nazwali, kulturze szanowania każdego produktu, dały sobie mózgi zorać marketingiem nowej mody do tego stopnia, że gdy nadszedł Wielki Kryzys z biedy szyli ubrania z bawełnianych worków, ale kupowali nowe chłodziarki.

Przy okazji historii walki, którą toczył General Motors z koncernem Forda, gdy GM zaczęło wprowadzać, w opozycji do tego drugiego, co chwilę nowy model do oferty sprzedażowej, oświeciło mnie po co to było i po co zaraz zaczęto rozprowadzać katalogi z wykazem modeli oraz roczników, w których poszczególne konstrukcje były wprowadzane na rynek. Poza opisanymi przez Łubieńskiego aspektami był i jeden, który uciekł autorowi, a który pokazuje geniusz i perfidię marketingowców GM. Gdy bowiem ktoś kupował Forda, nikt nie wiedział, czy to nowy samochód, czy stary, bo poszczególne modele były produkowane przez całe lata, a na początku nawet dziesięciolecia. Jednak kupując najnowszy model ze stajni General Motors mogłeś dokładnie pokazać wszystkim, że stać cię na to, by co roku kupować nowe auto, bo każdy wiedział z reklamy i katalogów, który to rocznik. Pewnie Ford po pewnym czasie też przyjął tę taktykę...

Absolutnie podziwiam i popieram ludzi, którzy z każdego spaceru do lasu, jak prezes naszego DKK, za każdym razem przynoszą do domu co najmniej jedną torbę pełną cudzych śmieci. Nie wierzę jednak, by to było w stanie cokolwiek zmienić. Jak słusznie zauważa autor Nasze jednostkowe wyrzeczenia, pozytywne ekologiczne praktyki, słuszne nawyki mają oczywiście znaczenie, ale głównie dla nas samych.

W dużej mierze cały recykling to jedno wielkie pieprzenie. Gospodarka, zwłaszcza państw rozwiniętych, opiera się na produkcji śmieci, a postęp na jeszcze większej produkcji śmieci. Co tu mówić o ich zbieraniu i recyklingu, skoro nie mówimy o zmniejszeniu ich produkcji. W dodatku produkcji odpadków coraz trudniejszych do utylizacji. Wystarczy porównać wyzwania, jakie stawia utylizacja malucha, do tego, jakie są z utylizacją samochodu hybrydowego czy elektrycznego, w dodatku niemal w całości wykonanego z tworzyw sztucznych.

Czy to nie paradoks, że stworzyliśmy niemal niezniszczalne materiały, by robić z nich jednorazowe przedmioty?

Jakby tego było mało, co też autorowi uciekło, boom na media społecznościowe jeszcze nakręca popyt na jednorazową tandetę, no bo przecież w mediach za każdym razem trzeba się pokazać w czymś nowym. Ja ostatnio już nawet nie kupuję ciuchów na promocjach, bo jeszcze taniej można kupić w necie niemal nieużywane lub faktycznie nie używane „używki” i chodzić w nowych markowych ciuchach, a płacić ułamek ceny.

Napisałem powyżej, że recykling to ściema. Ściema obliczona na to, że podbuduje nas moralnie i skłoni do następnych zakupów, do kupowania kolejnych niepotrzebnych gadżetów. Czy wiecie, że korzyści ze stosowania tworzyw biodegradowalnych są, delikatnie mówiąc, wątpliwe? Że zebrane przez Was w terenie tworzywa sztuczne w większości w ogóle nie nadają się do recyklingu, więc i tak trafią do pieca albo na wysypisko? I że nawet w optymalnych warunkach coś takiego jak stuprocentowy recykling nie istnieje?

Bardzo fajnym wątkiem jest też krytyka sztuki nowoczesnej, ale nie będę tutaj tematu rozwijał – doczytacie sami.

Książka, choć skromna objętościowo, jest kopalnią interesujących tematów, ważkich informacji i zadziwiających ciekawostek. Może być też źródłem bon motów związanych z ekologią. O jej niezwykłej wartości może świadczyć fakt, iż choć nasze spotkanie w DKK jej poświęcone miało miejsce już po ataku Putina na Ukrainę, to przez pierwsze niemal trzy godziny (sic!) rozmowa kręciła się tylko wokół lektury i poruszanej przez nią tematyki, a dopiero potem, gdy większość pań nas opuściła, zboczyła na sprawy wojny. Wszyscy zgodnie orzekliśmy, że Książka o śmieciach powinna być lekturą obowiązkową w szkołach i niech to będzie najlepsza czytelnicza rekomendacja.

Moje refleksje niestety są znacznie bardziej pesymistyczne, niż autora książki oraz większości klubowiczek i klubowiczów. Zarówno jeśli chodzi o Polskę, jak i w wymiarze globalnym.

Weźmy na przykład kary za śmiecenie. Nie chodzi tylko o wysokość kar, co oczywiście też ma znaczenie, ale o nieuchronność kary. A raczej, w przypadku Polski, o pewność bezkarności. Kontrast choćby z Niemcami jest przerażający. Kto próbował choć raz zgłosić na naszą policję, że ktoś śmieci, ten wie o czym mówię. Choć mądrej głowie wystarczy pooglądać telewizję…

Druga sprawa polska wiąże się niejako z wojną na Ukrainie. Od lat, a od lektury Blackoutu Marca Elsberga szczególnie, próbuję upowszechniać modę na posiadanie pewnych zapasów, przygotowanie plecaka ewakuacyjnego, itd., co od lat jest promowane na Zachodzie. Tym bardziej, że nie wymaga to żadnych niemal nakładów. Większość artykułów spożywczych, które kupuje przeciętny rodak, to produkty średnio i długoterminowe. Po co jeździć co dzień na zakupy? Tracić czas, paliwo, być narażonym na pokuszenie i zakup rzeczy nieplanowanych? To wszystko marnowanie pieniędzy. Planowe, systematyczne zakupy „na zapas” to same plusy. I dla nas (pieniądze i czas) i dla środowiska – mniej zużytego paliwa, mniej zużytych opakowań (bo rzadziej robiąc zakupy możemy zrezygnować z najmniejszych opakowań, które generują największą ilość odpadów). Mimo jednak tego, że codzienne zakupy są nieekologiczne i nieekonomiczne, zdecydowana większość je właśnie preferuje i w ogóle nie przejmuje się najmniejszymi nawet przygotowaniami „na wszelki wypadek”. Polacy po zapasy do sklepów i na stacje benzynowe ruszają, gdy w telewizji powiedzą, że już jest wojna i wszystkich ogarnia panika. Zadziwiające, jak na naród, który w ostatniej wielkiej wojnie tyle wycierpiał.

A inwestycje Polskiego Ładu? Ile z tych wybudowanych obiektów jest kompletnie niepotrzebnych? Stadiony na których nikt nigdy nie zagra, trybuny na których nigdy nikt nie usiądzie, urządzenia do ćwiczeń na świeżym powietrzu z których nikt nigdy nie skorzysta? Ale być może staną się kosztem, którego utrzymania samorządy na dłuższą metę w wielu przypadkach nie udźwigną i, jak stadiony olimpijskie w Brazylii, będą tylko popadać w ruinę. A po co? Żeby lepiej wyglądały statystyki? Żeby nie „zmarnowały się” wirtualne pieniądze, marnotrawione są realne dobra, realne materiały i surowce. I produkowane są kolejne śmieci.

Te nasze krajowe problemy tak naprawdę też nie mają znaczenia. Ziemia skazana jest na zagładę. Łubieński pisze: Przedstawiciele zamożnych społeczeństw będą w stanie amortyzować skutki katastrofy przez wiele lat, tylko biedacy nie będą mieli gdzie się przed nią skryć. Jednak to nie do końca jest prawdą. Coraz większa ilość chorób, problemy z płodnością już są widoczne i to narasta. Nawet jeśli będziemy w stanie, jak bogaci, wywalać swe śmieci za płot, i tak nic to nie pomoże, bo też będziemy jeść coraz mocniej zatrutą żywność, pić coraz gorszą wodę, a przede wszystkim, gdyż tego na dłuższą metę już kompletnie się nie da uniknąć, oddychać coraz gorszym powietrzem. Paradoksalnie - całe szczęście, że większość ludzkości żyje w biedzie, a znaczna część przymiera głodem. Gdyby dziś wszyscy ludzie na ziemi osiągnęli poziom posiadania choćby taki, jak nasza średnia krajowa, wszystkie te domy, samochody, obiekty sportowe, kulturalne, autostrady, fabryki i inne elementy infrastruktury, a przede wszystkim śmieci, nie pomieściłyby się na naszym globie.

Oczywiście, moda na ekologię i recykling, pod warunkiem, że najwięksi truciciele się do niej przyłączą, na co się wcale nie zapowiada, spowolni nieco proces zagłady. Ale nie zatrzyma, tylko nieco spowolni tempo wydarzeń. Według mnie warunkiem wystarczającym nieuchronności tej katastrofy jest to, że jak mawiają badacze mózgu i socjologowie, mamy ambicje i technologie ludzi z XXI wieku, ale mózgi takie same, jak nasi przodkowie z epoki kamienia łupanego. Mieć więcej! Więcej wszystkiego – pieniędzy, władzy, dzieci, domów, samochodów, ciuchów, jedzenia… Rozmnażajcie się i czyńcie sobie Ziemię poddaną..

Wyobraźcie sobie nie Ziemię, bo jej skończoności większość tak naprawdę nie potrafi sobie wyobrazić, poczuć jej tak, by była dla nich rzeczywista, lecz jakąś wyspę. Taką niedużą. Taki Bornholm na przykład. Ilu ludzi może na nim żyć gospodarząc się samodzielnie, bez przywożenia niczego ani bez wywożenia śmieci? Sto, tysiąc? Ileś. Ale na pewno ich liczba nie może rosnąć w nieskończoność, prawda? A my wszyscy żyjemy na takiej wyspie, z której ani śmieci nie można wywalić, ani niczego nowego przywieźć. Ta wyspa nazywa się Ziemia, a my wciąż się rozmnażamy i każdy z tych nowych chce więcej. Nikt nie chce się ograniczać. W niczym. A przede wszystkim w posiadaniu. Posiadaniu wszystkiego - od dzieci, pieniędzy i władzy poczynając, a na wszystkim innym, co tylko mają inni, skończywszy. Ba, przede wszystkim na posiadaniu rzeczy kompletnie zbędnych, które służą tylko do tego, by je mieć, często tylko przez chwilę.

Sam staram się być ekologiczny, choć bez szaleństw. Przy każdej okazji popieram też tych, którzy podejmują NAPRAWDĘ pozytywne ekologicznie działania. Lecz się nie oszukuję. Wiem, że to i tak niczego nie zmieni, poza dynamiką procesu. A pewnie i tej dynamiki też za bardzo nie naruszy. Bez globalnej kontroli urodzin i wielkości naszej populacji można co najwyżej odwlec nieuniknione. Wiem jednak, że z tym proekologicznym stylem życia lepiej się czuję, więc robię wszystko co trzeba, choć wiem, że to nic nie da. I to na tyle. A książki już chyba polecać nie muszę. I tak niczego nie zmieni…

recenzja pierwotnie opublikowana na blogu https://klub-aa.blogspot.com/2022/03/...
Profile Image for Malgosia.
73 reviews4 followers
August 21, 2024
Książka nie tylko o śmieciach.

Zbiór felietonów o ekologii i wpływie człowieka na ekosystem. Książka o grzechach i możliwej pokucie.

Pokazuje, że żaden wybór nie jest w 100 procentach dobry pod kątem ekologicznym. Autor pisze również o "malutkich" konsumentach, ale skupia się na problemach systemowych. Nie zdejmuje odpowiedzialności z gigantów, ani nie zachęca do umywania rąk zwykłych Kowalskich.

Wyśmiewa hipokryzję i pokazuje palcem, również na samego siebie.

Książka nie jest rewolucyjna, ale zgrabnie napisana i przyjemna w odbiorze. (O ile można w tym kontekście mówić o przyjemności)
Profile Image for Martyna.
6 reviews
August 18, 2021
Podejrzewam, że luźna, trochę gawędziarska forma tej książki nie każdemu będzie odpowiadać. Zdecydowanie nie jest to też książka, która wyczerpuje temat, ale może wcale nie musi?
Według mnie to ciekawa i warta przeczytania pozycja, która może pomóc spojrzeć na wszechobecne śmieci z różnych perspektyw
Profile Image for L.L..
1,026 reviews19 followers
July 27, 2024
"Najlepszą reklamówką jest ta, której nie ma."

Książka lekko napisana, przyjemna w słuchaniu, łatwo skupić się na treści i czasami można się nawet uśmiechnąć, np. w takim momencie:
"Dlaczego w wielu restauracjach można dostać tylko zagraniczną wodę mineralną? Zwykle włoską, np. oficjalna woda Associazione Italiana Sommelier - Związek Somelierów Włoskich, przyjeżdża tu z Carisolo wydobyto ją z ujęcia Pra(-cośtam, nie umiem spisać z audiobooka ;) ), smakuje gorzej niż woda z mojego kranu, strasznie mnie to denerwuje. Czy naprawdę trzeba takie głupoty regulować prawnie? Czy to nie jest jakoś uniwersalnie dziwaczne, że zwykła woda jedzie półtora tysiąca kilometrów?"

- :D faktycznie, jest to dziwaczne, kiedy ja chcę napić się wody, to po prostu odkręcam kran. Trochę gorzej jeśli muszę ją gdzieś zabrać bo nie znalazłem jeszcze idealnej butelki...

Ciekawe informacje w kontekście polowań i tego, jakie po nich zostają śmieci (to chyba dla każdego jeden z ciekawszych rozdziałów). Można się zorientować że autor jest negatywnie nastawiony do polowań ;) (co nie dziwi, bo dość trudno być ku nim nastawionym pozytywnie, po tym rozdziale tym bardziej). Dla mnie ciekawe też były fragmenty o sortowaniu w sortowni - takie nowoczesne sortownie sporo potrafią! Lecz niestety nie wszystkie są nowoczesne...

Podsumowując: fajna, lekka książka, nic wybitnego ale dobrze spędzony czas. Aha, dla mnie nie jest specjalnie przygnębiająca, bo ja nie mam problemu z sortowaniem śmieci, ani w tym sensie, że miałoby mnie przygnębiać, że moje działania nie mają wpływu - sorry, uważam że jeden, JEDEN śmieć robi różnicę, więc jak miałoby nie robić różnicy zachowanie jednej osoby i setek jej śmieci? A samo sortowanie wydaje mi się tak prostą i w 99% przypadków automatyczną czynnością, że w ogóle nie wiem jak można tego nie robić albo sortować źle, z lenistwa? Czy to naprawdę jest aż taki problem wrzucić śmieć do właściwego pojemnika? Zgnieść karton (czy to po mleku - do tworzyw sztucznych, czy po paczce - do kartonu), oddzielić materiały najbardziej jak to możliwe itp.? W sumie problem mam tylko z torebkami po mące i kartonami po mrożonkach które były bezpośrednio w kartonie, bo na jednych i drugich pisze, że wyrzucać do papieru ale czy to naprawdę jest czysty papier? Te po mrożonkach ostatnio opłukuję, no ale woda - to też nie jest eko... (a te po mące też nie wydają mi się czyste, czy pył mączny nie zanieczyszcza papieru?) Jak ktoś ma jakieś podpowiedzi, chętnie przyjmę ;)

(Przesłuchana: 26.07.2024)
4/5 [7/10]
Profile Image for Kate.
643 reviews1 follower
December 22, 2020
Autor w niezwykle plastyczny sposób opisuje konsumpcjonizm i jego konsekwencje. Uświadomiło mi to na przykład jak działa odbiór śmieci i częsty brak ich odpowiedniej utylizacji.

Szczególnie podobał mi się fragment o sztuce nowoczesnej. Wszak gdy artyści wystawiają coś w galeriach, co wygląda na śmieci, czasem zdarza się, że zostają one wyrzucone przez sprzątaczkę, która stara się dobrze wykonywać swoją pracę.

Ciekawostka 1:
Chrząszcz Julodimorpha bakewelli z rodziny bogatkowatych upodobał sobie brązowe butelki o pojemności 375 mL zamiast swojej typowej partnerki do rozrodu. Zachowanie to było zagrożeniem dla przetrwania gatunku, ale remedium okazało się być proste - zmiana kształtu i koloru butelki. Darryl Gwynne i David Rentz otrzymali za to odkrycie nagrodę Ig Nobla w 2011 roku.
Profile Image for Katika.
667 reviews21 followers
July 28, 2021
"Książka o śmieciach" jest nie tylko o śmieciach. Przedstawia w szerszym kontekście nasz wpływ na środowisko i wynikające z tego zmiany. Ale (trzy gwiazdki muszą oznaczać, że jest jakieś "ale") to zaledwie liźnięcie tematu, luźne zapiski i notatki. Bardzo ciekawe były dla mnie fragmenty o historii brudu i śmieci, ciekawe rozważania o globalizacji, ale autor nie wyczerpuje tematu, stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi (może taka jest natura eseju?). Może to być jednak przyczynek do refleksji nad swoimi śmieciami i początek do dalszych poszukiwań i zgłębiania tajników recyklingu na własną rękę.
Dziwi mnie też nominacja do nagrody Nike (długa lista), bo literacko niczym się "Książka o śmieciach" nie wyróżnia (w przeciwieństwie do świetnych i zasłużenie nagrodzonych Nike czytelników "Dwunastu srok..." autora).
Profile Image for Magni Sz..
10 reviews1 follower
November 6, 2021
Muszę przyznać, że chwilę zajęło mi czytanie tej książki - trochę musiałom sobie przypominać, żeby po nią sięgać i czytać dalej. Nie jest to więc lektura, od której nie da się oderwać. Z drugiej strony dobrze nadawała się właśnie do tego - poczytywania sobie po kawałku, po rozdziale od czasu do czasu. Jednocześnie ciekawe pisanie o śmieciach jest z pewnością trudne i biorąc to pod uwagę, to jest to bardzo dobra, ciekawa i dobrze zriserczowana Książka o śmieciach.
Szczególnie podobał mi się przedostatni rozdział o skutkach ekologicznych, klimatycznych, społecznych itd. naszych codziennych żyć i konsumpcji, w którym Autor dzieli się zarówno ciekawymi informacjami, jak i swoimi przemyśleniami nt. eko-nerwicy i granic indywidualnej odpowiedzialności. (Uwaga: osoby wyznające filozofię zero-waste mogą poczuć się lekko urażone, ale krytyka jest trafna i wyważona).
Profile Image for Klaudyna Maciąg.
Author 11 books208 followers
January 31, 2022
Ogromnie ujęła mnie ta książka, choć temat śmieci raczej za ujmujący nie uchodzi. Autor opisuje tutaj najdziwniejsze i najciekawsze zjawiska śmieciarskie – to jest napotkane na wydmach, w lasach czy na łąkach przedmioty, których miejsce zdecydowanie jest gdzie indziej. Przy okazji bardzo ciekawie opowiada o różnych aspektach ekologii, zahaczając o tematy recyklingu, łowiectwa i segregowania odpadów, przeplatając to czułymi wzmiankami ornitologicznymi i całkiem udanymi żartami.

Momentami miałam co prawda wrażenie, że autor mocno skacze z tematu na temat – co w przypadku audiobooka jest jeszcze bardziej uwidocznione, bo w żaden sposób nie jest zaznaczone, że przechodzimy z jednego obszaru w drugi – ale to właściwie jedyny mankament "Książki o śmieciach". Tak poza tym to bardzo zajmująca – i potrzebna – lektura, dlatego będę polecać ją z czystym sumieniem.
Profile Image for Tomasz Wzorek.
4 reviews
February 2, 2024
Szczerze mówiąc to nie wiem co napisać. Ta książka jest zła. Nie, nie jest infantylna, jest zwyczajnie głupia.
Zgubić się można w przytaczanych statystykach, badaniach, opiniach. Jedne dotyczą Polski inne świata, jeszcze inne Indonezji, czasem Unii Europejskiej, czemu tak wybiórczo i chaotycznie? Ciężko jakiekolwiek wnioski z tego wyciągnąć.
Autor wydaje się nie zauważać, że w kolejnych rozdziałach potrafi przeczyć samemu sobie.
Autor w tak ważnym temacie, zamiast cokolwiek wyjaśniać, wprowadza dodatkowo jedynie „zanieczyszczenie informacyjne” zabarwione swoimi nierecyklingowanymi fobiami.
W opisie książki brakuje informacji, że autor jest kulturoznawcą, ukrainistą zamiłowanym w ornitologi.
Profile Image for Matylda .
132 reviews1 follower
June 16, 2024
mam problem》
ta książka, według mnie, jest kierowana do jednostki. Wskazywałoby na to nagromadzenia przemyśleń autora, z którego codziennymi problemami i próbą ich rozwiązań czytelnik powinien się utożsamić. Tylko że w połączeniu z pesymistycznym komentarzem, powracaniem do konieczności zmian systemowych i powątpiewaniem w słuszność swoich działań, reportaż bardziej zniechęca do jakichkolwiek działań,np. racjonalnych zakupów, które odbiorca mógłby wprowadzić w życie. Szkoda, bo sam pomysł, choć niepozorny, naprawdę był ciekawy :((

Muszę jednak przyznać, że dowiedziałam się kilku nowych informacji i już po przeczytaniu, wciąż o niej myślałam
Profile Image for Gaba.
8 reviews
August 12, 2021
Bardzo rzetelne sprawozdanie o stanie naszego konsumpcjonizmu, produkowanych śmieci i ich recyclingu lub raczej braku tegoż.
Niestety skutkuje wzrostem wyrzutów sumienia przy każdym zakupie (sałatka - plastikowe opakowanie jednorazowe, bułka - torebka, kurier - 2 koperty, paczka ze sklepu internetowego - karton) ech...
Profile Image for Urszula.
350 reviews6 followers
November 21, 2021
Ta książka to zbiór reportaży dookoła tematu śmieci. Podchodzi do tematu całościowo, nie moralizuje. Ale cały jej urok w osobistym podejściu autora. Poznajemy nieoczywiste źródła odpadów i ich zarządzanie przez pryzmat pana Łubieńskiego, którego lekkie pióro i bezpośredniość pochłaniają bez reszty. Temat poważny i istotny, ale jak nie dać się zwariować? Czytając Łubieńskiego
Profile Image for misa_misa.
5 reviews
October 21, 2024
Uwielbiam autora za opisanie całego łańcucha życia naszych śmieci. Rozdziały złożone z jego felietonów są wciągające. Jednak pesymizm przenikający książkę jest dołujący, zostawia z uczuciem bezsilności i tragedii.
Nie zgadzam się z tym morałem. Z dnia na dzień widzę, że może i moje działania są kroplą w morzu, jednak czym jest morze jak nie sumą kropel?
Profile Image for Karo Szafro.
99 reviews
September 9, 2025
Wartościowe, szczególnie pierwszy esej - nie myślałam nigdy o tym, jak bardzo i w jaki sposób myśliwi zanieczyszczają środowisko.
Ciekawe było też doświadczenie słuchania kronik śmieciowych z czasów pandemii - w 2025 roku wydaje się to dziwnie dawko temu.
Zawsze już będę myśleć o kąpielowych kaczuszkach przez pryzmat jednej z anegdot.
Ogólnie - trochę na wyrost 3,5
Profile Image for Alicja.
155 reviews
July 28, 2020
Jest to zdecydowanie najlepsza książka o śmieciach, jaką przeczytałam. Szczególnie polecam rozdział o śmieciach i sztuce. Ale tak w ogóle to wszystkie dobre.
3 reviews
January 15, 2022
Sporo ciekawych informacji, momentami trochę nudna. Myślałam, że będzie więcej uporządkowanej wiedzy.
Profile Image for Ola Gal.
41 reviews1 follower
January 24, 2023
Książka zmuszająca do refleksji nad tym, do czego my, ludzie, doprowadziliśmy naszą planetę. Rozmyślania nad dyskusyjnymi kwestiami.
Profile Image for Pasjonauta.
3 reviews
May 30, 2025
Łatwiej byłoby mi powiedzieć czym ta książka nie była, niż czym była. Świetna.
Displaying 1 - 30 of 32 reviews

Can't find what you're looking for?

Get help and learn more about the design.