Porażająca opowieść o przepastnej toni i głębi ludzkiej solidarności
Na plaży we Władysławowie bywa blisko 60 tysięcy ludzi jednego dnia. W szczycie sezonu po mazurskich jeziorach pływa nawet 170 tysięcy osób. Twórcom thrillerów mogłoby zabraknąć wyobraźni, by nakręcić to, co działo się na polskich wodach w ciągu ostatnich lat.
Wstrząsający i poruszający reportaż o pracy ratowników wodnych. O najtrudniejszych akcjach i zawodowej codzienności. O zasadach, które ratują życie, i żywiole, który uczy pokory.
Praca na jeziorach i rzekach różni się od tej nad morzem. Tutaj nie ma tak wysokich fal, sztormów czy prądów wstecznych. Więcej jest jednak wirów czy glonów oplątujących nogi i ręce. No i samobójców skaczących z mostów do rzek. Ciało po wyciągnięciu z wody wszędzie jednak wygląda tak samo.
Ratownictwo – w szczególności wodne – ma w sobie coś uzależniającego. Kiedy ratownik gotów jest walczyć o ludzkie życie, zawsze naraża też swoje. Wobec zagrożenia reaguje odruchowo. Nie kalkuluje, nie waha się. Bohaterowie na co dzień bezimienni i anonimowi, przez cały rok ratujący setki ludzkich istnień, w tej książce otrzymują twarze i głosy.
Niezależnie od tego, czy pracują w WOPR, MOPR, SAR lub mniejszych jednostkach. Każdy z nich doskonale zna ogłuszający dźwięk miarowego rytmu serca, kiedy mierzy się z głębią.
"Krzysztof Skrzyniarz w WOPR pracuje od 1982 roku. Od 1988 roku jako instruktor szkoli ratowników. Nic nie jest w stanie g zaskoczyć. Nic poza ludzką głupotą. Kiedy jest przekonany, że widział już każdy jej aspekt, zawsze zdarzy się coś, co wprawi go w osłupienie".
Kawał dobrego reportażu, którego słucha się jak dobrej powieści. W swojej książce Dawid Góra pokazuje nam różne oblicza pracy ratownika wodnego - to nie tylko ten gość, co siedzi na plaży i wszystkim wydaje się, że tylko macha palcem i zakazuje i robi wszystkim na złość. Nie, ten gość jest od tego, by w razie czego uratować twój głupi tyłek. Ale to też ratowanie pijanych z rzek, pomoc w trakcie powodzi czy nagłego ataku żywiołu.
To praca po godzinach, w święta, w środku nocy, w trakcie rodzinnego zjazdu, za marne pieniądze i do tego z każdej strony dostajesz po dupie od ludzi, którzy myślą, że im wszystko wolno, a ratownik jest od tego, żeby pomóc im w ich głupocie. To książka, która może niektórym otworzy oczy, zwróci uwagę na problem, innym przypomni, jak ważne i potrzebne są takie zawody i jak bardzo durni i nieodpowiedzialni powinni być ludzie.
Przechodzimy przez akcje głupie, niepotrzebne, ale też takie, o których w życiu bym nie pomyślała - jak chociażby szkwał nad mazurskim jeziorem i chyba to zrobiło na mnie największe wrażenie. Proszę, czytajcie takie książki, miejsce szacunek do żywiołu i do ludzkiej pracy!
Nawet nie przypuszczałam, że ten reportaż tak mnie poruszy. Dawid Góra, redaktor i reporter przybliża czytelnikowi pracę ratowników wodnych. Jego bohaterzy mają imiona, twarze i własne historie związane z wykonywanym zawodem. Niestety te historie pełne są dramatycznych obrazków. W tym zawodzie śmierć towarzyszy, częściej, niż szczęśliwe zakończenia. Woda zdecydowanie nie jest środowiskiem dla człowieka. "Dzięki temu, jak często widzę śmierć, szanuję ją całym sobą. Ale zauważyłem, że niewielu ludzi ma podobnie. Ludzie w ogóle nie szanują śmierci. A skoro nie szanują śmierci, to nie doceniają też życia, którego ona jest częścią"- mówi Przemysław Regulski, ratownik wodny.
Ratownicy wodni to ludzie z pasją, chęcią niesienia pomocy drugiemu człowiekowi. Przykre jest to, że nierzadko narażając własne zdrowie i życie, niewiele dostają w zamian. I nie chodzi tu tylko o przygnębiająco niskie płace, ale o podejście ludzi do ich pracy. Słowa podziękowania i wdzięczności to rzadki widok. Smutne, tym bardziej , że życie to bezcenna wartość.
Nastał czas wakacji, upalne dni sprawiają, że ludzie pragną kontaktu z wodą. Jednak woda to żywioł, do którego należy podchodzić z mądrością i szacunkiem. Tylko w ciągu ostatniego, czerwcowego długiego weekendu utonęło ponad 20 osób, te liczby porażają. Brawura, przecenianie umiejętności, nieodpowiedzialność dorosłych i alkohol to główne grzechy nad wodą, które mogą być przyczyną dramatu rodziny i bliskich. Sama pamiętam swoją niebezpieczną przygodę z tym żywiołem. To właśnie brawura i młodzieńcza głupota spowodowała, że przy sztormowej pogodzie i kilkumetrowych falach zachciało mi się wygłupów w Morzu Śródziemnomorskim. Miałam wtedy naście lat i mogło się to zakończyć tragicznie. To była lekcja na całe życie i pewnie, dlatego podeszłam do tej lektury z takimi emocjami i zrozumieniem. Warto poznać z bliższej perspektywy pracę ratowników wodnych, to lektura godna uwagi, uruchamia wyobraźnię, empatię i refleksję. Polecam.
"Pamiętam twarze niemal wszystkich zmarłych, których wyciągnąłem z wody. Ale najgłębiej w moim umyśle utkwiło oblicze samej śmierci. To było w dwa tysiące dziewiątym roku. Nigdy wcześniej i nigdy później nie byłem jej tak bliski".
Takie reportaże lubię. Konkretne, a jednoczenie niepozbawione jakiś uczuć i emocji, wiążących się z tematem. A trzeba przyznać, że w tej książce emocji jest mnóstwo - od takiego czystego niedowierzania, przez smutek, do łez wzruszenia. Ten przekrój może wydawać się dziwny, ale, wbrew pozorom, wcale taki nie jest.
"WOPR. Życiu na ratunek" to takie kompendium wiedzy o tym, jak niebezpiecznym żywiołem jest woda i jak często bywa to bagatelizowane. O tym, że bycie ratownikiem jest naprawdę trudne pod wieloma względami, ale jest też pasją tych ludzi, którzy po prostu chcą pomagać. I pomagają, bo naprawdę ratują życie. Życia tysięcy ludzi. Narażając przy tym swoje własne. Każdego dnia, podczas każdej akcji.
Mną ta książka wstrząsnęła. Poznawanie tych historii daje poczucie, że mamy pośród nas bohaterów, którzy tak naprawdę wcale się za nich nie uważają. Serio, to jest bardzo dobra rzecz. Rzetelna, dobrze napisana, wciągająca i pokazująca, że czasem przez własną głupotę w ułamku sekundy możemy stracić życie, ale na szczęście są osoby, które czuwają nad tym, by takich sytuacji było jak najmniej. Tym ludziom - ratownikom - należy się ogromny szacunek. Tak samo jak dla Dawida Góry, który potrafił to w tak świetny sposób przedstawić.
Ratownictwo wodne nie dostaje tyle uwagi na ile zasługuje. Wiemy o tych ludziach, kojarzymy czym się zajmują, ale nie znamy żadnych szczegółów. Reportaż nie był przepełniony emocjami, wręcz odwrotnie, był zbyt spokojny i suchy, chociaż często górował tu temat śmierci. Nie każda akcja ratownicza kończy się powodzeniem, i nie jest to wina ratownika, a czasami niestety ofiary, która musi być świadoma zagrożeń i często jest uprzedzana tuż przed wypadkiem. Ratownicy są anonimowymi bohaterami, chociaż sami o sobie tak nie mówią i wolą pozostać w cieniu. Przed przeczytaniem tej książki nie byłam świadoma, że to nie jest zawód, który się uprawia dla pieniędzy, że ratownicy chcą częściej słyszeć zwyczajne “dziękuję”, że ratuje jedna osoba, a tym żyje cała rodzina i jak wiele muszą poświęcić dla życia obcej osoby. Nigdy nie lubiłam przybywać na głębokiej wodzie, a dla tych co lubią, bądźcie ostrożniejsi, WOPR stara się działać najlepiej jak potrafi, ale nie zawsze zdąży przed kostuchą.
Mocny reportaż o zawodzie ratownika wodnego. Już od pierwszych stron dostajemy dawkę emocji w związku z przekazywanymi czytelnikowi przeróżnymi historiami udanych, jak i niestety nie udanych, akcji. Opisy w książce mrożą krew w żyłach. Wybory, które często muszą być podejmowane spontanicznie, ważą o życiu ludzkim. Zawód który musi być wykonany z pasji ponieważ duży odsiew ratowników jest po pierwszej nie udanej akcji. Ilość osób które giną w wodzie jest zatrważającą. Brak odpowiedzialności, logicznego myślenia i często głupota odpowiada za mnogość wypadków.
Polecam dla tych którzy nie boją się takich tematów i chcą wiedzieć więcej o ratownictwie wodnym. Oby każde wejście do wody kończyło się wyjściem o własnych siłach.
Niezwykły reportaż Dawida Góry „WOPR. Życiu na ratunek.”, który pokazuje ciężką pracę ratowników wodnych oraz przedstawia tragiczne wypadki, dzięki którym powinniśmy wyciągnąć wnioski – jak nie należy postępować w otoczeniu różnych akwenów. Pamiętajcie z wodą nikt jeszcze nie wygrał. Niestety już niejeden cwany człowiek leży dwa metry pod ziemią. Pytanie – czy było warto? Ile razy ostrzega się rodziców – idąc na plażę pilnujcie swoich dzieci, woda jest bardzo niebezpieczna. Zamiast patrzeć co robią ich pociech to oni wolą: opalać się, pić piwko, siedzieć na telefonach, czytać książki lub słuchać muzyki. Robią dosłownie wszystko, żeby tylko nie zajmować się dziećmi. Oczywiście nie każdy rodzic tak postępuje. Uwierzcie mi – dzieci na plaży nie zawsze słuchają dorosłych. Po pierwsze często oddalają się od swoich rodziców, niepilnowane wchodzą do wody - a to już krok do tragedii. Co się stanie, jak wejdą głębiej do wody i porwie nurt? Co wtedy robią rodzice? O tym już przeczytacie w tym reportażu. Bezmyślność ludzka nie zna granic. Co robicie jak na plaży powiewa czerwona fala? Co w takim wypadku robią „odważni” ludzie? Pędzą na niestrzeżone plaże i wskakują do wody, bo przecież nikt im nie będzie mówił co mają robić. Jak na tym wychodzą? Poczytajcie. Poczytajcie również o niewdzięcznej, niebezpiecznej i mało płatnej pracy ratowników wodnych. Czy wiedzieliście, że oni codziennie dla nas narażają własne życie? Często psychicznie nie wytrzymują, gdy po raz kolejny muszą wyławiać ludzkie zwłoki. Nie mogą sobie darować, gdy akcja ratunkowa kończy się tragicznym finałem. Mam wielki szacunek dla ratowników wodnych WOPR, MOPR, SAR i mniejszych jednostek. To dzięki ich pracy możemy spokojnie wejść do wody widząc białą flagę. A w razie wypadku tylko im możemy zawdzięczać życie lub odzyskać ciało topielca. Czy ratownikiem wodnym może być kobieta? Czym grozi wchodzenie do wody po alkoholu? Z tego reportażu dowiecie się również, gdzie najczęściej toną Polacy. Ciekawa książka, która wywołała u mnie potok łez. Wstrząsnęła mną historia pewnego mężczyzny, który od trzech dni nie słuchał ostrzeżeń ratowników i niestety trzeciego dnia poszedł pływać i mimo reanimacji umarł na plaży. Rodzina zmarłego oczywiście o jego śmierć oskarżyła ratowników, którzy byli niewinni. Głupota tego pana sprawiła, że się po prostu utopił. Ratownicy zrobili wszystko co w ich moc, żeby ten człowiek przeżył. Ludzie to jednak są bezmyślni. Nie potrafią czytać ostrzeżeń, nie słuchają ostrzeżeń ratowników, a potem jest jeden wielki lament. Jestem zachwycona z tego reportażu. Dzięki niemu dowiedziałam się mnóstwo ciekawostek dotyczących pracy ratowników wodnych. Mogłam przeczytać ich relacje z różnych akcji i tych szczęśliwie zakończonych jak i tych tragicznych. Razem z ratownikami przeżywałam ich akcje ratunkowe. Każdy z was powinien przeczytać „WOPR. Życiu na ratunek.” – zwłaszcza przed sezonem letnim. Wielkie brawa dla autora Dawida Góry za ten mocny reportaż. Ściska za serce, zmusza do myślenia i wyciska łzy. Treść książki wchodzi jak ciepłe bułeczki. Doskonała lektura przed wakacjami. Polecam - #mommy_and_books
,, Pamiętam twarze niemal wszystkich, których wyciągnąłem z wody ".
Bardzo rzadko sięgam po reportaże, w zasadzie prawie wcale. Jednak temat i opis tego tytułu zaciekawił mnie do tego stopnia, że postanowiłam zaryzykować.Czy to ryzyko się opłacało? Z całą pewnością stwierdzam, że tak.
,, WOPR. Życiu na ratunek " to reportaż Dawida Góry, redaktora, reportera i autora tekstów o tematyce sportowej i społecznej. Jak łatwo się domyślić porusza on temat ratownictwa medycznego. W książce zawarte zostały rozmowy z ludźmi poświęcającymi się pracy w ratownictwie oraz ich historie, odzwierciedlające realia tej ciężkiej pracy. Ten reportaż to przejmujący obraz ludzkiej tragedii, walki o życie oraz gotowości do niesamowitego poświęcenia. To wspomnienia akcji ratowniczych, które momentami bardzo mną wstrząsnęły i sprawiły, że wydawało mi się, że czytałam nie reportaż, a książkę grozy. Niestety, wiele osób zapomina, że woda to bardzo niebezpieczny żywioł. To właśnie ludzka bezmyślność jest główną przyczyną tragedii nad kąpieliskami. Woda to natura, a my z naturą nie mamy prawa igrać.
Ratownicy nie tylko ratują życie, często są także świadkami ludzkiego cierpienia i nieszczęścia. Ten reportaż ukazuje jak bardzo to oddziałuje na ich psychikę. Mogę tylko przypuszczać jak muszą się czuć i jak wiele muszą poświęcić, byśmy mogli czuć się nad wodą bezpiecznie. O takich bohaterach trzeba głośno mówić. Sięgając po tę pozycję, otrzymujemy od autora wyjątkową okazję do poznania jak funkcjonuje ratownictwo wodne w Polsce, jak wygląda praca, często będąca pasją, ,, od kuchni ". Myślę, że warto zapoznać się z tą ciekawą i poruszającą historią o życiu i śmierci w przepastnej głębi. Mam nadzieję, że trafi ona do jak największej liczby osób i uświadomi, jak niewiele brakuje, by odpoczynek nad wodą, zamienił się w tragedię. Mimo tego, że tak dużo mówi się o prawidłowym zachowaniu na kąpieliskach, wciąż mnóstwo ludzi to lekceważy. A statystki nie kłamią. W 2021 roku byliśmy w pierwszej dziesiątce krajów Europy z najwyższą liczbą utonięć.
“WOPR. Życiu na ratunek” to reportaż opowiadający o pracy ratowników wodnych, czy to na morzu czy jeziorach, rzekach. Mimo, że wszędzie mają do czynienia z wodą to w każdym miejscu czekają na nich inne zagrożenia i utrudnienia. Po przeczytaniu tego reportażu jeszcze bardziej doceniam pracę woprowców, idąc na akcje narażają swoje życie.
W książce, ratownicy WOPR przytaczają różne akcje w jakich brali udział. A w ciągu roku jest ich bardzo dużo, niestety większość tragedii dochodzi przez ludzką głupotę, bezmyślność i alkohol. Czytając ten reportaż zastanawiałam się jak można tak narażać własne życie, ale też życie swoich bliskich, często dzieci.
Bohaterowie książki często wspominali, że ich praca jest niedoceniana. Rzadko słyszą słowo “dziękuję” a dość często wulgaryzmy, gdy proszą plażowiczów o wyjście z wody. Mimo to ciągle pracują jako ratownicy, bo to nie praca a pasja. I ja to bardzo rozumiem, mój mąż również należy do OSP. Gdy jest alarm to jedzie, nie ważne co akurat robi czy gdzie jest, pojechał nawet w dniu naszego ślubu. Modliłam się, aby w trakcje wesela nie zawyła syrena, bo na 90% by pojechał ma akcje, tym bardziej, że przyjęcie odbywało się w sali OSP. Dokładnie tak samo funkcjonują ratownicy wodni, to ich życie.
Poza tym książka napisana jest bardzo łatwym językiem. Czyta się ją bardzo szybko i wciąga od pierwszych stron. Ale też zmusza do chwili refleksji, chwila nieuwagi i może dojść do tragedii.
Myślę, że książka “WOPR. Życiu na ratunek” to godny uwagi reportaż. Pokazuje jak wygląda praca ratownika, że to nie siedzenie sobie na plaży nad morzem. Może dzięki niemu ludzie docenią prace woprowców, ale też będą bardziej odpowiedzialni w czasie spędzania czasu nad wodą.
"Pamiętam twarze niemal wszystkich zmarłych, których wyciągnąłem z wody. Ale najgłębiej w umyśle utkwiło mi oblicze samej śmierci"
WOPR. Życiu na ratunek jest to mocny i wstrząsający reportaż o pracy ratowników wodnych. Opowiada on o trudnych momentach ratownictwa wodnego. Z każdej akcji można wrócić martwym. Sama książka skłoniła mnie do pytania ile bezsensowych utonięć każdego sezonu można byłoby uniknąć, gdybyśmy jako społeczeństwo umieli dobrze pływać, a przynajmniej stosować się do przepisów obowiązujących na kąpieliskach wodnych.
Najbardziej poruszył mnie fragment "Rozpacz" z rozdziału "Sam na sam z głębią" ukazujący historię tragedii na jeziorze Dadaj. W sierpniu 1999 roku podczas uruchomienia silnika motorówki zbiorniki z paliwem wybuchły. W wyniku tragedii zginęła dwójka dzieci - chłopiec i dziewczynka. 72 h zajęło WOPR-owcom wyłowienie ciał. Sami ratownicy i strażacy płakali jak bobry razem z matką dziecka. Marcin Wajdyk sam płakał najbardziej kiedy wydobywał zwłoki dziewczynki jego córeczka była rok młodsza od zmarłej.
Zdziwiło mnie, że zarobki w tej branży medyczno-ratowniczej są aż tak niskie. Wiadomo większość ratowników, bierze tą fuchę dla satysfakcji i chęci niesienia pomocy innym to rzecz nadrzędna, ale 3500 - 4500 netto to strasznie mierne zarobki jak chodzi o branżę. W 2011 roku weszła ustawa ratownicza, która pozwala każdemu kto da więcej pieniędzy obsługiwać dane kąpielisko, co mija się z wymogami np. dwie łódki zamiast czterech, eh pieniążki.
Cieszę się, że mogłam przeczytać ten reportaż i jeszcze bardziej zagłębić się w historie ludzi, którzy zajmują się ratownictwem - pamiętajcie 601 100 100 i 985 te numery ratują życie.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Ten reportaż to debiut Dawida Góry – redaktora, reportera i wydawcy. Książka podzielona jest na kilka sekcji, które opisują wydarzenia kształtujące WOPR, historie ratowników, ale też problemy z jakimi WOPR boryka się do dziś.
Przy opisach wydarzeń proste krótkie zdania budują napięcie. Chcemy przeczytać o happy endzie. Nie zawsze on nadchodzi...
Czytając ten reportaż byłam w szoku jakim można być ignorantem, nie dbać o swoje życie, żeby chociaż trochę popływać. No i najważniejsze – to co się przejawia w ostatnich latach w każdym aspekcie naszego POLSKIEGO życia – "mi się należy", więc jak przyjechałem/am nad morze to muszę popływać mimo trzymetrowych fal...
W reportażu znajdziemy wiele ciekawych informacji np. o strukturze WOPR, o kobietach w WOPR, o tym jak ratownicy radzili sobie podczas powodzi w 1997 roku, jest też sekcja opisująca zadania nurków. Książka ukazuje jak bardzo ratownicy wodni narażają swoje życie, by ratować innych, a często nie są tak doceniani jak inni ratownicy. Według mnie najważniejsza jednak część książki mówi o tym, jak zachowują się ludzie dzwoniąc na 112 w sprawie wypadku w wodzie. Dyspozytorzy wskazują też na to, co jest dla nich najważniejsze przy przyjmowaniu takiego zgłoszenia.
Reasumując, genialny reportaż, bardzo pouczający. Przeczytałam go w zaledwie dobę. Polecam ogromnie.
Ten reportaż to debiut Dawida Góry – redaktora, reportera i wydawcy. Książka podzielona jest na kilka sekcji, które opisują wydarzenia kształtujące WOPR, historie ratowników, ale też problemy z jakimi WOPR boryka się do dziś.
Przy opisach wydarzeń proste krótkie zdania budują napięcie. Chcemy przeczytać o happy endzie. Nie zawsze on nadchodzi...
Czytając ten reportaż byłam w szoku jakim można być ignorantem, nie dbać o swoje życie, żeby chociaż trochę popływać. No i najważniejsze – to co się przejawia w ostatnich latach w każdym aspekcie naszego POLSKIEGO życia – "mi się należy", więc jak przyjechałem/am nad morze to muszę popływać mimo trzymetrowych fal...
W reportażu znajdziemy wiele ciekawych informacji np. o strukturze WOPR, o kobietach w WOPR, o tym jak ratownicy radzili sobie podczas powodzi w 1997 roku, jest też sekcja opisująca zadania nurków. Książka ukazuje jak bardzo ratownicy wodni narażają swoje życie, by ratować innych, a często nie są tak doceniani jak inni ratownicy. Według mnie najważniejsza jednak część książki mówi o tym, jak zachowują się ludzie dzwoniąc na 112 w sprawie wypadku w wodzie. Dyspozytorzy wskazują też na to, co jest dla nich najważniejsze przy przyjmowaniu takiego zgłoszenia.
Reasumując, genialny reportaż, bardzo pouczający. Przeczytałam go w zaledwie dobę. Polecam ogromnie.
Worth reading. It certainly broaden my horizons. I'll be more careful when near water and I have now even more respect for lifeguards. Also, book contains many example of people's recklessness and lack of imagination. This was author's first book and it shows a little bit. There are some stylistic mistakes in the book. Some stories are much less entertaining then the other - it seems like author could go another mile and interview more people to gather better material.
Książka przedstawia realia pracy w WOPR. Ciekawie napisana, lekko i szybko się czyta, nie zanudza długimi treściami. Autor przedstawił sporo sytuacji ratowniczych, na co liczyłam. Więc ogólnie polecam każdemu, dobrze jest być świadomym zagrożeniem które wiąże się z wodą.
„Zdecydowana większość ratowników podkreśla, że tej pracy nie wybiera się dla pieniędzy. Liczy się pasja i misja pomagania ludziom.” - s. 39
Wciągające opowieści o ludzkiej głupocie zazwyczaj. O tragediach najczęściej z wyboru, ale nie tylko. Momentami ciężko się czytało, ale nie z powodu formy, a z powodu sytuacji opisanych, które przyprawiały o dreszcze na samą myśl, ,gdybyśmy sami znaleźli się w takiej sytuacji. Dobrze przeczytać taką książkę przed wakacjami, żeby mieć więcej głowy na karku
Bardzo dobry reportaż. Dla osoby takiej jak ja, która z wodą i ratownictwem wodnym nie ma nic do czynienia ani żadnej wiedzy ten reportaż otwiera oczy. Polecam.
Ku przestrodze, postawa mnie to nie dotyczy, nic mi się nie stanie, co takiego może się zdarzyć?, poradzę sobie; bywa bardzo ale to bardzo złudna. WOPR ruszał na ratunek nie takim chojrakom. Akcje, i te "banalne", i ekstremalne, czy nawet fałszywe zgłoszenia, akcje udane i jakże szokująco często zakończone niepowodzeniem - jest tu cały wachlarz przypadków, emocji.