Bezcenne, bardzo osobiste w tonie, wspomnienia z życia w getcie warszawskim ostatniego żyjącego przywódcy słynnego powstania. Marek Edelman w krótkich "migawkach" przywołuje straszne, ale i wzruszające wydarzenia, które go najbardziej poruszyły. "To wszystko, co mi zostało, takie strzępki pamięci. Ludzie, którym to opowiadałem, pytali, czy to wszystko jest prawda. Tak, prawda. Toczka w toczkę. Koniec, kropka. Więcej już nic." - mówi autor.
Ważna lekcja dla nas, znających piekło getta warszawskiego wyłącznie z opowieści. Ta wyjątkowo chwyta za serce, zwłaszcza lista nazwisk, które autor pragnie ocalić od zapomnienia.
„Pozwalamy, by na ulicach naszych miast odbywały się parady nienawiści i nietolerancji. I to jest zły znak, bo demokracja nie polega na przyzwoleniu na zło, nawet najmniejsze, bo ono zawsze może nie wiadomo kiedy urosnąć. Musimy uczyć w szkołach, przedszkolach, na uniwersytetach, że zło jest złem, że nienawiść jest złem i że miłość jest obowiązkiem.”
„I była miłość w getcie” to książka o całkiem wymownym tytule — opowiada o ludziach, którzy do ostatniej chwili życia, w najtrudniejszych warunkach, wystawieni na najcięższą próbę wybierali dobro i bliskość drugiego człowieka. Są to strzępki wspomnień Marka Edelmana, jednego z najbardziej znanych przywódców Powstania w Getcie Warszawskim.
Skłamałabym mówiąc, że wszystkie historie przytaczane przez autora angażowały mnie równie mocno. Miałam poczucie, że stanowią one wartość przede wszystkim dla opowiadającego, a ja czasami czułam się mocno zdystansowana i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że trochę to za bardzo powierzchowne — dla mnie jako dla osoby zupełnie nieznającej ludzi opisywanych przez Edelmana. To mój jedyny, ale całkiem spory problem z tą książką.
„I była miłość w getcie” to także bardzo silny głos przeciwko nienawiści do drugiego człowieka. To krytyka skrajnego nacjonalizmu, wszechobecnej ignorancji i braku uważności. Pod tym względem — w kontekście obecnej sytuacji na polskiej scenie politycznej — to niezwykle aktualna książka, której przesłanie wybrzmiewa głośno i wyraźnie.
Będąc w połowie "I była miłość w getcie" nie byłam przekonana. Te krótkie historie były ważne i poruszające, ale odnosiłam wrażenie, że są ważniejsze dla samego Edelmana niż dla czytelnika. Jednak kiedy przeczytałam rozdział, który podsumowuje wszystkie te opowieści, czyli rozdział w którym Edelman mówi właśnie o tej książce, wszystkie te historie wróciły do mnie i dotknęły mnie tak jak nie zrobiły tego wcześniej. W pierwszej części był to dla mnie język przekazywania faktów i dopiero na sam koniec dotarły do mnie też emocje. I bez wątpienia jest to książka ważna, jest to literacki pomnik tamtych wydarzeń i tamtych ludzi.
bardzo podobna treść do „Zdążyć przed Panem Bogiem“ Krall, w zasadzie te same historie są opowiadane.. mogłam o tym pomyśleć (że to w końcu historie tego samego Marka Edelmana) zanim przeczytałam je obie pod rząd..
I liked the fact that beside the story of the Ghetto's resistance (see Il ghetto di Varsavia lotta or Il guardiano) Marek Edelman told us also some love stories, and without any moral judgement, even in the cases when some of the stories were not exactly ''standard'' love stories. It is comforting to know that in those terrible conditions some people were able to find love.
Some readers could resent the fact that Edelman's stories were written down like they were told, and not rewritten for publication.
Woła o pamięć o ludziach, o ich przeżyciach, o tym co czuli, kogo kochali i kim byli. Dogłębnie dotyka i parzy duszę. Nakazuje pamiętać o człowieczeństwie ludzi odczłowieczonych i utwierdza w tym że miłość nawet jeśli nie ratuje życia to z pewnością je upiększa
W tej książce Marek Edelman przedstawia swoje wspomnienia z getta warszawskiego. Robi to jednak w bardzo autentyczny sposób - często używa słów w rodzaju „nie pamiętam do końca”, „zapamiętałem to tak, ale mogło być trochę inaczej”. Pod wpływem emocji czy zwyczajnego biegu lat to normalne, że pamiętamy pewne wydarzenia w nieco odmienny sposób. Skupia się również na temacie tytułu - miłości. Jest to uczucie, które dawało pewną nadzieję, wytchnienie w tych przerażająco ciężkich czasach. Opowiada także o powstaniu - zarówno w getcie, jak i warszawskim. Jest to tak naprawdę pierwsza przeczytana przeze mnie książka, która mówi o losach Żydów w okupowanej Warszawie. Sporo się dowiedziałam, ale najbardziej zwróciłam uwagę na tych wszystkich ludzi. Uderzające jest jednak, jak na końcu książki autor przedstawia ponownie wszystkich tych, o których wspomniał wcześniej. Tragiczne historie. Opisywano czyjeś całe życie kilkoma zdaniami. Nie jest to jednak żadna krytyka z mojej strony. Edelmen napisał, że musi pozostać jakiś ślad po tych osobach, co jest zachowaniem godnym szacunku. I pomyśleć, że kiedyś także staniemy się jedynie słowami czy zdjęciami. Bardzo podobały mi się również słowa wstępu oraz zakończenia - o miłości, która jest cięższa od nienawiści, o pamięci tych wydarzeń, która musi trwać nieustannie, jak i o tym, że zło może urosnąć w każdej chwili i nie możemy stać się obojętni wobec niego. Całościowo nie było nic do czego mogłabym „się przyczepić”. Niektórym może się nie spodobać chronologia, sposób narracji. Cóż, takie właśnie są wspomnienia.
Przewspaniała, pewna ciepła mimo tematu książka. Marek Edelman w krótkich historiach różnych znajomych, przyjaciół czy przypadkowych osób pokazał znaczenie miłości w obliczu cierpień i śmierci.
Są książki, które bardzo trudno się czyta. Nie dlatego, że są źle napisane, ale dlatego, że są bardzo chaotyczne. Ten chaos nie wynika z kolei z braku umiejętności pisarskich autorów, ale z powodu tego, że autor opowiada wspomnienia swojego życia. A jak wiemy wspomnienia są bardzo chaotyczne, nie jest łatwo je poukładać zawsze w sposób chronologiczny. Wspomnienia są dość niepokorne w tej kwestii. “I była miłość w getcie” to zbiór wspomnień Marka Edelmana, który był jednym z przywódców powstania w getcie warszawskim. Był z pochodzenia Żydem, a w 1940 roku okolice więzienia Pawiak znalazły się w getcie warszawskim, a tym rejonie znajdowało się jego mieszkanie. Widział od środka okrucieństwo Niemców, nieludzkie warunki w jakich musieli przebywać Żydzi. Widział również próby normalnego życia w samym centrum największego ludzkiego dramatu. Marek Edelman opowiada o różnych rodzajach i wizjach miłości. To nie tylko wspomnienia o zakochanych parach. To również wspomnienie o matce oddającej córce numerek życia. O córce, która dołączyła do matki w pochodzie skazanym na śmierć. To kradzione chwile pary, która żyła przez trzy miesiące po aryjskiej stronie, a potem zostali wydani Niemcom. Jest też również wspomnienie o opiekunce dzieci, która poszła z podopiecznymi do transportu śmierci, chociaż miała szansę na ocalenie. Te historie i inne wchodzą w człowieka. Żyją w nim, bo czytelnik zdaje sobie sprawę, że takich historii były tysiące, że to nie były odosobnione przypadki. Mimo trwającej wojny, śmierci czyhającej za każdym rogiem - próbowano żyć. Tworzyć namiastkę normalności. Kilka chwil szczęścia często było dla tych ludzi wszystkim, co mieli. Bardzo przeżywałam to wszystko o czym mówił Marek Edelman. Okrucieństwo II wojny światowej ciągle nie mieści mi się w głowie i czytanie o tym powoduje u mnie dreszcze i strach. Nie rozumiem jak ludzie ludziom mogli zgotować taki los. Lekki chaos trochę utrudniał mi lekturę, ale rozumiałam to. Wspomnienia z czasów wojny są trudne i koszmarne. Wspomnienia są kapryśne i nie zawsze układają się w dobrej kolejności. Nie żałuję czasu spędzonego nad tą książką. “Bo dużo łatwiej wzbudzić nienawiść, niż skłonić do miłości. Nienawiść jest łatwa. Miłość wymaga wysiłku i poświęcenia.” ~ Marek Edelman, Paula Sawicka, I była miłość w getcie, Wołowiec 2021. s.20.
Alzi la mano chi non si è mai misurato con questa foto: http://www.itis-einstein.roma.it/cd/M... Io ne tengo una stampa nell'ingresso di casa: un benvenuto ed un monito per i miei ospiti. "Qui non si dimentica". E' una delle icone del secolo scorso l'immagine del bambino del ghetto di Varsavia, ed il ghetto di Varsavia è il protagonista di questo libro. L'autore, Marek Edelman, fu tra coloro che nel 1943 osarono ribellarsi allo strapotere del Terzo Reich, dando luogo alla prima rivolta organizzata contro l'oppressione nazista. Vicecomandante della resistenza ebraica, fu tra i pochissimi sopravvissuti, ma non volle abbracciare il sionismo. Divenuto medico, poi attivista di Solidarnosh, Edelman non lasciò mai la Polonia. Per tutta la vita rimase in patria "a fare la guardia alle tombe". Sosteneva: "Quando si è accompagnato un popolo alle camere a gas, bisogna avere il dovere di ricordare. Sotto le macerie del ghetto, ci sono le ossa del popolo ebreo e anche queste ossa vivono finchè c’è qualcuno che ricorda".
🔵"Ma perché nessuno mi chiede se nel ghetto c'era l'amore? Perché questo non interessa a nessuno? Sull'amore nel ghetto qualcuno dovrebbe fare un film. È l'amore che permetteva di sopravvivere". �� Marek Edelman- C'era l'amore nel ghetto. 🔵Edelman prese parte alla rivolta del ghetto di Varsavia contro la potenza nazista. Le sue parole sono quelle di un uomo che ha visto mandare a morte o vivere in condizioni disumane amici, conoscenti, uomini, donne e bambini ma che, nonostante tutto, vuole lanciare un inno alla vita. Vita che rinasce ogni giorno nel ricordo e nella speranza anche quando ogni altra luce è spenta; vita che rinasce quando, anche all'interno di un luogo come un ghetto, l'amore trova spazio per fiorire e mettere radici
4,25 Trudno oceniać, ponieważ nie o wartość literacką tu chodzi. Celem Edelmana było utrzymanie pamięci o ludziach, którzy w nie tylko umierali z głodu, w obozach i podczas akcji zbrojnych, ale przede wszystkim żyli i kochali, gdy świat i inni nie chcieli im na to pozwolić. Większe wrażenie wywołało na mnie „Zdążyć przed Panem Bogiem” czytane w liceum, ale „,I była miłość w getcie” uważam za równie ważne i wartościowe. Przejmujące jest czytanie o tylu ludziach, którzy w nieludzkich warunkach wybrali bycie człowiekiem.
"A przecież to nie jest prawdą, że czterysta tysięcy osób - ja mówię o Warszawie - zginęło z głodu, nędzy, opuszczonych, samotnych, na ulicy. To nie jest jedyna prawda. Trzeba dać świadectwo, że i w piekle można było przeżyć piękne chwile. Można z uśmiechem zasypiać na ramieniu ukochanego i budzić się nad ranem z pewnością, że wieczorem też będzie się razem. Byli ludzie, którzy żyli takimi chwilami."
Voor ik dit boek ging lezen had ik er een heel ander beeld bij waardoor het lichtelijk tegenviel. Maar het blijft een mooi geschreven boek, alleen met weinig verhaallijn... van de hak op de tak.
Beklijvend in momenten, van de hak op de tak in andere momenten. Ik heb wel een heel andee beeld gekregen van hoe het er in de getto moest geweest zijn om te overleven.
W książce tej Marek Edelman głównie przywołuje wspomnienia swoich znajomych, ludzi z którymi rozmawiał, przyjaciół ale też tych, których często widywał w gett-cie. Opisuje życie Żydów w czasach II wojny światowej (choć nie ma tych opisów za wiele). Przybliża szczegółowo niemal każdy detal ulic getta - (swoją drogą jeden z najmniej interesujących rozdziałów). Na końcu książki autor wymienia z imienia i nazwiska (bądź samych pseudonimów)osoby, które znał (ku ich pamięci). Mamy również schemat getta z ulicami opisanymi w rozdziale "Ulice getta".
Ogólnie książka nie jest zła, lecz ci, którzy sądzą, że znajdą tu multum krwawych, brutalnych opisów traktowania ludzi w gett-cie mogą się nieco zawieźć. Także zawiodą się ci, którzy liczą na ckliwe i wzruszające historie z życia ludzi w gett-cie. Owszem autor wspomina o tym, ale nie jest to przedstawione w aż tak wstrząsający/poruszający sposób. Fakt ten wzbudza lekki niedosyt. To, a także to, że tytułowa miłość została tu potraktowana po macoszemu.
Jak dla mnie za dużo było tu opisów walk w powstaniach (szczególnie w ostatnich rozdziałach). Najbardziej nudził mnie rozdział "Strzępy pamięci". Także dlatego, że w wielu fragmentach był napisany w nieco chaotyczny sposób. Najciekawszym rozdziałem jest ten na samym końcu "Pamięć", następnie do interesujących rozdziałów należą "Umschlagplatz" oraz (w mniejszym lub większym stopniu) te z początku książki aż do wspomnianych mało interesujących "Ulic getta".
Podoba mi się okładka. Przedstawia dziewczynkę żydowską. Spogląda ona na czytelnika wystraszonym wzrokiem. Spojrzenie to jest przejmujące i przeszywające pełne smutku. Dodatkowo jest utrzymana w czarno-białej/szarej kolorystyce. Ta okładka w połączeniu z treścią fragmentów niektórych rozdziałów mówi sama za siebie.
Ogólnie mówiąc książka nie jest zła, ale opierając się na tytule sądziłam, że więcej w niej znajdę tej miłości w gett-cie i w ogóle opisów życia w gett cie. A tak: było tego jak na lekarstwo bo większość książki zajmują opisy walk powstańczych, działalności przyjaciół i znajomych autora w organizacji ŻOB etc. Dlatego można czuć niedosyt.
Bah... O son io, o è la traduzione. Che sì, tra l'altro avrebbe avuto bisogno di un editor perché ci sono parecchi nomi polacchi che son scritti una volta in un modo, un'altra volta in un altro. E poi, il libro di Aleksander Kamiński è stato pubblicato in Italiano con il titolo di Pietre per la barricata. Una controllatina su SBN avrebbe fatto sol che bene.
A parte questo. Il libro sembra più un flusso di coscienza che un racconto vero e proprio con un inizio ed una fine. C'e Edelman che ripensa a ciò che è successo nel ghetto di Varsavia e riporta nomi e cognomi di chi c'era. Sembra un'operazione per non dimenticare, come dimostra la lunga lista di persone alla fine del libro.
Ma sono schizzi. Poche righe per definire una persona e perché l'autore si ricordi ancora di lei dopo tanti anni. Quasi nessuno sopravvive. Alcuni fanno una fine assurda.
Non so. Forse il lettore ideale di questo libro dovrebbe conoscere alla perfezione i fatti di Varsavia per riuscire a muoversi tra le sue indicazioni temporali. Una cartina del ghetto avrebbe fatto benissimo al testo, tra l'altro. Giusto per avere un'immagine di dove ci si trovava.
Non mi sono pentita di averlo letto però non sono sicura se quello strano stile di scrittura sia dovuto all'autore o alla sua traduttrice.
„Dlaczego miłość? Miłość to każde dobre uczucie kierowane do drugiego człowieka - to miłość kobiety i mężczyzny, miłość matki i dziecka, przyjaźń, lojalność, wierność, czułość.”
Jeżeli myślicie, że z tej książki dowiecie się o głodzie, zarazie, nienawiści i innych drastycznych rzeczach nie sięgajcie po nią. Książka ta opowiada o miłości, nadziei, wspólnym trwaniu i przyjaźni pomimo trudnych czasów. Poznajemy matkę, która popełnia samobójstwo by córce podarować numerek życia i dać jej szanse na miłość. Poznajemy córkę, która widząc jak jej matkę prowadzą do wagonu dogania ją i wskakuje do niego wraz z nią, by ta w ostatniej drodze nie była sama. 400 tysięcy ludzi w getcie Warszawskim nie zmierzało się na codzień tylko z niedolą i głodem, Ci ludzie tak jak my czuli, trwali i kochali. Książka skłania do refleksji, wzrusza i pokazuje, że była miłość w getcie..
Knížka obsahuje roztříštěné vzpomínky jednoho z účastníků povstání ve varšavském ghettu a následně varšavského povstání. Právě ta roztříštěnost je věci k dobru, ale i na škodu. V ucelených vzpomínkách by pravděpodobně nebyly vzpomenuty všechny akce, na které si člověk vzpomene v průběhu rozhovoru, zároveň ale roztříštěnost znesnadňuje čtení a časovou souslednost událostí.
Nie ocenię tej książki, bo 10 gwiazdek to dla niej za mało. Za mało dlatego, że to ponadczasowe świadectwo człowieczeństwa, którego nie można było - mimo usilnych starań niemieckich nazistów - wyrugować totalnie. Marek Edelman jako uważny obserwator życia w okupowanej Warszawie i getcie dobitnie zaświadczył jak ważny jest w ekstremalnych czasach szacunek i miłość do drugiego człowieka. Bo to właśnie miłość, chęć pozostania w związku z bliską osobą daje siłę i oswaja strach. Co jednak ważniejsze, nie możemy być bierni w obliczu zła. Bierność, odwracanie głowy od nieprzyjemnych obrazów, bo tak jest wygodniej, to najgorsze przestępstwa wobec drugiego człowieka, które pozwalają szaleć nienawiści. Nie może być zgody na zło. Nie może. Nigdy.