Tylko dziki pies potrafi przechytrzyć czającego się w mroku strzelca.
To miało być sentymentalne spotkanie po latach i wymarzony sylwestrowy wieczór na koniec trudnego roku. Za oknem mróz i śnieg, a w urokliwie położonym domu nad jeziorem kilkoro przyjaciół, których łączy zagadkowa historia. Błogi nastrój burzą cztery wystrzały i szybko okazuje się, że nie były to fajerwerki.
Fotoreporter wojenny Kuba Krall i podkomisarz Inga Rojczyk ruszają wydeptanym w śniegu krwawym tropem. Wikłają się w intrygę, która prowadzi od zaginionego chłopca z imigranckiej rodziny do prywatnych tajemnic, o jakich każdy wolałby zapomnieć.
Zamarznięte, przykryte grubą warstwą śniegu jezioro znowu staje się świadkiem niepokojących wydarzeń.
Rok po świetnie przyjętym Czerwonym Jeziorze – nagrodzonym podczas Warszawskiego Festiwalu Kryminału – Julia Łapińska powraca z nową powieścią w okolice Bornego Sulinowa. Sugestywnie oddana atmosfera skutego lodem krajobrazu i precyzyjnie nakreślone psychologiczne portrety bohaterów to punkt wyjścia dla historii, która pochłania bez reszty jak ciemna, mroźna noc.
Ta część podobała mi się znacznie bardziej niż poprzednia. Jednym z głównych powodów było zauważalne zmniejszenie ilości zbędnych opisów. W żaden sposób nie wpłynęło to negatywnie na fabułę. Opisy są, niektóre niezwykłe poruszające, jednak każdy z nich ma uzasadnienie dla historii.
"Uciekł ze swojego kraju, bo pragnął wolności. Chciał bezpieczeństwa. Normalności, którą oglądał na YouTubie i która wyglądała zachęcająco. Edukacji. Czy jednak zyskał tu wolność? Czuje się raczej jak pies w schronisku. Dziki pies, który ma być wdzięczny, że dają mu miskę strawy, choć trzymają za kratami, na swoich zasadach."
Autorka poruszyła ważny, acz kontrowersyjny temat uchodźców, budując wokół wymyślonej historii kilku z nich kryminalny wątek. Dramaty odbywające się na granicy z Białorusią, przemytnicy zarabiający krocie na przerzutach, ataki na tle rasistowskim, religijnym to jedynie nieliczne problemy, z którymi musiała się borykać jezydzka rodzina Palmanich. Historia dotyczyła jedynie jednego z nich, nastoletniego Mansura, który straciwszy ojca na granicy z Białorusią, stara się dostać do jedynej siostry, która nie zginęła z rąk bojowników ISIS. Mansur znika z ośrodka dla uchodźców w tym samym czasie, co inny nastolatek. Bilal jest synem Ahmadich, kurdyjskiej rodziny od lat mieszkającej w Polsce. Mansur był objęty w ośrodku projektem Agaty Lorenc. Kobieta chciała wykorzystać jego przypadek do swojej książki naukowej. Agata dostaje zaproszenie na wieczór sylwestrowy od Miry Szulc, utalentowanej dokumentalistki, która przygotowuje reportaż o uchodźcach, w którym głównie chce ukazać historię Mansura. Domówka ma się odbyć w Bornem u dawnego fotoreportera wojennego, Kuby Kralla, który jest byłym partnerem Miry. Kuba i Mira zawdzięczają życie Frankowi Cichockiemu ps. Snajper, który odbił ich po porwaniu w Afganistanie. Imprezę sylwestrową przerywają wystrzały z broni.
Wielowątkowa intryga wciąga i powoduje, że szare komórki zaczynają pracować. Rozwikłanie jej nie jest proste, ale też nie niemożliwe. Wszyscy bohaterowie są przedstawieni już w pierwszych rozdziałach, co daje czytelnikowi możliwość zmierzenia się z zagadką. Mnie nie udało się jej rozwiązać. Autorka podsuwała bardzo znaczące dowody obciążające konkretną postać, ale z sympatii do niej, nie chciałam brać takiej ewentualności pod uwagę. Jak już jestem przy bohaterach, to muszę stwierdzić, że autorka kreuje ich rewelacyjnie. Mimo ich dużej liczebności miałam wrażenie, jakbym każdego znała od lat. Mają jasne i mroczne oblicze, tajemnice, zmagają się z traumami, ale są bardzo ludzcy, autentyczni. Wyjątkowo zaintrygowała mnie postać Kuby. Ma sztywny kręgosłup moralny, ale tragedie, dramaty, których był świadkiem, odcisnęły na nim piętno. Nie pomogły wizyty u psychologa, a antydepresanty od psychiatry odstawił na rzecz alkoholu. Nie miałam pewności, czy w newralgicznym momencie przeważy rzucona na szalę wieloletnia przyjaźń i wdzięczność, czy poczucie moralności.
Uprzedzona przez znajomą o niedociągnięciach stylistycznych, starałam się nie zwracać na nie uwagi, jednak zauważyłam inną tendencję, której osobiście jako czytelnik nie lubię. Powieść obfituje w zdania proste i całkiem sporą ilość równoważników. O ile w pewnych sytuacjach są one uzasadnione, a nawet wskazane dla podniesienia poziomu napięcia, o tyle używanie ich nagminnie sprawia, że czytanie staje się monotonne.
Optymistycznym elementem było wplecenie wątku psiego bohatera. Choć jego historia zaczęła się boleśnie, daje nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Idąc za ciosem, biorę się za czytanie trzeciego tomu, który miał premierę parę dni temu.
"– A Polska to dobre miejsce dla uchodźców? – pyta Sendecki. W sali wystawowej gwar cichnie. Ciszę przerywa w końcu Kuba: – Jak każde inne, gdzie nie ma wojny i tortur. W tym kraju wciąż jest wielu, którzy chcą pomóc. Będą pomagać, nawet kiedy ktoś tego zakaże. Bo są ludźmi. Wiedzą, że żaden człowiek nie powinien umierać w lesie. Przerażony i głodny."
Z jednej strony jest naprawdę sprawnie napisana, porusza też bardzo istotne tematy. Z drugiej jednak odnoszę wrażenie, że autorka nieco zbyt wiele próbowała w tej powieści upchnąć...
Julia Łapińska, debiutując powieścią kryminalną „Czerwone jezioro” zachwyciła nieszablonową fabułą nie tylko mnie i wielu innych czytelników, ale w pierwszej kolejności jury konkursowe Wydawnictwa Agora, zdobywając absolutnie zasłużenie pierwszą nagrodę. Dzięki temu zresztą książka została wydana i mogliśmy cieszyć się jej lekturą. Już wtedy wiedziałam, że po drugą część cyklu z fotoreporterem wojennym Kubą Krallem i towarzyszącą mu podkomisarz Ingą Rojczyk sięgnę z olbrzymią przyjemnością.
Czy „Dzikie psy” spełniły moje oczekiwania? Absolutnie tak! Podobnie jak pierwsza część, to dużo więcej niż zgrabnie napisany kryminał czytany dla relaksu. Autorka niczym mitologiczna Kasandra roztacza przed czytelnikiem wizję zdarzeń, które pod koniec roku 2014 wydają się nieuzasadnioną przepowiednią, a już w kolejnych miesiącach stają się faktem.
Szczególnie w spokojnym przysypanym białym puchem Bornem Sulinowie w przededniu zabawy sylwestrowej na powitanie 2015 roku jej uczestnicy nie spodziewają się tragedii, która dotknie ich bezpośrednio. Która zataczając coraz większe kręgi odsłoni nie tylko tajemnice skrywane przez bohaterów, ale przede wszystkim bezwzględny spisek mający wywołać oczekiwany efekt polityczny.
Autorka obnaża naszą ksenofobię i lęki, które żarliwie podsycane i kierunkowane stają się bronią w walce o władzę. Bronią używaną przez ludzi, którzy nie cofną się przed niczym mając przed oczami własne cele. Tematyka uchodźców odmieniana jest przez wszystkie przypadki ukazując ludzkie tragedie, argumenty wygłaszane za i przeciw i konsekwencje zaangażowania mediów.
Wielowymiarowi i nieidealni bohaterowie odsłaniają przed nami swoje emocje i motywacje, na których dużym cieniem kładzie się bolesna i nadal nierozliczona przeszłość. I to właśnie emocjami, a nie brutalnością zbrodni ta historia tak porywa, stwarzając przestrzeń dla refleksji nad kondycją współczesnej Polski i panujących w niej nastrojów społecznych. Warto zaznaczyć, że powieść została ubrana w idealny tytuł, który nabiera wiele znaczeń trafnych i odmiennych zarazem, a jej barwny i lekki język daje niesamowitą przyjemność odbioru.
Jeśli jeszcze nie poznaliście twórczości autorki, to gorąco zachęcam, nie tylko dla relaksu, ale przede wszystkim zawartych w niej wartości.
Julia Łapińska swoim debiutem zaskarbiła sobie u mnie miejsce na liście ulubieńców. Po lekturze „Czerwonego jeziora” świetnej powieści kryminalnej z Kubą Krallem w roli głównej niemal od razu zabrałam się za kolejną historię spod jej pióra, „Dzikie psy”.
Tylko dziki pies potrafi przechytrzyć czającego się w mroku strzelca.
Domek położony w urokliwym miejscu nad jeziorem, za oknem mróz i śnieg, w takim otoczeniu Kuba Krall wraz ze znajomymi sprzed lat chciał spędzić ostatni dzień roku. To miał być wymarzony sylwester, jednak jego błogi nastrój zostaje bardzo szybko zburzony czterema strzałami. Inga Rojczyk wraz z Kubą Krallem, wyruszają tropem, który prowadzi ich od zaginionego chłopca z imigranckiej rodziny do prywatnych spraw, o jakich każdy wolałby zapomnieć.
„Dzikie psy” to historia, w której autora podejmuje się dość trudnego tematu i przyznaję, wyszło jej to całkiem dobrze. Oprócz sprawnie poprowadzonej fabuły, która nie pozwala na chwilę znużenia, autorka umiejętnie lawiruje bardzo ważnym tematem społecznym. Żyjemy w czasach, w których imigranci to temat wciąż bardzo żywy i autorka bardzo realistycznie oddała klimat i nastroje społeczne dotyczące uchodźców. „Dzikie psy” to intrygujący kryminał, w którym Julia Łapińska umiejętnie buduje napięcie, sprawnie łączy ze sobą kolejne wątki, co sprawia, że książkę czyta się z ogromną ciekawością i zaangażowaniem. Każdy kolejny rozdział dostarcza nam świeżych informacji, a my wspólnie z głównymi bohaterami próbujemy poskładać to wszystko w całość i dojść do prawdy. „Dzikie psy” to kawał dobrej uczy kryminalnej, która serwuje nam nie tylko ciekawą zagadkę do rozwiązania, ale również skłania do przemyśleń. Powieść, która wyszła spod pióra Julii Łapińskiej, jest wytworem wyobraźni autorki, jednak każdy, kto zagłębi się w lekturze, odnajdzie w niej odzwierciedlenie obecnych wydarzeń. Doskonale zdaje sobie sprawę, że historia, którą oddała w ręce czytelników Julia Łapińska, nie każdemu przypadnie do gustu, jednak uważam, że warta jest uwagi. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą, autorka kolejny raz udowodniła, że potrafi stworzyć historię ciekawą, dynamiczną i z zaskakującym zakończeniem. Polecam!
O wiele słabiej niż w debiucie. Pretekstowa intryga, pozostała otoczka wydumana, zwłaszcza wątek hipnozy. Duże rozczarowanie.
Pułapka drugiej książki nie jest jednak takim mitem, jak mi się niekiedy wydaje. Ale mimo wszystko nic mnie nie przygotowało na tak drastyczny spadek poziomu, jaki - w porównaniu z bardzo dobrym debiutanckim Czerwonym jeziorem - zaliczają Dzikie psy. Nie wiem, co tu zaszło, ale - gdybym chciała stawiać hipotezy - postawiłabym na to, że fabułę zatopiła decyzja autorki o "zabraniu głosu" w sprawach polityczno-społecznych. Owszem, kryminał dobrze się nadaje do takich sztuczek, ale to jednak czerwony szlak dla zawodowców. Takie rzeczy dobrze robił Nesbo (serdecznie polecam np. Wybawiciela, ale generalnie tzw. pierwsza trylogia z Oslo, czyli Czerwone gardło, Trzeci klucz i Pentagram, potwierdza, że nie trzeba mieć dużego doświadczenia, żeby przekonująco opisać bagno, które wciąga przypadkowe ofiary i wynosi w górę wyjątkowe kanalie). Trzeba jednak mieć wyczucie, którego niestety Łapińskiej kompletnie zabrakło. Stworzyła zatem postaci-kukiełki, służebne wobec tez, którym chciała dać wybrzmieć. Taką też napisała fabułę. Wyszło groteskowo i dosyć smutno. Gotowym postaciom nawet uwikłanie w ten publicystyczny teatrzyk teoretycznie nie powinno zaszkodzić. A jednak, Kuba Krall plącze się w jakieś hipnotyczne hocki-klocki, a Inga Rojczyk rozstaje się z mężem, mimo że byli tak niestereotypowo zgodną parą. I to z najbardziej przewidywalnego powodu (konflikt wokół potencjalnego rodzicielstwa). Nie chcę się tutaj znęcać, ale po prostu nie da się nie wspomnieć o tym, jak bardzo nawet główny - teoretycznie - wątek kryminalny trzyma się na ślinę i najlepsze życzenia autorki. Gdyby sprawca nie podrzucił sam na siebie dowodów rzeczowych, nigdy nie zostałby zidentyfikowany. Bardzo niedobre. Omijać łukiem nawet szerszym, niż stado dzikich psów.
W okolice Bornego Sulinowa do Kuby Kralla na przyjęcie sylwestrowe zjeżdża grupa znajomych. Z kilkorgiem z nich był Kuba wspólnie na misjach jako fotoreporter. Teraz zaproszeni goście mają obejrzeć wystawę jego prac. Nie obejdzie się oczywiście bez wspomnień a także aktualnych tematów.
Nadchodzi rok 2015. W porównaniu z niektórymi innymi krajami europejskimi Polska nie przyjmuje zbyt wielu uchodźców uciekających, na przykład przed ISIS, z Syrii czy Iraku. Często bywa tak, że całym rodzinom uchodźców nie udaje się przekroczyć białorusko-polskiej granicy. Tak stało się z Monsurem, który jako jedyny spośród swoich krewnych dotarł do bezpiecznego, jak się wydawało, polskiego ośrodka dla uchodźców. Do czasu aż pewnego dnia z niego zniknął. Mniej więcej w tym samym czasie zapadł się pod ziemię również inny, urodzony w Polsce młody muzułmanin, syn lokalnego dentysty. Obydwa zaginięcia poważnie niepokoją Kubę i zaprzyjaźnioną z nim policjantkę Ingę Rojczyk. Jednak prawdziwy szok wywołuje w sylwestrowy wieczór dopiero pierwsza śmiertelna ofiara, przybyła na imprezę do Kuby Agata, psychoterapeutką specjalizująca się w nowatorskich metodach pomocy udzielanej ofiarom bliskowschodniego terroryzmu.
Czy pierwsza ofiara będzie na pewno ofiarą ostatnią? Teraz, gdy w Polsce zaczyna się właśnie rok wyborczy? Julia Łapińska z sukcesem stosuje metodę przybliżeń co najmniej dwóch zintegrowanych środowisk, w rzeczywistości zazębiających się poprzez swych konkretnych przedstawicieli. Przy czym - co bardzo ważne - choć są oni wszyscy postaciami wyrazistymi, ich afiliacje całkowicie lub częściowo pozostają okryte tajemnicą, co umożliwia eskalowanie napięcia i wprowadzanie zaskakujących zwrotów akcji. Tak więc sylwestrowe towarzystwo Kralla, połączone rzekomo silnymi więzami z misyjnej przeszłości, okazuje się podatne na wpływy środowiska politycznego, choć motywacje poszczególnych osób niekoniecznie do stricte politycznych należą. Mogą wśród nich przeważać względy ideowe, na przykład kryjące się pod hasłem supremacji białej siły, ambicjonalne, przejawiające się w niezdrowej konkurencji reporterskiej czy zgoła czysto prywatne.
Ostatecznie u Julii Łapińskiej górę bierze konwencja powieści kryminalnej, a nie dramatu politycznego. Upraszczając można by powiedzieć, że ten przypadek „wyborczej gry uchodźcami” spalił na panewce zarówno dzięki odporności dwóch młodych muzułmanów, jak i przede wszystkim z powodu determinacji śledczej młodej policjantki i lojalności wobec niej oraz wrodzonej przyzwoitości Kuby Kralla. Natomiast patrząc na sprawę z przeciwnej strony, należałoby przyznać, że w misternie zaplanowanej intrydze zawodzi mechanizm operacyjny. Z czego poniewczasie zdaje sobie sprawę, plując sobie w brodę, że nie słuchał mądrych rad, główny polityczny intrygant. No i oczywiście, czego w pełni świadoma jest autorka lokując akcję „Dzikich psów” na terenie, gdzie nadal największym, najbardziej wpływowym inwestorem jest pewien rosyjski oligarcha.
Jest to druga książka autorki i nie mam wątpliwości - jej drugi sukces! Fabuła, przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, rozwija się poprzez interakcje między różnymi, zmieniającymi się zestawami bohaterów. O każdym z nich na danym etapie dowiadujemy się nieco więcej, ale nie za dużo, akurat tyle, aby powoli uświadamiać sobie o co w tych wszystkich wydarzeniach wokół Bornego Sulinowa chodzi, aby systematycznie wciągać się w losy postaci odgrywających w owych wydarzeniach najważniejsze role. Przy czym - to moje bardzo subiektywne odczucie - najciekawiej wychodzą Julii Łapińskiej sylwetki i zadania, którymi obdziela postaci kobiece. I to nie jedynie kobiety z orbity Kuby Kralla, czyli Ingę, Agatę i jego byłą kochankę Mirę, również te z dalszych planów, jak żona i córka polityka walczącego o władzę. Dlatego, mimo że początkowo trochę się zżymałam, że w serii powieściowej, której flagowym bohaterem jest facet, audiobooki czyta kobieta, teraz zmieniłam zdanie. „Dzikie psy” powinna była interpretować lektorka, zwłaszcza że Karolina Gorczyca robi to idealnie.
Po tę pozycję sięgnęłam w ramach samozwańczych przygotowań do tegorocznego festiwalu Stolica Języka Polskiego.... Raczej nie żałuję, a powiedziałabym nawet, że jestem bardzo ukontentowana :), ponieważ w tej książce odnaleźć możemy znacznie więcej niż tylko zagadkę kryminalną i obowiązkowy pościg za mordercą. Julia Łapińska wychodzi bowiem daleko poza konwencję gatunkową klasycznego kryminału. Fabuła książki osadzona jest dosłownie na przełomie roku 2014 i 2015. Dosłownie - bo rzecz ma miejsce w Sylwestra, obchodzonego na tyle hucznie, że zamiast odgłosu eksplodujących fajerwerków słychać strzały z pistoletu... :) Grupa przyjaciół zaproszonych przez głównego bohatera - Kubę Kralla, stanowi wyjątkową śmietankę towarzyską. Bohaterzy imają się rozmaitych profesji będących jednak w bliskiej relacji do wojny w Syrii, Afganistanie, polityki - praca dziennikarska, fotoreporterska. Są to także osoby, z którymi los połączył bohatera poprzez wspólne doświadczenia zawodowe oraz traumy życiowe. Kuba wraz ze swoją bliską znajomą Mirą, wprowadzają nas w kulisy zdarzeń, w jakich uczestniczyli w przeszłości, a jakie stają się punktem wyjściowym do nowego splotu zdarzeń. Jej początek stanowi zaginięcie i ucieczka z ośrodka dla uchodzców dwóch nastoletnich chłopców. Okazuje się, że przebywali oni blisko miejsca wydarzeń sylwestrowej nocy a także, że znali ofiarę. To co warto podkreślić to fakt, że zagłębiając się w serię wydarzeń zilustrowanych w powieści, narasta w nas uczucie, że autorka oprócz zwykłej intrygi detektywistycznej chce nam także opowiedzieć również inną, równolegle dziejącą się historię. Bardziej skomplikowaną, wymagającą większego zainteresowania oraz zajęcia okreslonego stanowiska w odniesieniu do wydarzeń społeczno-politycznych. No i tutaj trzeba się niestety troszkę pochylić nad historiami związanymi z migracją i chyba niechcianym napływem uchodzców do krajów europejskich w roku 2015. Akurat tak się stało, że Polska odmówiła przyjęcia uchodźców z Syrii, Afganistanu oraz Iraku a tym samym nie zapewniła im poszukiwanego dachu nad głową. Kryzys migracyjny mocno komentowany przez media, a także takie sytuacje kiedy np. Polska Straż Graniczna zatrzymywała nielegalnych imigrantów na granicy polsko-białoruskiej, powodował bardziej społeczne uprzedzenia niż wyrabiał empatię i chęć niesienia pomocy. Na ile było to słuszne? Albo zasadne? Właśnie te uprzedzenia rasowe są także jednym z watków pobocznych książki, ale na tyle wyraźnym, że nie umyka on czytelnikowi. Staje się narzędziem dla zilustrowania następnego niepojącego zachowania - interesowności polityków, którzy chcą na tyle przekłamać rzeczywistość, na ile efekt tego procederu może im posłużyć np w osiągnięciu większego poparcia społecznego. Książka warta poświęconego jej czasu. Do przemyśleń.
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki Dzikie psy autorstwa Julii Łapińskiej. Jest to druga książka autorki i zarazem moje drugie spotkanie z jej twórczością. Rok temu miałam okazję czytać wyśmienity debiut Julii Łapińskiej Czerwone jezioro i rozbudził on olbrzymie oczekiwania wobec najnowszej powieści. Autorka kolejny raz zabrała mnie w okolice Bornego Sulinowa w towarzystwie Kuby Kralla i podkomisarz Ingi Rojczyk. Znacząco zmieniły się okoliczności przyrody - tym razem tło dla historii stanowi mroźna zima. Kuba Krall zaprosił grupę swoich znajomych, aby wraz z nimi przywitać rok 2015. Wspólne świętowanie przerwane zostaje przez huk wystrzałów. Od tego momentu autorka stopniowo budowała napięcie. Początkowo akcja rozgrywała się bardzo powoli, momentami powiewało nudą. Wysiłki Julii Łapińskiej skierowane zostały na stworzenie obszernego rysu psychologicznego bohaterów, ale nie tylko. Autorka poruszyła wiele istotnych społecznie tematów i wyśmienicie zdiagnozowała nastroje panujące w Polsce. Nie chcę Wam zdradzać do jakich wniosków się to sprowadza, żeby nie psuć Wam frajdy z lektury, ale niewątpliwie jest to bardzo smutna, acz prawdziwa konstatacja. Julia Łapińska kolejny raz udowodniła, że potrafi napisać świetny kryminał bez konieczności stosowania wypełniaczy w postaci scen wyuzadanego seksu czy rynsztokowego języka. Nie należy zapominać o jej świetnym warsztacie pisarskim, który sprawia, że książki autorki czytają się same. Zakończenie powieści mocno mnie zaskoczyło. W pewnym momencie trafnie wytypowałam sprawcę, ale Julia Łapińska tak skutecznie myliła tropy, że ostatecznie uznałam, że się mylę. Autorka udowodniła, że świetny debiut nie był dziełem przypadku. Julia Łapinska na dobre dołączyła do grona autorów, po których książki sięgam w ciemno.
Julia Łapińska po swoim debiucie "Czerwone jezioro" szturmem wbiła się w polski światek kryminalny. A "Dzikie psy" udowadniają, że rozlokowuje się w nim całkiem wygodnie.
Autorka lawiruje w swojej najnowszej książce społecznie ważnym tematem. Uchodźców jest w kraju coraz więcej, a niestety nie każdy jest w stanie przyjąć w swoim otoczeniu osobę o innym kolorze skóry, narodowości, mówiącej w innym języku. To budzi w niektórych postaciach "Dzikich psów" niechęć, a w skrajnych przypadkach także nienawiść. Julia Łapińska świetnie oddała te społeczne klimaty i nastroje.
Jeśli szukacie kryminału, ktoru miałby jedynie zapewnić Wam rozrywkę, to "Dzikie psy" nie będą dobrym wyborem - to kryminał społeczny, pełen światopoglądowych różnic, budzący kontrowersje, zmuszający przede wszystkim do myślenia. Sama historia jest przy okazji po prostu bardzo dobrze napisana - jej dynamika bardzo mi odpowiadała, każda z postaci była również inna. Widać, że Autorka postanowiła spędzić sporo czasu nad kreacją bohaterów, by stworzyć powieści wielowymiarową, niejednoznaczną.
Przy okazji inne wątki w tej książce idealnie splatały się z tym, co wiodło prym w historii Łapińskiej. Żeby nie spoilerować, powiem jedynie, że kompletnie nie spodziewałam się rozwiązania wątku związanego z profesją zamordowanej na początku historii Agaty.
Raczej takie 2,5, to 2 trochę jest zaniżeniem, ale kurczę, zawiodłam się. A miało być tak pięknie - miał być wartki kryminał z wątkami uchodźczymi i skrajną prawicą w tle. Czyli bardzo w kręgu moich zainteresowań. Ale ale. Pierwsze sto stron było ciężkie od nadmiernej ekspozycji, a i po tych stu stronach zdarzało się, że akcja zamierała w miejscu. Wątki polityczne były kurczę niestety schematyczne, męczyły stereotypem i za często polegały na spontanicznych wykładach (a czasem i monologach wewnętrznych) poszczególnych postaci. Można to było zrobić i ciekawiej, i subtelniej, niestety.
No i ofkors, wyłapałam parę błędów faktograficznych w sprawach formalno-uchodźczych i kulturowych, ale to już pewnie skrzywienie zawodowe.
O ile w "Czerwonym Jeziorze" Łapińska ujęła mnie lokalnością, gęsto zrekonstruowanym mikroświatem Bornego Sulinowa, o tyle w "Dzikich psach" wskakiwanie na meta poziomy jakoś średnio wyszło. Mimo wszystko sięgnę pewnie i po nadchodzącą, trzecią część serii z nadzieją, że wróci chłop grający na dwóch trąbkach na raz na potańcówkach (mrugnięcie okiem do "Czerwonego Jeziora"), a znikną kwiatki typu "rozgłośnia ojca Ryszarda z Bydgoszczy" i bale w weneckich maskach.
Borne Sulinowo, Kuba Krall organizuje u siebie imprezę sylwestrową, wśród przybyłych znajdują się między innymi przyjaciele z Afganistanu, oraz podkomisarz Inga Rojczyk. Niespodziewanie zjawia się również Agata Lotenc, uznana psycholożka, u której Kuba również bywał na terapii.
Ten cudowny zimowy obrazek, oraz plany dobrej zabawy i wspólnych wspomnień, rujnuje nagłe zabójstwo jednej z osób. Kto jest sprawcą i jaki był powód tak drastycznego kroku? Do tego dochodzi wątek zaginionego chłopca, który jest jednym z uchodźców przebywającym w okolicy. Czy uchodźcy mają coś wspólnego z zabójstwem kobiety?
Po świetnym debiucie autorki, trochę minęło zanim sięgnęłam po drugą część, ale warto było. Mnie podobała się zarówno intryga, nad którą nieco się głowiłam, a także zakończenie, które nieco mnie zaskoczyło.
Ktoś kiedyś użył określenia kryminał społeczny, tutaj pasuje to idealnie, co nie znaczy, że nie jest to kryminał, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Wszystko tu się zgadza. Mnie się podobało, polecam wam tę książkę. Czytajcie.
"Dzikie psy" Julii Łapińskiej to książka, która nie tylko dostarcza rozrywki, ale też zwraca uwagę na ważne kwestie społeczne.
Borne Sulinowo, kiedyś miejscowość zapomniana przez świat, dziś jest świadkiem niejednej zbrodni. U Kuby ma odbyć się sentymentalny sylwester - zjeżdża paczka dawnych znajomych, których połączyły ciężkie przeżycia w Afganistanie. Jednak zamiast fajerwerków są wystrzały z broni i ofiara. Brakuje tylko sprawcy i motywu. Nietypowy duet Rojczyk i Krall w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kto dokonał zbrodni i dlaczego wikła się w intrygę, która zwiazana jest z zaginięciem chłopca z imigranckiej rodziny prowadzi do tajemniczej organizacji o silnych wpływach politycznych.
Autorka zwraca uwagę na problemy, z jakimi zmagają się imigranci przebywający w naszym kraju (nie mylić z nielegalnymi imigrantami). Nie da się też nie odczuć silnego przekazu politycznego - poprzez pokazanie jaki skutek będzie miało dojście do władzy ludzi o poglądach skrajnie prawicowych. Główną narracją dla skrajnej prawicy jest straszenie imigrantami, a dla osiągnięcia jak największych wpływów politycznych i zbicia ogromnego kapitału są wstanie posunąć się do wszystkiego, od odprawiania egzorcyzmów po dokonanie zamachu i zrzucenie odpowiedzialności na obcokrajowców. "Nie zauważyłaś, że rosyjski reżim i polska prawica, szczególnie skrajna, choć nie tylko, mówią tym samym głosem o wielu sprawach? Nagonka na homoseksualistów o wszelką inność, silny kościół - tu katolicki, tam prawosławny, ale mechanizm jest ten sam. Szukanie i kreowanie wroga, przed którym władza łaskawie obroni obywateli. Zarządzanie lękiem(...) Prawica wypycha nas na wschód, a Rosja czeka z otwartymi ramionami".
Pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu taki polityczny manifest, ale mi to bardzo odpowiadało. Sama intryga kryminalna w mojej ocenie przemyślana, wszystkie wątki są spójne, nie brakowalo też zaskoczeń.
Bardzo dobra powieść, która nie tylko dostarcza przemyślaną zagadkę kryminalną, ale zwracając uwagę na tematy rasizmu, braku tolerancji, czy politycznych wpływów zmusza do refleksji.
Meh, wątek kryminalny i motyw mało ciekawy, nie kupuję do końca motywu głównego zabójstwa. Te wątki z hipnozą, i ta cała otoczka to jakoś za mało się kleiło. Pierwsza część dużo lepsza, tutaj za mało się kleiło i nowe postaci mało wyraziste
This entire review has been hidden because of spoilers.
Nie podobała mi się głównie ze względu na mocne upolitycznienie, wątki związane z ekstremalną prawicą i ekspozycja na te tematy była wiodąca. Sama zagadka kryminalna bez tej otoczki była nieciekawa.
nie umiem tego opisac jak ta książka mna wstrząsnęła. ta historia,te zakończenie,kompletnie nie wiedziałam co bedzie dalej. nawet nie podejrzewałam tego kogoś o zabójstwo. styczeń - zapowiada się mega dobrze z książkami🔥