Uma repórter em busca dos acontecimentos que não viram notícia e das pessoas que não são celebridades. Uma cronista à procura do extraordinário contido em cada vida anônima. Uma escritora que mergulha no cotidiano para provar que não existem vidas comuns. O mendigo que jamais pediu coisa alguma. O carregador de malas do aeroporto que nunca voou. O macaco que ao fugir da jaula foi ao bar beber uma cerveja. O álbum de fotografias atirado no lixo que começa com uma moça de família e termina com uma corista. O homem que comia vidro, mas só se machucava com a invisibilidade. Essas fascinantes histórias da vida real fizeram sucesso no final dos anos 90, quando as crônicas-reportagens eram publicadas na edição de sábado do jornal Zero Hora. Reunidas agora em livro, formam uma obra que emociona pela sensibilidade da prosa de Eliane Brum e pela agudeza do olhar que a repórter imprime aos seus personagens - todos eles tão extraordinariamente reais que parecem saídos de um livro de ficção.
Eliane Brum é escritora, jornalista e documentarista. Uma das repórteres mais premiadas da história do Brasil, em 2021 recebeu o prêmio Maria Moors Cabot, da Columbia University, pelo conjunto de sua obra. É idealizadora, fundadora e diretora de redação da plataforma trilíngue Sumaúma – jornalismo do centro do mundo, baseada na Amazônia, e colunista da seção de internacional do jornal espanhol El País. Publicou 9 livros e dirigiu quatro documentários.
Eliane Brum is a writer, journalist, and documentary filmmaker. One of the most highly awarded reporters in Brazil’s history, she received the Maria Moors Cabot Prize from Columbia University in 2021 in recognition of her body of work. She is the creator, founder, and editor-in-chief of the trilingual platform Sumaúma – Journalism from the Center of the World, based in the Amazon, and a columnist in the international section of the Spanish newspaper El País. She has published nine books and directed four documentaries.
Tak napisanych reportaży dawno nie czytałem. Jeżeli szukacie literatury faktu odmiennej w formie od tej, którą najczęściej czytamy w Polsce, to ta książka może być dla was.
Eliane Brum, pisząc o Brazylii ostatnich 20 lat, używa właściwie tych samych narzędzi co większość reporterów i reporterek tworzących reportaże literackie - jest tu duże skupienie na języku, na szczególe, który tworzy opowieści i oczywiście na bohaterze, którego reporter stara się zrozumieć. Ale Eliane Brum inaczej niż większość reporterek i reporterów stawia akcenty. W centralnym miejscu umieszcza spotkanie z bohaterem i jego indywidualną historię, która zwykle jest dla Brum ważniejsza niż "temat", który realizuje. Brum bardzo często rezygnuje ze szczegółowego opisu "tematu", szeroka perspektywa opisywanego "problemu" nie jest dla niej najważniejsza. Liczy się ta jedna konkretne historia, ten konkretny człowiek, jego opowieść. I takie podejście daje bardzo ciekawy efekt. Czuła na język i szczegół obecny w historii Brum tworzy nam dzięki takiemu podejściu niezwykle intymne historie. Aż trudno pisać o nich jako o reportażach. Są to bardzo osobiste portrety ludzi lub małych społeczności. Bardzo ciekawe. Od akuszerek z Amazonii, przez "wariata", który jeździ na koniu zrobionym z kija od szczotki, po kobiety, które doświadczają przemocy domowej. Trochę mi się to pisanie Brum kojarzy z pisaniem Kapuścińskiego w "Buszu po polsku". Bliżej temu do literackiej prozy niż do klasycznego reportażu.
W ogóle Brum świetnie czuje język i to też jest wartość, dla której polecam sięgnąć po tę książkę. Otwieram ten zbiór reportaży w przypadkowym miejscu, a tam takie zdanie: "Eva zbudziła się od ciosów nożem, jakie zadawał jej mąż". A dalej cytat z bohaterki: "Ale dobry był z niego ojciec. Nie bił dzieci, tylko mnie". Już w tych dwóch tylko zdaniach da się wyczuć dramat całej historii. A takich zdań Brum w swoich reportażach z Brazylii ma o wiele więcej.
Polecam wam więc "Kolekcjonera porzuconych dusz". To bardzo ciekawy portret Brazylii i Brazylijczyków (o Brazylii w ogóle mało się u nas publikuje), a przy tym jest po prostu bardzo dobrze napisana książka.
Jest w tym zbiorze kilka naprawdę bardzo dobrych tekstów, jest kilka po prostu w porządku, ale jest też jeden, który wzbudził we mnie bardzo mieszane uczucia. Chodzi o 20-stronicowy wstęp, który autorka napisała specjalnie dla polskiego czytelnika. Bywa, że autorzy czują potrzebę, by przywitać się z nowym odbiorcą, podziękować za zainteresowanie ich twórczością, życzyć owocnej lektury, itp. Ale Eliane Brum poszła o krok dalej, gdyż postanowiła przedstawić swoją definicję dziennikarstwa i reportażu oraz wyłuszczyć nam, o czym pisze i dlaczego. Po co? Żeby polski czytelnik przypadkiem nie doszedł do jakichś błędnych wniosków po lekturze? Najgorsze, że ten wstęp jest też dość egzaltowany i miejscami zalatuje Coelho ("Bycie reporterką oznacza ponowne wynajdywanie siebie, ponowne narodziny wraz z każdym kolejnym tekstem. Najlepiej, gdy jest to poród naturalny."). Brum jawi mi się tu jako osoba dość zadufana w sobie i przekonana o swojej wyjątkowości. Do tego trochę też przesadza: "Aby móc z pełnym przekonaniem zapewnić czytelnika, że świeciło słońce lub padał deszcz, wypytuję różnych mieszkańców miasta, gdzie dane wydarzenie miało miejsce, a następnie jeszcze sprawdzam to na kilku stronach poświęconych meteorologii. (...) Jeśli pomyliłabym się w czymś tak podstawowym jak pogoda, czytelnik miałby pełne prawo - o ile nie obowiązek - zwątpić w cały mój tekst." Serio?
Odniosłam wrażenie, że Brum traktuje mnie jako odbiorcę swoich tekstów jak kogoś, kto nie ma bladego pojęcia o reportażu i o Brazylii albo ma wiedzę jedynie stereotypową, więc raczej nie zrozumiem przekazu, jeśli ona mi zawczasu nie wytłumaczy, co mam z tych reportaży zrozumieć (że nie ma jednej Brazylii na przykład; cóż, Polski też nie ma jednej, prawda?). Szczerze mówiąc, jeśli ktoś sięga po tę książkę właśnie dlatego, że niewiele o Brazylii wie i chce tę wiedzę zweryfikować i poszerzyć, to radzę: niech nie czyta wstępu. Te reportaże bronią się same i osoba umiejąca czytać ze zrozumieniem z pewnością będzie w stanie wyrobić sobie własne zdanie na temat tego kraju, bez konieczności bycia prowadzonym za rączkę przez autorkę.
Osoby piszące reportaże z oczywistych przyczyn takich jak wyczyn, nakład pracy, zaangażowanie emocjonalnego mają potrzebę opowiadania o sobie. Są na to różne formuły jak choćby autoreportaż w stylu Mariusza Szczygła (przykład pozytywny, choć trochę narcystyczny), czy reportaż uczestniczący ale napisany z dystansem i analizą własnych przeżyć jak u Matthew Desmonda w “Eksmitowanych” (tłum. Tomasz S. Gałązka).
Okazuje się, że jest też taka formuła, która osiąga szczyty kuriozalności i pretensjonalności, a mianowicie - wstęp do polskiego wydania. Eliane Brum, autorka skądinąd niezłego zbioru reportaży “Kolekcjoner porzuconych dusz. Reportaże z Brazylii” (tłum. Gabriel Borowski) gdy dowiedziała się o polskim przekładzie postanowiła napisać dwudziestostronicowy (!) wstęp, w którym uznała, że trzeba się porównać do laureatów Nobla, pochwalić osiągnięciami, poepatować zaangażowaniem a do tego jeszcze wyjaśnić osobom czytającym, co ich czeka w książce. Dwadzieścia stron narcystycznej autopromocji, podczas której lektury moje zaskoczenie tylko rosło. Ten tekst powinien być analizowany we wszystkich “szkołach reportażu”, jako przestroga przed brakiem skromności, jako opowieść o tym, co może czekać osobę piszącą reportaż po międzynarodowym sukcesie i jednocześnie kreację “postaci reporterki”, czyli tej, która najpierw odnajduje dla nas jakiś świat, a następnie go przekłada na język gatunku literackiego. Niesamowita lektura, czas na przykłady.
Już na samym początku Brum podkreśla swoją wyjątkowość: “Uprawianie dziennikarstwa, przynajmniej w moim przypadku, oznacza wejście w cudzą skórę”. Wtrącenie “przynajmniej w moim przypadku” ma wyodrębnić reporterkę z tłumu innych piszących o świecie, a poetycka metafora podkreślić jej zrozumienie świata, o czym będzie przypominać co kilka akapitów. Nie zabraknie umizgiwania się do czytelnika w bezpośrednim zwrocie: “Skoro sięgasz po reportaże jakiejś brazylijskiej dziennikarki i czytasz te słowa, oznacza to, że również nie znosisz barier”. Tak można napisać na 200 a nie 15 stronie książki. Ja co prawda barier nie lubię, to projektowanie bliskiej relacji reporterka-czytelnik poprzez zasugerowanie wspólnej płaszczyzny i kodu lektury to zabieg dość prostacki.
Brum pisze dalej, że gdy jest za granicą, uświadamia sobie, że “dla większości czytelników na świecie Brazylia w ogóle nie istnieje”. O i tu znowu, droga czytelniczko, możesz się poczuc wyróżniona - przecież ty wiesz, gdzie leży Brazylia i nie postrzegasz jej przez “stereotypy dotyczące karnawału”. Zadzierzgnięta w poprzednim akapicie znajomość z Brum ma zatem szansę na bardziej pogłębioną relację.
Zawsze dobrze jest powiedzieć, że czegoś się nie potrafi. Zwłaszcza we wstępie do książki, w której się pokazuje, że jednak się potrafi. Dzięki skromności, może nawet nie fałszywej, ale zupełnie niepotrzebnej we wstępie (co innego w podziękowaniach, jakimś krótkim epilogu) Brum staje się kimś ludzkim, bliskim czytelniczce. A pisze przecież reporterka - “Wyzwaniem stojącym przede mną jako reporterką jest dotarcie do tych różnorodnych języków (...). To wyzwanie, którego się podejmuje i z którego nie potrafię zarazem się wywiązać”. A jednak się udało! Zakrzyknie czytelnik po lekturze, dobrze ustawiony do lektury.
Dalej już przesadza pisząc, że pomostem między różnymi obrazami Brazylii “czyni swoje ciało”, celem jej pisania jest “uchwycenie jednostkowości każdego losu”, a “śmierć jednych nie może znaczyć więcej niż śmierć drugich”. Paulo Coelho najwyraźniej odcisnął niezacieralne piętno na brazylijskiej literaturze. Brum fascynuje “jak każdy człowiek, z początku nagi i z tak ograniczonymi zasobami, wynajduje swój los”. Mnie też fascynuje jak reporter może pisać takie oczywiste kocopoły polskiemu czytelnikowi i jak wynalazł taką metodę autoprezentacji. Autorka co chwilę opowiada o swoich reportażach dodajć sformułowania w rodzaju “w tym tkwi istota”, “ten reportaż świadczy o tym co porusza mnie” (eureka!), “celem tych niewielkich reportaży”, a gdy przeczytałem zdanie “Małe opowieści - ogrom pracy”, to musiałem dziełem Brum ciepnąć o ścianę i wróciłem do lektury. Przecież to chyba jasne, że nad książką jest sporo roboty, ale to ma czytelnik docenić i zobaczyć w trakcie lektury.
I co robi Brum? Wow! Brum, żeby dowiedzieć się jaka była danego dnia pogoda, “wypytuje mieszkańców” i jeszcze sprawdza “to na kilku stronach poświęconych meteorologii”. Niesamowite! Ale przecież to “blaski i cienie reportaży jako takiej odmiany pisania, która ręce i nogi ma dopiero po wyczerpującym zbadaniu każdej informacji”. Przecież “nawet laureat Literackiej Nagrody Nobla nie napisze wartościowego reportażu, jeśli nie wyleje siódmych potów, żeby ustalić szczegóły wydarzenia”. Swietłana Aleksijewicz akurat nie wylewała “siódmych potów”, tylko słuchała ludzi uważnie w swoich najlepszych książkach. Reporterka nie zawsze musi wiedzieć wszystko, ważne by czytelnik był przekonany o tym, że nie musi wiedzieć więcej.
Dalej mamy jakąś kosmiczną odyseję pod tytułem “moje pojęcie reportażu”, gdzie Brum pisze o tym, że wypracowywała je przez trzydzieści lat i oznacza ono “konieczność opuszczenia siebie i zamieszkania w drugim człowieku”. Rozumiem wpływ ruchów neokatechumenalnych na społeczeństwo brazylijskie, ale na literaturę? Taki poetycki dyrdymał - autorka całą siebie oddaje sprawie i człowiekowi. Jak to podkreśla literacko? Osoby znające polską szkołę reportażu znają ten zabieg nadto dobrze - wyliczanką. Bo to zawsze trzeba tak pisać (zmyślam na szybko):
- Andrzej jeszcze długi czas nie mógł otrząsnąć się po tym, co wydarzyło się w maju. Ale życie musiało trwać. Praca. Dom. Szkoła. Netflix. Powoli, powoli, powoli, zapominał. Wszystkiego.
Brum wspomina, że pisanie “to dla mnie czynność cielesna, fizyczna”, słuchanie musi “powstrzymywać się od wtrąceń”, a “od umiejętności zadawania pytań ważniejsza jest umiejętność wysłuchania odpowiedzi”, co pobrzmiewa wszystko szkolnym banałem. Sama o swojej książce pisze, że udało jej się oddać “bogactwo języka bohaterek” i ich “wyjątkowy sposób wyrażania” O sobie dalej - “piszę, jakby układała muzykę”, “zaskakują wielu ludzi, gdy od razu dostrzegam”, “niektórzy pytają mnie czasem”, “dobrze znam słabostki swojego człowieczeństwa”, a na sam koniec tego absolutnie niestrawnego tekstu cytuje “wielkiego brazylijskiego intelektualistę”. Nie, nie, nie Coelho. Choć by pasował.
Niezwykły, kilkudziesięciostronicowy pokaz reporterskiego narcyzmu, umizgów do osób czytających, coś zwyczajnie okropnego, ale też ciekawego na wielu poziomach analizy - kreacji autorskiej, obaw kogoś “z drugiej półkuli” przez odbiorem, niepewności, przekonania o własnej wyjątkowości i tak dalej. Eliane Brum może i jest dobrą reporterką, a jej dokonania i reportaże są ciekawe, ale jest też twórczynią, która pokazuje co jest najgorszą cechą reporterów - poczucie, że czytelnika trzeba prowadzić za rączkę, bo inaczej się pogubi. Niezwykły pokaz pseudopoetyckiego pustosłowia, okraszony narcystyczną narracją. Tylko dla odważnych.
"Brazil is a country that exists only in the plural. The Brazils. In the singular, it’s an impossibility."
• The Collector of Leftover Souls: Field Notes on Brazil's Everyday Insurrections by Eliane Brum, translated from the Portuguese by Diane Grosklaus Whitty.
Eliane Brum is a Brazilian investigative journalist who focuses her work on marginalized populations - both urban and rural, from the people living in favelas of Rio to the Indigenous people in the deep tributaries in the Amazon. This book gathers 17 of her reports, previously appearing in newspapers, journals, and book compilations.
One of my favorites was actually the first - "Forest of Midwives" - about Indigenous midwives in the northern state of Amapá...
“I’m a midwife, clean of hands, pure of heart. Birthing babies is my art.”
Several of her pieces are set in the favelas, interviewing the people that live there and how their homes are built and added to, and families who have lost children to the drug gangs.
"Favelas are a collective manifestation. Daily life takes place entirely in the streets, in public space, and this public space includes the inside of homes. Doors are always open and it is not rude to enter without knocking."
Other stories focus on displaced people, or people who have been harmed by larger forces - be it government, global trade and development... She interviews construction workers with mesotheliomas from working with asbestos, workers at a gold mine encampment, and one of the longest pieces is on the Belo Monte dam construction on the Amazon tributary, the Xingu River, that displaced many Indigenous and poor communities.
Not all stories are those of sadness and displacement... Brum states in her introduction that
"Joy, I was to learn over the years, is the greatest act of resistance in a human’s life."
and there are joy stories too! (the midwife one is an example...)
✍️Reportage and journalism / long form essays is one of my favorite kinds of reading, and I know many of you share that same interest. Highly recommend this title.
Gostei, mas não consigo atribuir mais do que 3.5🌟 Houve relatos que gostei muito e senti uma grande empatia com eles, em outros relatos não me cativaram tanto... Opinião completa em breve... ;)
This book is one of my favourite reads last year. I found out about this book by chance while browsing for some other interesting books to read online. I am very glad to have discovered this book. Otherwise i might have not met with one of the best books i ever read!.
Eliane Brum, the author, is an award-winning and internationally acclaimed investigative journalist, writer and documentary filmmaker. She has received more than 40 awards and honors at home and abroad,published six non-fiction books and one novel and directed four documentary films. Her works are also well known internationally where she writes regular collumns for El Pais (Spain) and a contributor to The Guardian, Atmos and European newspapers and magazines. Her current project is on global movement of The Amazon As The Centre Of The World (featured in her latest book, Banzeiro Okoto also translated from the Portuguese by Diane Whitty. One of my book wishlists!) and Free The Future. Currently, she resides in Altamira, in the Amazon Rainforest.
In this book, Eliane did an excellent work by covering extensively on something rarely covered in the popular mainstream media which are the marginalised groups of people in Brazil whose existence are usually unknown,unrepresented or underrepresented. From her years of fieldworks and researches on these groups of minorities and under privilege,finally through this book she gave them voices to be heard of which otherwise may remain silenced,muted and unheard of.
All this while the Brazil that we know and heard of may not necessarily be depicting the 'real' Brazil, a country that are well-known for its football and football players,popular tourist attractions and landmarks,the Carnival and exotic people. Little did we know behind those beautiful and exotic facades actually lie stories of sufferings,of poverty,corruptions,racism,discriminations, violence and the lists go on. So, in this groundbreaking research, Brum, as a native Brazilian finally widens our horizon by sharing with us and showing us,the outsiders the 'real' Brazil where she goes into the heart of this unique multi-racial and multi-ethnic country and spend her time talking and listening to the people's stories. Staying with them and learning about their lives and feeling how they actually feels. Looking from their perspectives. As stated by Brum,"Brazil is a country that exists only on the plural. The Brazils. In the singular, it is an impossibility". Since we are the 'Brazils' and not 'Brazil', there are also many Brazilian tongues. My challenge as a reporter is reaching these diverse tongues and converting them into written words without reducing them or the world of their telling. This is a challenge that i fail at trying".
What's unique about this book is that the stories begin with life and births and ends with deaths. The first story, Forest Of Midwives is one of my favourite stories as it covers about life and deaths and of traditions and practices that has been long practised but unknown among the society,especially modern city people that is the art of midwifery. In this story, Brum went into the heart of Brazil which is the Amazon Rainforest and listened to the stories of this unique group of indigenous midwives and learn the art of what they called 'catching babies',a culture that has been passed down from generations to generations. "Catching babies is about waiting for the right time to be born". To these midwives,receiving births is special gifts which they were born with, where they have help 'caught' from hundreds of babies to thousands. A demanding work (as they are called into the late hours of the night)which they take pride in. What impresses me the most is resilience shown by these indigenous midwives whose personal lives as equally challenging as their work (they were poor and mostly illiterate yet they still did not charge a single cent for their hard work and work diligently).And they themselves were facing with their own struggles of raising their own large number of children by themselves yet they still enjoy receiving births and giving births themselves,"child birth isn't suffering. It's a celebration". " Children are riches,my sister, a beautiful thing to see". "Child birth is mystery. And babies-we never pull them out. We just receive them". Beautiful and intricate stories of celebrating lives and accepting deaths here.
It is impossible for me to list down and cover one by one of the stories and the people covered by Brum as there were so many groups of people; from the indigenous midwives of the Amazon Rainforest to a worker suffering from a corporation's hazard, to mothers losing their children to drugs, to elderly people at the old folks home, to a poor father who cannot afford for a burial of his child to indigenous people losing their homes,lands and sources of income due to major hydroelectric dam construction projects in the Amazon Rainforest to a 115 days spent with a woman who had incurable cancer until the last final days of her life.What's all these stories had in common is they were all mostly stories covering the trials and tribulations faced by these people (with poverty being one of the main issues besides other unfortunes such as illnesses,loneliness, drugs abuses, etc. Mostly stories centering on survivals).
If i had to make another cut by choosing the other stories that liked, among them would be the story about how a worker in an asbestos making plant is suffering from the occupational hazards caught from his workplace. The man who is simply known as 'T' strongly claims that "I am made of asbestos. The thing you know,the asbestos,it's inside me. I'm going to die and it'll stay inside me". His company,a multinational corporation is giving him, Mesothelioma,asbestos cancer. "They knew the whole time they knew they were killing us and they kept on killing us". "The factory was our mother,that's how we saw it. It was like a big family. How was i supposed to know that i carried the factory in my bosom but in another way?".Instead of compensating for his illness,his company tries to silent him by offering him money so that he wouldn't sue them. "I was only certain that they knocked here on this door,offering me money to sign a piece of paper where i'd give up the right to sue the company".
The other story that touches me the most is the story of a poor father who barely can afford to pay for the burial of his son. "There is nothing sadder than the burial of the poor because there is nothing worse than living and dying off others. There is nothing more brutal than having nothing of yours, not even a space for death. After a life without a place, having no place to die. After a life owning nothing, not owning even six feet under. For the poor, the ultimate tragedy is that even in death, they don't escape life".
The other such story also related to death would be the story of the mothers living in the favelas (slump areas) who lost her sons due to drugs,how these poor mothers had to always prepare for the possible burials of the deaths of her sons,one after another.Again,the main issue here being extreme poverty and survivals but these stories have a special place in my heart as they involved a mother's love and sacrifices (final sacrifices) for her children by giving them the best and most proper burials as possible even though she can barely afford to and has to sacrifice and let go the things that she has. Only to be left by her sons who died due to drugs and from being murdered by drug trafficker/lord gengs!. I just cannot held tears from flowing out because the stories is so heartfelt and heart-breaking!. "If you lose your father or your mother,it hurts a lot, but you will get over it. If you lose a child, the wound never heals. My son came from my loins. I carried him for nine months. I nursed him. I buried him".
Last but not least, another one of my favourite stories which i think speaks to me in some ways is the story of the Middle Earth/the Raimundos which is about the lives of the indigenous people who live in the middle of the Amazon Rainforest whose living and livelihood or survivals were destroyed by big hydroelectric dam projects in the area. In consequent, this hydroelectric dam project oppresses these people of their rights and of their possessions and livelihood where their homes were destroyed and burned, their sources of income and living disrupted and flora and fauna endogenous to the place perished. "The forest is the only place for the poor. The man starts fencing us in, and we need Brazil nuts, game, fish. They are killing us off because they are shrinking the land. When just one of those roads they are cutting in here reaches the river, that'll be the end of us and the forest". "If the invaders win, the forest will vanish,along with 346 species of trees, 1398 types of vertebrates,and 530 kinds of fish. A good share of these varieties are endogenous, found nowhere but in Middle Earth. The world would be poorer in biodiversity-poverty of an irreparable sort. Besides losing thousands of species, the planet will be less varied in people. The Middle People are among the last of their breed. Mowed down along with the forest". The other quote which i think brilliantly summing this is all up is, "As usual in Brazil, a country where a person's place in life is bound by the unfinished abolition of slavery, the poor are criminalised whenever they reject their fate and raise their heads to peer at the horizon. Prospectors are treated like criminals, while big mining companies and multinationals, the ones that razed vast stretches of the forest to amass profit, are purified by labels like "business", "enterprise" and "development".
Wspaniałe reportaże, pięknie się je czytało. Wrażliwe historie o ludziach, w których wciąż tli się nadzieja i o takich, w których tej nadziei już nie ma. Te teksty są przepiękne językowo, bardzo podobał mi się wstęp tłumacza. To takie historie i spotkania, na które nie chcemy patrzeć i których nie chcemy doświadczać, a jednak Brum podsuwa je czytelniczkom w intymnych spotkaniach z najróżniejszymi ludźmi, obok których nie można przejść obojętnie.
Comecei a ler livros jornalísticos há pouquíssimo tempo. Esse é meu segundo na verdade, diametralmente oposto do primeiro. Ler um livro jornalístico sobre pessoas comuns, como é esse livro, é um jeito de brincar com os limites da fofoca. Os limites do que é meu, do que é seu e do que nos une. Essa é a genialidade que "A vida que ninguém vê" traz com leveza, socos e rapidez. A leveza vem nas palavras e histórias mundanas, de pessoas que poderiam ser seu tio que trabalha no aeroporto, da sua avó que foi para o asilo ou mesmo nos objetos que você vê pela rua. Os socos vem do desaprendizado, da maneira como ficamos hipermetropes ao que está ao redor. Hipermetropia é uma anomalia da visão que te impede de ver de perto. Da Camila ao Sapo vemos uma realidade tão próxima, mas tão longe, dos nomes que nunca perguntamos ou das histórias que não vemos atrás dos benditos nomes. Muito mais malditos que benditos normalmente. Mas tudo isso passa muito rápido, tão rápido que corre o risco de não te fazer pensar. Repensar é o convite maior do livro, repensar o que está a nossa volta e como vemos isso. Como agimos ou não para mudar nosso redor. Mais do que isso. O livro nos mostra como a vida acontece todos os dias dentro do corpo de pessoas e não de heróis: "É o mesmo homem que tem diante si o infinito e o chão. Mas é nessa decisão que cada um se define". Falando assim, pode até parecer uma espécie de auto-ajuda. Longe disso. O livro é também uma afirmação da responsabilidade que temos e assumimos todos os dias. É esse o nosso exercício de liberdade, exercitar sobre o que somos ou não responsáveis.
[...]O ato de fazer-ver se dá através de um movimento de tradução e difusão. A autora lê o olhar - neste caso tanto o movimento dos olhos como a visão de mundo - do entrevistado, traduz esse olhar em linguagem escrita, que é decodificada pelo leitor em um (outro) olhar, criando, então, uma crítica através da verdade inscrita naquelas realidades descritas. Isso porque “a autonomia do olho suspende as cumplicidades do corpo como texto; ela o desvincula do lugar escrito; faz do escrito um objeto e aumenta as possibilidades que o sujeito tem de circular” (DE CERTEAU, 1998, p. 272). Ou ainda, como relata Eliane, fazer-ver é “colocar meus olhos no mesmo plano dos olhos dele” (BRUM, 2006, p. 189).[...] [...]Colocar a emolduração ou o enquadramento em questionamento quer dizer que ela nunca conteve aquilo que propunha encarcerar, mas que já havia algo fora dela que tornava o interior algo que faz sentido para o observador. Por isso, alguém que vive fora das normas, fora das molduras e de qualquer enquadramento parece seguir um lema dicotômico “está vivo, mas não é uma vida” (BUTLER, 2016, p. 22), segundo Butler não é uma vida passível de luto, de ser pranteada pelos demais, alguém cujo estatuto de “vida e existência” será sempre questionado. Até, pelo menos que alguém com um poder maior, como Eliane Brum, de sua cátedra jornalística resolva colocar este tipo de vida em evidência e, portanto, enquadrá-los em uma moldura que faça com que sejam vistos. Nem sempre as pessoas que observam estas vidas, olham para o conteúdo delas, mas para o ato de emolduramento, o fato de estarem essas vidas escancaradas em um jornal ou em um livro.[...]
Achei que conseguiria segurar muitas lágrimas até o fim do livro. Também achei que conseguiria não sorrir sozinha enquanto lia. Achei, por fim, que já conhecia muito da escrita da Eliane Brum e, por isso, o livro não me surpreenderia ou não me emocionaria tanto. Falhei miseravelmente em todos esses achismos.
(obrigada Lealdo, por insistir nessa recomendação.valeu cada minuto.)
Muitos já tinham me recomendado este livro. Ouvi muitas críticas positivas, e iniciei a leitura com grandes expectativas. Não me decepcionei! O livro é tudo isso mesmo! Eliane possui um olhar único sobre as histórias do dia-a-dia... do normal (trágico, alegre, esperançoso, seja o que for...)
The author has developed an extraordinary sensitivity. The way she perceives the world around her is absolutely stunning, and the way she translates it into short stories is fascinating. As human beings, we definitely need more perspectives like Brum’s.
Livro com histórias bem curtas sobre pessoas comuns, geralmente sobre excluídos da sociedade. O mérito da escritora está justamente em conseguir, em poucas páginas, mostrar o quanto essas pessoas são especiais e o quanto a vida de cada individuo, mesmo os anônimos, tem significado e conteúdo, suficiente para que se sejam escritas histórias sobre eles. Existe um certo padrão na escrita, principalmente para os miseráveis, mas mesmo assim não tira o mérito dela, que, com muita criatividade, consegue dignificar a vida de alguns tipos sociais totalmente distintos.
z przyjemnością dałabym 5 gwiazdek, gdyby nie ten wstęp. Męczyłam się okropnie, żeby jakoś przez niego przebrnąć. Autorka miejscami wchodziła na jakieś tony przemyśleń w stylu Paulo Coelho, z drugiej strony certyfikujac się jako najlepsza reportażystka, która zapisuje nawet jaka danego dnia była pogoda i jaka bułkę ktoś jadł... Niemniej same reportaże są po prostu wspaniałe. Świetnie się to czyta, a historię przedstawionych osób niejednokrotnie wzruszają do łez.
É bastante comum que, ao falar da trajetória da crônica no Brasil, coloque-se o nome de João do Rio imediatamente antes de Rubem Braga, como se houvesse algum tipo de transição entre eles ou como se, no período que os separa, não tivesse havido nada de muito relevante no gênero. João do Rio foi, de fato, extremamente popular em seu tempo, e pode-se dizer que criou um estilo de fazer crônica – mas esse estilo tem pouco em comum com o do Braga (mais afeito a Júlia Lopes de Almeida, Álvaro Moreyra, Humberto de Campos).
O estilo que consagrou João do Rio, isto é, o de A alma encantadora das ruas (não é muito comum que os críticos tenham lido outros livros de crônicas de João do Rio), é o de uma espécie de reportagem em que o cronista busca vivenciar pessoalmente algum aspecto da cidade e relatá-lo com um feitio literário, mas ainda informativo (integrado, pois, à lógica do jornal). Por mais que se valorize esse estilo, porém, ele não foi tão influente ao longo do tempo. É possível apontar alguns cultores desse estilo ainda nos anos 1920, como o ótimo Benjamim Costallat e o notável Orestes Barbosa, mas de qual cronista contemporâneo seria possível dizer “esse é herdeiro do João do Rio”?
O estilo de crônica que “venceu” é realmente o do velho Braga, com textos principalmente singelos e líricos a respeito de pequenas belezas cotidianas. O jornal, para esse estilo, é visto quase como um “empecilho” para a realização da crônica (embora ela nunca se consiga desvincular dele, nem na internet, e deva a sua própria essência a uma negação da retórica típica da imprensa). Alguns poucos nomes, no entanto, tem usado até recentemente o espaço da crônica para pequenas reportagens, sem descartar uma roupagem literária. Lembro-me do curitibano José Carlos Fernandes e da gaúcha Eliane Brum, que podem, sim, ser inseridos em uma trajetória inaugurada por João do Rio.
Eliane Brum é autora de um livro de crônicas chamado A vida que ninguém vê (Arquipélago, 2006). São textos publicados na imprensa de Porto Alegre, ainda em 1999, com o objetivo de colocar em evidência o “aspecto humano” da cidade, por meio de pessoas e histórias que, tradicionalmente, não seriam merecedoras desse espaço. Ela vai atrás de alguns “tipos curiosos”, conversa com eles e depois escreve um texto contando (e informando) alguma coisa sobre a vida dessas pessoas. Trata-se de uma missão jornalística que diz muito sobre todos os estilos de crônica.
Se é preciso que Eliane Brum vá procurar a vida lá fora e escreva sobre ela um texto bem diferente da notícia pura e simples, é porque, basicamente, a vida não costuma encontrar muito espaço na imprensa convencional. Mergulhado na ideia de objetividade e no mito da imparcialidade, sente-se que o jornal se tornou algo frio e distante dos leitores. Não é outra a constatação feita por um personagem em célebre crônica do Braga (já em 1951!): “Os jornais noticiam tudo, tudo, menos uma coisa tão banal de que ninguém se lembra: a vida…”.
Ora, que fazer, nesse cenário? Tenta-se dar um jeito de mudar a imagem do jornal, aproximá-lo mais do leitor, torná-lo mais humano… E é precisamente para buscar a remissão do jornal que se busca o auxílio da crônica. Afinal, a crônica não está sujeita aos valores-notícia que norteiam o resto do jornal. O jornal se obriga a falar de assembleias extraordinárias, pacotes econômicos, conflitos armados… A crônica, porém, se quiser, pode falar de borboletas amarelas, de pés de milho e de cajueiros. Não é preciso sequer ser atual! Pode-se muito bem falar de acontecimentos perfeitamente envelhecidos, e mesmo isso pode convir ao leitor do jornal, que tem lá as suas memórias.
A crônica não precisa seguir nenhum modelo preestabelecido de texto, pois, graças a Deus, a crônica não tem lead. Valoriza-se a criatividade e a individualidade do cronista, diferentemente do jornalista comum, só valorizado quando “some” do texto, entregando-o a uma suposta e idealizada neutralidade. Uma figura de linguagem aqui, um rasgo poético ali, um mero adjetivo acolá… Nada disso é permitido ao jornalista comum! E como se consegue tocar a alma de algum leitor dessa maneira? Não é à toa que se apela à liberdade da crônica.
Há uma porção de assuntos que passam pelas páginas de jornais sem dizer o menor respeito à vida do leitor, que tem os seus próprios dramas e não se sente representado. Para esse leitor, “tudo que se passa no coração da gente é notícia”, como escreveu o cronista Drummond. Mas ele não se reconhece no jornal! Eventualmente, quando há alguma tragédia, quando há alguma denúncia, o cidadão comum até é alçado à posição de “personagem”, essa figura tão buscada no jornalismo, mas nesses casos ele está sempre a serviço de uma pauta: ninguém conta sua história só por contar, só para que os outros sabiam que tipo de vida ele leva, como pensa e enxerga o mundo.
E, no entanto, pode ser exatamente esse tipo de história pessoal que o leitor de jornal está esperando. Não é sintomático de outra coisa que, historicamente, as crônicas sejam o gênero do jornal que mais rende “feedbacks” dos leitores por meio de cartas ou e-mails. O cronista estabelece uma relação de confiança com o leitor, fala de coisas da sua vida comum. O leitor, bastante desconfiado com a retórica empolada e com os discursos oficiais do restante do jornal, sente-se de repente familiarizado com aquilo. E prefere a crônica à notícia!
Isso tem sido verdade para todos os tipos de crônica. O caso de Eliane Brum, porém, deixa ainda mais evidente que a crônica entra em cena para fazer o que o jornalismo convencional não tem dado conta, isto é, estabelecer uma relação de proximidade com leitor, baseada na valorização do que existe de humano. Eliane começou a contar histórias. Elas não estavam diretamente vinculadas a nenhuma notícia, mas nem por isso deixavam de ser jornalísticas: em cada uma, vislumbram-se carências e fraturas do modo como temos organizado a sociedade e a própria existência – pode algo dizer mais respeito a nós?
Um homem que cuida das bagagens no aeroporto, mas nunca andou de avião. Um mendigo que passa os dias a rastejar nas calçadas de Porto Alegre. Um homem que aparece para chorar em todos os velórios de Quaraí. Uma mulher que há mais de 30 anos acompanha as sessões do Legislativo e cultiva uma paixão platônica por um deputado. Uma mulher negra, pobre e com paralisia cerebral que decidiu ser professora. Um homem que vai a uma exposição de bois, vacas e cavalos montado em um cabo de vassoura. Uma criança que fazia versinhos para pedir dinheiro no sinal. Um homem que está em dúvida se deve continuar a comer vidro ou voltar para sua terra e plantar uma rocinha. Um homem que sepultou a filha e logo depois a mulher por pura pobreza…
Essas histórias e outras mais não foram coletadas por Eliane para fazer parte de uma seção do tipo “mundo bizarro”: elas foram apresentadas, primeiro, para dar protagonismo a pessoas comuns, despertando a sensibilidade de quem passa por elas sem as enxergar; e, segundo porque, em cada drama pessoal, há questões maiores (sociais, políticas, filosóficas etc.) em que convém pensar, se quisermos viver em mundo melhor. Transformadas em crônicas, as histórias mantêm a relação típica do gênero com o presente, ao expressar a época em que se escreve, e o vínculo jornalístico, ao tratar de temas atuais e de interesse público (mesmo com base no particular). E tudo isso enquanto promove a identificação do leitor comum.
Nesse projeto, Eliane Brum se sai melhor que o próprio João do Rio, o qual, apesar do título de sua obra mais famosa, não se encantava tanto assim pelas ruas – era com um ar de superioridade, muitas vezes nem disfarçando os seus preconceitos, que João do Rio alçava pessoas comuns ao protagonismo em suas crônicas. Eliane, ao contrário, está legitimamente interessada no que cada um tem a dizer e leva seus dramas perfeitamente a sério. Ela tem consciência de não ser melhor nem pior do que cada uma das pessoas que retrata. E essa empatia, muito mais rara do que devia, favorece o reconhecimento do leitor.
Além de excepcional entrevistadora, daquelas que não buscam simples falas para preencher lacunas de um texto pré-produzido, Eliane também é ótima observadora da realidade. A crônica “O cativeiro”, por exemplo, apesar de também apresentar uma série de dados jornalísticos que evidenciam seu trabalho de apuração, é composta de muitas reflexões da autora a respeito do que significam os zoológicos. É o caráter ensaístico, igualmente valorizado na crônica, mas impossível em uma matéria comum, na qual boa parte do que Eliane escreveu seria considerado um grande “nariz de cera”, enrolação.
Embora a autora não tenha aquela voz pessoal tradicionalmente tão marcada na crônica, a ponto de muitos acharem que o gênero serve às elucubrações do próprio umbigo, Eliane está lá, presente nas escolhas dos personagens que traz à luz, do enfoque de cada história, das palavras usadas para contá-las, e até, de vez em quando, na construção de frases em primeira pessoa (“Ele soube que me chamo Eliane”). A cronista se afasta para deixar que falem os seus personagens, mas não se ausenta tanto do texto a ponto de não deixar suas marcas. E o próprio leitor no jornal percebeu que, se havia passado a enxergar coisas que não via, foi apenas porque alguém, a cronista, as mostrou.
É bem provável que Eliane conseguisse fazer grandes reportagens a respeito de cada uma das histórias que retratou, e elas continuariam bem-feitas, fariam sucesso, ganhariam prêmios etc. Entretanto, não é sempre que se tem todo o espaço dispensado às grandes reportagens, e mesmo o leitor comum talvez não se animasse a lê-las na íntegra. Ao escrevê-las no formato de crônica, com um espaço muito mais limitado, porém, Eliane garantiu que tivessem expressão e alcançassem um número maior de pessoas, sem prejuízo de resultados.
O que se vislumbra por meio do livro é que essas crônicas faziam um sucesso danado no jornal, e não porque meramente o estilo da autora fosse admirado, mas porque, por meio delas, muitas pessoas se reconheciam e passavam a ter até uma opinião melhor a respeito de si mesmas. Pois então pessoas comuns podiam ser valorizadas dessa maneira? As histórias delas eram dignas de sair impressas no jornal? Se é assim, as minhas também são, eu sou igualmente especial! Eram sentimentos como esse que Eliane provocava, evidenciando e subvertendo a distância existente entre o jornalismo comum e o povo.
Muitas vezes, o jornal destaca em suas páginas pessoas que, por admiráveis que pareçam na atualidade, terão o mesmo final que o pobre Conde de Porto Alegre, da crônica “O conde decaído”: serão uma estátua que ninguém vê no canto de uma cidade. A pergunta que fica é se esses condes merecem o espaço que os jornais dão a eles já no presente. Se o destino de tudo é mesmo o esquecimento, para que gastar tanta tinta com aquilo que não toca a alma de quem sofre a vida hoje? Menos condes e mais passarinhos: é a oposição braguiana que ainda define a situação da crônica no espaço jornalístico.
Eliane tinha nitidamente uma postura crítica em relação ao tipo de jornalismo que se fazia naquela época, com repórteres que sequer saiam da redação, pois faziam as matérias apenas por telefone (imagine hoje, com a internet), além de serem eles próprios cegos para outras coisas que não a pauta a ser cumprida. Seu projeto era uma resposta pessoal a essa realidade, mostrando aquilo que uma jornalista poderia fazer se simplesmente se dispusesse a ver. Para isso, se valeu de um gênero que, historicamente, tem estado ali precisamente para fazer com que as pessoas vejam o que já deixaram de enxergar. O resultado mostra, por um lado, como a reportagem poderia ser; por outro, mostra o que a crônica já é: um espaço que o jornal concede à vida em suas páginas.
O livro, portanto, é uma excelente oportunidade de problematizar a relação da crônica com o jornalismo e do jornalismo com a sociedade. Isso, é claro, para quem quiser se entreter com tais mergulhos teóricos. Porque, de resto, já será suficiente aproveitar para conhecer as histórias e assim combater a nossa cegueira.
From Brazil comes this treatise of the daily lives of people living out a variety of experiences – funerals, street entertainment, marriages and attempts to stem the overuse of natural resources. It takes a thoughtful and observant writer to capture the insights included in this group of vignettes. If you are interested in Brazil or just people, I highly recommend your taking a look at what Brum has to say. These are touchstones for her longer reportage, but chosen carefully, they give us an overview of these people not found elsewhere.
I met this book at Auntie's Bookstore in Spokane, WA.
Il titolo descrive precisamente ciò che é questo libro: le vite di persone che nessuno vede o si preferisce non vedere. Ogni capitolo é un articolo scritto dall'autrice su riviste varie negli ultimi 20 anni. La scrittura di Eliane Brum riesce a dare dignità a tutte le persone di cui si parla, dai poveri delle favelas agli abitanti dell'Amazzonia, dai lavoratori delle miniere agli ospiti di un ospizio. Un libro davvero forte e toccante.
Acompanho a coluna que Eliane escreve no El país e foi lá o começo do meu encantamento com a sua escrita. O livro, é de uma sensibilidade ímpar, foi uma leitura muito prazerosa.
Em A Vida Que Ninguém Vê, Eliane Brum faz algo extremamente difícil, dá voz a gente humilde sem ser caricata ou panfletária. Vale lembrar de onde a autora fala, o tão mal compreendido e utilizado muitas vezes de forma vil e desonesta: lugar de fala. Eliane fala de um lugar muito particular, que num primeiro momento poderia ser lido como elitista. Muitos ao se deparar com o texto podem pensar, mas como essa “branquela”, classe média alta se atreve a falar do pobre? O ponto é que Eliane não fala pelo pobre, ou melhor dizendo, por mais que sua escrita sirva de ponte ela não está falando no lugar do pobre e oprimido, ela apenas lhe empresta sua voz. É evidente ao ler o texto que por tŕas de sua bela escrita, existiu por parte de Brum um imenso trabalho de escuta, uma vontade genuína de ouvir seu interlocutor, de transmitir mesmo que de uma forma mediada o que ouviu. É bastante interessante e revelador como Brum alterna as vozes em suas crônicas. Em alguns momentos é Brum quem nos relata o que ouviu e o que “aprendeu” em outros a autora dá voz a seu entrevistado, permite que o vislumbremos mais de perto, o trás um pouco mais para junto de nós. A Vida Que Ninguém Vê tem o sabor de algo que (inclusive a autora menciona em suas considerações finais), infelizmente está cada vez mais raro, jornalismo. Não é somente o sucateamento da profissão ou o crescente distanciamento do jornalista da notícia que pesam, mas muito mais o fato de que por vezes se abdica do olhar humano. Mais do que o texto frio feito por processos digitais, cada vez mais o jornalista torna-se um mero “pesquisador” de fontes na Internet. Aqui porém, temos carne e sangue, aliás carne, sangue, suor e lágrimas. Se a autora decide iniciar seu apanhado de crônicas por duas que em alguma medida deixam o coração do leitor leve, rapidamente o texto pesa. Duas narrativas serão retomadas posteriormente e se em uma delas o leitor pode se emocionar pela beleza simbólica do que é descrito, na outra Brum atira o leitor violentamente de volta à realidade. Vale dizer também que por mais diferentes que sejam as crônicas, existe um fio condutor, alguns assuntos ressoam entre elas, algumas rimas no mínimo curiosas em um texto que em alguma medida flerta com a poesia. Existe além disso, uma ironia as vezes bem humorada outras um tanto amarga. como por exemplo quando Brum nos conta da esquizofrênica que se revolta com os vereadores de sua cidade ou quando nos fala da menininha que não mais vai “incomodar” os motoristas nos faróis. A entrevista presente no posfácio é esclarecedora, nos permite conhecer um pouco melhor a autora e o porquê alguns assuntos lhe são tão caros. O texto final de Brum comentando sua obra e sua profissão é uma aula e não só sobre jornalismo; trás reflexões e ponderações que cabem para além da escrita. “ Porque uma frase só existe quando é a extensão em letras da alma de quem a diz. É a soma das palavras e da tragédia que contém. Se não for assim, é só uma falsidade de vogais e de consoantes, um desperdício de som e de espaço.” A Vida Que Ninguém Vê de Eliane Brum, portanto, é mais do que uma aula de jornalismo é um alento nesses tempos de textos desumanizados, panfletários ou flagrantemente insultuosos e hipócritas. Um texto para ser lido por quem se pretende jornalista e não somente esses. Pequenas crônicas que nos convidam a parar e de fato olhar ao nosso redor, nos permitir verdadeiramente enxergar ao próximo.
'The Sapucaia do Sul Zoo once housed a monkey named Alemão. One bright Sunday, Alemão managed to open the lock and escape. He had the world's bright horizon waiting for him. He had the trees in the forest within reach of his fingers. He had the wind whispering promises in his ears. Alemão had all of this. He'd spend his life trying to open that lock. But when he succeeded, he turned his back on it all. Instead of making the plunge into freedom, unknown and unguaranteed, Alemão walked over to the restaurant, packed with visitors. He packed a beer and sat there at the counter downing it. The humans fled in flight.
Why did they flee? The monkey had turned into a man. The disturbing thing about this true story is not the resemblance between man and monkey. All this is as old as Darwin. The horrifying thing is that, like humans, the monkey turned his back on freedom. And went to the bar for a cold one.
A zoo has many purposes, some of them edifying. But a zoo serves primarily to give humans, as they stand in front of someone else's cage, the chance to make certain of their own freedom, and their superiority as a species. Then they can return to their apartment with its fifteen-year mortgage, satisfied with their lives; open their security door with its metal bars, contented with their key chain; and lodge themselves on the couch in front of the TV. Wake up Monday morning happy to punch the time clock, happy to be human, and free.'
Confesso que não sou fã de contos e crônicas, não só por dar preferência a estórias bem desenvolvidas, mas principalmente pela maior oportunidade de me conectar com os personagens. E é nesse segundo item que fui positivamente surpreendido pela Eliane Brum, nesta coletânea de crônicas publicadas originalmente no jornal Zero Hora, de Porto Alegre, em 1999.
A proposta da autora, repórter de formação, era enxergar aqueles que preferimos – ou optamos - não ver, retirar o manto da invisibilidade do cidadão comum que tem uma estória por trás. Em geral, carregada de sofrimento, de luta pela sobrevivência, e invariavelmente de decepção. Ao contar a história dessa gente, duas ou três páginas surpreendentemente já foram suficientes para sentirmos suas angústias, dores, aspirações. Mais que dar visibilidade, Eliane dá voz ao pobre que não pode pagar o enterro do filho; ao carregador de malas que nunca voou; à menina que pede esmola no farol...
Apesar da pouca variação na temática de fundo das estórias e na oscilação da qualidade das crônicas, imagino que natural em qualquer coletânea, o livro é um catalisador para desenvolvermos empatia pelo próximo, algo fundamental nos dias de hoje.
Avaliação Final: 8,0/10 Leitura Concluída: 34º livro de 2022 Próxima Leitura: “O Jogo do Anjo” (Carlos Ruiz Zafón)
Reportaże Eliane Brum, dla czytelnika przyzwyczajonego do polskich, oszczędnych w słowach, reportaży, będą zaskoczeniem. Być może niektórych zachwyci poetycki język, który inni uznają za rozwlekły. Dla niektórych będą to emocjonalne obrazy, dla innych teksty przegadane. Niektórzy uznają, że mogli poznać Brazylijczyków, inni, że niewiele tu o Brazylii jest. Ja, skłaniając się do tego bardziej krytycznego poglądu, dodam, że autorka pisze o tematach dość uniwersalnych: biedzie, śmierci, niesprawiedliwości a historie które opowiada mogłyby wydarzyć się właściwie wszędzie, nie ma tu tła, faktów, drugiego punktu widzenia, są tylko jej bohaterowie. Są to przez to teksty, które być może budzą emocje podczas czytania, ale o których dość szybko się zapomina, gazetowe, jednodniowe. Jest jeszcze wstęp, który budzi wiele emocji recenzentów, w którym autorka wyjaśnia swój warsztat i ideologię towarzyszącą jej pracy w sposób dość egzaltowany. Styl aż tak mnie nie raził, ale brakowało mi treści i Brazylii, więcej dowiedziałam się ze wstępu, gdzie autorka opisała, jak powstały poszczególne teksty, niż z samych reportaży, a reportaż przecież powinien obronić się sam.
I waited for this book to become available from the NYPL for months after seeing it on a recommended book list. I started this morning and finished after lunchtime (there is nothing to do at work today- and it's only like 200 pages). Let me say, that I don't always love anthologies bc I struggle to pay attention from story to story, In this case article to article, but I was so involved and invested in each tale. Especially the last one I just had tears in my eyes the whole time. I wish I could write this way. I read enough non-fiction and news and feature stories but this is like... something so much different than I remember ever picking up. I might just turn around and buy this book. I would love to find out where I can read more of this type of writing.
Escrita leve e leitura fácil, mas história muito (MUITO) profunda e pesada. Foi lendo pelos seus relatos a realidade nua e crua do mundo (mais especificamente das ruas de POA) que entendi porque FP elogia tanto Eliane Brum! Tenho certeza que acompanhar essas histórias tão sensíveis até o final só foi possível pela sensibilidade da autora. O livro é isso, é, literalmente, feito de várias vidas que ninguém vê (o que dá até um certo peso na consciência). Além de uma verdadeira admiradora da escrita de Eliane (não estou exagerando, ela escreve divinamente bem), acho me tornei um pouco mais humana depois de ler tantas histórias delicadas. Vale a pena a leitura!
Essa jornalista é maravilhosa demais, por sua articulação com as palavras e principalmente por trazer a tona o não óbvio. Esses retratos únicos, de pessoas aleatórias, desencadeia uma vontade de sair, vivenciar, conversar e descobrir histórias. Grata por essa semente que ela vem plantando há tanto tempo na nossa sociedade. Eliane Brum sempre me marcou muito positivamente.