Drogi, których nie ma, prowadzą do miejsc, o jakich nie śniłeś.
Świat można oglądać przez przyciemnione szyby limuzyny albo z dachu rozklekotanego autobusu. Tomek Michniewicz woli to drugie – pakuje plecak, kupuje bilet i rusza w nieznane, by przeżyć niesamowitą przygodę!
Samsara. Na drogach, których nie ma to fascynująca opowieść Tomka o jego podróży po Azji – pełnej niebezpieczeństw, zaskakujących zdarzeń i ciekawych ludzi. Opowieść napisana ze swadą, rozbrajającym humorem, ale i dystansem do siebie. A także poradnik, jak w taką wyprawę wyruszyć samemu.
Samsara to wedlug mnie książka, z serii 'książkę może napisać każdy i aktor, i kucharz i inna gwiazda znana z niczego'. Książkę czyta się łatwo i przyjmnie, ale wątpię czy za klika misiecy będę o niej pamiętać. Na pewno jej nieprzeczytanie nie byłoby powodem do smutku. Zbiór opowieści o podróży po kilku krajach Azji, bardziej jak zebrane w formę książki notki z bloga niż spójna, przemyślana i mająca jakiś zamysł książka.
Sięgnąłem po tę książkę zaraz po "Swoją drogą" Tomka Michniewicza i dosyć mocno się odbiłem. Nastawiałem się na przygodę, którą będę śledzić z wypiekami na twarzy, na wydarzenia odciskające na bohaterach piętno - właśnie to dostałem, tylko bez żadnej głębi. Na samym początku autor daje nam namiastkę tego, czego możemy się spodziewać, czyli poszukiwania dziadugarów w Azji. Wszystko byłoby dobrze, gdyby te poszukiwania faktycznie były głównym celem jego podróży, a są jakimś celem w tle, od którego łatwo można odejść, aby popodziwiać coś innego i tak samo łatwo do niego wrócić, kiedy tylko pojawi się kolejny trop. Mimo wszystko ciekawie czyta się o tym, co możemy znaleźć za wschodnimi granicami, poznać kuchnię 'innych światów', ich obyczaje i tradycje, jednak dla mnie to było za mało, stąd ocena 3/5.
"Samsara" to trochę jak inne książki Michniewicza tyle, że trochę mniej.
Tomek w swoich książkach nie tylko opisuje to co widzi, ale łączy kropki, zdziera z nich pierwszą warstwę i pokazuje zupełnie inny punkt widzenia.
W stosunku do innych jego książek zadzierania pierwszej warstwy było mniej. W stosunku do innych książek podróżniczych było dużo. Niewiele osób "myśli o tym jak myśli", jeszcze mniej dodatkowo widziało tyle świata co Tomek Michniewicz. To jego pierwsza książka, kolejne były lepsze.
Na początku „Samsara. Na drogach, których nie ma” wydała się nieco chaotyczną, bez planu, myśli przewodniej. Liczne retrospekcje ("dwa lata wcześniej w Bangkoku…") potęgowały to uczucie. Zdezorientowany chciałem lekturę porzucić w połowie. Tak gdzieś na wysokości laońskiej dżungli tuż po zarzuceniu poszukiwań hinduskich dziadugarów. Jednak kluczem do tej książki jest tytułowe słowo „samsara”. W hinduizmie i buddyzmie samsarą nazywamy wędrówkę dusz, nieustający cykl zmiany, narodzin i śmierci, w którym kolejne wcielenie jest wynikiem działań w życiu obecnym. Tak też jest z tą podróżą. „Samsara – odparł z uśmiechem stary nauczyciel – Nigdy nie wiesz dokąd trafisz...” Warto się zabrać z Tomkiem Michniewiczem Tomasz Michniewicz. Nie będziecie żałować!
Podtrzymuję wszystko to, na co zwracałam uwagę przy okazji recenzji "Świata równoległego". Książka napisana świetnie, osobiście, zajmująco. I przede wszystkim pokazująca zupełnie inny sposób życia i inną drogę niż ta, którą wybieram na co dzień, a jednocześnie niezawierająca wywyższania się, tylko będąca próbą zrozumienia. Moment w kinie w Indiach zapamiętam na długo. I, kurczę, jak dobrze, że ktoś czuje wewnętrzny pęd, by pojechać na drugi koniec świata i tam porozumiewać się z ludźmi, którzy nie znają nawet słowa w żadnym znanym mu języku, jeść robaki, węże i wnętrzności, a potem spędzić tydzień, z maczetą przedzierając się przez dżunglę, a potem to opisuje, dzięki czemu takie mieszczuchy jak ja mogą zaspokoić cały swój zew przygody podczas lektury. Polecam.
Sporadycznie sięgam po książki podróżnicze bo i nie podróżuję zbyt często. Coś tam w życiu widziałem, ale bez zbytniej przesady. Azja nie ciągnie mnie wcale, no może troszkę Bali, ale z lekturą tą zapoznałem się z prawdziwą przyjemnością. Autor, sam podróżnik, potrafi bardzo dobrze opisywać to co widzi i to co przeżywa. W jego narracji miejsca i bohaterowie ożywają przez co opowieść staje się niezwykle plastyczna. Spora dawka zdjęć także ubogaca narrację, przez co lektura jeszcze bardziej zyskuje.
Tomek Michniewicz oczarował mnie na wiele sposobów. Jest podróżnikiem bardzo... ludzkim, ciekawskim i odważnym, ale z tą odwagą jednak bez przesady! W „Samsarze” pisze o swoich azjatyckich psotach, zalewa nas ciekawostkami i z pozoru mało istotnymi szczegółami, ale nie zapomina dzielić się z czytelnikami przydatnymi informacjami w razie, gdyby chcieli wyjść spod ciepłego koca, zostawić kubek gorącej herbaty i udać się w nieznane jak on.
Z jednej strony książka prosta, niczym blog celebryty, bez większego pomysłu, bez większych sensacji. Z drugiej przygody i świadome podróżowanie poza utartymi ścieżkami z odrobiną filozofii podróżniczej w ostatnim rozdziale. Raczej prosta lektura, dobrze mi siadła podczas przygotowań przed wyjazdem do Azji.
Pamiętam że ta książka wciągnęła mnie tak bardzo, że nie nauczyłam się na sprawdzian z włoskiego, który miałam po weekendzie i nie zdałam tego sprawdzianu kosztem doczytania do końca książki
Bardzo dobrze napisana i wciągająca. Przeczytałem na dwa razy i to tylko dlatego, że zacząłem czytać późno w nocy. Podziwiam odwagę Michniewicza. Jego skłonność do pakowania się w czasem niebezpieczne (lub obrzydliwe) sytuacje pozwala pokazać rzeczywiste zderzenie człowieka Zachodu z Azją, zamiast z jej bezpieczną częścią dla turystów. Autor zachowuje jednak przy opisywaniu ryzykowanych akcji zdrowy rozsądek i pokazuje, jak wiele czasem ryzykował i jak źle to się mogło skończyć mimo ostrożności. Nie zachęca on w nieodpowiedzialny sposób do brawury. Podoba mi się też to, że nie próbuje oczarować czytelnika tajemniczością odwiedzanych krain, lecz zamiast tego stara się opisać codzienne życie ludzi od kuchni. Zdaje sobie sprawę z tego jak kontakty z Zachodem zmieniają Azję, powodując, że zmienia się ona tak, aby dostosować się do orientalistycznych wyobrażeń białych turystów. Michniewicz jest albo oczytany w antropologii albo ma dużą wrażliwość a prawdopodobnie jedno i drugie. Zdaje się też sporo wiedzieć o odwiedzanych krajach, przez co jest w stanie napisać o nich coś ciekawego zamiast opisywać tylko swoje zdziwienie i niezrozumienie tego z czym się spotyka. Książka ma więc wiele plusów. Na minus poczytuję usilne próby rzucenia wyzwania nauce i znalezienia na siłę tego co niewytłumaczalne. To, że pewnych rzeczy możemy nie wiedzieć (albo, że nie wie o nich Michniewicz) jeszcze niczego nie dowodzi. Relacja podróżnika (i to nawet stąpającego dość twardo po ziemi jak Michniewicz) nigdy nie będzie dla nauki niczym więcej niż anegdotą. Nie wątpię, że wiele rzeczy, które można zobaczyć w Azji nie mieści się ludziom Zachodu w głowie, ale na tym szoku można było pozostać. Próby obalenia materializmu w oparciu o kilka (choćby najbardziej niezwykłych) doświadczeń są dosyć śmieszne i nie przydają walorów książce. Rozumiem, że autor próbował znaleźć jakiś temat przewodni dla swojej narracji, ale to kiepski strzał. Same opisy, nawet w swojej chaotycznej formie są z resztą na tyle dobre, że wcale nie potrzebują myśli przewodniej.
Nie wiem do końca dlaczego, ale bardzo mi się ta książka spodobała. Może z powodu swobodnego stylu, w jakim jest utrzymana; tak opowiada się o ostatniej wyprawie bliskim przyjaciołom. Autor nie sili się na reportaż - to jest po prostu dobra relacja z podróży. Jest tu też coś unikalnego, co wyróżnia ją spośród książek podróżniczych - Michniewicz pisze wprost o towarzyszach swojej podróży - większość pisarzy mówi zawsze w pierwszej osobie ("ja widziałem", "ja byłem"), kompletnie wyrzucając z narracji ludzi, którzy byli obok - a przecież to głównie od nich zależy, jaki będzie styl wyprawy i jakie decyzje po drodze zapadną. Nie wiem skąd się bierze dzisiaj ten trend, bo naprawdę niewielu spośród autorów podróżuje samotnie, zwłaszcza tych, którzy z takiego stylu życia uczynili sferę zarobkową. To jest chyba najfajniejsze w Samsarze (tak, z premedytacją używam tego słowa, bo są ludzie fajni, z którymi dobrze się podróżuje oraz ci z talentem pisarskim) - w Tomku Michniewiczu widać dużo życzliwości dla ludzi, których spotyka; mogę domniemywać, że to postawa człowieka, który dużo widział i szanuje ludzi w ich odrębności, ale też sporo spraw przemyślał i przedyskutował (zapewne z równie fajnymi towarzyszami podróży), co pozwala mu dostrzec i nazwać zło tam, gdzie się ono dzieje i nie można tłumaczyć go inną kulturą.
Pomimo niekiedy chaotycznego stylu pisania, książkę czyta się przyjemnie. Nacechowana jest dużą ilością przeżyć autora oraz interakcji z napotkanymi podczas swej podróży osobami. Szanuję Michniewicza za to, iż podczas swojej podróży potrafi zmieniać plan działania w natchnieniu na zaistniałe okoliczności. Winszuję jego bezczelności (np. podawania się za dziennikarza), czy pakowania się w potencjalnie niebezpieczne okoliczności po to, by zbadać coś dokładniej, bliżej. Dużo opisów i wyjaśnień dotyczących życia i tradycji okolicznej ludności co bardzo cieszy. Nie ma nic gorszego niż podróżnicza książka nacechowana w większości "ja byłem, ja jadłem, ja myślałem..." bez kszty wyjaśnień o codzienności i prozie życia odwiedzanych miejsc. U Michniewicza jest to w bardzo dobrych proporcjach.
To samo pisałam przy "Gorączce" ale i tu powtórzę: Jest to zbiór luźnych historii. Książka w całości nie składa się na jakiś większy morał, niemniej jednak osoby o wyostrzonej ciekawości świata i analizie, które nastawione są na "branie" wyciągną swoje własne morały z opisanych historii.
Nie jestem jakimś wielkim fanem książek podróżniczych i po tą książkę sięgnąłem w ramach odmiany i przekonania się do tego gatunku. Nie powiem , żebym po niej został wielbicielem podróży, ale niewątpliwie jest to pozycja dobra. Autor opowiada o swoich perypetiach w sposób ciekawy, potrafi obrazować to co widział w taki sposób, że wyobraźnia uruchamia się i kilkakrotnie udało mu się wywołać u mnie zastanowienie, czy dane miejsce na świecie nie powinno być czasem celem mojej wędrówki. Lubię wszelkiej maści pasjonatów i niewątpliwie tutaj z takim pasjonatą mamy do czynienia. To decyduje o wartości tej książki i o tym , że rozbudzana jest nasza wyobraźnia i ciekawość. Polecam !
Samsarę oceniam w kategorii książki podróżniczej (3,8), a nie literackiej. Ciekawa lektura zwłaszcza dla osób zainteresowanych Azją i wyprawą na ten kontynent. Dla mnie trochę za mało dogłębna, trochę chaotyczna. Czyta się dobrze i szybko. Chętnie sięgnę po kolejną książkę tego autora. Plusem tej opowieści nie są informacje o odwiedzanych krajach, ale sama podróż. Książka jest napisana w taki sposób, że podróżujemy z autorem, nie wszystko wiemy, nie wszystko mamy poukładane i zaplanowane, ale czuję, jakbym naprawdę tam była - i za to wrażenie oceniam na 4 gwiazdki.
"Nieważne dokąd jedziesz i po co, ważne, że masz odwagę jechać. Ja nie podróżuję, żeby się wspiąć na jakąś górę. Ja podróżuję dla tych tysięcy drobnostek, o których czytaliście. Moje góry to każdy kolejny kilometr stopem, talerz zupy z pędami bambusa albo ruiny świątyń. Nawet każda niedospana noc albo zapchlony hotel w miasteczku, do którego nikt nie jeździ, jeśli nie musi. Moim szczytem do zdobycia jest przeżycie każdego dnia tak, aby go pamiętać do końca życia."
Przesłuchałam audiobook. Historie ciekawe, lektor porządny (pomylił się chyba tylko ze dwa razy na całość, więc jestem skłonna wybaczyć mu, że zamiast "penne" mówi "pene" - co po włosku znaczy hmm... coś zupełnie innego niż makaron). Miło się słuchało w tramwaju codziennie.