Zakopane – niegdyś tygiel artystyczny, dziś "Las Vegas Podhala". I choć mieszkańcy nie ustają w walce o kształt swojego miasta, wciąż przegrywają z właścicielami firm i inwestorami, którym zależy głównie na pomnażaniu majątku dzięki masowej turystyce.
Aleksander Gurgul przygląda się więc podhalańskiej patodeweloperce, przytacza litanię haseł reklamowych z zakopianki, zwanej przez internautów billboardzianką, rozlicza kierowców lokalnych busów i opisuje największe zaniedbania wynikające z ignorancji zarówno władz, jak i turystów. Nie boi się też trudnych tematów – pisze o przemocy domowej i wykorzystywaniu zwierząt. Z troską miłośnika i znawcy regionu zastanawia się nad przyszłością Podhala.
Książka Gurgula to opowieść o polskim kapitalizmie i jego pułapkach oraz reportaż o jednym z najliczniej odwiedzanych regionów w Polsce, w którym wszystko jest na sprzedaż. Wystarczy dodać parzenicę.
Dawno, dawno temu, gdy byłam jeszcze młoda i płocha, podczas wakacji w Zakopanem, zdarzyło mi się być świadkiem seksistowskiego monologu busiarza o tym jak to połowę najgroźniejszych wypadków powodują kobiety. Cytując klasyka, wówczas wrosła we mnie nienawiść i zatruła krew pobratymczą. Znienawidziłam Zakopane i nie jeździłam do niego przez lata.
Kończąc ten przydługi wstęp, wróciłam do Zakopanego dla Tatr, ale mój stosunek do górali nie uległ diametrialnej zmianie. Tym samym byłam idealnym targetem reportażu "Podhale". Autor punktuje wszystko to, co mnie wpienia w góralach. Od chciwości przez billboardozę, pogardę dla ceprów i dewocję po brak szacunku dla własnej spuścizny. I tak wiem, to miejsce wybitnie turystyczne skażone grzechem pierworodnym wszystkich takich miejsc, ale czemuż to tych wad nie ma Podlasie czy moje ukochane Mazury, a już na pewno nie w takim natężeniu? Dlaczego akurat Zakopane je popełnia? Nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. Z reportażu wyziera niechęć do górali i ja ją rozumiem. Natomiast kładzie się ona cieniem na obiektywizmie autora. Zwłaszcza dotyczy to rozdziału o przemocy w rodzinie opartym na kilku dowodach anegdotycznych napisanym pod tezę. Nie lubię górali, ale nie są winni całego zła tego świata. Po prostu zbyt polubili dutki.
Nie był to reportaż zły, nie był to reportaż wybitny. Dla osób takich jak ja. Już przekonanych ;)
Tytuł kompletnie nie pasujący do treści książki, zero obiektywizmu autora chociaż to podobno reportaż a obiektywizm jest jego cechą charakterystyczną. Tematy potraktowane bardzo pobieżnie, brak jakiejkolwiek myśli przewodniej, podążanie za tematami głośnymi i powszechnie znanymi, jedynie walki z mafiami busiarskimi były dla mnie nowsze i interesujące, ale to 6 czy 7 stron. Książka złożona bardziej z kilkunastu artykułów, nie tworzy spójnej całości, urwana praktycznie w środku zdania, bez puenty. Całość wypada bardzo niekorzystnie dla mieszkańców gdyż powiela stereotypy i to te najgorsze, że tu nic tylko alkoholizm, wyzysk i chciwość. O tytułowej sprzedaży nie ma prawie wcale, co robi tam rozdział o tragedii na Giewoncie? Nie rozumiem tego, tak ciekawy temat, a tak niewykorzystany potencjał. Najgorszy reportaż jaki miałam okazję przeczytać.
Opisowy "katalog" patologii nękających tytułowe Podhale, odsłaniający przed czytelnikami "ciemną stronę" polskiego turystycznego "eldorado", ale nie tylko - co też wiąże się z zastrzeżeniem, jakie mam pod adresem tego zbioru reportaży.
Owszem, wiele z opisanych tu problemów jest specyficznych dla regionu - wbijająca się bezpardonowo w naturalną przestrzeń krajobrazową i kulturową, niszcząca ją komercjalizacja, rażące uchybienia w przestrzeganiu norm w budowaniu konstrukcji o charakterze stricte dekoracyjnym, czy rozrywkowym czy też znęcanie się nad końmi, zamęczanymi na śmierć przy ciągnięciu furmanek z turystami...
Jest też tu jednak opisane wiele przypadków, będących jaskrawymi ilustracjami problemów, które dotyczą nie tylko Podhala, a jednak poruszone w tym zbiorze, mogą wywrzeć na odbiorcy mylne przeświadczenie, że ten region to prawdziwy przedsionek Piekła. Dużo tu o szeroko pojętej "patodeweloperce", przemocy domowej i problemach wynikających z alkoholizmu. To obszerne zagadnienia, które warto by, chociaż w przypisach, umieścić w nieco szerszym kontekście. Tu jednak wydłużają i pogłębiają jedynie mroczny cień, jaki rzucony zostaje - w wielu innych przypadkach słusznie - na Podhale.
Książkę, oczywiście polecam - to wciąż zbiór bardzo dobrych i wnikliwych reportaży, ale "powieszenie wszystkich psów" na tej jednej "gałęzi" uznaję za wysoce niesprawiedliwe.
Najdłuższym rozdziałem w tej książce jest bibliografia. Jak na tak bogaty przegląd literatury użytej do stworzenia tej książki, jest ona bardzo słaba. Połowa książki poświęcona jest kiczowatej architekturze, pijaństwu i domowej przemocy. O architekturze, a właściwie chaosie w architekturze w polskim wydaniu pisał dużo lepiej Filip Springer w książce "Wanna z kolumnadą". Chodzi mi o to, że w pierwszej połowie "Podhala" w miejsce Zakopanego czy innych miejsc z tej książki można wstawić dowolne miejsce w Polsce i będzie pasować. Czy to budownictwo, czy stosunki społeczne, ta książka nie oddaje ducha Podhala. Po prostu wpisuje się w to jak wyglądamy my, Polacy. Podobnie jest z opisanym tematem dostępnych pamiątek i traktowania gruntów w miejscowościach wypoczynkowych. To nie jest klimat Podhala, ale ogólnie -nasza polska rzeczywistość. Dalej w książce mamy obszerny rozdział o akcji ratunkowej TOPR-u podczas burzy. Jakby wyjęty z książki o tej instytucji. Moim zdaniem, autorowi wcale nie udało się opisać Podhala jako takiego. Skupił się na kilku zjawiskach, a w zasadzie na ich negatywnych aspektach. Nie ma tam niczego, co zachęciłoby ludzi do poznania kultury ludzi południa Polski. Chyba, że taki był zamiar. Nie bronię tu Górali. Mają swoje za uszami, to prawda. Nie oczekiwałem też romantycznej wizji Górali pasących owce. Ta książka jest po prostu słaba. Bez pomysłu. 300 stron to powinna być esencja tematu. Wyszła lura. Nie polecam.
wszystko czego potrzebowałam i dostałam w tej książce. takich reportaży potrzebujemy! fakt o tym jak tracimy dziedzictwo jest tak raniący bardzo to do mnie trafia tym bardziej, że moja przyszłość jest związana z jego ochroną..
Bardzo to powierzchowne jak na książkę. Zbiór reportaży - niby poukładanych tematycznie/chronologicznie - ale nadal, jakiś rodzaj niedosytu. Na plus obserwacje wielu podhalańskich (i w ogóle polskich) wypaczeń w przestrzeni publicznej.
Kupiłem tą książkę na Vinted za 5 zł nie patrząc w ogóle na opis tylko na tytuł. Myślałem sobie „ooo może z innego punktu widzenia dostrzegę to czego nie potrafię dostrzec jako zwykły turysta, który w planach ma zjeść na Krupówkach oscypka z grilla i wejść na Nosal”.
I w sumie rzeczy książka mi dała trochę więcej niż się spodziewałem! Co prawda chaotyczny jest ten reportaż, ale punktuje Podhale (głównie Zakopane) jako krainę geograficzną, w której zatraca się całą otoczka Gór oraz Górali. Zamiast ciupag mamy stoiska z pamiątkami nie związanymi totalnie z górami (Witkacy jakby to zobaczył to by dostał zawału) i jak bardzo ludzie mający spory budżet sami „palą” dziedzictwo jakie posiada Podhale.
Książka zawiera również inne aspekty, które skłaniają do namysłu, ale to zostawię już wam, żeby za wiele tutaj nie mówić. Jeśli jesteście zainteresowani po prostu sięgnijcie po ten tytuł.
2.5 Pierwsze 1/3 albo nawet połowa nudna jak flaki z olejem. Ot takie pisanie że patodeweloperka prężnie działa (shocking), patodeweloperzy chcą zarobić, że znowu jakiś dyrektor nie chciał rozmawiać z autorem i tak dalej i tak dalej - niby o wszystkim, ale głównie o niczym.
Potem robi się ciekawiej, jest mowa o alkoholizmie, przemocy czy wyzysku zwierząt, o reklamach w każdym zakątku Zakopanego czy wreszcie o busiarzach. I to było faktycznie dobrze napisane, ale bardzo pobieżnie, skrótowo i nie poświęcono temu tyle uwagi, ile tej patodeweloperce. A szkoda.
Patodeweloperka i budownicza wolna amerykanka. Przemoc domowa, alkoholizm i ustawa antyprzemocowa. Wykorzystywanie zwierząt. Bastion prawicy. Góralska religijność. To tylko hasła, ale za tymi hasłami kryje się całkiem ciekawe ich rozwinięcie, którego dokonał w swoim reportażu "Podhale. Wszystko na sprzedaż" Aleksander Gurgul. Autor zabiera nas w iście szaleńczą podróż po ulicach i halach Podhala, wytykając palcami wszystko to, co na Podhalu się dzieje, a dziać się nie powinno. Pokazuje nam miejsca, które niegdyś piękne, pełne zapierających dech w piersiach widoków, drewnianych tradycyjnych domów, miejsca działalności bohemy artystycznej, dzisiaj, zasłonięte billboardami i bryłami hoteli i pensjonatów, stają się polskim Las Vegas kiczu, plastiku, pop-góralszczyzny i chińskiej tandety. Pokazuje miejsca, w którym zamiłowanie do alkoholu i przemocy są często akceptowalne bardziej, niż sprzeciw żony wobec męża czy rozwód, gdzie tylko te zwierzęta mają wartość, które na siebie zarabiają, gdzie tylko jedna słuszna opcja polityczna ma posłuch, i tylko wartości polskiego katolicyzmu się liczą. Obraz malowany przez Aleksandra Gurgula nie jest ani piękny, ani chlubny, ani przyjemny. Jest przykry, smutny i ciężki do przełknięcia. Jest niejako rozliczeniem górali z ich zamiłowaniem do dudków, które usprawiedliwia wszystko, a z drugiej strony pokazuje, że także przyjezdni deweloperzy tę miłość praktykują, kosztem mieszkańców, klimatu, widoków, otoczenia. Bo reportaż Gurgula nie jest jednostronny, oj nie. Pokazuje przewinienia górali, ale mówi też o tych, którzy walczą o przywrócenie dawnego autentycznego Podhala, zanim najazd turystów zniszczył jego autentyczny urok i klimat. I moim jedynym zarzutem do tego reportażu jest to, że jest go dużo za mało. Miałam momentami wrażenie, że można by napisać więcej, mniej oszczędnie. Ale to nie ma większego znaczenia, bo reportaż jest na tyle dobry, że i tak warto po niego sięgnąć. Ja szczerze polecam.
O rany, bardzo chaotyczna. Pomimo tego, że rozdziały są pełne nazwisk, dat, wydarzeń i szczegółów to paradoksalnie i tak czułam, że temat jest ledwo liźnięty. To, że w reportażu (który powinien być rzetelny i obiektywny, nie?) tak często możemy widzieć osobistą opinię i poglądy autora od razu sprawia, że się zastanawiam czy dobór faktów, tematów i wydarzeń nie był stronniczy - taki, żeby tylko mnie przeciągnąć na jedyną, słuszną stronę. Najciekawszy rozdział (swoją drogą w ogóle nie pasujący do reszty książki) to ten o tragedii na Giewoncie.
Sięgnęłam po ten reportaż, ponieważ mieszkam dosyć blisko Podhala (w końcu 100 km to nie jest aż tak daleko) i wielokrotnie byłam tam za dzieciaka oraz jako osoba dorosła, więc mam również swoje spostrzeżenia na temat tego regionu oraz ludzi, którzy tam mieszkają. Autor skupia się na kilku dosyć ważnych aspektach związanych, na przykład, z samowolą budowlaną, patodeweloperką, pełną rozpiętością billboardów, które spotykamy na słynnej Zakopiance jak również w samym Zakopanem, a oprócz tego pojawiają się tematy związane z przemocą w rodzinie, zanieczyszczaniem środowiska, w tym powietrza oraz rzek, kwestie transportu zbiorowego, a pod koniec książki pojawiają się aspekty związane z turystyką i opis głośnej tragedii na Giewoncie, w wyniku której zginęło kilka osób.
Jeśli chodzi o ten reportaż to moim głównym zarzutem jest to, że te tematy są na tyle ogólne, że w zasadzie można wykreślić słowo Podhale wpisać jakiekolwiek miasto turystyczne i w zasadzie to co jest napisane pokryje się dokładnie z tym co się dzieje w innych miejscach. Na przykład w samym Krakowie - mieliśmy przed zmianą przepisów pełno billboardów, posiadamy rozpędzoną patodeweloperkę, w niektórych rodzinach pojawia się przemoc, zanieczyszczenie powietrza i wód to fakt, miasto tworzone jest pod turystów, a nie pod mieszkańców. Myślę, że gdyby wpisać Warszawę, Gdańsk, Kołobrzeg, Hel czy inne miasto, gdzie jest spora rotacja ludzi, to dojdziemy do takiego samego wniosku.
W zasadzie najbardziej zainteresowały mnie fragmenty, które dla wielu czytelników są mało istotne, a dotyczyły one Lipowego Dworu. Miałam to szczęście, że mogłam spać w tym zabytkowym pensjonacie, w zakopiańskim stylu (zanim został rozebrany), a nie wybudowanym, na tym samym miejscu, współczesnym dziwadle o tej samej nazwie. Głównie tutaj wzmocniła się moja uwaga, bo byłam ciekawa co się tam wydarzyło, że doszło do tej całej sytuacji i dlaczego zabytkowy budynek został ot tak zniszczony.
Zostawiam 1,5 gwiazdki. Tak jak zdążyłam już zauważyć, tematy są bardzo ogólne i mogą odnosić się do każdego turystycznego miejsca.
mam trochę mieszane uczucia co do oceny - bo obiektywny to ten reportaż za bardzo nie jest, ale z drugiej strony mówi prawdę - bardzo nieprzyjemną i przykrą, ale tak to już się żyje w tym kraju
co do formy - jest dość chaotycznie. chyba zbyt wiele wątków poruszono i przez to nie są one aż tak pogłębione. niektóre brzmią bardziej jak urywek artykułu prasowego, to trochę za mało
ogólnie jednak polecam, bo choć ja wiedziałam o większości poruszanych tematów, to mam wrażenie, że niektórzy nadal udają, że poruszone problemy nie istnieją
Podhale! What a shame. Shame dla całej Polski, bo problemy opisane w tej książce (może momentami dość pobieżnie i jednostronnie) - patodeweloerka, samowolka budowlana, przemoc domowa, alkoholizm, znęcanie nad zwierzętami - dotykają nie tylko tego regionu. Nieco mi tutaj brak spojrzenia, na wybrane przez autora zagadnienia, także oczami tych, których stawia po przeciwnej stronie... niemniej - warto się zapoznać z tą lekturą.
Nigdy bym nie pomyślała, że jakikolwiek reportaż tak mnie wciągnie. Nie mogłam się oderwać, co jest naprawdę rzadkością. W krótkich rozdziałach zostały poruszone węzłowe problemy regionu. Jako stała bywalczyni Podhala myślałam, że mało co może mnie zaskoczyć, a jednak nie wiedziałam o wielu rzeczach przedstawionych w tej książce. Bardzo polecam, świetnie się czyta.
Dużo wątków, więc raczej pobieżnie są one przedstawione. Nie zmienia to faktu, że autor ukazuje Zakopane i Podhale takie, jakie jest… niemożliwe pod polubienia, choć kocha się Tatry.
Reportaż porusza ciekawe tematy ale właśnie tylko porusza i wielka szkoda, że nie opisuje ich bardziej i głębiej. Po prawie każdym rozdziale czułam niedosyt i miałam poczucie, że można było napisać więcej.