Public condemned Les fleurs du mal (1857), obscene only volume of French writer, translator, and critic Charles Pierre Baudelaire; expanded in 1861, it exerted an enormous influence over later symbolist and modernist poets.
Reputation of Charles Pierre Baudelaire rests primarily on perhaps the most important literary art collection, published in Europe in the 19th century. Similarly, his early experiment Petits poèmes en prose (1868) (Little Prose Poems) most succeeded and innovated of the time.
From financial disaster to prosecution for blasphemy, drama and strife filled life of known Baudelaire with highly controversial and often dark tales of Edgar Allan Poe. Long after his death, his name represents depravity and vice. He seemingly speaks directly to the 20th century civilization.
"[...] tych, którzy najbardziej może na szczęście zasługują, wszystko, co uszczęśliwia zwykłych śmiertelników, przyprawia o wymioty" (23).
"Bo czyż autorowi potrzeba do szczęścia, by jego książkę zrozumiał ktokolwiek, poza tym jednym albo tą jedną, dla którego bądź której ją pisał? Nawet więcej: czy to w ogóle konieczne, by pisał ją dla kogoś? Jeśli zaś chodzi o mnie, to mam tak mało sympatii dla współczesnych, że [...] najchętniej pisałbym wyłącznie dla siebie" (23).
### Poemat o haszyszu
"Pod wpływem haszyszu mózg i organizm nie zadziałają inaczej niż zwykle; to prawda, że ich reakcje nasilą się i wyostrzą, lecz pozostaną wierne swoim źródłom. Człowiek nie wymknie się fatalizmowi swojej fizycznej i duchowej osobowości: haszysz będzie powiększającym lustrem jego codziennych wrażeń i myśli, lustrem i niczym więcej" (35).
"Ten nowy stan to 'kief', jak mówią ludzie wschodu. To już nie wir i tumult, to bezwładny, cichy błogostan, majestatyczna rezygnacja. Od wieków nie jesteś już panem siebie, ale przestało cię to obchodzić. Cierpienie i poczucie czasu znikły, a jeśli czasem ośmielą się pokazać, to całkiem odmienione przez aktualny nastrój; wobec swej zwykłej postaci są teraz tym, czym poetycka melancholia wobec ostrego bólu" (51).
"Jednak dla ludzi wysublimowanych ważniejsza będzie, jak sądzę, wiedza o wpływie trucizny [haszyszu] na sferę duchową człowieka, a więc o spotęgowaniu, spaczeniu i przejaskrawieniu zwykłych uczuć i pojęć moralnych, ulegających w tej wyjątkowej atmosferze zjawisku swoistej refrakcji. W każdym, kto po długim poddaństwie u opium lub haszyszu, choć osłabiony tą niewolą, znalazł w sobie energię niezbędną, by się uwolnić, widzę zbiegłego więźnia. Budzi we mnie więcej podziwu niż ktoś, kto dotąd nie upadł, gdyż zawsze starannie omijał pokusy. Mówiąc o opiożercach, Anglicy często używają słów, które za przesadę wziąć mogą tylko niewinne istoty, co nigdy się tak ohydnie nisko nie stoczyły: enchained, fettered, enslaved! W rzeczy samej kajdany i to takie, przy których wszelkie inne - kajdany obowiązku czy nieślubnego stadła - to ledwie przewiązki z pajęczyn i koronek!" (52-53).
"Jeśli wola, weźcie te słowa za przesadną metaforę, wyznam jednak, że ekscytujące trucizny miałem zawsze nie tylko za jeden z najstraszniejszych i najpewniejszych środków, jakich używa Duch Ciemności, aby zwerbować i ujarzmić żałosną ludzkość, ale wręcz za jedno z jego najdoskonalszych wcieleń" (54). "Czyż nie miałem racji, twierdząc, że umysł prawdziwie filozoficzny dostrzega w haszyszu poręczne narzędzie szatana? Wyrzut sumienia, osobliwa przyprawa szczęścia, rozpływają się niebawem w błogiej kontemplacji tychże wyrzutów, w ich rozkosznej analizie; analizie tak wartkiej, że człowiek, diabeł z natury, by użyć języka swedenborgistów, nie pojmuje, jak bardzo jest mimowolna i jak szybko, z chwili na chwilę, zbliża się do diabelskiej doskonałości" (60).
"[...] wybrana dusza, odpowiednik tego, co wiek XVII zwał człowiekiem czułym, szkoła romantyczna człowiekiem niezrozumiałym, zacne zaś rodziny i masa mieszczańska piętnowały zawsze mianem oryginała. Temperament na pół nerwowy, na pół żółciowy wydaje się najprzychylniejszy ewolucjom haszyszowego upojenia; dołóżmy umysł wyszkolony, wyćwiczony w badaniach kształtów i kolorów; serce wrażliwe, znękane nieszczęściem, lecz jeszcze gotowe odżyć; pozwolimy sobie nawet na domysł o jakich dawnych błędach oraz ich typowych u istot pobudliwych skutkach: wyrzutach sumienia lub przynajmniej żalu za zmarnowanym i sprofanowanym czasem [jeszcze przez Proustem]. Upodobanie do metafizyki i znajomość rozmaitych hipotez filozoficznych tyczących przeznaczenia człowieka nie będą na pewno zbędnym dodatkiem - nie będzie nim także umiłowanie cnoty, cnoty abstrakcyjnej, stoickiej, bądź mistycznej [...]. Jeśli dorzucę wielkie wysubtelnienie zmysłów, które uważam jednak za cechę nadprogramową, otrzymam, jak sądzę, ogólna charakterystykę nowoczesnego człowieka czułego, czegoś, co można by nazwać pospolitą formą oryginalności" (55).
"Łatwo dostrzec podobieństwo satanicznych kreacji poetów do ludzi oddanych środkom pobudzającym. Człowiek chciał zostać bowiem i niebawem, mocą niepojętych praw moralnych, stoczył się niżej swego naturalnego miejsca. [...] Mimo nieocenionych usług, jakie oddały eter i chloroform, uważam, że z punktu widzenia filozofii spirytualistycznej wszystkie nowoczesne wynalazki zmierzające do zmierzające do zmniejszenia zarówno wolności, jak i niezbędnego cierpienia jednako zasługują na potępienie. [...] Po wszystkich tych rozważaniach zbędne byłoby podkreślanie niemoralnego charakteru haszyszu. Jeśli porównamy go z powolnym samobójstwem [Jaszczur Balzaca], z ostrzem, co wciąż ocieka krwią i wciąż gotowe jest ranić, żaden rozsądny umysł nie zaprotestuje. Jeśli skojarzę go z magią, z czarnoksięstwem, co zniewalając materię swymi arkanami [...] próbują dać ludziom władzę zakazaną, a raczej dostępną tylko jej godnym, żadna filozoficzna dusza nie przygani takiemu porównaniu" (64-65).
"Kto użyje trucizny, aby myśleć, zatraci niebawem zdolność myślenia bez trucizny. Czyż można w ogóle pojąć okropność losu człowieka, którego sparaliżowana wyobraźnia nie potrafi funkcjonować bez pomocy haszyszu bądź opium?" (67).
### Wino i haszysz jako środki potęgujące osobowość
"Pewien bardzo sławny człowiek, a przy tym wielki dureń - co jak się zdaje, często idzie w parze i czego przykłady pewno jeszcze nieraz będę miał bolesną przyjemność demonstrować [...]" (155).
"Myślę sobie, że gdyby Jezus Chrystus stanął dziś przed sądem, z pewnością jakiś prokurator uznałby recydywę za okoliczność obciążającą. Wino jest niepoprawnym recydywistą. Dzień w dzień obdarza nas łaskami" (158-159).
"Wydaje mi się, że gdyby ludzkość zarzuciła produkcję wina, w mózgach i ciałach naszej planety powstałaby próżnia, pustka, ułomność potworniejsza niż wszystkie przypisywane winu ekscesy i zdrożności. Czyż nie ma podstaw by sądzić, że ludzie, co nigdy nie piją wina, prostacy i pedanci, to głupcy lub hipokryci? Głupcy - ludzie nie znający ani człowieka, ani natury, artyści odrzucający tradycyjne recepty sztuki, majstrzy urągający prawom mechaniki; hipokryci - wstydliwi opilcy, samochwalcy trzeźwości, co popijają ukradkiem i tają jakiś sekretny grzech. Człowiek, który pija jedynie wodę, skrywa coś przed światem" (160).
"Wino pobudza wolę, haszysz ją unicestwia. Wino jest fizyczną podporą, haszysz samobójczym narzędziem. Wino czyni dobrym i towarzyskim, haszysz izoluje. [...] Wino jest pożyteczne, przynosi owocne skutki. Haszysz jest groźny i niebezpieczny" (174-175).
mam nieco mieszane uczucia, bo tak jak pierwszą część czytało mi się nadzwyczaj dobrze, tak druga w pewnym momencie zaczęła zdawać mi się nieco zbyt rozciągnięta i mniej charyzmatyczna niż jej poprzedniczka; trzeciej w ogóle ocenić nie umiem, bo zawierała w sobie praktycznie to samo, co pierwsza i myślę że ta powtarzalność nie była do końca dobrym zabiegiem. ale all in all, było naprawdę w porządku.
pierwsza część była super, była w stylu paryskiego splinu i kwiatów zła, które uwielbiam. natomiast druga, znacznie obszerniejsza niż pierwsza była bardzo nadęta analizą dwóch książek, która mnie niesamowicie znużyła swoją repetytywnościa i jakimś takim brakiem lekkości pióra, jakby każde napisane zdanie przychodziło autorowi z trudem.
Tak, Baudelaire był narkomanem. Taki mój wniosek, a oprócz tego - ciekawe studium różnych stanów narkotycznych umysłów, według autora, artystycznych i wrażliwych. Jest komentarz dyskredytujący dwie substancje, są anegdotki, jest komentarz pochwalajacy, wysławiający nawet, wino. Klimat jest melancholijny i lekko poetycki. Polecam książkę, myślę, że nie ma przekonywać co do swojej racji, bo to jednak zupełnie inne czasy, ale ma przekazać pewne emocje. Bardzo fajny wstęp biograficzny.
Świetna część pierwsza, nużąca część druga i wtórna część trzecia. Czyta się dobrze pomimo upływu lat, a jak wiadomo Baudelaire wielkim poetą był i warto poznać jego dzieła inne niż „Kwiaty zła”. Dekadencki klimat paryskiej bohemy XIX wieku niepowtarzalny.
Spodziewałam się szerszego spojrzenia na zagadnienie - nie tylko opisu, jak przeszłe doświadczenia, cierpienia i troski mogą kształtować ten nadnaturalny stan po spożyciu haszyszu. Choć piękne opisy halucynacji i uczuć stanowiły dużą pociechę i trochę wyrównały mój zawód.
klimat absolutnie unikalny i pióro baudelaire’a jedno z lepszych z jakimi się dotychczas zapoznałam, niestety druga część mnie znużyła i nie miałam już siły na czytanie
"Bo subtelne i nowe rozkosze człowiek dobywa nie tylko ze zgubnych specyfików, posiada także przywilej czerpania ich z cierpienia, upadków i ciosów losu."
Baudelaire jest tym, który na podstawie swojego doświadczenia i zapoznanych dzieł, tworzy swoisty wywód o tym jak ludzie w imię osiągnięcia stanu fabrykowanej szczęśliwości, są w stanie zatracić swoje "prawdziwe" życie i własną wolę. Dzieje się tak za sprawą spożywanej chemii ale także w podejściu osobowości człowieka do świata i jego sytuacji życiowej.
Będę bezpośrednia- to książka skupiająca się na narkotykach, które paraliżują, uzależniają i wyniszczają, szczególnie tych co są gotowi na wszystko bądź mają przywilej zabawienia się swoim umysłem i emocjami. Pod warstwą pięknych wizji uchwyconych z zapisków niezmiernie ciekawej osobistości, Baudelaire przywołuje (używając bogatych opisów, świetnie zbudowanych) oniryczne wręcz (lecz niemniej również ponure) przykłady epizodów ze stosowaniem tych substancji napomykając co nieco także o własnych perypetiach. Mogę nazwać to poetyckim (choć nie wierszowanym) zmierzeniem się z obliczem "specyfików" połączonych z czułym, artystycznym wnętrzem. To porównanie moralnej sfery zdobywania chwilowej błogości w imię przeróżnych rzeczy. Bo jak zapowiada autor, na końcu i tak będzie czekać nieskończony głód. Czy ktokolwiek powinien być gotowy i zdolny na takie poświęcenie? I kto wie, czy samego autora nie można określić już jako człowieka w pełni wolnego, który pomimo świadomości zagrożeń narkotyków pozostaje pod urokiem choćby wina.
Pozostaję pod dużym wrażeniem, to zdecydowanie ciekawa i nietypowa pozycja do poznania.