Barwna, pełna anegdot opowieść o rodzinie Kossaków, w szczególności o relacji autorki z jej siostrą, poetką Marią Pawlikowską-Jasnorzewską. W tej autobiograficznej opowieści Samozwaniec w lekkim, zabawnym stylu przedstawia swoje dzieciństwo i młodość spędzone w krakowskim rodzinnym dworku, gdzie dorastała w artystycznym środowisku tętniącym życiem intelektualnym, głównie dzięki niezwykłej osobowości swego ojca, Wojciecha Kossaka, wybitnego malarza batalisty.
Maria i Magdalena to nie tylko rodzinne wspomnienia, ale także zapis atmosfery epoki. Na kartach książki pojawiają się wszystkie wybitne postaci tamtych czasów, od Henryka Sienkiewicza, poprzez Józefa Piłsudskiego, Karola Szymanowskiego, Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Juliana Tuwima, Zofię Stryjeńską, Witkiewicza po wielu, wielu innych. Ale oczywiście spomiędzy anegdot najmocniej wyłaniają się dwie wyraziste, a jakże różne postacie: Maria (Pawlikowska-Jasnorzewska) – wrażliwa, eteryczna poetka, skłonna do melancholii i refleksji, oraz Magdalena (Samozwaniec) – pełna energii, obdarzona satyrycznym talentem, z dużym dystansem do świata.
Magdalena Samozwaniec was a Polish satirical writer. Educated at "Szkoła Sztuk Pięknych Marii Niedzielskiej", she was fluent in German, English and French.
Po pierwszym, nieszczególnie udanym spotkaniu, postanowiłam dać Samozwaniec drugą szansę, uznając, że jak mi się nie spodoba, to nie będę się męczyć do końca. Tymczasem "Maria i Magdalena" oczarowała mnie i urzekła. Może nie tyleż cukierkowością (poważnych momentów jest tu bardzo mało) i tęsknotą za spokojem i bezpieczeństwem czasów sprzed IIWŚ. Ani nawet nie obrazkami z życia polskiego ziemiaństwa i kręgów artystycznych oraz europejskich wyższych sfer, z którymi z racji urodzenia i licznych podróży stykały się od dzieciństwa obie siostry.
Najbardziej zauroczyła mnie bowiem miłość Madzi do mamidła, tatki i Lilki, jej rozkochanie we własnej rodzinie i to, jak pisze o nich z przepełnionym uczuciami humorem. Jak dostrzega ich wady i dziwactwa, jak opisuje konflikty, kłótnie i złośliwości, nie przestając przy tym przedstawiać ich jako istoty najidealniejsze i najlepsze na świecie. Chwyciło mnie to za serce i chyba dlatego końcówka przyprawiła mnie o łzy, których nadal nie mogę powstrzymać.
Lubię wytykać książkom to, co mi się w nich nie podobało, i teraz też mam kilka takich rzeczy na końcu języka, ale wolę to sobie podarować. "Maria i Magdalena" to perełka, a ja muszę wciągnąć "Zalotnicę Niebieską" na listę to-read absolutnie zaraz, natychmiast.
Pewnie byłyby cztery gwiazdki, ale dla na mój gust element biograficzny był zdecydowanie za bardzo wyidealizowano - lukrowy. Tatuś wspaniały, Mamcia wspaniała, Lilka wspaniała... Ech.