Bestseller roku 1997. Nominacja do Nagrody Literackiej Nike '98. W czym leży istota kobiecości? Co naprawdę wydarzyło się pod rajskim drzewem? Kto i dlaczego podkładał ogień pod stosy, na których palono czarownice? Oto zaledwie kilka spośród zagadnień poruszanych w książce poświęconej odsłanianiu mitów i stereotypów kobiecości, którymi przesiąknięty jest nasz, zdominowany przez mężczyzn, świat. Autor, jeden z najwybitniejszych polskich psychoterapeutów, był przez lata gospodarzem znanego, telewizyjnego programu "Okna".
Książka spisana w duchu mistycznego katolicyzmu zmieszanego z elementami Buddyjskimi. Autor całkowicie neguje nasz dorobek ewolucyjny, twierdząc, że patriarchat trwa od 3000 lat oraz że oczekiwanie mężczyzny, aby jego wybranka umiała zachować wstrzemięźliwość seksualną jest opresyjnym konstruktem patriarchatu. Stąd też zawczasu pragnę ostrzec, że „Kobieta bez winy i wstydu” to bardziej miszmasz religijno-filozoficzny z elementami psychologicznymi niż cokolwiek innego.
Samą książkę - ok. broszurkę - czyta się szybko i bezproblemowo. Poruszane są w niej bardzo ważne kwestie dotyczące seksualnosci oraz tożsamości kobiet.
I mimo że ta apologia kobiecości pióra Eichelbergera uderza w odpowiednie tony, nazbyt często odnosiłem wrażenie, jakoby próbował nią przeprosić kobiety za wszystkie krzywdy, jakich doznały od mężczyzn i tzw. „patriarchatu”. Równie zadziwiające dla mnie było dokonanie mocnej polaryzaji — kobiety: dobre, ciepłe, cierpiące oraz mężczyźni: źli, agresywni, wykorzystujący. Czy od psychoterapeuty nie należałoby wymagać dostrzegania świata we wszystkich jego odcieniach, a nie jedynie czerni i bieli? Gdy w pewnym momencie książki przeczytałem, iż „wujkowie, dziadkowie i bracia dorastającej dziewczyni poczynają się interesować jej kroczem”, zacząłem mieć wątpliwości, czy przypadkowo Eichelberger nie projektuje na męskim czytelniku owej książki swych własnych namiętności...
Podsumowując, książka w założeniach miała pomóc kobietom wydobyć się z jarzma patriarchatu a mężczyznom - dostrzec piękno kobiecości. Obiawiam się jednak, że bardziej antagonizuje ludzi, niż pozwala im się pojednać.
Aha, książka pierwotnie ukazała się w roku 1997 r., więc siłą rzeczy cały dorobek nowoczesnych ruchów feministycznych oraz ich wpływ na świat nie został wzięty pod uwagę. Ta książka to swoisty skansen społeczny polski końca XX wieku.
O bogini, jaka to cudowna i pełna mądrości pozycja! Jestem zachwycona Eichelbergerem.
Jedyny (choć spory) minus to to, że książka została spisana, a nie napisana – forma czasem kuleje, no i przede wszystkim jest krótko, o wiele za krótko.
Na pewno do wielokrotnego czytania, aby za każdym razem odkrywać w trakcie lektury coś nowego.
Książka, w założeniu o kobietach, kończy się akapitem o tym, że jest za mało literatury i rozmowy o mężczyznach i trzeba coś z tym zrobić, wspaniałe podsumowanie xd