To nie jest kolejna książka o Majdanie i wojnie w Donbasie. Owszem, jest tu Donbas, jest i Majdan, ale stanowią tylko część skomplikowanej układanki, która nazywa się "Ukraina". To podróż przez tworzące się państwo. Niekiedy postapokaliptyczne, niekiedy ryczące od entuzjazmu. To wyprawa opłotkami najnowszej historii Ukrainy, mająca przybliżyć Polakom ten kraj, o którym czytali już sporo, ale raczej nie w ten sposób. To książka podróżnicza, ale podróże, które opisuje, są próbą zrozumienia Ukrainy, zarówno tej "prozachodniej", jak i "prowschodniej". Ta książka to również wyjaśnienie, dlaczego słowa "prozachodnia" i "prowschodnia" są zapisane w cudzysłowie. Tatuaż z tryzubem to podróż po ukraińskim labiryncie, fascynującym, zabawnym i przerażającym. Po Ukrainie rzeczywistej i wyobrażonej. - Ziemowit Szczerek
"Tatuaż z tryzubem" to wyjątkowa podróż po Ukrainie, która odsłania fascynujące oblicza tego kraju, różnorodność jego kultury i specyfikę narodu. Ziemowit Szczerko nie skupia się jedynie na wydarzeniach politycznych czy wojnie na wschodniej granicy, ale wnikliwie penetruje ukraińską tożsamość i charakter.
Jest to książka, która nieustannie zaskakuje czytelnika, prowadząc go przez różnorodne krajobrazy, zarówno fizyczne, jak i emocjonalne. Autor nie tylko opowiada o Ukrainie, ale stara się zrozumieć, co czyni ją tak unikalną. Ukazuje zarówno pozytywne aspekty, jak i wyzwania, z jakimi boryka się kraj, kreśląc w ten sposób pełniejszy i bardziej wielowymiarowy obraz.
Autor w ciekawy sposób opisuje nie tylko miejscowe obyczaje i kulturowe dziedzictwo, ale także ukraińską tożsamość, która kształtuje się w oparciu o wiele różnorodnych wpływów. Podczas tej literackiej podróży, czytelnik może odkryć, dlaczego Ukraina fascynuje, co ją buduje, a także czego może się obawiać.
Język, którym posługuje się autor, jest barwny, obrazowy i pełen emocji, co sprawia, że czytanie tej książki staje się prawdziwą przyjemnością. Opisy miejsc i sytuacji ożywają przed oczami czytelnika, a jego ciekawość rośnie z każdą stroną.
Jednym z największych atutów tej książki jest sposób, w jaki Szczerk przybliża Polakom Ukrainę, jej mieszkańców i ich mentalność. Poprzez lekką i niekiedy zabawną narrację, czytelnik może zyskać głębszy wgląd w ukraińskie życie codzienne i codzienne wyzwania.
Mimo że książka ta jest z 2015 roku, to temat poruszany przez autora pozostaje nadal aktualny i ważny, szczególnie w kontekście relacji między Polską a Ukrainą.
"Tatuaż z tryzubem" to wciągający i pouczający reportaż, który wciąż ma wiele do przekazania i pobudza czytelniczą ciekawość. Szczerk umiejętnie balansuje pomiędzy reportażem a podróżniczymi wrażeniami, dzięki czemu czytelnik może poznać Ukrainę od zupełnie nowej strony. Ta książka z pewnością otwiera oczy na bogactwo kulturowe tego kraju i może pomóc w zrozumieniu i wzajemnym szacunku między Polską a Ukrainą.
Zaczyna się nieźle, ale potem już tylko gorzej, nudniej. Ach, gdzie ten polot, iskra znane z "Mordoru"?! Posty na Facebooku są ciekawiej napisane. Najsłabszy z dotychczasowych Szczerków.
Typowy zbiór reportaży z byłego Związku Radzieckiego autorstwa dziennikarza Wyborczej, wydany przez Czarne.
Gdyby podmienić nazwy miejscowości i autora to mogłaby być książka Jacka Hugo-Badera o Kirgizji. Autor niby Ukrainę zjeździł wzdłuż i wszerz, a nawet co nieco o niej przeczytał, ale sprawia wrażenie, ze jednak nie rozumie co widzi. I że źródłem jego wiedzy o kraju są jedynie rozmowy z przygodnym pasażerami marszrutek oraz taksówkarzami.
Ale może jestem zblazowany i mam zawyżone oczekiwania, bo piłem piwo z Andruchowyczem, pisałem o nim pracę magisterką i czytałem Doncowa w oryginale. Znałem też niejeden wiersz Szewczenki na pamięć.
Tak czy siak, liczyłem na więcej i to czegoś innego.
Szczerze i z przekąsem. Tak Szczerek przeprowadził swój autorski bilans Ukrainy - państwa, które, według niego, tworzy, a raczej próbuje tworzyć swój naród i próbuje kształtować swoje społeczeństwo. Szczerek nie oszczędza słów - pisze soczystym językiem, aby najwierniej oddać klimat miejsc i charakter społeczeństwa, które opisuje. Jego bezpośredni styl może niektórym się mniej podobać, natomiast uważam, że czyni opowieść prawdziwszą, bardziej szczerą. „Tatuaż z tryzubem” to trzeźwe spojrzenie, które daje nam wiele do myślenia.
Ukraina Szczerka to kraj z przetrąconym kręgosłupem, wybieramy się z nim w podróż marszrutką śmierdzącą od potu współpasażerów, nigdy nie wietrzoną, bo przecież może nas przewiać. To świat, który sam nie do końca wie w którą stronę zmierza, nie widzimy z nim salonów inaczej jak z perspektywy pijących dołów społecznych. Język jest pełen przekleństw i czarnego humoru, tylko autor w odróżnieniu od wielu reportażystów, których brak dobrego "warsztatu" nie przeszkadza w pisaniu, umie pisać. Chcemy z nim rzygać tą wojną i zachwycać się Lwowem, czy Kijowem widzianym z perspektywy Polaków wkraczających do niego w 1920. Pewnie gdyby autor nie był z Lwowa, nie czuł tego świata całość czytałoby się gorzej, a tak czasem dobrze się oczyścić wizytą zarówno gdzieś w (PO)Radziecji, jak i w Hałyczynie.
"One nie mogły uwierzyć, że my jeszcze mieszkamy w Polsce, jeśli możemy, jeśli tylko zachcemy, wyjechać do Niemiec. W końcu Polacy wiz nie potrzebują, mogą pracować. Ba, granicy nawet nie ma. W ogóle nie mogły pojąć, po co Polacy jeszcze w tej Polsce siedzą. -Co?- szydziły- W Polsce lepiej jak w Niemczech? Co wy w tej Polsce jeszcze robicie?"
Ziemowit Szczerek znowu na Ukrainie, i to w swojej szczytowej formie. Bardzo cenię Szczerka za to że nie tylko opisuje on wydarzenia i miejsca, ale próbuje też sięgnąć głębiej, dowiedzieć się co ludzie myślą i czują. Próbuje zrozumieć procesy w tle które powodują że dzieje się to co się dzieje. Jednocześnie nie stawia jednoznacznych i pochopnych wniosków na temat tego co widzi.
Wojna na Ukrainie nie jest opisana bezpośrednio, ale wciąż gdzieś się czai, wisi pomiędzy wierszami, prawie każdy jego rozmówca o niej mówi w ten czy inny sposób. To nie jest reportaż z wojny, to jest reportaż z kraju ogarniętego wojną. Szczerze polecam.
Lubię literaturę Szczerka, pełna jest jego osobowości. To nie jest „obiektywna” książka, została ona przefiltrowana przez jego spostrzeżenia i odczucia.
Dużo tu historii zwykłych ludzi, aktywistek, żuli, żołnierzy, przypadkowo spotkanych przechodniów czy współtowarzyszy podróży.
Szczerek dużo uwagi poświęca próbie sformowania nowej państwowości. Wykorzystania symboliki do oznakowania nowej rzeczywistości. Nowego-ukraińskiego języka onegdaj używanego ze wstydem, dziś żarliwie przez niektórych wynoszonego na piedestał. „Ukraina była krajem, który podarował się sobie sam”. Są miejsca (Donieck), gdzie używanie języka polskiego spotyka się z nerwowością. Spotyka tam polskich dziennikarzy, którzy podszywają się pod czeskich, bo Czechów nikt poważnie nie traktuje („- Ty z zachodniej Ukrainy? – Gorzej, z Polski”). Jednocześnie w odbitych „separom” miastach pomniki Lenina jedynie przemalowuje się na barwy Ukrainy, upokarza jedynie zawieszając tabliczki „Zabiłem dwa miliony żyć”, co wzbudza oskarżenia mieszkańców o zabieranie im historii.
Między granicznym Donieckiem/Dnieprem a spokojnym Lwowem obserwuje autor duże różnice i konflikt wartości. „Cały czas zbieramy pieniądze dla żołnierzy […] Zaprosili nas na spotkanie jakieś [do Lwowa], a tam patrzę - freski malują na ścianie”. Są i spotkane dziewczynki, które na germanistykę poszły tylko po to, by do Niemiec wyjechać - czemu Polacy mimo możliwości do Niemiec nie wyjechały, zrozumieć nie mogą. Donbaski muzułmanin podsumowuje „Za Sojuza było normalnie, to z Zachodu do nich przyszło, że jak się jest muzułmaninem, to od razu się robi nie wiadomo jaki problem”.
„Rosyjskojęzyczny Kijów tkwił w ukraińskim morzu na podobnych zasadach co polskojęzyczny Lwów”. W tej książce znalazłem najpiękniejszy opis rzeki (Dniepru), jaki kiedykolwiek czytałem. Szczerek szczegółowe opisy ukraińskich miast (a jest ich sporo na trasie podróży) filtruje przez polskie historie i „geopolityczne” wichry historii. Jednocześnie miasta te budowane w sposób tani kontrastują z prywatnymi bogatymi inwestycjami („Widziało się tu pieniądze, ale nie pompowane w miasto, tylko to miasto obwieszające”). Autor zwiedza i centrum i peryferia. Dużo uwagi poświęca pograniczu i absurdalnym różnicom, jakie spostrzec można u mieszkańców mieszkających po obu stronach granicy.
W kraju, gdzie keczup można kupić w woreczkach, pasażerowie w dusznych marszrutkach w których z powodu ludowych lęków nie wolno otwierać okien, przewożą spokojne i wygłodzone gołębie w Wyborczej (zupełnie niepokojeni przez kontrolujących ich pograniczników). Pogranicznicy zaś wykorzystują swą władzę, co doprowadza do spotkania jaszczurów z soplami lodu zamiast kręgosłupów, a drogówka bierze łapówki na potęgę odbijając straty spowodowane uczciwością podczas Euro. „Państwo służyło za pałkę”. „Tak jak mafiosi nie muszą wyciągać pistoletów, wystarczy że wyszeptają nazwę swej organizacji, tak samo milicjanci wyszeptywali imię Ukrainy”.
Szczerek zwiedza cmentarze i „po-polskie” opustoszałe wioski których jedynym znakiem są małe flagi i plakaty Radia Maryja w kilku językach. Na dawnym pograniczu trzech krajów wyobraźnia Szczerka podsuwa kwitnące morele i spoczywających polskich letników obtańcowujących niewiasty, co wskutek dziejów i napływających armii przemienia się w drastycznie inny obrazek, a przez zaleszczykowskie szosy „wycieka Polska” w tumanach kurzu wznoszonego przez limuzyny.
Kulminacyjnym punktem książki jest historia Majdanu opowiedziana z pierwszej ręki. Oto autor zwiedza „antymajdan” wypełniony tituszkami i milicjantami, na Majdanie Samoobrona i urywający się w chwili plotki o Janukowyczu „net”. A po ucieczce władz wszyscy tłumnie ruszyli do opustoszałej pełnej kiczu Meżyhirji, rezydencji prezydenta, do której prowadził osobny pas wymalowany na asfalcie. Tłumy niczym niedzielny spacer w parku - nawet trawa nie jest zdeptana, „rewolucja normalsów”. Prezydent-tandeciarz w Disneylandzie pozostawił garaże pełne wszelakich modeli samochodów. Jednocześnie autor przekonuje się, widząc dziewczynkę wyprowadzającą pieska pośród Berkutu i snajperów, że „państwo jest jak karaluch, będzie żyło i bez głowy, dopóki nie umrze z głodu”.
Książka fenomenalna i pełna nie tylko fascynujących historii, ale i szczerkowych spostrzeżeń.
Przyznam, że mam dość obojętny stosunek do tej książki. Nie zachwyciła mnie absolutnie niczym, ale także mnie do siebie nie zraziła. Przeczytałem ją bez większych emocji, jako zwyczajny reportaż o ludności Ukrainy, który w sumie nie wniósł w moje pojmowanie Ukraińców nic nowego. Jedyną nową rzeczą dla mnie było to, że ktoś opowiedział o tym kraju ze swojej unikalnej pierwszoosobowej perspektywy. Nie jest to zła książka, jednakże przyzwyczajony do o wiele głębszych reportaży trochę się na niej zawiodłem.
I must admit that I have a very neutral attitude towards this book. It did not enrapt me with absolutely anything but at the same time it did not repulse me. I read it with no stronger emotions as a normal reportage about people from Ukraine but in general I didn’t learn nothing new. The only new thing was the fact that the story about the country was told from a unique first-person perspective. This is not a bad book but I’m used to deeper reportages and maybe this was the cause why I feel a little disappointed.
Ziemowit Szczerek to polski dziennikarz, pisarz i tłumacz. Współpracuje z czasopismami „Polityka” i „Nowa Europa”. Jest autorem wielu publikacji naukowych z dziedziny politologii (poruszających kwestie separatyzmów i regionalizmów w Europie), a także fabularyzowanego reportażu o Ukrainie „Przyjdzie Mordor i nas zje” oraz alternatywnej historii Polski utrzymanej w formie eseju pt. „Rzeczpospolita zwycięska”. Interesuje się wschodem Europy, historią alternatywną i dziwactwami geopolitycznymi, historycznymi i kulturowymi. Dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike” za książki „Przyjdzie Mordor i nas zje” w 2014 roku oraz w 2016 za „Tatuaż z tryzubem”, a także w 2013 roku nominowany do Paszportów Polityki w dziedzinie literatury. Od jakiegoś czasu najbardziej interesuje go gonzo oraz literatura i dziennikarstwo podróżnicze.
„Tatuaż z tryzubem” to nie jest suchy reportaż z tego jak wygląda Ukraina podczas Majdanu, starć w Donbasie czy też rosyjskiej aneksji Krymu. To jest gonzo, czyli taka forma reportażu, w której dziennikarz, reporter lub twórca, zamiast pozostawać biernym obserwatorem, angażuje się osobiście w swój materiał. Występują tu liczne dygresje, często niezwiązane z głównym wątkiem, jednak stawiające temat szerszej perspektywie interpretacyjnej. Subiektywne opinie są tu traktowane jako środek artystycznego wyrazu, co sprawia, że styl ten jest tak samo bliski dziennikarstwu, jak i beletrystyce. Szczerek snuje opowieści o Ukrainie, o tym czym była i czym jest, przefiltrowując je przez własne doświadczenia, podróże po tym kraju i ludzi, z którymi tam wielokrotnie rozmawiał. Snuje to językiem podwórkowej, osiedlowej gawędy. Bazując na żywym, kolokwialnym języku, w sposób zabawny, bez zadęcia i choćby śladowej ilości patosu, Szczerek grzebie w zbiorowej duszy Ukrainy i przybliża każdemu Polakowi, jak to tam z tymi naszymi sąsiadami (ale również i z nami samymi poniekąd) jest. I dlaczego tak jest. Lektura tej książki jest pouczająca. Autor porządkuje różne zagadnienia z historii Ukrainy, wskazuje na wybrane epizody, prawidłowości, ich przyczyny i związki. Specyficzne powtórzenia i wulgaryzmy wypadają raz lepiej, a raz gorzej – ale ogólnie całość się broni.
Szczerek od lat jeździ na Ukrainę, więc czytając „Tatuaż z tryzubem” stale przemieszczamy się zarówno w przestrzeni (od obwodu do obwodu), jak i czasie (przeszłość bliższa i dalsza oraz teraźniejszość) – jednak to, co determinuje kształt całego reportażu, jego tytuł oraz wymowę to protesty na kijowskim Majdanie Niezaljeżnosti w zimie 2013-2014, ucieczka prezydenta Janukowycza, masowe obalanie pomników Lenina, konflikt zbrojny w Donbasie i aneksja Krymu przez Rosję. Tytułowy tatuaż jest już nie tylko nacjonalistyczną deklaracją, ale też szerszym opowiedzeniem się za ukraińską państwowością, czymś na kształt integracji w ramach ogólnonarodowego obozu będącego w opozycji do Federacji Rosyjskiej. Takim zaznaczeniem wyboru opcji prozachodniej. Autor bardzo emocjonalnie, ale równocześnie też ciekawie pokazuje jak złożona jest społeczna sytuacja Ukrainy, a także jak łatwo można pobłądzić skupiając się tylko na uogólnieniach i prasowych interpretacjach. Rozsądny człowiek teoretycznie to wszystko wie, ale w takiej formie, w jakiej serwuje to Szczerek, miło się z tym zapoznaje po raz kolejny.
Generalnie Ziemowita Szczerka stać na szczerość i zdrowe, krytyczne podejście, co prezentuje bez krygowania się. Pisze lekkie, inteligentne książki, które w swojej pełnej potocyzmów narracji przemycają szereg ważnych przemyśleń na wcale nielekkie tematy. Cześć tekstów składających się na ten reportaż była pierwotnie publikowana jako niezależne artykuły w „Nowej Europie Wschodniej”, „Polityce” i „Dziennikach Wędrownych” - daje się wyczuć, że w pewnej części ta książka jest „składakiem”, ze względu na pewną chaotyczność, ale to w żaden sposób nie przeszkadza w jej odbiorze, bo jest w formie gawędy, a te mają to do siebie, że zazwyczaj skaczą z tematu na temat, od jednych wydarzeń do drugich i rzadko bywają w pełni chronologiczne.
Niewątpliwie przed Ukrainą wciąż długa droga do normalizacji życia społecznego i jest ona pełna wielu zagrożeń. Mam nadzieję, że im się uda.
Recenzja dostępna również na straszliwabuchling.blogspot.com
Spostrzeżenia Ziemowita o Ukrainie przemawiają do mnie, zgadzam się z wieloma jego opiniami i uważam, że udała mu się kolejna książka, a jednak czegoś brakuje. Czegoś za mało. Być może hardkorowego gonzo stylu z "Mordoru..."?
Tym razem bohater wydaje się bardziej dojrzały w porównaniu do zawsze nachlanego studenta/dziennikarza freelancera z pierwszej książki. Fragmenty o Majdanie, Międzygórzu i Donbasie są moim zdaniem najciekawsze. Spekulacje na historyczne tematy nie specjalnie mi się spodobały.
A poza tym jest warta do przeczytania, zwłaszcza studentom Wschodoznawstwa i miłośnikom Wschodu, ale również Ukraińcom - aby zobaczyć swój kraj oczami cudzoziemca.
Jest w tej książce (właściwie to w 13 felietonach) tyle różnych wątków, że śmiało można (jak ktoś lubi) czytać więcej niż raz. Trochę ciężko mi było czasami zrozumieć co czytam, przez ilość informacji (jak dla mnie zbyt niekiedy chaotyczne). Myślę, że jest w tej książce dużo o powodach i przyczynach oporu przed powstaniem państwa Ukraina, mnóstwo wątków historycznych, o rodzeniu się narodowości z regionalności („To nie ukraiński naród stworzył Ukrainę. To bardziej Ukraina tworzy ukraiński naród”). Książka zawiera w sobie informacje, które rzeczywiście mogą stanowić pomoc w zrozumieniu kraju, jakim jest Ukraina. Jednakże tylko 2/5 ode mnie, bo ciężko mi się to czytało.
Większość obserwacji autora powieka się z tym co widuję na kawałku Ukrainy jaki odwiedzam. To jest rzeczywiście inny poradziecki świat. Jednak, dziwnie znajomy. Bardziej znajomy niż Czechy, Słowacja czy inny sąsiad. Książka jest podzielona na rozdziały, a te na rurkę akapity. Wygodnie j przyjemnie się ja czyta. Chociaż treść nie nastraja optymistycznie. To opowieść o kraju, który sam sobie spuścił łomot.
Absolutnie fenomenalnie oddaje Ukrainę. Nie liczby, nie geopolityczny rozrachunek, nie obiektywne fakty, tylko jej duszę i zmiany które próbują zachodzić. Dlaczego nie istnieje tylko jedna Ukraina, mimo, że w całym kraju krawężniki maluje się na biało.
Ukraina była produktem geopiltycznych okoliczności i -po prostu - wydarzyła się. Tworzono ją i tworzy się nadal, pracując już na żywym, niepodległym ciele.To nie naród stworzył Ukrainę. To bardziej Ukraina tworzy ukraiński naród… a Putin postawił kropkę nad i.
Jsem nadšen i když kniha je dosti temná a depresivní, vzhledem k tomu o čem pojednává. Podrobnější recenzi najdete na blogu: https://kurwaczytaj.wordpress.com/201...
Historie z Ukrainy postmajdanowej i postapokaliptycznej. Trochę śmieszno, trochę straszno, ale na pewno ciekawie i bez żadnego ideologicznego zacietrzewienia.
To zdecydowanie nie był reportaż dla mnie. Mam wrażenie, że autor bardzo mało tłumaczył, zakładając, że czytelnik posiada jakąś (a nawet dość sporą) wiedzę na temat wojny i konfliktów dziejących się na Ukrainie. Nie jest to ogólnie złe założenie, jednak ja tych rzeczy nie wiedziałam i jedynie gubiłam się w całej historii. Jedynym, co wyniosłam z tego reportażu jest fakt, że Ukrainę przepełnia ogromny chaos, nad którym praktycznie nie da się zapanować. Polecam tylko osobom już w jakimś stopniu zapoznanym z tematem. Ja sama nigdy bym po niego nie sięgnęła, gdyby nie został mi pożyczony i polecony.
Szczerek wrócił do korzeni: ta książka to sequel jego debiutu, słynnego "Przyjdzie Mordor i nas zje". Tym razem opisuje Ukrainę pomajdanową, o formującej się ukraińskiej tożsamości narodowej i jak wpływa ona na opisane już w "Mordorze" napięcia między Ukrainą wschodnią a zachodnią (ale też o poczuciu odrębności mieszkańców na przykład Odessy).
Świetnie się czyta, chociaż więcej przypisów (w całej książce jest jeden) pozwoliłoby rzadziej przerywać lekturę celem sięgnięcia do google'a. Widać też bardzo wyraźnie ewolucję poglądów autora względem "Mordoru", widoczną już wcześniej w "Był sobie Polak, Rusek i Niemiec", oraz przebijającą się w opisach Lwowa nostalgię za Galicją (a konkretnie galicyjskim mieszczaństwem) z czasów austro-węgierskich. Nostalgię oczywiście fałszywą, opartą na spisanych wspomnieniach lwowskich warstw wyższych, ale ciekawie przeciwstawianą radzieckości.
Ewidentnie mam słabość do Szczerka, bo ta książka jest ledwo na 3 gwiazdki... Kto czekał na kontynuację "Przyjdzie Mordor.." to się doczekał. Ale ja miałem nadzieję, że Ziemowit trochę w tym czasie dojrzał. Nie bardzo. W sumie wyszedł z tego całkiem przydatny ... przewodnik po ukraińskiej infrastrukturze drogowo-hotelowej, z niewielkim bonusem na temat 'sceny kawiarnianej'. (Odkładam mój wymarzony wyjazd w Galicję o Karpaty na przynajmniej 3 kolejne lata....) Ciekawie się robi, gdy ZS wdaje się w rozważania niemal historiozoficzne, albo gdy wprost pisząc o Ukrainie - ma na myśli ... Polskę. Nie ma jednak co kryć, że czyta się to równie szybko co dobrze.
Tym razem Szczerek nieco ugładzony. Z jednej strony ciągle ten sam potoczysty i barwny język, ale z drugiej — bliżej jednak do normalnego reportażu niż do "typowego Szczerka" spod znaku gonzo. Zapewne nie bez związku z tym, że teksty te fragmentami ukazywały się na bieżąco w prasie (np. Polityce) jako normalne reportaże z Ukrainy. Czyta się dobrze, ale książka zostawiła mnie z poczuciem, że w zasadzie nie bardzo wiem co i czy cokolwiek z niej wyniosłem. Trochę zmęczenie materiału jednak, pytanie czy czytelniczego (mnie) czy raczej po tej drugiej stronie literek…