Rok 1958. Helena, dwudziestoletnia studentka stomatologii z Gdyni, zakochuje się w sowieckim kapitanie niszczyciela. Kola jest starszy i żonaty. Niemożliwa miłość w Polsce Ludowej zmusza ich do brawurowej ucieczki do Szwecji. Wyruszając w podróż ku szczęściu, nie znają ceny jaką zapłacą za wspólne życie. Czy odnajdą bezpieczną przystań?
Rok 2017. Czterdziestotrzyletni Dustin, kucharz i syn Heleny, po raz pierwszy słyszy od matki opowieść o ucieczce i ojcu, którego nigdy nie poznał. Musi się skonfrontować ze swoim pochodzeniem, prawdą o przeszłości Heleny oraz własnym narastającym szaleństwem.
Łukasz Orbitowski w swojej najlepszej powieści zagląda w trudny świat relacji rodzinnych i próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak wiele z naszych rodziców zostaje w nas samych. Chodź ze mną to doskonała analiza wielkich namiętności i tajemnic, które kładą się cieniem na życiu najbliższych.
Kanwą dla opisanych wydarzeń jest między innymi zaczerpnięta z prasy historia tajemniczego obiektu latającego, który spadł do gdyńskiego basenu portowego pod koniec lat pięćdziesiątych. Czy był to odłamek meteorytu, satelita, a może coś innego?
Pisze przede wszystkim współczesne horrory, nierzadko dziejące się na ulicach i osiedlach Krakowa. Opisy szarej codzienności sąsiadują w nich z magicznymi, często przerażającymi przygodami. Dostrzeżony także poza obszarem fantastyki, czego dowodem jest związanie się z Wydawnictwem Literackim.
Rocznik 1977. Redaktor, publicysta, przede wszystkim zaś popularny pisarz. Na obszarze fantastyki debiutował w roku 2001, w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Autor rozlicznych opowiadań w pismach i antologiach, część z nich zebrano w tomie "Wigilijne psy". Ponadto opublikował powieści "Horror show" i "Tracę ciepło" (nominacja do Nagrody Zajdla), dwa zbiory opowiadań w niewielkim nakładzie, a ostatnio wspólnie z Jarosławem Urbaniukiem rozpoczął cykl politycznych powieści grozy "Pies i klecha". Dotychczas ukazały się dwa tomy: "Przeciwko wszystkim" oraz "Tancerz". Inny charakter miała książka "Prezes i Kreska. Jak koty tłumaczą sobie świat", będąca zbiorem opowiastek i bajek o dwóch kotach autora. W roku 2009 ukazała się powieść "Święty Wrocław", a w zeszłym zbiór opowiadań "Nadchodzi".
Opowieść o godzeniu się ze śmiercią, o rodzinnych sekretach i rozliczeniu z przeszłością, a wszystko to z miejskim krajobrazem Gdyni w tle.
Kim jestem? Zdaje się zadawać od pierwszych stron to najtrudniejsze pytanie Dustin, by między słowami matki doszukiwać się prawdy. Co jest tylko zmyśleniem? Co jest jedynie dawno utraconym pragnieniem? A co wydarzyło się naprawdę? Łukasz Orbitowski bawi się tajemnicą rodzinną, podrzuca tropy niczym baśniowe okruszki, ale im dalej w las, tym dalej od konkretnych odpowiedzi. Punktem zaczepienia jest tu historia miłosna – jedna z tych starych jak świat, prawdziwa podobno, więc tym bardziej fascynująca. On i ona, miłość dzika i nieokiełznana, miłość, która nigdy nie powinna się spełnić. Miłość niewygodna, jedna z tych, które wywołują więcej łez niż radości. Pojawia się zdrada, rozpaczliwe wybory, ucieczka…
A w tle nadmorska Gdynia w całej swojej okazałości. Miasto i jego historia, cisi bohaterowie powieści. „Chodź ze mną” budzi do życia dawną Gdynię, Gdynię sprzed lat – miasto jeszcze młode, rodzące się i dorastające, gdyńskie lata 50. A w tym mieście miejsca, których już nie ma, miejsca zapomniane lub już nieznane, miejsca, które tworzyły tamtych ludzi, tamten miniony czas. Łukasz Orbitowski wygrzebał miejskie legendy, ożywił tamte kultowe postacie, pozwolił chodzić po ulicach-duchach, zagrzebywać się w zaułki martwych dzielnic. To trochę jak wejść pomiędzy karty starych albumów, ożywić pocztówki, fotografie sprzed lat. Dawna Gdynia niczym widmo, historyczny filtr naciągnięty na współczesne miasto.
Łukasz Orbitowski niejednokrotnie wspominał w wywiadach, że bardzo Gdynię lubi, często ją odwiedza, że to jedno z tych miast, do których lubi powracać – to widać między słowami „Chodź ze mną”, widać serce autora w tej fascynującej opowieści o miłości i mieście. To historia, która opiera się na konkretnym zamyśle, kontynuuje pewien pomysł i dąży naprzód, konfrontując czytelnika i bohaterów z wymykającą się co rusz rzeczywistością. Ale „Chodź ze mną” to nie tylko miłość, brawurowa ucieczka i Gdynia. To także cały kalejdoskop trudnych relacji rodzinnych, odgrzebywania zagubionych tożsamości, wreszcie – może najważniejsze – opowieść o odchodzeniu i godzeniu się z przeszłością, jakkolwiek pokręcona by ona nie była. Dobra powieść obyczajowa, powieść miejska, która pozwala na chwilę zapomnieć się w historii.
Jestem fanem Orbitowskiego, dlatego nie mogłem się doczekać "Chodź ze mną". I co? No i jestem zadowolony, ale do zachwytów, podobnych do tych po lekturze "Kultu" czy "Innej duszy", jest mi daleko.
Zacznijmy od tego co w książce fajne, czyli jak to u Orbitowskiego: styl i narracja - na przemian ciepłe i szorstkie, zapadające w pamięć porównania, dosadność i jednocześnie liryczność. Gdy trzeba Orbitowski potrafi pisać pięknie, jak musi jest dosadny - uwielbiam takie pisanie.
Forma ciekawa, treść też, czemu więc książka nie porywa? Bo mam wrażenie, że gdzieś, na którymś etapie pisania, Orbitowski stracił serce do tej historii i olał detale, nie doszlifował do końca tej opowieści. Ot, choćby Gdynia, która jest ważnym elementem tej historii: niby dużo tu detali, ciekawostek itd, ale wszystko to jakieś takie płaskie, jak dekoracje w teatrze.Dziwi mnie to, tym bardziej, że miejsca, to zawsze był silny punkt w jego książkach - taka Oława w Kulcie, czy Bydgoszcz w Innej duszy robiły całą magię opowieści, a w Chodź ze mną tego brakuje.
Czy zatem Chodź ze mną to słaba powieść? Nie, wręcz przeciwnie, czyta się świetnie, wiele tu emocji, wiele mięsa, brakuje jednak tego ostatecznego szlifu. Orbitowski chyba się tą książką po prostu zmęczył.
Jestem z Gdyni, więc chyba jednak nie powinnam czytać powieści dziejących się w moim mieście, bo to opisywanie miasta to dla mnie było tylko odhaczanie punktów kolejnych. Naprawdę liczyłam na klimat Kultu, który zahipnotyzował i wciągnął, ale oh, jak się rozczarowałam. Plus, w Rumi piszemy przed jedno i. Jak już robi się research o regionie to warto sprawdzić, że to wyjątek, proszę na przyszłość.
Ojojojoj, sporo ta książka chcę przekazać, ale potyka się przez pierwsze 2/3 o własne nogi. Z jednej strony czuć tu humor Kultu, z drugiej cotygodniowe dzienniki autora, a niestety z trzeciej dysonans w głosie narratora. Przez większość powieści nie byłem w stanie uwierzyć w Istnienie Dustina - coś w jego tonie brzmiało fałszywie, jak Sebix osiedlowy, a nie syn wicehrabiny Gdyni. Ale jednocześnie książka z każdym rozdziałem wciągała bardziej jak dobry kryminał czy thriller, by od końcówki przyjąć finalną, dobrą, formę. Formę, w której odzwierciedla się to, że, według mnie oczywiście, jest to najbardziej osobista książka autora, w której zmaga się ze "szczęściem?". Bo czego chcieć od ułożonego życia, z ukochaną kobietą, synem i lubianą pracą? Czegoś więcej od siebie samego - co wydaje się być meritum tej prozy. Na ile jesteśmy sobą, jako mężczyzna obecnie? Na ile my sami stanowimy o sobie, a na ile reflektujemu sobą naszych poprzedników? Te rozważania grubo podszyte są opowieściami spod budki z piwem zasłyszanymi na osiedlu. Lokalnymi, a jednak polsko-globalnymi. I gdyby nie moje niezrozumienie przez większość książki głosu Dustina, to byłaby to świetna książka, a tak pozostaje tylko mieć nadzieję, na wódeczkę z autorem i dyskusję nad tym, co chciał opowiedzieć w tej, wciąż wciągającej, opowieści.
Lekka, zabawna historia napisana barwnym i humorystycznym językiem. Ale to niestety wszystko. Początek jako tako, potem tylko gorzej. W formie audiobooka udało się przebrnąć, czytając książkę pewnie bym jej nie dokończył. To zupełnie inna półka niż "Kult" i "Inna dusza".
Orbitowski powtarza pewien schemat, z którym mieliśmy do czynienia w "Kulcie". Dojrzały mężczyzna, po przejściach, snuje historię, która zaczyna się dość niewinnie, a kończy tragedią. Mnie ta powtarzalność nie przeszkadza, a story po prostu wzrusza.
To Orbitowski, więc powieść jest dobra, ale jakby niedopięta, "niedopisana". Jak zawsze widać, że pisarz zrobił research, nie stawia zamków na piasku. Mimo to Gdynia narysowana jest powierzchownie, a główny bohater, Dustin to trochę człowiek bez właściwości, co zważywszy na to, jak mocne i złożone psychologie postaci Orbit budował w przeszłości, mocno zaskakuje. Dustin wypada zwyczajnie blado przy ekstremalnie wyrazistych osobowościach swoich rodziców. Podobnie jest z konstrukcją fabuły, w "Exodosie" czy "Kulcie" świat powieści i jego kolejne, pogłebiające odczytanie odsłony były świetnie przemyślane, w "Chodź za mną" tego brakuje. Podoba mi się jednak sposób, w jaki autor gra z czytalnikiem, co chwilę podważając prawdę opisywanych wydarzeń. Czy narrator jest szalony? Czy jego matka zmyśla pod wpływem choroby? Nie sposób precyzyjnie oddzielić przeświadczeń od rzeczywistości, złudzeń do prawdy. I to daje mocny efekt, trzyma czytelnika przy tej opowieści, bardzo zresztą filmowej i działającej na wyobraźnię i emocje. "Chodź ze mną" to nadal jest więc powieść dobra, bardzo archetypiczna, pokazująca, jak mocno jesteśmy zrobieni z naszych rodziców i ich doświadczeń, jaką przeszłość ma miażdżącą wagę, jak może zawładnąć tożsamością, po prostu Orbitowski pisał już lepiej.
Moim zdaniem to jedna z lepszych książek pana Orbitowskiego. Jedna z łatwiejszych w odbiorze i czytaniu Ma on niesamowity talent do tego, że po zakończeniu jego opowieści zawsze mam pewien dziwny ciężar na sercu, który rekompensuje mi trudności jakie czasem mam z jego literaturą. Otwieram jego historie i je kocham, jestem w połowie - nienawidzę ich i się męczę, aby na koniec odetchnąć smutno, że niestety nie ma już nic więcej. Często dotyka mojego serca w sposób, którego nie potrafię wyjaśnić. Może to kwestia surowości jego świata jaki tworzy, może bohaterów, którzy w pewien sposób odbijają w sobie moją twarz. Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Niech to wszystko zostanie nierozwiązaną zagadką, nie będę walczyć o wyjaśnienie, a delektować się tym procesem.
Orbitowski to strasznie nierówny pisarz. Po znakomitej Innej duszy napisał kiepski Exodus, teraz po świetnym Kulcie napisał Chodź ze mną, które niestety można nazwać książką tylko „niezłą”. I niby wszystko jest na miejscu, bo i historia ciekawa, i styl jak zawsze przyjemny i mający w sobie dużo ciepła, za co autora zawsze lubiłem. Ale nie wiem, po prostu jakoś mnie ta powieść nie ujęła, trochę za bardzo dygresyjna, dość często też nużąca. Mam też wrażenie, że opis kolorowego PRL-u w Gdyni nie wyszedł Orbitowskiemu tak świetnie jak Bydgoszcz czy Oława w poprzednich książkach. Nie jest źle, to dalej całkiem w porządku opowieść, po prostu chyba liczyłem na więcej.
7/10, mogłoby być krótsze, ale szybko się czyta i wciąga. Ładna bajka. Rzeczy, które robisz w Trójmieście, będąc dzieckiem nieznającym Taty, który słucha Mamy, co do której wiarygodności masz wątpliwości.
4,75 - wciągnęła mnie nieco bardziej niż "Kult", chociaż obie powieści świetne, porywające, uniwersalne, napisane przystępnym językiem, każdy znajdzie w nich coś dla siebie 🙃 duży plus za postać Heleny ❤️ a zakończenie muszę sobie jeszcze przemyśleć 😁
Autora znam dzięki wspólnej miłości do Black Metalu, przyszedł w końcu czas na pierwszą książkę i się nie zawiodłem. Historia jest wartka, wątków co nie miara, konwencje się mieszają, styl soczysty, dużo humoru. A to wszystko na bazie ciekawych przemyśleń na temat miłości i przemijania.
Powieść jak nuta z najniższych rejestrów! Wyczekiwałam innej końcówki, ale ta też była dobra, mocna, idealnie spinająca klamrą całość. Jestem zachwycona!
Orbitowski delivered good story, but what really shines is his sense of humour and eye to close but also complicated family relationships. I also think that everyone can relate to human desire to know the truth about their origin, which is spine of the story. Action takes place in Gdynia, which was a nice addition for me.
Audio version, which I bought in Audioteka, is also great: narrator and director should get every award for their work.
No cóż, nie porywa niestety. Podobał mi sie bardzo wątek romantyczny Heleny, choć trzeba przyznać, ze ich relacja była bardzo toksyczna. Obraz Gdyni, społeczeństwa i postać Zorro!
Co do reszty, warstwa współczesna była beznadziejna. Nie przepadam za postacią Dustina i jego wydaje mi sie wciśnięta troche na sile rodzina. Wątek science fiction tez nie rozumiem po co sie pojawił, gdyby chociaż był dopracowany to inaczej bym na niego spojrzała.
A o zakończeniu to juz szkoda gadać, nic nie wyjaśnia, rozczarowujące…