Wszyscy się kiedyś zestarzejemy - Chwile wieczności mogą nas do tego przygotować.
Na Chwile wieczności składają się dwie przejmujące, pełne gorzkiego humoru powieści, które stanowią bezkompromisowe rozliczenie z życiem w późnej starości.
Niemal wszyscy, których Birgitte znała, już nie żyją. Jej świat zaczyna zawężać się do czterech ścian. Ale starość nie oznacza dla niej rezygnacji z życia – tego, które już za nią i do którego wraca pamięcią, ani tego, które skrywa przed nią niespodziewaną miłość po dziewięćdziesiątce. Birgitte wspomina swą karierę kardiochirurżki w środowisku zdominowanym przez mężczyzn, rozmyśla o rodzinie, także tej, której nigdy nie założyła, podtrzymuje ostatnie znajomości i – mimo mądrości, wieku i doświadczenia – nie chce zrezygnować z marzeń. Ta inteligentna, dowcipna kobieta próbuje pogodzić się z życiem, rozmyślając o przeszłości i o tym, co jej pozostało w tym coraz bardziej obcym świecie.
Kjersti Anfinnsen, født i 1975, bor i Oslo. Hun har gått på Forfatterstudiet i Tromsø og på Skrivekunstakademiet i Hordaland. I 2012 debuterte hun med romanen Det var grønt. Romanen De siste kjærtegn utkom i 2019. Anfinnsen mottok Subjektprisen, Havmannprisen og Bokhandelens forfatterstipend for boka. I 2021 utkom romanen Øyeblikk for evigheten.
„Nie mam już szczęśliwych wspomnień, które nie zostałyby zmaltretowane przez coś odpychającego, co musiałam przeżyć. I nie ma też żadnych chwil spełnienia, za którymi nie szłaby bezpośrednio myśl, że przecież zaraz miną. Dotyczy to smaku rabarbaru, lata, grających w głowie piosenek. To tylko jeden problem związany z byciem tak cholernie starą.”
Pięknie o starości i przemijaniu, bez ckliwości i bez popadania w szantaż emocjonalny. Rozmyślania i ostateczne pogodzenie się z własną przeszłością. 4,5
Och, ależ to była wspaniała i autentyczna historia o starzeniu się! Główna bohaterka to kobieta w bardzo zaawansowanym wieku, która pożegnała już niemal wszystkich swoich przyjaciół i rodzinę. Jako inteligentna i wykształcona kardiolożka ma cięty humor i bardzo celne obserwacje. Wie też, że sama zbliża się do nieuchronnego końca i tym samym rozlicza się z przeszłością, ale też godzi ze swoim losem. Brakuje chyba książek, które tak wprost mówią o starości i przemijaniu, a do tego wzbudzają empatię i czułość wobec starszego człowieka. Rewelacja!
No i kolejny raz norweska literatura mnie zachwyca.
Każdy boi się starości. Przemijanie jest trudne, brzydkie, niespokojne. Nie ma taryfy ulgowej - w pewnym wieku każdy z nas zaczyna uzależniać się od osób trzecich, przestaje radzić sobie z najprostszymi rzeczami; zapomina o tym, co ważne; przestaje być tym człowiekiem, którym był kilkadziesiąt lat temu.
"Chwile wieczności" to opowieść o 90-letniej kobiecie, której precyzja wiele lat temu pomagała ludziom przeżywać - Birgitte była uznaną kardiochirurżką. Teraz nie potrafi dobrze utrzymać szklanki, wiele przedmiotów wypada jej z dłoni, o ogromie spraw zapomina... Robi się coraz bardziej nieporadna, smutna, samotna.
Starość i przemijanie - bez lukru, upiększania, prosto i dosadnie. Boję się starości i ta historia wcale nie uspokaja. Nadal mam pełno obaw, może nawet więcej niż przed lekturą. Nawet najbardziej samowystarczalny człowiek u schyłku swojego życia będzie musiał poprosić o pomoc, a jeżeli tego nie zrobi - inni zadecydują za niego. To straszne... Ta lektura na długo zapadnie w mojej pamięci.
„Chwile wieczności” Kjersti Anfinnsen (tłum. Karolina Drozdowska) to historia kobiety w podeszłym wieku. 90-letnia Birgitte to była kardiochirurżka, która obecnie najwięcej czasu spędza siedząc przy oknie i obserwując, co dzieje się na ulicy.
Birgitte jest świetną, bardzo sarkastyczną i dowcipną kobietą, która swoimi celnymi uwagami przypominała mi Elin z „Ostatniego stadium” Niny Lykke. Kobieta wspomina swoje życie, dzieli się swoimi refleksjami. Bardzo polubiłam tę inteligentną kobietę i zaangażowałam w jej losy. To przejmująca książka o starości, samotności, odchodzeniu, pogodzeniu się z przeszłością.
„Chwile wieczności” to dylogia, na którą składają się dwie krótkie powieści („Ostatnie pieszczoty” i tytułowe „Chwile wieczności”). W Polsce wydane w jednej książce (na szczęście). Napisane w bardzo fragmentaryczny sposób, jeśli polubiliście tę formę przy „Nigdy, nigdy, nigdy” to tu jest podobnie.
Bardzo do mnie trafiło poczucie humoru bohaterki i trafne spostrzeżenia na temat otaczającej rzeczywistości. To była poruszająca pozycja, która skłania do refleksji i zostanie ze mną na długo. Warto przeczytać ❤
"Odkładanie rzeczy na miejsce urasta niemal do rozmiarów zadania przesądzającego o życiu i śmierci. Luki w pamięci są niczym mocne ciosy w twarz, duże fragmenty moich wspomnień zostały oderwane i przepadły, na jakimś etapie pamięta się właściwie tylko to, że jest się strasznie starym. Poznikały mi gdzieś całe pory roku, zwłaszcza lato. Długa jesień, krótka wiosna, nie wiem już nic poza tym, że czas się rozpuszcza i ginie."
Chciałam troszkę popsioczyć, że jest mało autentyczna. Podświadomie oczywiście porównywałam poziom życia bohaterki książki do realiów i sytuacji seniorów w naszym kraju. Tę znam i byłam jej częścią przez jakiś czas.
Dałam się jednak złapać w klasyczną pułapkę. Niezależnie od tego, czy masz osobistego fryzjera, stać cię na jedzenie na dowóz i czy w ogóle umiesz takowe zamówić, czy wreszcie - u schyłku życia będzie ci dane jeszcze raz się zakochać i też stracić - do wszystkich śmierć przyjdzie tak samo. O czym dobitnie świadczy końcówka. W postaci bezdennej samotności i paraliżującego bezwładu ciała i umysłu.
Nic miłego, ale może warto się z tym zapoznać, żeby nabierać dystansu, pogodzić się z tym faktem i wyciskać z życia sok do ostatniej kropli?
świetnie się to czytało, taka słodko-gorzka opowieść o przemijaniu, starości, żałobie. Słodka, bo była tam doza ironicznego humoru. Gorzka, bo rzecz jest o śmierci, bywa przygnębiająco. Mnie tym mocniej dotknęła, gdyż jestem blisko związana z moimi dziadkami i obserwując ich dostrzegam kwestie poruszane w tej książce.
Mimo małej objętości, książkę przyswaja się dość trudno, bo poznajemy migawki z życia narratorki, która jest już starszą osobą i to właśnie o starości według mnie ta powieść była. To historia z gatunku tych, które są smutne, bo prawdziwe.
„Ludzie nie słuchają tego, co im mówią starcy, tylko kiwają głowami, przybierając pełną empatii minę, i udają, że do nich dociera, ale tak naprawdę myślą o czymś zupełnie innym. Mam dość bycia niewidzialną i niedocenianą. Mam dość tego, że nikt mnie nie słucha. Nie mam już ochoty być zupełnie sama. Wypowiadam te słowa głośno i czuję, że to prawda”. Birgitte jest 90-letnią kardiochirurżką. Samotna z wyboru, całe swoje życie poświęciła pracy, nigdy nie założyła rodziny, przyjaciele są już na tamtym świecie, a z siostrą kontaktuje się głównie telefonicznie. Teraz mierzy się ze swoją starością. Książka nie opiera się na linearnej akcji jest fragmentaryczna, sporo tu retrospekcji, dygresji i oczywiscie refleksji nad przemijaniem. Kjersti Anfinnsen opisuje proces starzenia się w sposób, który pobudza empatię czytelnika, ale robi to bez niepotrzebnej ckliwości, a pomiędzy naturalizm zręcznie wplata autoironię bohaterki. „Chwile wieczności” to kameralna i intymna opowieść o starości i samotności, ale również miłości. Historia, która pozwala na oswojenie zmianę perspektywy patrzenia, co prawda tylko na chwilę, ale ta perspektywa będzie też przecież kiedyś nasza. Czytajcie!
"Jego entuzjazm cieszy mnie i jednocześnie boli, bo przy każdej jego historii zadaję sobie pytanie, gdzie wtedy byłam i jak wyglądałoby moje życie, gdybym spotkała Javiera wcześniej. Większość czasu spędziłam bez miłości. Próbuję nie myśleć o tym wszystkim, z czego nigdy nic nie wyszło".
bardzo to było piękne i smutne, o nieubłaganym upływie czasu i miłości, a może przede wszystkim o miłości. i o samotności (tak mi się to pięknie zgrało ze skończonym przed chwilą "Miastem zwanym samotnością"), która ostatecznie odziera nas ze wszystkiego, właśnie ta samotność, a nie starość. do wciągnięcia za jednym zamachem, inaczej by było bez sensu, wszystko by się rozmyło i rozlazło po kościach. tu trzeba wejść w głowę narratorki i nie wychodzić z niej przez dwa-trzy dni.
Świetny pomysł na reprezentację. Chciałabym więcej głosów seniorów w książkach! Fakt, że narratorka jest kobietą u kresu życia i jest tego świadoma sprawia, że inaczej patrzy na świat. Jednak brakowało mi przemyśleń o życiu z perspektywy osoby, która już prawie całe przeżyła. Niestety sposób narracji zupełnie do mnie nie trafił. Przez to, w jaki sposób została obrana narracja łapałam się na tym, że często myślałam już o tym, żeby już skończyć te książkę, nie byłam ciekawa co dalej, rozpraszałam się :(
"Chwile wieczności" to pozycja w której tematem przewodnim jest starość. W końcu prędzej czy później ona dopadnie większość z nas. Jednak im więcej nam zacznie lat przybywać tym bardziej będziemy zauważać, że stajemy się samotni. Najbliżsi oraz przyjaciele zaczną odchodzić, a my będziemy stopniowo przyzwyczajać się do tego, że zostają z nami tylko wspomnienia oraz uczucia z nimi związane. Jednak z drugiej strony jest to podnosząca na duchu książka, pokazująca, że starość to nie jest koniec wszystkiego. Nadal można spełniać się życiowo i dążyć do bycia szczęśliwym.
Jakbym miała opisać tę książkę jednym słowem to myślę, że użyłabym stwierdzenia, że ona jest przemyślana. Nie rzuca nam banalnymi stwierdzeniami oraz nie wymusza na nas podejścia emocjonalnego. Natomiast zostawia czytelnika ze sporym bagażem przemyśleń. Także nie pozostaje nic innego jak zostawić ocenę i iść dalej.
O starości w całej jej dobijającej ale też urzekającej postaci, bez wymuszania współczucia. A zrzędliwość i upór głównej bohaterki wielokrotnie wywołały uśmiech na mojej twarzy. Polecam serdecznie, bo warto przeczytać. Teraz zamierzam wcisnąć mamie 💃🏼
Dałam się nabrać na hype z bookstagrama. Owszem, tu i ówdzie trafi się jakiś zgrabny cytat, ale ogólnie to dość sucho napisana opowieść o starzeniu się w stylu glamour: trzęsące ręce przeszkadzają tu tylko w obieraniu homara szczypcami w drogiej restauracji, fryzjer wpada co drugi wtorek, choć bohaterka i tak najczęściej nosi peruki, do opieki ma 2 dodatkowe osoby, zależnie od domu, w którym akurat życzy sobie przebywać, luksusowe marki są nienaturalnie często wspominane (aż miałam flashbacki z American Psycho), itd. Jednym słowem - to nie jest typowa starość, tylko taka ustawiona najniższą trudność.
Jak kogoś interesuje temat, to lepiej o starości pisze Zyta Rudzka.