Galicia was created at the first partition of Poland in 1772 and disappeared in 1918. Yet, in slightly over a century, the idea of Galicia came to have meaning for both the peoples who lived there and the Habsburg government that ruled it. Indeed, its memory continues to exercise a powerful fascination for those who live in its former territories and for the descendants of those who emigrated out of Galicia. The idea of Galicia was largely produced by the cultures of two cities, Lviv and Cracow. Making use of travelers' accounts, newspaper reports, and literary works, Wolff engages such figures as Emperor Joseph II, Metternich, Leopold von Sacher-Masoch, Ivan Franko, Stanisław Wyspiański, Tadeusz "Boy" Żeleński, Isaac Babel, Martin Buber, and Bruno Schulz. He shows the exceptional importance of provincial space as a site for the evolution of cultural meanings and identities, and analyzes the province as the framework for non-national and multi-national understandings of empire in European history.
Wolff uses the writings of others to illustrate how the views of Galicia and Galician identity developed over time from its formation in a territory carve up after one war to its disappearance in another carve up after the 1914-18 war. As one might expect, the views of the writers depended on whether they were Austrian administrators, Polish or Ruthenian. If you're looking for a narrative that explains the history of this much-contested territory and its people, you'll need to look elsewhere. Here Wolff's approach leads to much repetition of general points and no analysis beyond staring and restating that the Poles and Ruthenians didn't like each other, the Austrians were benevolent administrators, the peasants hated the Polish landholders. The father of the Sacher-Masoch known for bloody sexual preferences, was the Austrian administrations police chief, and this gives Wolff seemingly endless license to go on about how growing up in a violent Galicia could/would have affected the emotional world of the young Sacher-Masoch and then to give us more information than I ever wanted about what S-M wrote and did himself. The one strong idea I've taken from this book is that the ethnic fault lines between Western and Eastern Galicia align pretty much with the present borders between eastern Poland and western Ukraine. And western Ukraine is different from eastern Ukraine because of its 175 years as part of the Austrian Empire, less wholly Russian than the east - tensions still being played out. Wolff does write a bit about the Jewish communities of Galicia and the dominance of Hassidic Judaism, but not in any systematic way. I read Babel, Singer and Potok years ago and at this stage I'm looking for structured history rather than impression. I'll keep looking - back to Norman Davies as a start.
Wydanie albumu owadów galicyjskich (Insecta Haliciae) zbiegło się w 1865 roku ze zwołaniem galicyjskiego Sejmu Krajowego. Przypadek? Nie sądzę. Po lekturze kolejnej “cegły” od amerykańskiego historyka (w przekładzie Tomasza Bieronia) mam refleksji na kilkadziesiąt stron, ale też jedną krótką i od niej zacznę. Otóż Wolff udowodnił mi już chyba ostatecznie, że XIX wiek jest jednak nudniejszy od XVIII. Trochę to żart, ale też porównując wspaniałość materiałów, które Wolff wykorzystał w “Wynalezieniu Europy Wschodniej” z tym, który znajdziecie w “Idei Galicji”, to jest to pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy. No chyba, że kogoś bardziej pasjonują dworsko-urzędnicze intrygi Metternicha. Tyle ironii, czas na poważną recenzję. Opowiadanie o historii Galicji, a przynajmniej tej z czasów rabacji i Szeli “straszy dzieci, roztkliwia kobiety, zasępia mężczyzn”, jak pisze krakowski “Czas” w 1869 roku recenzując książkę Moritza Ritter von Ostrowa o “wojnie chłopskiej” [Bauernkrieg]. Wspomnienie chłopów, którzy - ponoć - w imieniu cesarza mordowali szlachtę przy bezczynności wojska i aparatu urzędniczego, było dla Galicji z jednej strony wydarzeniem przełomowym, ale też na nowo ją formującym. Do władzy, a także do władzy nad słowem, a więc publikowania doszło już pokolenie urodzone w kraju, którego tożsamość stworzono sztucznie z potrzeby uzasadnienia udziału Habsburgów w rozbiorze Polski. I dla mnie książka Wolffa jest właśnie studium budowania tożsamości w wielokulturowym świecie, gdzie prawie wszyscy - Polacy, Rusini, Niemcy - grają w jeszcze barokowy teatr pełen sztucznych póz, dzięki czemu tworzą tożsamość, która dzisiaj może być dla nas przykładem na to, że żeby na nowo opowiedzieć polską historię, trzeba od tej Polski mieć dystans. Albo być Leszczyński i znosić te wszystkie komentarze na temat swojej pracy. Ale ad rem. Dla tożsamości “państwowej” bardzo ważne są zwierzęta. W kraju, który ma orła w godle, nie powinniśmy o tym zapominać. Dla Galicji ważne były choćby “węże krajowe”, których “charakterystykę” zamieścił - oczywiście - “Czas”, “podkreślając autonomię prowincji jako siedliska rodzimych gadów”, jak pisze Wolff. W zakresie bardziej politycznych projektów magazyn fantazjował w tym czasie o Polsce zjednoczonej pod habsburskim berłem. Ten “dziwny splot uczuć polskich i galicyjskich” w połowie XIX wieku, gdy Galicja zyskiwała większą niż do tej pory autonomię ukazuje Wolffowi i czytelniczkom tej książki, że projekt tożsamościowy, choć wciąż niepewny (podczas powstania styczniowego będą go pilnowały wojska), po siedemdziesięciu latach istnienia Galicji staje się faktem. Tak jak i końca dobiega opisywanie galicyjskich ziem - nigdy przecież wcześniej w historii w tej konfiguracji nie rozpatrywanych - przez etnologów i entomologów. Nawet w reklamach mowa już o “pilnych potrzebach kraju”, które ma zaspokoić ustanowienie banku hipotecznego. Pewnie też dlatego historia Galicji tak fascynuje historyków i historyczki poza Polską, bo jest w niewielkiej skali laboratorium, w którym można przyglądać się procesom kulturowym i politycznym prowadzącym do budowy nowego społeczeństwa. Choć dzisiaj Kraków może wydawać nam się arcypolską pradawną stolicą, która od czasów królowej Jadwigi z pogardą spogląda na mazowiecką równinę, to należy pamiętać o tym, że to właśnie w mieście smoka i szewczyka Józef Szujski wraz z kolegami jako pierwsi napisali, że Polska upadła “z własnej winy”. Wizja - jak pisze Wolff - heretycka w czasach, gdy Mickiewicz i Chopin byli wyrazicielami ducha polskiego wciąż łypiącego okiem na powrót starych czasów, a Kraszewski, ten XIX wieczny przodek Remigiusz Mroza, co roku wypuszczał jakieś okropieństwa literackie. “Umarła Rzeczpospolita, powiadam, i zaczęły się nowe czasy”. Szujski odrzuca konspirację, odrzuca tęsknotę i nostalgię, wybiera oświecony konserwatyzm u boku cesarza i w towarzystwie porannej lektury “Czasu”. Ten konserwatyzm będą dzisiaj wykpiwać, ale też i budować jego legendę twórcy jak Dehnel i Tarczyński w cyklu kryminałów o Szczupaczyńskiej. To, o czym pisze Wolff trwa do dzisiaj i ciekawie jest konfrontować własne przeświadczenia na temat Galicji z jego opowieścią, zwłaszcza nie czując się specjalistą od temu, bo mnie na przykład nic w historii Polski tak nie nudziło, jak Galicja. Zawsze mi się wydawało, że jest to nudna opowieść o nudnych ludziach, którzy grali w jakiś potwornych dulszczyznach. A okazuje się, że byli to kontestatorzy, od których dzisiaj możemy się uczyć. Galicyjskość była dla wielu z nich otrzeźwieniem po polskości. I to jest już jedna z ciekawszych lekcji, które z Wolffa można wyciągnąć. Kraj, któremu zarzucano “skąpstwo w ofiarach pieniężnych na ołtarz Ojczyzny” jak pisał Seweryn Elżanowski, przedstawiciel Galicji w powstańczym rządzie, został ustanowiony w XVIII wieku jako miejsce wspólne dla wszystkich, choć bez ideałów demokratycznych. “Oto jestem zatem między Sarmatami” twierdził w Galicji Józef II, a Ernst Traugott von Kortum, radca gubernialny określał tamtejszych chłopów mianem “helotów”, do których trzeba było zaprowadzić cywilizację. Oświeceniowa myśl z jednej strony przypomina o imperializmie habsburskim, ale też o tym jak wiele polska szlachta zrobiła, by heloci żyli w warunkach rzeczywiście średniowiecznych. Zderzenie kultur, które nastąpiło pod koniec XVIII wieku, wymieszanie ideologii i postaw doprowadziło w efekcie do tego, że ocena rabacji nie może być jednoznaczna i po dziś dzień budzi skrajne emocje. Można było być Galicjaninem z wyboru, jak anonimowy autor rymowanki, w której zwracał się do Stanisława Augusta, że choć urodził się jego poddanym, to “gdy los w czasach,rozrządziły Nieba,/ Szukać musiałem, w Galicyi chleba”. Krew w nim dalej płynie polska, “serce Polaka wemnie tchnie, i biie,/Przysiągłem: wiernie Cesarzowi żyie”. Z drugiej strony patriotyczny poeta Koźmian uważał, że nasz anonim żyje w krainie “jakby śmiercią ozionionej” obsiadłej przez “drobne a dokuczliwe robactwo”. Tu znowu wracamy do kwestii owadów, proszę zauważyć jak ważne są zwierzęta w tej opowieści. Bo choćby takie krowy - ile ich było w Galicji? W 1812 roku 527519, jak wyliczyła “Gazeta Lwowska”. Polacy w Europie szukali dróg do odbudowy ojczyzny, Galicjanie - bo już niektórzy za takich się uważali - liczyli bydło, mając nadzieję na to, że w kwestii rozwoju stanu pogłowia, uda im się naśladować Anglików. Aleksander Fredro, dziś twórca lekturowy, miał dziewiętnaście lat, gdy jako żołnierz Napoleona walczył pod Borodino w armii “francusko-galicyjskiej”, a więc nie polskiej, nie austriackiej, ale w nowej tożsamości. Niekonwencjonalność połączeń tożsamości galicyjskiej, o której pisze Wolff, podając niesamowite przykłady i szczegółowo omawiając choćby twórczość Sacher-Masochów (ojca - nudziarza, policjanta i syna - słynnego twórcy “Wenus w futrze”), którzy z polskością mieli niewiele do czynienia, no może poza jej gromieniem policyjną pałką. Jest książka Wolffa też okazją do poznania biografii Fredry, twórcy dzisiaj sprowadzonego do wymiarów krotochwilnych i lekturowych, a w rzeczywistości człowieka pragmatycznego, wierzącego w dialog i cesarza, trochę chyba strachliwego, ale też takiego, który bardzo mocno oberwał od “polskości” i jej wizji. Nic więcej nie napiszę, musicie to przeczytać. Książka Wolffa to opowieść o skomplikowaniu tożsamości, ich łączeniu, niejednoznaczności ról i pragmatyzmie politycznym. Posługując się podobną metodą jak w “Wynalezieniu…”, czyli analizą kilku przykładów osób i sytuacji, Wolff prowadzi nas przez historię Galicji. Byłoby miłe, gdyby wydawnictwo pomogło nam w odnalezieniu się w tym gąszczu za pomocą paginacji na górze strony, bo nawigacja pomiędzy tekstem a przypisem bywa skomplikowaną operacją śledczą. Dalej nie rozumiem po co tekst posłowia Jacka Purchli (zaskakująco krytycznego momentami) wydrukowano w kolorze okładki, tego typu designerskie idiosynkrazje mnie raczej bawią. Z krytycznych uwag - literówki, o ile w poprzedniej książce już ich było sporo, to jak zobaczyłem hrabiego “Wielkopolskiego”, to jednak jęknąłem i to nie w duchu”. Poza tymi uwagami - wydanie pierwsza klasa, chciałoby się żeby każda książka historyczna miała tak wspaniałe marginesy. Dla tych, co po Wolffa nie sięgną, internet ma jednak coś atrakcyjnego. Polecam odnalezienia katalogu “Insecta Haliciae” i szukanie w odmętach sieci tych małych zwierzątek, których już same nazwy zniewalają. Ździeblik, trzpiennik, wycieńczeń czy obwężek są warte naszej uwagi nie tylko dlatego, że ponad 150 lat temu oznajmiały narodzenie się widmowego kraju, w którym nikt nie był u siebie, ale wszyscy znali hymn ku czci cesarza. Tego cesorza. Dzisiaj zamiast memów z kotkami, czas na owady. No i Galicję. Bardzo Państwu polecam, czytałem dwa tygodnie wieczorami - to wielka i ważna książka. A do tego miejscami ironiczna, literacko niezwykle sprawna, gdzie autor potrafi poruszać się na skali od reportażu historycznego po analizę naukową. No i sporo w niej o zwierzętach.
mnogo mi se Lari rasplinjava, ali ume da zablista na momente, premda retko. u svakom slučaju, može da posluži za sticanje jednog šireg istorijskog i kulturnog konteksta u kom je egistirala Galicija sa svim svojim višenacionalnim protivrečnostima i specifičnostima, ali samo za laike. osim toga, i dalje smatram da svi koji znaju da pišu, pišu kratko. ako pišeš opširno, onda su moja očekivanja ogromna i problem nastane u tome što su //potencijalno// nemoguća, kako se obično ispostavi. neka bedna, mršava trojka, na staklenim nožicama. 2,5* živi bili, prijatelji, čitamo se i u 2025. godini, budite mi dobro.♥
How do you write a history about a country that really was never a country? Larry Wolff has done an admirable job, not only providing the relative facts, but doing it in a fascinating and readable fashion. For those not familiar with this "Galicia" (not the one in Spain, but there IS a relationship!), it was created in 1772 after the first partition of Poland. So why would I read a 400+ page book about this somewhat fictitious nation? Once again, it's because of my ancestry.... my grandfather, Michael Sondey/Sądej came from this area.... a part of Galicia that is now part of Ukraine. I have never quite understood the history of this area and Wolff's work gave me a solid understanding of the political actions that created -- and destroyed -- this region. A definite "must-read" if you have ancestors who lived in this area, but also a good read for any serious scholar of European history. And, I must add, Wolff provides significant context for those of us who are deficient in our understanding of European history, so don't avoid this read just because you're uncertain if Napoleon won or lost the war!
Larry Wolff is the king of academic masturbation. He finds interesting, juicy, or even depraved sources and proceeds to salivate all over them, disassembling and recombining pieces in an extended erotic homage to Eastern Europe. In one sense, it's the scholarly equivalent to 50 Shades of Grey, but with better writing and a bit more filler. His books make me want to return to his source materials, but never to revisit his interpretations.
its an excellent read but he makes not a few historical mistakes. Kaiser Karl never abdicated and his Imperial Manifesto of October 1918, key to the whole question on the legality of the national goverments, is not mentioned.
The Idea of Galicia is an expository text whose objective is to inform readers about the history of the Eastern European province of Galicia. Through his book, Wolff describes the life of Galicia, including its conceptual and ideological beginnings with Franz Joseph, how the very understanding of what being Galician meant through its 150-year life span, and finally how the idea of Galicia continues as a shimmering specter in some modern Polish, Ukrainian, and Jewish-American communities. Some of Wolff’s most interesting arguments are the idea that a reconciliation between the different ethnic groups of Galicia was not possible, the idea that the Habsburg’s saw Galicia as an opportunity to bring civilization to a barbaric and backwards land, and the concept of Galicia as an idea that was created by the Habsburgs as a way of pacifying the region, which eventually took on a new identity and continues to carry meaning well past its death.
Wolff’s work is not original, and he references several works that include the understanding of Galicia as an “idea.” His work is chiefly designed to operate as a meeting place for ideas. In essence, The Idea of Galicia is a platform where Wolff and a multitude of other historians can have a discussion, and where through-provoking ideas can be realized and elaborated upon.
Although Wolff refers to a very large body of works on Galicia – much larger than I would have guessed existed – I became astonished by his ability to pull abstract understandings of Galicia from sources that do not openly discuss it. For Wolff, the primary focus of this book is to understand what the idea of Galicia meant to those who lived in the 19th century region, and how that understanding differed between the various groups living there. As a result, this work could best be described as a cultural history.
The Idea of Galicia was very neatly laid out in ten chapters, in addition to an introduction. The chapters proceed in a logical and predominantly chronological order. Each chapter is segmented into several sections, with each section addressing a particular theme.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Jeżeli zastanawialiście się kiedyś, o co chodzi z popularnością Franiszka Józefa i memami z Makłowiczem śpieszącym na ratunek arcyksięciu to jest to książka, którą możecie być zainteresowani. Może nie odpowie ona, czemu Makłowicz (rzekomo?) ma sentyment do CK Monarchii, ale na pewno odpowie, w jaki sposób jednemu z zaborców udało się stworzyć nową tożsamość dla mieszkańców tego obszaru i skąd właściwie się ten pomysł na Galicję wziął. Książka jest duża, a narracja miejscami jest mocno dygresyjna. Autor jednak sięga do źródeł bardzo różnorodnych ze szczególnym naciskiem na prasę z okresu i dzieła kultury. Polecam.