– W Bieszczady. Właśnie ruszam. Nie wiem, ile mi to zajmie. Może trzy miesiące, może więcej. Chcę przejść tysiąc kilometrów.
Obserwowałam, czy to robi na nim wystarczająco duże wrażenie.
– Dziewczyno, chyba cię popierdoliło, szkoda nóg na Polskę”.
Od trójstyku w Bolciach do trójstyku na Krzemieńcu. Z Suwalszczyzny w Bieszczady. Sto dni w terenie. Pieszo – powoli i wzdłuż wschodniej granicy Polski chwilę przed tym, gdy skupił się na niej wzrok całej Europy.
To ta linia – rubież Unii Europejskiej – jest bohaterką książki Ewy Pluty. Kreska na mapie, która komplikuje biografie i zaplata historie. Autorce mówią o tym rolniczka z Sankur, batiuszka z Mostowlan, wróżka z Opaki Dużej, emerytowana nauczycielka z Chomontowiec, inżynier z Lublina, antykwariuszka z Krynek, gnomik z Krzyczewa czy emerytka z kolonii wsi Bobinka.
„Gdyby chcieć wyruszyć przed siebie – bez mapy, planu i celu – szybko się okaże, że to niemożliwe. Na drodze staną granice. Nie tylko te państwowe. Także: płoty, żywopłoty, tujopłoty, mury i murki, parkany, palisady, siatki, zapory. Codzienne granice, tak mocno wtopione w krajobraz, że niewidzialne. Przechodziłam przez cudze podwórka: goniły mnie psy i krzyki ludzi. Szłam przez górskie pastwiska: elektryczny pastuch delikatnie wstrząsnął moją cielesną powłoką. Wspinałam się na ogrodzenia, aż na jednym zawisłam na dłużej. Za każdym razem dochodziłam do jakiegoś muru”.
To reportaż wędrowny. Perspektywa pieszej reporterki łączy się z uniwersalną refleksją nad granicami, murami i zasiekami, które dzielą ludzi.
Swietny debiut o wytyczaniu wschodniej granicy w latach 40, polaczony z pieszą wędrówką wzdłuż granicy. Sporo refleksji na temat granicy, muru i zasiek dzielących ludzi. Szczególnie na miejscu w roku kryzysu na granicy.
Mnie to już obojętne. Polka czy Ruska. Mogę być nawet żydówką. A najbardziej chciałabym być tylko człowiekiem.
- Dodzwoniłem się do końca świata? - tak - czy są jeszcze wolne miejsca? - nie
Kiedy mowimy o rubiezy Polski, myslimy raczej o granicy II RP. Tymczasem malo wiadomo o tym, jak ksztaltowala sie obecna wschodnia granica, jak ja budowano i jak sie wydawala tymczasowa po 2 wojnach. Jak przeciela gospodarstwa i rodziny. Jak czesciowo znikla po wejsciu do UE i znowu sie pojawila w pandemii. Jak kryzys uchodzczy obudzil skojarzenia z tymi pierwszymi latami po wojnie, kiedy lokalsi coraz rzadziej mogli swobodnie sie przemieszczac. To jest tez ksiazka o tym, czym w ogole sa granice w swiadomosci czlowieka na poziomie filozoficznym.
Bardzo dobrze uzupelnia sie z Wymazana granica Grzywaczewskiego, choc tamta duzo lepsza ksiazka pozbawiona jest osobistych wtretow - tutaj troche irytuje autorka piszac na przyklad, jak cierpialy jej nogi, ale rozumiem role tych wstawek.
Aluzje do sytuacji uchodzczej na granicy polsko bialoruskiej zle sie zestarzeja, bo nie ma do niej przypisow ani zarysu kontekstu politycznego, co dziwi, biorac pod uwage, jak szeroko rozpisuje sie nad historycznym. Dla kogos, kto bedzie czytal te ksiazke za 10 lat, nie bedzie to juz tak oczywiscie zrozumiale.
Niemniej, jestem ciekawa, jakby wygladala wedrowka dzisiejsza granica zachodnia. Na pewno jednak nie bylaby tak pasjonujaca, w koncu zachod nie byl tak zroznicowany kulturowo jak wschod.
Bardzo udany debiut. Gdy zaczynałam czytać spodziewałam się czegoś zupełnie innego, "reportaż wędrowny" na okładce trochę mnie zmylił. Jest to reportaż wędrowny, ale tak naprawdę większą część książki zajmują rozważania filozoficzne o granicy, przytaczanie wypowiedzi profesorów, znawców tematu granicy, a także osobiste przeżycia (rozdział o nogach zaskoczył mnie). Myślę, że zdecydowanie dodają dużo one książce. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to nieproporcjonalność - bardzo dużo stron poświęconych granicy polsko- białoruskiej w porównaniu do granicy polsko-litewskiej, oraz polsko-ukraińskiej (szczególnie czuję niedosyt w temacie wyznaczania granicy na odcinków południowym - na podkarpaciu, w Bieszczadach itp.). Poza tym jest trochę skakania po mapie - raz jesteśmy przy kanale augustowskim, zaraz potem Bieszczady, wracamy nad Bug i Białoruś...) Niemniej jednak, idzie się przyzwyczaić, a autorka ma dobre pióro, więc czytało się dobrze :). Chętnie bym coś jeszcze przeczytała kiedyś
Ewa Pluta volgt te voet de Poolse oostgrens van noord naar zuid en probeert uit te vinden wat voor rol (fysieke en metafysische) grenzen in ons leven spelen, en komt hierbij tot originele conclusies. Interessante mengvorm van literaire reportage en essay met duidelijke echo's van Olga Tokarczuk. Een erg actueel en sterk debuut!
Piesza podróż wzdłuż wschodniej granicy. Ciekawe dowiedzieć się - jak po wojnie była ta granica wyznaczana, z iloma problemami się to wiązało, jak było naprzemienne (komisje polska i radziecka), jakie konsekwencje ze sobą niosło. Dodatkowo - tak aktualne dzisiaj rozważania o granicach w ogóle. Warto.
Ciekawy reportaż. Ale historie graniczne nie zostały zgłębione w równym stopniu. Dużo miejsca autorka poświęciła granicy z Białorusią. Nieproporcjonalnie mało z Ukrainą. Co z przesuwaniem granicy w okolicach Kosmowa i złożami uranu? Co z granicą w Bieszczadach i jej zmianami i wymianami terytoriów? Ciepło odnoszę się do historii o Kryłowie, to moje okolice.
Opowieść jaką przedstawia autorka jest ciekawa, ale narracja sprawia wrażenie chaotycznej i przekombinowanej. Lepsze fragmenty dokładają do poczucia zawodu.