Stanisław Witkiewicz. Utalentowany malarz, genialny krytyk sztuki i pisarz, ojciec Witkacego. Nietuzinkowy Litwin, nowatorski wizjoner, uparty patriota, naznaczony rodziną powstańczą historią. Człowiek, który wymyślił w architekturze styl zakopiański i odkrył dla świata uroki najpopularniejszej dziś podtatrzańskiej miejscowości.
Kim był człowiek, który dał nam Zakopane?
Łzy cisnące się do oczu i ściśnięte od płaczu gardło nie pozwoliły na jego pogrzebie przemówić Stefanowi Żeromskiemu. Henryka Sienkiewicza zeswatał z jego ukochaną przyszłą żoną, przedwcześnie zmarłą Marią, a światowej sławy aktorka Helena Modrzejewska była chrzestną jego jedynego syna. Zresztą do pary z niepiśmiennym góralem, muzykantem i gawędziarzem, Sabałą. Taki właśnie był Stanisław Witkiewicz, z jednej strony znał się z niemal całym artystycznym światkiem przełomu XIX i XX wieku, z drugiej siadał z góralami na ganku, gdzie gawędzili przy koniaku. Nie miał manii wielkości, wręcz przeciwnie. Nie wziął nawet korony za wykonanie ponad 200 projektów zakopiańskich domów, nie przyjmował przyznawanych mu nagród i państwowych orderów, wolał spokojne Podhale niż przytłaczającą Warszawę. W życiu liczyły się dla niego tylko trzy rzeczy: ukochany syn, sztuka i Polska.
Czego nauczył się od niego Józef Piłsudski? Co takiego Witkiewicz dostrzegł w Zakopanem, że poświęcił mu znaczną część życia? Skąd wzięła się jego fascynacja rewolucją? Dlaczego wierność małżeńska nie miała dla niego największej wartości? I jak to się stało, że Witkacy tak bardzo go rozczarował?
jeny, ale miałam problem z tą książką, od samego początku okropnie mnie frustrowała. jest ona interesująca tylko dzięki temu, że same życie i twórczość witkiewicza były ciekawe, a on posiadał nietuzinkowych znajomych (chełmoński, chmielowski, modrzejewska, żeromski) – bo to, jak ta książka jest napisana, bardziej mnie odtrącało niż wciągało. to, co mi się podobało, to wykorzystanie wielu źródeł i częste umieszczanie fragmentów tych materiałów w biografii, co przedstawiało szeroki kontekst historyczny i urozmaicało opowieść. i to tyle raczej, bo cała książka jest po prostu osobliwa.
podział na rozdziały, których tytuły przedstawiają role witkiewicza (np. „malarz”, „kochanek”, „twórca/stwórca”, „ojciec” itp.) w ogóle się tu nie sprawdza, bo witkiewicz pełnił wiele ról jednocześnie na różnych etapach swojego życia. przez ten podział autorka zmuszona była wielokrotnie wspominać o faktach, które działy się tak naprawdę parę lat po omawianej sytuacji, oraz tłumaczyć parę rozdziałów później, że to, o czym mowa, działo się wtedy, gdy działa się rzecz z rozdziału wcześniejszego. do tego kilka rozdziałów poświęconych danej roli – ze względu na mniej więcej chronologiczne przedstawienie dziejów witkiewicza – nie zawiera zbyt wielu faktów dotyczących danej roli właśnie.
tak więc tego podziału na rozdziały w ogóle mogłoby nie być i książka by na tym nie straciła, a nawet zyskałaby – zmniejszeniem poziomu ogólnego zagmatwania (o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby podzielenie książki na rozdziały odpowiadające na przykład miejscom pobytu witkiewicza). oprócz tego książka jest pełna dygresji, które często wybiegają poza związek z postacią witkiewicza. zawiera także bardzo dużo fabularyzowanych fragmentów (nierzadko bez opatrzenia ich odpowiednimi przypisami), w których trudno połapać się, co autorka zaczerpnęła ze wspomnień i listów, co jest jej domysłem, a co zupełną spekulacją. z kolei przypisy są diabelskie czyli umieszczone na końcu książki.
styl autorki jest suchy, a składają się na niego: częste pytania retoryczne, użycie potocznego „no” co parę stron, ciągłe stosowanie inwersji i dodawanie zupełnie zbędnych, nieciekawych wtrętów (np. „była inteligentna, zabawna, dowcipna i piękna, choć szczerze mówiąc, na zdjęciach wychodziła raczej przeciętnie”), które znacznie obniżają jakość tekstu i jedyne, co wnoszą, to powody do frustracji. oprócz tego mnóstwo jest w książce fragmentów po prostu dziwnych. oto parę z nich:
„prowadził niewielki oddział, który tropił donosicieli i kolaborantów z okolicy, a potem, no cóż, wykonywał na nich nocne egzekucje.” „dalej budynki nieco skromniejsze, a nawet nędzne, w sam raz dla studentów.” „nie znamy jego obrazów z czasów monachijskich, lecz przecież coś tam malował.” „na co dzień nędza i głód wcale nie były takie interesujące. bolał żołądek, kręciło się w głowie, męczyły mdłości, dopadało poczucie bezsensu. nikt z nich tego nie zapomni.” „co tam jeszcze stało w tym czasie u stacha na sztalugach?” „– puk, puk – zapukał elegancki pan w czarnym cylindrze na głowie do drzwi pracowni w europejskim. nie, raczej nie pukał. pewnie wszedł tak po prostu. jednak zapukał. wszedł.” (???)
ta książka mogła być naprawdę bardzo, bardzo dobra. mam wrażenie, że zabrakło jej po prostu solidnej redakcji (także zamieszczone zdjęcia są w słabej jakości, często rozciągnięte i przycięte, bardziej szaro-szare niż czarno-białe). do oceny dodałam jedną gwiazdkę za naprawdę obszerny materiał badawczy.