Niczym nie różnię się od ciebie. Mam dokładnie te same przygody. Powodzenia, jak upoluję promkę na ziemniaki w biedrze i niepowodzenia, jak wyskubię sobie z nerwów wszystkie skórki do krwi, choć mam hybrydę na paznokciach, właśnie po to, żeby nie skubać.
Przydarza mi się dokładnie to, co tobie. Raz zaśpię i zrywam się jak poparzona biegnąc gdzieś w czapce zupełnie niepasującej do outfitu, a raz wstanę jak skowronek i mam energię na umycie ośmiu okien. Innym zaś razem biorę wolne od życia i przez brudne okna wyglądam lepszego jutra, a ono nadchodzi. Lub nie.
Mam tak, jak ty, popełniam gafy i niezręczności. Mam to samo co ty, jeśli idzie o taki wstyd, że aż parzy w tyłek na samo wspomnienie. Chleb zawsze mi spada posmarowaną stroną do dołu, a czarne koty przebiegają też moje ścieżki. Cięte riposty również przychodzą mi do głowy dopiero w domu. Też nie wiem, czy pukać w urzędzie czy od razu wchodzić. Odkładam rozmowy telefoniczne w nieskończoność, aż wreszcie, gdy ktoś zadzwoni, mówię: właśnie miałam do ciebie dzwonić!
Też się cieszę jak małpa z gwoździa, gdy znajdę dwa złote w zimowej kurtce. Też mam takie pośladki, że każde majtki tną mi tyłek na pół w poprzek. Też mam u góry rozmiar 34, a na dole 44. Albo odwrotnie. Ja też wyglądam źle w tych ubraniach, w których manekin wygląda dobrze.
We mnie też, choćbym nie wiadomo jak się umalowała i jak ubrała (bądź rozebrała), nie zakocha się George Clooney, ani Marcin Dorociński.
I choć czasem w niewyjaśniony sposób tęsknię za jakimś wielkim światem, który jest dla mnie przecież całkowicie nieosiągalny, to myślę: no ale przecież jesteśmy tacy sami.
Wzruszająca, prawdziwa, o codzienności, z perspektywy matki, córki, żony, przyjaciółki, która na każdym kroku i w każdym kontekście życia pokazuje, że jesteśmy dość. Bardzo wyróżnia się formą - rozpoczynanie zdań z małej litery. Czyta się lekko choć opowiada o sprawach trudnych. Nazwałabym ją również próbą oswojenia tematu depresji w przestrzeni publicznej. Gorąco polecam
Ja się niezwykle cieszę, że mnie Magda Mikołajczyk tak ładnie po godzeniu się z ciałem i z głową oprowadziła. Jestem psycho fanką i nawet już tego nie kryje, Pani Magdo ja za pani gry słowne, to bym się dała posiekać. Ta książka to słowno- duchowa uczta i polecam wszystkim, których kręci taki meal (hihi).
Bardzo emocjonalna, przekonująca do własnych przemyśleń, niekiedy potrzymująca na duchu książka. Całkiem niespójna, a jednak tworzy jedną całość. Całość składającą się z poszczególnych rozdziałów. Jednych przemawiających bardziej, innych mniej, ale jednak wciąż większość czasu czuje się, że to o książka o czytelniku. Przeczytanie tej ksiązki to bardzo ciekawe doświadczenie i wiele nowych odkrytych zakamarków duszy.
Świat poczeka, ja potrzebuję skończyć tą książkę. I tak dotarłam do ostatniej kropki. Czytałam całą sobą. Zakreślałam, przyklejałam karteczki, robiłam zdjęcia. Ile tam odnalazłam siebie to szok. Nie, żebym była wyjątkowa. "jestem dość" to książka o każdym i o wszystkich. Tyle w niej prawdy ile w człowieku strun duszy. Otula, porusza, rozśmiesza i złości. A emocje ubiera w słowa i piękne ilustracje.
Jak ja się cieszę, że mam tą książkę w papierze.. Zamieszka koło łóżka, na wyciągnięcie ręki. Bo JESTEM DOŚĆ. A jak zapomnę, zapadnę się w sobie albo zechcę wybuchnąć śmiechem czy znaleźć usprawiedliwienie dla spoconych oczu to wybiorę któryś fragment i po sprawie. Znowu poczuję się dość...
@matkojedyna dziękuję za każde słowo i brak wielkich liter. Poczułam się bardzo u siebie i bardzo ze sobą.
Liczyłam na trochę więcej "relatable" momentów patrząc po opisie książki, zamiast tego było dużo wspomnień i przemyśleń autorki na temat jej przeszłości i teraźniejszości. Była okej, ale mimo wszystko chyba między nami nie kliknęło.
Tak bardzo podobała mi się ta książka, że nie będę recenzować już nic innego w tym roku, żeby wszystkie zawarte przez Autorkę przemyślenia we mnie porządnie "siadły".
Magda Mikołajczyk to autorka świetnego bloga i fanpejdża na Facebooku "matko jedyna" - jeśli jeszcze nie znacie, to koniecznie nadróbcie. Posty Autorki są często smutne i wzruszające, ale niezmiennie pełne nadziei, czułości i (jak w tytule) zapewniania, że jesteśmy dość tacy, jacy jesteśmy.
Książka jest przedłużeniem, ale i też rozszerzeniem internetowej działalności Autorki. Składa się z krótkich, najwyżej sześciostronicowych tekstów przetykanych wspaniałymi ilustracjami (przypominających mi dzieła z Polskiej Szkoły Plakatu). Każdy niby na inny temat, ale wszystkie połączone jednym przesłaniem - że jesteśmy dość. Ale nie tym naiwnym, pitupitu, że jesteśmy dość tylko wtedy, gdy mamy posprzątane mieszkanie, białą niepoplamioną kuchnię, książkę Noblistki na stoliku i cztery pełnowartościowe posiłki dziennie zrobione dla całej rodziny - książka Mikołajczyk to bardziej bycie dość, gdy mamy gluta, włosy sterczą nam we wszystkie strony, na środku nosa znowu wyskoczył nam pryszcz, a odkurzacz od tygodnia stoi w przedpokoju i z jakiegoś powodu dalej nikt nie poodkurzał.
W pewnym sensie "Jestem dość" przypomina mi doskonałe "Mam nadzieję" Katarzyny Czajki-Kominiarczuk (również jest świetne i również powinno się je przeczytać). Różnicą między tymi książkami jest jednak coś, co nazywam poziomem "mroku" w nich zawartym. "Mam nadzieję" to świeckie kazania skierowane do Ogółu - dość uniwersalne tak w tematyce, jak i w stylu, mające tak różnorodną tematykę, że każdy z lektury coś wyciągnie, i że jest to idealna lektura dla każdego młodego człowieka (i nie tylko), którą warto kupić w prezencie zwłaszcza osobom w wieku lat np. 19 (i że bardzo żałuję, że ja w takim wieku jej nie mogłam przeczytać). Magda Mikołajczyk - o czym pisze otwarcie - ma jednak za sobą zupełnie inne doświadczenia życiowe niż autorka "Mam nadzieję", tzn. walkę z depresją, urodzenie się w domu, który dotknęła choroba alkoholowa, poważną chorobę z jednej córek (powtarzam: nie gorsze/mniej wartościowe, tylko po prostu inne), i wybiera przez to zdecydowanie inną formę bardziej personalnych miniaturek. To sprawia, że te "minieseje" - bardziej personalne, literackie, mniej "wykładowe" - zawierają o wiele więcej życiowego mroku i brudu, i bez tabu sięgają do rzeczy, o których zazwyczaj raczej myślimy, że nie chcielibyśmy ich sami przeżywać.
Paradoksalnie to jednak sprawia, że światło, które pojawia się na końcu każdego eseju, świeci o wiele, wiele jaśniej niż w przypadku innych książek. Bo mimo całego syfu, jaki może nam się przydarzyć w życiu, mimo trudnych doświadczeń, mimo chorób, w tym depresji, zaburzeń lękowych itd., widzimy, że ktoś, kto miał podobnie jak my, to wszystko przetrwał, i że wyszedł z tego zwycięsko. Że nie trzeba się poddać, że można walczyć, że jest jeszcze nadzieja. I dla mnie to właśnie jest największa zaleta tej książki.
Pomijając wszystkie zalety opisane powyżej - trzeba Magdzie Mikołajczyk przyznać, że ma niesamowity dar obserwacji i znalezienia dla tego, co spostrzeże, odpowiednich słów. Tym bardziej zdziwiłam się, gdy spostrzegłam, że jeden z rozdziałów (o "monice") jest dokładnie o tym, o czym ostatnio potrzebowałam przeczytać - bo zajmującym mnie obecnie pytaniem życiowym jest pytanie o dziedzictwo, zostawianie po sobie czegoś w spadku światu i o to, jak chcę do tego dążyć. A przy okazji: dlaczego "wszyscy" dookoła bez problemu wydają się dostawać rzeczy, które ja bym chciała i które były właśnie moim marzeniem (a potem wrzucają zdjęcia tychże na fejsika). Autorka, nie wiedząc, że to robi (bo pisząc o rzeczach, które są dla niej ważne), dostarcza odpowiedzi, a my musimy tylko ich wysłuchać.
Na koniec napiszę tak: uważam, że "Jestem dość" powinien przeczytać każdy, kto: - choruje na depresję; - choruje na zaburzenia lękowe; - jest w jakimkolwiek innym kryzysie zdrowia psychicznego; - czuje się źle; - ciągle stawia sobie coraz to nowe wymagania i denerwuje się na siebie, zamiast się akceptować; - chce tak zwyczajnie poczuć nadzieję.
Jasne, ta książka nie zastąpi terapii czy leków, nie rozwiąże Waszych problemów, nie sprawi, że toksyczna rodzina nagle będzie milutka, inflacja odejdzie, zaczniecie zarabiać "miljony monet", a dzieci będą zawsze uczesane i niemarudzące. Ale jednocześnie może Was utulić, dać nadzieję i zapewnić, że jesteście dość (a potem sprawić, że rzeczywiście to poczujecie). Tylko tyle i aż tyle. Bardzo, bardzo mocno polecam.
Strasznie chaotyczna książka. Zamysł bardzo dobry - taki żeby pokazać jak to naprawdę wygląda w życiu - ale wykonanie już nie bardzo. Książka nie ma ładu ani składu, niekiedy bardzo się nudziłam. Nie jest to jednak zła pozycja, tyle że… inna po prostu.
jestem dość to opowieść @matkojedyna. opowieść o róźnych perypetiach i historiach jakie przytrafiają się w życiu każdej osobie. mi, tobie, jej. chociaż wydaje mi się, że może bardziej adekwatnie byłoby powiedzieć, źe to zbiór feletonów z życia autorki. każdy rozdział to oddzielna historia, która nie jest ściśle powiązana z poprzednim ani następnym, a jednak niektóre, czasami coś łączy. osoba autorki jak również jej dzieci. i w tych historiach jest też fajne pokazane, że każda z nas jest dość. bo której z nas nie zdarzyło się porównywać z innymi matkami, które są zawsze pięknie ubrane/ umalowane / uczesane / w domu mają zawsze czysto / dzieci zawsze ogarnięte? chyba każda matka na jakimś etapie złapie się na takiej myśli, w takim punkcie że wie, że myśli że gdzieś jej coś ucieka, że nie ogarnia. i to jest błędny, samonapędzający się kołowrotek i to właśnie próbuje podkreślic autorka - że każda z nas jest dość. i tego musimy się trzymać i tak powinnyśmy myśleć - że na danym etapie naszego macierzyństwa, jestestwa jesteśmy dość: dość dobre dla siebie jak i dla naszych dzieci. dość umalowane, dość uczesane, dość ogarnięte. spotykają nas różne sytuacje - te zabawne, te smutne, te trudne i te której nie wymagają żadnego działania z naszej strony. i dokładnie o tym wszystkim jest tak książka. życiowa i emocjonalna, wesoła i smutna, łatwa i trudna.
„jesteś tak samo dość, jak przedtem. cały czas byłaś, tylko wcześniej nie wiedziałaś.”
płynie z tego pięknego przesłanie - my matki mamy i tak już mocno przesrane, dlatego przestańmy sobie dokładać i same się biczować. uwierzmy gdy inna matka nam mówi - jesteśmy dość.
*pisownia z małej litery jest celowa, ma na celu przybliżenie tej zawartej w książce 🙂
🟠Na szczęście coraz częściej i więcej rozmawiamy publicznie o zdrowiu psychicznym. Social media to dobre miejsce do szerzenia wiedzy i dzielenia się przeżyciami towarzyszącymi depresji. Niestety jest to też idealne medium do pogłębiania własnych zaburzeń i braku wiary w siebie. Z każdego kąta wyskakują idealne życia idealnych ludzi. Wszyscy w dopasowanych ubraniach, fryzurze i makijażu. Wykonujący idealnie swoją pracę, mający wszędzie porządek i ład. Osoba w kryzysie oglądając takie obrazki tylko dobija sobie szpilę. 🟠W tym wszystkim Magda pisze, że jest dość. Ona też mierzy się z duchami przeszłości, które ją wykształciły. Ona też boi się o przyszłość. Ona też miała problemy z zajściem w ciążę, mierzyła się z chorobą córki i swoją własną. Ona też nie nadąża z praniem ciuchów i nie umie dobrać sobie stylizacji. 🟠W swoim strumieniu myśli przekazuje nam, byśmy nie zapędzali się we własnych głowach do wykańczającej nas idealnej wizji nas samych. Nie jest to pewnie forma dla każdego - mi na przykład nie odpowiada takie tulenie do siebie czytelników - ale znajduje się tu tyle anegdot i gaf, że w niejednym rozdziale byłam w stanie odnaleźć samą siebie. 🟠Mną ta historia nie wstrząsnęła, nie dostałam żadnego objawienia i wzrostu samooceny, ale jest tu potencjał, by takie elementy czytelnikowi przekazać - zwłaszcza, jeżeli to będzie pierwsza pozycja o samoakceptacji. 🟠Ja już wiem, że nie muszę sprostać czyimś oczekiwaniom; że zmieniając siebie „na lepsze” wcale nie uzyskuję tego efektu. Nauczyłam się żyć w zgodzie ze sobą i uważam, że jestem dość. Dużo czasu mi to zajęło, a tym, co polecam przede wszystkim, jest weryfikacja obserwowanych kont.
Magdalenę Mikołajczyk najbardziej kojarzę z kabaretu, ale to były dawne czasy. Teraz autorka prowadzi bloga, jest copywriterką i matką.
Książka to trochę autobiografia, trochę próba pokazania, że wszystkie jesteśmy podobne, z naszymi wzlotami i upadkami, sytuacjami rodzinnymi i zawodowymi, z naszymi smutkami i radościami. Autorka sporo pisze o relacjach z dziećmi, rodzicami, mężem, ale najważniejsze dla mnie były rozdziały o relacji z samą sobą. Bo dobrą relację z samą sobą trzeba mieć, bo potem przekłada się to na dobre relacje z innymi.
Ta lektura to przede wszystkim pokazanie, że wszystko co robisz jest ok – czy zrobisz coś dobrze, czy źle, to wszystko definiuje Ciebie. I choć każda myśli o sobie że ma za małe to, tamto, za gruba jest lub za chuda, ta książka pozwala nam zajrzeć w głąb siebie – w to co najważniejsze. Pozwala uświadomić sobie, że jesteś odpowiednia i wcześniej i teraz i zawsze będziesz odpowiednia. Dla świata i dla innych. Dla siebie też, ale musisz sobie to uświadomić.
Emocjonalny rollercoaster. W czasie czytania książek płakałam jedynie przy śmierci Dumbledora w HP i przy Zielonej Mili. Ale to po jednym razie. Przy tej pozycji były momenty, że musiałam ją odkładać bo nie widziałam stron. Parę razy. Pobiła rekord. Okropna i genialna zarazem. Czytajcie!
Czy jest coś odkrywczego w tej książce? Zupełnie nie. Aczkolwiek, każdy z nas potrzebuje czasem zderzyć się z realiami tego życia, że nie tylko „ja” jestem trafnym egzemplarzem i nie ma czegoś takiego jak idealne życie. Warto jest pochylić się nad tą książką, kiedy wokół bombardują nas idealnym życiem, milionem złotych myśli, jak stać się bardziej produktywnym i ulepszyć swoje życie. Osobiście usunęłabym z niej kilka rozdziałów, bo nie dodawały nic do całości. Czasami mam wrażenie, że było to wszystko chaotyczne, ale życie też takie jest 🦋
Książka jest dokładnie tym, czym się spodziewałam że będzie: zbiorem osobistych przemyśleń autorki, opartych na jej doświadczeniach. Lekko zadziorny język nadaje jej przyjemnej lekkości i naturalności. Nie ma w niej nic odkrywczego, ale to wcale nie zarzut – właśnie w tej prostocie tkwi jej urok. To spokojne, szczere spojrzenie na codzienność, które może skłonić do refleksji nad własnym życiem. Dla tych, którzy szukają innej perspektywy na przyziemne sprawy, książka może okazać się inspirująca.
3.5 Dowcip Magdy zazwyczaj średnio mnie bawi, ale za to te momenty, które mają łapać za gardło i za serce działają tak, że ryczę jak głupia. W czasach gdy intensywniej bywałam na insta, jej konto było jedynym, które totalnie rozkładało mnie na łopatki. Ona, to jak pisze, to co do nas mówi, jej życie, historia i rodzina - cudowna inspiracja. Zwłaszcza dla tych, którzy nie są pewni, czy są wystarczający tacy, jacy są. Polecam.
3,5 #jestemdosc zadowolona. Pani Magda - no jakby była od zawsze w moim życiu, obok dość. Jestem fanką najnowszą. Niektóre rozdziały bardziej, niektóre oczywiście mniej do mnie przemawiały, ale cieszę się, że mi życie ją wolosowało na lipiec, bo nawet nie pamiętałam, że ją mam. Na wakacje - lektura akuratna.
PS Kupcie tę książkę. Nawet gdybyście mieli jej nigdy nie przeczytać. Bo pachnie obłędnie!
3,5 ⭐ Kilka cytatów chciałabym zapamiętać na dłużej. Jednak zbiór felietonów to nie jest forma dla mnie. Podobały mi się przemyślenia, zaciekawił mnie język. Doceniam otwartość i przekaż, podany w tytule, potwierdzany na kolejnych stronach. Dla siebie biorę przede wszystkim historię o puszczaniu, odpuszczaniu i wtulaniu się w bez, albo lilak, bez znaczenia.
Książka jest bardziej pamiętnikiem i niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny. Czytałam i współczułam autorce, bardzo nie chciałabym przechodzić przez to co ona. Dodatkowo działa antykoncepcyjnie, bo opisane przez autorkę perypetie macierzyństwa rysują bardzo ciężki obraz. Czułam się przytłoczona czytając.
książka szalenie autentyczna, wzruszająca. taka literatura, z którą łatwo jest się utożsamić, zapałać do autorki ogromem sympatii. naprawdę, od razu nazywamy ją w myślach „madzią”, niczym dobrą koleżankę.
w temacie małych literek — wiem, że nie każdemu taka forma przypadnie do gustu, ale licentia poetica, drodzy państwo, i ja również z tej zasady braku zasad korzystam.
Gdybym tylko miała okazję, mocno wyściskałabym Autorkę za wszystko, co w tej książce wesołe i za wszystko, co smutne. Mam w sercu specjalne miejsce na takie książki, będzie miała dobre towarzystwo :).
Bardzo mi ta książka dobrze zrobiła. Być może mogłyby to być posty na instagramie, ale jest w tym pisaniu coś takiego, że się to „czuje”. Do śmiania się i płakania. O życiu. Z najważniejszym przesłaniem: jestem dość!
Super pozycja, niby lekkie, niby o głupotkach a jednak nie płytkie, po jakis kilkudziesięciu steonach dopiero odkryłam mądrość tej książki, zostaje w sercu i napółce na powroty, polecam od tak po prostu😌