Dawno, dawno temu, w czasach, które zaginęły już w pomroce dziejów nad ziemiami Polan zawisła śmiertelna groźba. W krwawych bojach z Niemcami Wanda traci najlepsze przyjaciółki. Walki są niezwykle zażarte i szczęście częściej sprzyja najeźdźcom. Piast zostaje ciężko ranny, a Ziemowit w jednym dniu traci ukochaną, gród i wojów. Królestwo staje na krawędzi całkowitej zagłady. Rzepicha zmuszona jest więc paktować z okrutnym i podstępnym Świętopełkiem, władcą Wielkiej Morawy. Czy sprostają wszystkim przeciwnościom losu i ocalą ojczyznę? Jaka jest cena przetrwania i czy są gotowi ją zapłacić? Oto kolejna odsłona okrutnej słowiańskiej sagi o bogach, półbogach i bohaterach.
Kontynuacja "Popiela", która mimo tytułu jest bardziej o Ziemowicie niż o Wandzie. Już w "Popielu" miałam zgrzyty, u podstaw których leżał język powieści, ale w "Wandzie" była już ostra jazda bez trzymanki. Powieść prawie w całości sprawia wrażenie napisanej na kolanie, dialogi są błahe, w wielu przypadkach kompletnie zbędne. Rozmowy Ziemowita z jego cudownym koniem jak z podwórka między dwoma pięciolatkami. Mnóstwo fragmentów sprawia wrażenie upchniętych na siłę. Największą bolączką tej książki mimo wszystko są jednak dialogi. Nie rozumiem, w "Darach bogów" p. Witold świetnie sprawdził się w roli bajarza, a postaci były żywe, wiarygodne i mówiły adekwatnym do swojej pozycji językiem. W "Wandzie" przywódcy, damy dworu, czarodzieje, kobiety wiedzące mówią językiem z rynsztoka, powtarzając frazes za frazesem. Nie kupuję tego (chociaż książkę już kupiłam), całość sprawia wrażenie napisanej tylko po to, żeby pociągnąć wątek i dodać parę złotych do portfela. Nie polecam, chociaż pomysł na historię jest ciekawy.
Zdecydowanie najsłabsza z całego trzyczęściowego cyklu o słowiańskich mitach i legendach Jabłońskiego. Niemniej to wciąż ciekawa baśń, sporo czerpiąca nie tylko z folkloru i wydarzeń historycznych, ale również z dawnych utworów, w tym romantycznych. Do baśniowego, trochę prostego stylu trzeba się oczywiście przyzwyczaić, ale po jakimś czasie czuć, że autor posługuje się tu nim w konkretnym celu (tak jak i w „Popielu”).