Nie próbuj krzyczeć. I tak nikt cię nie usłyszy...
Piątka przyjaciół wyjeżdża świętować obronę prac magisterskich do leśnego domku w Mikołajkach. Adam, nieformalny lider grupy, proponuje smartdetoks. Zabawę, która ma polegać na schowaniu telefonów do sejfu i zablokowaniu zamka. Chce świętować ostatnie beztroskie wakacje wolny od cyfrowego świata.
Gdy między przyjaciółmi dochodzi kłótni, tworzą się podziały, a każda para zaczyna spędzać czas osobno. Krysia, jedyna singielka w grupie poznaje przystojnego Filipa, i po wspólnym dniu zaprasza go do siebie. Po powrocie okazuje się, że jedna para od wielu godzin nie wraca z leśnej wycieczki.
Filip, który mieszka w starym domu po drugiej stronie lasu i zna okolicę jak własną kieszeń proponuje pomoc w poszukiwaniach. Przyjaciele nie są świadomi, że chłopak wie co stało się z zaginionymi i zrobi wszystko, żeby nigdy nie zostali odnalezieni. Tylko w ten sposób będzie mógł ocalić pozostałych przed podobnym losem...
Co kryje się w murach tajemniczej posiadłości i kim są jej ekscentryczni mieszkańcy?
Adrian Bednarek to urodzony w 1984 r. w Częstochowie, absolwent Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Autor od wielu lat fascynuje się tematyką kryminalną, w tym postaciami seryjnych morderców i II wojną światową. Jest także fanem żużlu i właścicielem firmy handlowej. "Pamiętnik diabła" to jego debiut literacki.
Nie czytam slaszerów, więc ciężko mi się wypowiedzieć w jakieś szerokiej skali: nie mam porównania. Ale jak na pierwszą styczność z pełną krwi, przemocy i braku optymizmu od pierwszej strony, czytało się bardzo dobrze. Lektura ma tylko 260 stron i płynie się przez nią. Normalnie gustuję w thrillerach i kryminałach i na pewno do nich wrócę, bo trochę za dużo "bleh" momentów jak dla mnie, ale znów: to chyba tak ma być w tym gatunku. Fajnie siedziało się w głowie wszystkich postaci. Dopóki żyły :D
tu w ogole nie ma logiki. bohaterowie sa nierealistyczni, a ich zachowania to smiech na sali. rozumiem, ze mialo to byc typowym slasherem, ale cos tu nie wyszlo. glowny antagonista zarysowany fatalnie, kompletnie nie przejelam sie losem bohaterow. ksiazka ma 300stron a i tak za dluga.
Po powieści autora sięgam "w ciemno" niezależnie czy jest to thriller psychologiczny, erotyczny, czy sensacja każda prezentuje wysoki poziom czytelniczych doznań i absorbuje bez reszty. We wszystkich znajduje się przynajmniej jedna psychopatyczna postać, z którą często sympatyzuję, chociaż wiem, że to kłóci się z poczuciem moralności. Autor specjalizuje się w tworzeniu profili skrzywionych osobowości, jednak w jego wydaniu określenie to może mieć różne konotacje. Tym razem postanowił sprawdzić się w innym formacie - powieść grozy napisana w klimacie filmowych slasherów.
To miały być niecyfrowe wczasy... Finansista i hazardzista Adam wraz ze swoją dziewczyną, Mariolą, organizuje dla paczki przyjaciół tygodniowy wypad do Mikołajek, by oblewać magisterkę. Wraz z nimi jest zraniona po stacie chłopaka farmaceutka Krysia oraz arogancka, zarozumiała snobka, prawniczka Jadzia i jej partner Marcin. Ten ostatni, choć studiował finanse, zawsze uważał, że jego przeznaczeniem jest pisanie filmowych scenariuszy. Nie spodziewał się, że mała miejscowość na mazurach ma dla niego przygotowaną swoją drastyczną projekcję, a hazardzista będzie zmuszony zagrać va banque w grze o życie. Z innej perspektywy poznajemy Paulinę Kopczyńska, spadkobierczynię kilku restauracji portowych i kamienic oraz jej kochanka Filipa. Wątki zazębiają się, ukazując tą samą oś czasową. Choć początkowo zdają się nie mieć ze sobą powiązań, to okazuje się, że roszady na planszy gry są znaczne.
Dosyć szybko zaczęła kiełkować myśl, że historia nie jest tak schematyczna jakby się początkowo wydawało, że posiada ukryte dno osnute mgłą makabrycznych tajemnic kryjących się za drzwiami domu Staussów. Fabuła nie jest jedynie oblana krwią i flakami, jak w horrorach, do których książka jest porównywana. Wzbudzenie poczucia lęku scenami filmowymi nie jest specjalnym wyczynem, ale osiągnięcie tego wizualizując słowa to już wyższa technika. Kolejny eksperyment pisarski Adriana i kolejny sukces.
Prosty, lecz plasyczny styl liceracki drażni wyobrażnię wyświetlając coraz to nowe okropne sceny, ze strony na stronę podnosząc poziom napięcia, by w już w połowie książki przyprawić o istny zawrót głowy. Dzieje się to głównie za sprawą wielowymiarowych intryg. Każdy z bohaterów ma swój plan, który wciąż ewoluuje wyciągając na powierzchnię ich zmienione, nowe oblicza. Tym razem moje osobiste odczucia były nieco inne niż przy wcześniejszych powieściach autora. Łapałam się na tym, że nie polubiłam żadnej z postaci, a mimo antypatii chciałam by jednak im się udało. Sami bohaterowie są perfekcyjnie doszlifowani, naturalni, z ukazanymi mocnymi stronami oraz słabościami.
Reasumując uważam, że jest to jedna z lepszych powieści Adriana. Autor śmiało może eksperymentować w kolejnych gatunkach, byleby nie pozbywał się z nich chorych psychopatów, bo właśnie to jest największym atutem i jego mocną stroną sprawiającą, że każda kolejna książka należy do tych "nieodkładalnych".
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Skarpa Warszawska, a Adrianowi, po raz kolejny, za dostarczenie istnego rollercostera emocji.
Slasher to wdzięczny gatunek i niezwykle uniwersalny, bo jak się zastanowimy, to sprawdza się w zasadzie w każdych okolicznościach. Jednak, najlepiej sprawdza się letnią porą – slasher wakacyjno-urlopowy to jest to! Krwawy, leciuchny, troszkę tandetny – slasher jak ta lala na letnie zaczytanie, czyli „DOM STRAUSSÓW” Adriana Bednarka to hołd złożony klasykom gatunku, dla miłośników slasherów jak „Piątek 13”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Pułapka na turystów”, „Droga bez powrotu”, „Koszmar minionego lata”… i wielu, wielu innych!
Warto pamiętać, że slashery operują konkretnymi motywami fabularnymi, budują przed oczami konkretne bardzo obrazy, szafują przemocą, więc chociaż nie wywołują strachu, to bawią się lękami widzów i czytelników. Adrian Bednarek sięga po miejscówki, które od razu przywołują na myśl „Hostel”, przywołują „Wolf Creek”, z łatwością można je sobie wyobrazić, tym bardziej, gdy ze slasherami mieliśmy już do czynienia. Nasi bohaterowie wpadają w pułapki jak w „Drodze bez powrotu”, przetrzymywani są w klatkach i lochach, poddawani najobrzydliwszym torturom. To jest charakterystyka gatunku, to jest slasher, więc noże, piły, toporki, wszystkie chwyty dozwolone. Nie ma odwrotu, więc co wrażliwsi powinni trzymać się po prostu z daleka. Nie mówcie, że nie ostrzegałam.
„Dom Straussów” to świetny przykład na to, że slasher ma się dobrze, a nawet znakomicie jako podgatunek horroru i nie traci nic na swojej uniwersalności z biegiem lat. Można wykorzystywać znajome klisze, może operować rozpoznawalnymi obrazami, przerysowanymi opisami, a wciąż będzie sprawiał mnóstwo frajdy, nic się tu nie zmienia. Widać, że Adrian Bednarek świetnie się bawił przy pisaniu. Stworzył slasher idealny – jest lekko, jest krwawo, troszkę tandetnie, czyli dokładnie tak jak powinno być.
Przyznaję bez bicia, że to chyba moje pierwsze spotkanie z książką, która ma być slasherem. Nawet z tej okazji stwierdziłam, że przeczytam trochę czym charakteryzują się tego rodzaju pozycje, żeby nie oceniać książki niesprawiedliwie tylko dlatego, że nie rozumiem konwencji. Także z moją skromną wiedzą na podorędziu przystąpiłam do czytania "Domu Straussów".
Zacznijmy od tego, że bohaterami jest piątka znajomych - Adam, Marcin, Mariola, Jadzia, Krysia. Właśnie zakończyli studia i zanim wkroczą w dorosłość na pełnej parze to decydują się na wspólny wyjazd do leśnego domu w Mikołajkach. Pada pomysł, żeby na czas wyjazdu całkowicie zrezygnować z korzystania z komórek i zamykają je w sejfie. Towarzystwo jednak nie trzyma się razem, więc bardzo szybko każdy z paczki znajduje swoje pomysły na spędzanie wolnego czasu. Sytuacja zagęszcza się, kiedy jedna z par zbyt długo nie wraca.
Nie wiem, nie jestem przekonana. Nie chodzi tu o to, że książka jest brutalna i opisy są dosadne, bo byłam na to przygotowana przystępując do lektury. Nie szokuje mnie też ilość scen, gdzie pewien czyn (delikatnie rzecz ujmując) nie ma zgody z obu stron. Najbardziej zadziwiały mnie decyzje bohaterów, które były nieadekwatne do sytuacji. To co czasami mówili sprawiało, że moje brwi wędrowały w górę, bo z góry wiedziałam, że to jest oczywista woda na młyn. Poza tym fabuła szła trochę jak po grudzie, ale nie potrafię wyjaśnić czym to jest konkretnie spowodowane. Bywały fragmenty mocno mięsiste, a potem pojawiały się chwile stagnacji.
Strasznie ciężko mi ocenić tę pozycję, bo nie zdołała wyrobić we mnie opinii czy slasher to jest gatunek, który mógłby mi przypaść do gustu lub będzie niestrawny. Mimo, że widziałam elementy, które mi odpowiadały to z drugiej strony była taka pula, gdzie zastanawiałam się czy to jest faktycznie charakterystyczne dla slashera czy jednak zadziałała fantazja autora.
Pora na gwiazdki. Zostawię ich dwie, bo w moim systemie oceniania jest to ocena neutralna. Było okej, ale pozycja nie sprawiła, żebym ją w pewien sposób doceniła, ale równocześnie nie uznaję jej za coś co należy unikać. Nie polecam i nie odradzam, każdy musi sam ocenić czy jest gotowy na zawartość.
mialy byc 2 gwiazdki, ale tyle razy mialam ochote zrobic dnf, że zostane przy jednej
bardzo lubie slashery w wersji filmowej, swego czasu potrafilam obejrzec kilkanascie takich horrorow pod rzad, wiec jestem wyjatkowo odporna na glupotki, jakimi cechuje sie ten gatunek. 'dom straussow' to jednak przegiecie pod kazdym wzgledem. absurd nie do przelkniecia, na dodatek niechlujnie i meczaco napisany. nie polecam
To było przerażające, nieprzewidywalne, obrzydliwe, wciągające. I zdecydowanie dla dorosłych.
Nie czytam książek z tego gatunku, ale ta zapowiadała się bardzo ciekawie. W sumie taka była. Wartka akcja, w ogóle się nie nudziłam, ciągle byłam ciekawa, co będzie dalej. Z drugiej strony okropnie się bałam i brzydziłam niektórych fragmentów. Moja bujna wyobraźnia nie dawała mi spać. Kompletnie nie spodziewałam się tego wszystkiego co się tam wydarzyło. Ani tego, że tak bardzo mnie to pochłonie.
Adam, Mariola, Marcin, Jadzia i Krysia po studiach wyjeżdżają na wakacje do domku w Mikołajkach. Postanawiają na ten czas schować swoje telefony do sejfu. Tak naprawdę to ten cały smartdetox jest w powieści tylko prze, chwilę i nie ma potem aż tak dużego znaczenia.
Dlaczego 3 gwiazdki? Chętnie dałabym więcej, ale niektóre sceny były dla mnie zbyt odrażające, obleśne, niesmaczne.
Generalnie polecam. Może Wam się bardziej spodoba, jeśli lubicie się bać, a okropne sceny nie robią na Was takiego wrażenia.
O ile sam pomysł, klasyczny i znany z wielu innych książek czy filmów nie jest zły o tyle specyficzny język niby "luzacki" (chawira, zjeb, k"tas) był na tyle wulgarny, że bardzo mi przeszkadzał. Książka przesiąknięta scenami seksu do tego stopnia, że czułam się zniesmaczona. Znam inne horrory w stylu slasher gdzie nie było mowy o takich scenach i wulgarnych wypowiedziach, a jednak trzymały poziom. Podam przykład scena zagrożenia, strach, chęć ucieczki, a bohaterka postanawia, że będzie się teraz właśnie parzyć z oprawcą, to może jej daruje :-). Świetny pomysł! Bohaterowie wyzuci z uczuć, płascy, beznamietni, zmieniający zdanie jak w kaledjoskopie. Książka cienka, a męczyłam ja okrutnie. Niestety nie podobało mi się.
jak kocham slashery, czy na papierze, czy na ekranie, tak tego zboleć nie mogłam. strasznie się męczyłam w trakcie, głupota bohaterów sięgała zenitu, a historia została opowiedziana w tak pruderyjny i żenujący sposób, że po pierwszych trzydziestu stronach chciałam zrobić dnf. nie polecam.
Ta książka jest tym czego oczekiwałam: prostym slasherem do poczytania dla rozluźnienia. Spodziewałam się jednak czegoś innego po tytule i powiem szczerze, że dużo bardziej zainteresowała mnie historia opisana na początku książki: o grupce przyjaciół, która przyjechała pracować u pani w ogromnej posiadłości, niż ta o grupie „przyjaciół”, którzy przyjechali na wakacje się ciagle kłócić.
Lubicie gdy Wasz ulubiony autor eksperymentuje z gatunkami? Sięgacie wtedy po "nowości" spod jego pióra? Ja lubię, ostatnio czytałam thriller erotyczny spod pióra Adriana Bednarka, który bardzo mi się podobał a teraz zdecydowałam się sięgnąć po jego najnowsze "dziecko", slasher "Dom Straussów".
"Nie próbuj krzyczeć. I tak nikt Cię nie usłyszy..."
Piątka przyjaciół wybiera się do leśnego domku w Mikołajkach. Chcą świętować obronę prac magisterskich. Adam wpada na pomysł by zabawić się w smartdetoks, w związku z tym wszystkie smartofny chowają do sejfu i blokują zamek. Sielanka jednak nie trwa długo, między przyjaciółmi dochodzi do kłótni, co w rezultacie sprawia, że każdy z grupowiczów spędza czas oddzielnie. Krysia jako jedyna singielka w grupie, podczas spaceru poznaje Filipa i po wspólnie spędzonym czasie zaprasza go do siebie. Po kilku godzinach okazuje się, że jedna z par nie wróciła do domu. Filip doskonale zna okolice i proponuje pomoc w poszukiwaniach, domyśla się również co stało się z zaginionymi i chce zrobić wszystko, by nigdy nie zostali znalezieni..
Jak wyszedł slaher w wersji papierowej, w dodatku w wykonaniu Adriana Bednarka? Genialne! Pierwszy raz miałam okazję czytać slasher, choć ekranizacji tego typu obejrzałam w swoim życiu mnóstwo. Jak to u Autora bywa i jak być powinno w tym gatunku, trup ściele się gęsto, jest makabrycznie, krwawo i brutalnie! Czyli tak jak lubię! Wciąga niesamowicie, nie sposób się od niej oderwać. Z każdej kolejnej strony czuć wypełzający niepokój i strach, który powoduje ciarki na całym ciele. Czytałam z ogromnym zaciekawieniem, w napięciu oczekiwałam zakończenia, które zaskakuje! Kolejna swietna książka w dorobku Autora, która wskakuje na listę najlepszych przeczytanych tego roku! Polecam!
Dlaczego ja sobie to robię? Nie jest to pierwsze spotkanie z autorem, bo czytałam już pierwszą część z serii Kuba Diabeł, ale wymyśliłam sobie, że gorzej nie będzie, więc dam szansę. Cóż, trzeba było po szale pozytywnych recenzji ze współprac, zajrzeć jednak na LC. Nauczka dla mnie. Bo inni też się nabrali, i mogłam się ustrzec. Ale skoro tego nie zrobiłam i przebrnęłam przez tę historię - pełną absurdów i głupot - to teraz pozwolę sobie napisać, co o niej myślę. Ale miło nie będzie. Jestem fanką slasherów. Od dzieciaka miłowalam się w takich produkcjach, więc oczekiwania były. Dla mnie ta książka to połączenie 'Wzgórza mają oczy' i 'Dom Woskowych ciał' - tylko że w wersji kina kategorii Z. Dlaczego? Mamy deformację, mamy rodzinę, w której matka traktuje jedno dziecko jak śmiecia, mamy tunele pod domem, mamy tajemnice rodzinną, która ma szokować (ale nie szokuje),mamy grupkę znajomych, którzy się rozdzielają - no tego akurat w slasherze nie może zabraknąć. Czego zatem tu nie ma? A no emocji, napięcia, a przede wszystkim krwawych scen, wymyślnych morderstw. Ot, to taki zlepek produkcji z Hollywood potraktowany po macoszemu. Bohaterowie - tu nie da się nikogo lubić. Ani Adama, ani Marcina, czy Krysi, panny Adama, która była tak nieważna, że nawet nie pamiętam jej imienia, ani Jadzi - jej zwłaszcza. Ona i Strauss, to postacie, które mają potencjał, bo mają historie, które mogą sprawić, że człowiekowi będzie ich żal. Ale nie jest żal. Jadzia to w ogóle zdaje się być postacią bez uczuć wszelakich - no po takich przeżyciach, wskakiwać innemu do łóżka, robić wszystko, co robiła, kłamać, a na domiar złego chyba to słonica w świetle samej końcówki (nie chce zdradzać za wiele, ale czas autorowi mocno się rozjechał). Nie widzę też konsekwencji w tej historii. Typ na początku (chyba Marcin) nagrywa filmiki, bo robi vlogi, jeśli dobrze pamiętam, bo uwielbia to robić, a drugi jest uzależniony od hazardu - a jednak żaden nie ma problemu, by odłożyć telefony, zamknąć je i żyć, jakby nigdy nie istniały. Wątek telefonów w ogóle potem się urywa i nikt nie pamięta, że w ogóle były. Reserach też leży. Strauss zabijał 'jak anakonda', łamał wszystkie kości. A przy wybuchu znaleziono 'osmolone szkielety' i nikt (!!!) nie zauważył, że takie uszkodzenia nie pochodzą od wybuchu? Gdzie, przepraszam, do diabła, szkolili się ci 'specjalisci'? Przy produkcji 'Glinarzy'? No nie, nie i jeszcze raz nie. Z kości można wyczytać wiele, ale nie trzeba ich rozkładać na czynniki pierwsze, by wiedzieć, że były połamane. W historię o ukrywanym dziecku zrodzonym z tak dziwnej relacji, a także tunelach i murowaniu ciał - może uwierzyłabym, gdyby działa się w latach osiemdziesiątych w USA, gdzie mnóstwo małych miejscowości, o których przeciętny Amerykanin nie słyszał. Nie w Polsce, nie w popularnych Mikołajkach. No i Pan policjant, który drążył i drążył, i nic nie wydrążył - odkręcone wszystkie kurki z gazem, ale widać to normalne. No i wynika z hsitorii, że laska po takich przeżyciach wyglądała świeżo, nic jej nie bolało, a rany na nadgarstkach zaleczyły się w dwa dni. O psychice nie ma co się rozwlekać w świetle tego, co już pisałam wyżej. Reasumując - książka jest zła. Wiadomo, slasher nie jest dobrym gatunkiem, ale to - 'dzieło' - jest wybitnie złe wśród słabych. A ponieważ do druga książka spod pióra tego autora i jest gorsza, niż poprzednia, to ja już Panu podziękuję. Jestem bardzo rozczarowana i moim marzeniem jest, by nie marnować papieru na takie wypociny.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Uwielbiam horrory. Oglądałem ich setki, jak nie tysiące. Przeczytałem sporo. Nawet grałem, a ostatnio bawię się w escape roomy, które mają taką tematykę (choć nie tylko). Więc gdy zauważyłem/obejrzałem na Youtubie recenzję pewnej pani, którą uwielbia moja partnerka (skutecznie mnie zaraziła sympatią do tego kanału), tak poczułem nieodpartą chęć na kontakt z tą pozycją. I tak książka trafiła na początek kolejki moich zaległości z tego roku (jest jeszcze dłuuuga).
Gusta jednak są gustami, a te bywają skrajnie różne. Slasher spod pióra Bednarka czyta się piorunująco szybko, więc jest to niewątpliwie plus. Jest też krótki. Widać też, że autor musiał się dobrze bawić, czyniąc ten hołd ku klasykom gatunku. Niestety reszta broni się bardzo słabo. A najgorszym aspektem tego tytułu są... oczekiwania.
Z okładki krzyczą na nas takie tytuły jak Krzyk czy Koszmar Minionego Lata, więc siłą rzeczy oczekiwałem pewnych podwyższonych standardów, jak kreatywne metody pozbawiania życia płaskich postaci przez zapadających w pamięć morderców. Coś co zostanie ze mną na długo, jak mordy Jasona czy Michaela. Że będzie krwiście i makabrycznie, ale z drugiej strony nieco naiwnie/tandetnie. I choć pewne motywy się tu pojawiają, tak "Dom Straussów" miota się pomiędzy różnymi punktami. Nie jest tak krwawy, jak można by oczekiwać.
I choć przemoc jest tutaj dosadna, tak tyczy się to głównie sfery seksualnej. Gwałty są tu mocno nakreślone, ale z drugiej strony jak ktoś ginie, tak sceny te są szybciutko kończone. Dziwny zabieg, zwłaszcza że morderca, choć z pewnością degenerat, tak w zasadzie ma bardzo zrozumiałe motywacje. Został skrzywdzony, co go ukierunkowało na tak zachowującą się jednostkę.
Wyobraźcie sobie paczkę przyjaciół, który przybywają do Mikołajek na wakacje, aby odpocząć od studiów. Za chwilę zacznie się im kolejny etap życia. Posiadłość otoczona jest gęstym lasem, a do jeziorka trzeba się prawie przedzierać. Mamy tu Krysię, która poznaje nieśmiałego Filipa, lokalnego chłopaka, który mieszka niedaleko, w dużej posiadłości. Kiedy para jej znajomych znika bez śladu, reszta postanawia ruszyć po pomoc. Jest to o tyle utrudnione, że wczasowicze postanowili sobie urządzić odwyk od komórek i dostęp do nich jest utrudniony. A tam w dziczy ktoś patrzy. Najgorsze jest to, że Filip zdaje się wiedzieć znacznie więcej niż mówi...
Bohaterowie są płascy i tylko czeka się na ich egzekucję. Tak bardzo klasycznie podejmują złe decyzję, co tylko napędza moją niechęć jako czytelnika. I ta nieszczęsna końcówka... Choć muszę przyznać, że Bednarek prowadzi swoją powieść w kierunku, którego się nie spodziewałem. Bo jest tak BARDZO nie w gatunku.
"Dom Straussów" to pozycja dla wąskiego grona czytelników, którzy z pewnością docenią historię i pewne małe smaczki tu ulokowane. Dla innym będzie to wtórna i za mało brutalna zabawa konwencją, choć miejscami przemocy tu nie brak.
“Dom Straussów” to książkowy slasher, czyli coś, czego nigdy wcześniej nie czytałam. W filmowych slasherach chodzi o to, że liczba bohaterów w dziwnych okolicznościach “maleje”. Muszę przyznać, że Adrian Bednarek bardzo dobrze przeniósł tę zasadę do swojej książki.
Pierwsza połowa “Domu Straussów” nie za bardzo mi się spodobała. Poznajemy w niej bohaterów: pięcioro znajomych, którzy wybierają się na tydzień do domku letniskowego. I chociaż akcja rozkręca się szybko, a pierwsze trupy padają jeszcze przed setną stroną, to brakowało mi jakichkolwiek emocji związanych z tymi tragicznymi wydarzeniami (które, nawiasem mówiąc, bardziej mnie bawiły niż przerażały).
Dużo bardziej spodobała mi się druga połowa. Jest w niej znacznie więcej akcji, intryg i zasadzek, a niektórzy bohaterowie stają się dużo, dużo ciekawsi. Owszem, pewne sceny nadal bawiły zamiast straszyć, ale fabuła okazała się dużo lepsza, niż początkowo zakładałam.
Niestety do żadnego z bohaterów nie poczułam sympatii, w związku z czym ich losy były mi raczej obojętne - a mam wrażenie, że przy tego typu książkach jest to ogromny minus. O ile bardziej wkręciłabym się w akcję, gdyby życie tracili bohaterowie, których zdążyłam już polubić i których losem bym się przejmowała!
Autor poruszył w książce także ważne tematy: wykluczenia, choroby psychicznej oraz innych chorób (opisał np. zespół Crouzona). Jasne, podejście do tych tematów nie jest mega profesjonalne, bo nadal jest to slasher ze średniej półki, a nie powieść psychologiczna. Mimo wszystko spodobało mi się, że powieść ma “drugie dno” i da się dzięki niemu lepiej zrozumieć zachowanie bohaterów.
Ostrzegam jednak, że mnóstwo w tej książce brutalności, krwi i przemocy - również s3ksualnej - dlatego zostawiam OGROMNY TRIGGER WARNING. Przed zakupem tej książki zastanówcie się, czy chcecie czytać o takich rzeczach!
Grupa przyjaciół wyjeżdża do Mikołajek żeby spędzić tam ostatnie beztroskie wakacje przed rozpoczęciem dorosłości. Na miejscu dwójka z nich znika bez śladu, a reszta rusza ich szukać. Z pomocą przychodzi im miejscowy chłopak - Filip. Bardzo szybko kolejni z grupy znikają, a tajemnica ma źródło w starym domu zwany Domem Straussów. Nikt ze znajomych nie domyśla się, że Filip doskonale zna wszystkie odpowiedzi.
Adrian Bednarek chciał stworzyć slasher, którego akcja dzieje się na polskiej ziemi. Widać zamiłowanie autora do klasycznych horrorów pokroju Piątku 13-nastego czy Halloween. Nawet główny antagonista w książce to dość sprawne połączenie cech antybohaterów filmów z lat 80. I w zasadzie tutaj kończą się dla mnie pozytywy książki. Zaczynając od fabuły, która jest wtórna i do tego dość słabo odtworzona. Postaci, które się pojawiają są przerysowane, ale ponownie niedopracowane. I czytając 'Dom Straussów' ma się właśnie takie wrażenie, że ogląda się niedoskonałą kopię. Dialogi prowadzone przez bohaterów są sztuczne i nienaturalne i wydaje mi się, że autor wyszedł z założenia: im więcej krwi i brutalności, tym bardziej książka na tym zyska. Brutalność sprawdziła się w przypadku serii o Igorze Brudnym, ale tutaj styl pisarski jest słabszy, a historia bardziej naiwna. I w końcu dochodzimy do tego, co najbardziej rzuciło się w oczy: finału. Oczywiście w slashera zawsze jest 'ostatnia ocalała', tutaj dostajemy nawet dwie osoby. Finalnie jednak zostaje pytanie kto jest większym psychopatą: prawdziwy morderca czy właśnie ocalali.
Nie spodziewałem się fajerwerków, byłem raczej ciekaw autora, który nazywa się tak samo jak mój przyjaciel. Nie miałem oczekiwań, więc nie rozczarowałem się. Straciłem trochę czasu, ale parafrazując redaktora Popieleckiego: trzeba czytać złe książki.
SPOILER Pomysł na fabułe świetny, akcja porywa nas od pierwszych zdań i nie odpuszcza aż do końca, jednak relacje między bohaterami… Ciężko mi uwierzyć, że bohater który chwile wcześniej był gotowy oddać życie za swoją dziewczynę nagle po jej śmierci zaczyna fantazjować o wspólnym życiu z swoją przyjaciółka z dzieciństwa… a to tylko jeden przykład. Sceny seksualne to drugi ogromny minus tej książki. Czytało się je przynajmniej niekomfortowo, były brutalne, wulgarne i totalnie pozbawione jakichkolwiek uczuć, a nie mówię tu o gwałtach, które też się pojawiają w książce. Sam język jest wulgarny do tego stopnia, że znacząco rzuca się to w oczy. Ostatecznie oceniam 2/5, bo sam pomysł na fabule był na tyle dobry, że książkę pochłonęła w dwa dni.
This entire review has been hidden because of spoilers.
To było tak porąbane, że aż fajne; nie spodziewałam się po tej książce tak dobrego slashera, z wieloma odklejonymi od rzeczywistości zwrotami akcji i mordercą „stworzonym” w ciemnej piwnicy. Niestety momentami kojarzyło mi się to z W lesie dziś nie zaśnie nikt, co jest absolutnie złym skojarzeniem (nienawidzę tego filmu), ale to przez wykreowanie Straussa 😭😭 i właśnie to niestety jest moim problemem, gdyż nie umiem brać tego bohatera w 100% na poważnie…
Duży plus za otwarte zakończenie, chociaż nie przywiązałam się do żadnej postaci to tej jednej strasznie współczuję :{{
Ogólnie bawiłam się świetnie, czegoś takiego właśnie potrzebowałam i myślę, że to nie jest moje ostatnie spotkanie z tym autorem 😋
o jezu jakie to było słabe. Autor tak usilnie próbuje nam wytłumaczyć, że napisał slasher, czego nikt jeszcze nigdy dobrze nie zrobił, tylko zapomniał o tym, że książka powinna bronić się sama i sama być świadectwem swojego gatunku.
To było totalnie słabe, bezsensowne, pełne sprzeczności i okropnych bohaterów, których nie dało się przeczytać.
serdeczna niepokecajka
[kryteria oceny] 0,2/1 logiczność i ciągłość wydarzeń 0/0,5 płynność i przyjemność w odbiorze 0,3/1 fabuła 0/0,5 intryga 0/0,5 kreacja bohaterów 0,2/0,5 styl pisania autora 0/0,5 „sedno”/ cel/ morał/ rozwiązanie 0/0,25 pozytywny odbiór całości 0/0,25 ✨ to coś ✨