Sąd idzie to pierwsze po wojnie wydanie (I wyd. 1935) sprawozdań sądowych, poświęconych głośnym procesom lat trzydziestych (m. in. sprawa Gorgonowej), które autorka "na gorąco" publikowała w "Wiadomościach Literackich". W świetnych reportażach, opisujących proces sądowy jako ponurą commedia dell'arte, Krzywicka ujawnia dogłębną znajomość psychiki ludzkiej i wnikliwość w demaskowaniu rozkładu moralności mieszczańskiej.
Zanim w roku 1935 ukazał się po raz pierwszy w formie książki wybór pięciu reportaży sądowych Ireny Krzywickiej, wcześniej jej relacje publikowane były na żywo w Wiadomościach literackich. Stali sprawozdawcy sądowi z fachowych pism przyjmowali obecność Krzywickiej w swoim gronie z kpiącym niedowierzaniem: Literatura wkracza na salę sądową?! Tymczasem sprawozdania Krzywickiej z miejsca zyskały taki poklask, że Mieczysław Grydzewski wydzielił dla nich w tygodniku osobny dział pt. Życie świadome.
Kiedy w 1998 roku „Sąd idzie” został w Polsce wznowiony, towarzyszyła mu gorąca rekomendacja jednego z najlepszych powojennych publicystów sądowych, Stanisława Podemskiego. Mimo że literacki pazur jest w tekstach Krzywickiej wyraźnie obecny, Podemskiego, prawnika z wykształcenia, to nie raziło. Autorka tylko raz, i to jedynie w sposób pośredni, zahacza o tę kwestię. W najbardziej znanym reportażu, dotyczącym sprawy Rity Gorgonowej, przyznaje się do świadomości, że wyroków sądu nie należy komentować, ale … robi, to co zamierzała, uzasadniając swoją krytyczną ocenę przebiegu i rezultatów obu procesów sądowych, lwowskiego i krakowskiego, przede wszystkim, choć nie wyłącznie, anachronicznością przepisów i procedur obowiązującego prawa.
W każdym z zamieszczonych w książce reportaży główny punkt ciężkości jest trochę inny. A ich lista to nadal w dużym stopniu bolączki nękające tzw. wymiar sprawiedliwości, mimo że nowelizacje systemów prawnych starają się przynajmniej niektóre z nich ograniczyć. Z czysto formalnego punktu widzenia sytuacja - w państwach demokratycznych - wygląda dziś znacznie lepiej niż za czasów Krzywickiej. Nigdzie, na przykład, ława przysięgłych nie mogłaby być obecnie „gromadą tryumfujących mężczyzn” wszystkich w słusznym wieku, jak to było w krakowskim procesie Gorgonowej. Czy jednak gdziekolwiek udało się - choćby poprzez zamykanie drzwi do sali rozpraw przed publicznością i dziennikarzami - wyeliminować teatralizację procesu sądowego, z jakiej szydzi Krzywicka obserwując proces Drożyńskiego, sądzonego za zabójstwo baletnicy - swojej kochanki? A co ze skutecznym przekonywaniem tzw. opinii publicznej do zasady domniemania niewinności, szczególnie w procesach poszlakowych, takich jak Gorgonowej?
W opisie procesu zabójcy dyrektora żyrardowskiej fabryki włókienniczej dochodzi do głosu typowo lewicowa wrażliwość Krzywickiej, powołującej się na kryminogenny czynnik bezrobocia i biedy. Z kolei analizując działanie sędziów grodzkich, jednoosobowo decydujących o winie drobnych przestępców, nieco złośliwie zalicza każdego z nich do jednej z którychś kategorii: urzędników, sadystów, dobrotliwych i głupców. Natomiast w swym flagowym tekście o Gorgonowej alarmuje w związku z sytuacją, gdy sędzia przekonany o swej nieomylności - zapomina o ostrożności w analizie poszlak, poddając się bezwiednie, na przykład, nastrojowi.
Co ciekawe, Irenę Krzywicką bardziej niż przekraczanie przez siebie granic sprawozdawczego dystansu i bezstronności, irytują ataki z przeciwnej strony. Poświęca temu tematowi zamykający książkę rozdział. Pisze: „Moje reportaże sądowe, mimo dowodów uznania, jakie mnie za nie spotkały, wywołały zgorszone skrzywienie wykwintnych warg i wysokie niezadowolenie wytwornych mózgów naszych nieżywych i obeschniętych „krytyków” za to, że „nie są „czystą” literaturą i że rozważanie spraw życiowych i społecznych nie jest godne pióra pisarza”. W swojej obronie, jak ją nazywa, przywołuje rozkwit tego typu literatury za granicą.
A ja się naprawdę cieszę, że wreszcie na książkę trafiłam i wszystkim zainteresowanym tematyką oraz ceniącym błyskotliwy styl - gorąco ją polecam.
Nic odkrywczego jeżeli ktoś już śledził wcześniej najsłynniejsze rozprawy sądowe okresu Międzywojnia. Krzywicka często pisze z ogromną sympatią wobec oskarżonych, wytykając przy tym palcem problemy systemowe jak chociażby niechlujnie prowadzone śledztwa czy skazywanie na najsurowszy wymiar kary mimo zaistniałych wątpliwości.
Technikalia:
Narratorka, cóż da się słuchać, nie mam większych zastrzeżeń. Tekstu nie położyła