Wojciech Mann po raz pierwszy opowiada o swej młodości, przygodach z muzyką i muzykami oraz o tym, dlaczego nie został saksofonistą. Jakimi metodami Wojciech Mann odmładzał zajechane winyle? W jaki sposób grupie nastoletnich zapaleńców udało się ściągnąć do szarego PRL-u samych Rolling Stonesów? Gdzie w Warszawie można było dostać coke? I jakie to uczucie zaśpiewać przed wielotysięczną widownią ze Stevie Wonderem? Zwłaszcza jeśli największym sukcesem wokalnym w karierze Wojciecha Manna było wcześniej wykonanie pieśni „Zielony mosteczek„ na lekcji śpiewu. Z tej pełnej ciepłego humoru i nostalgii książki poznamy barwne opowieści o tym, co działo się za sceną wielkich festiwali i słynnych koncertów, dowiemy się, jak przebiegały wizyty w Polsce gwiazd rocka i gigantów światowego jazzu oraz jak wyglądały początki radiowej Trójki. Wojciech Mann przenosi nas w niezwykłe, pionierskie dla rock and rolla czasy – kiedy słuchało się Radia Luxembourg, grupa The Animals bawiła się na warszawskich prywatkach a sprzęt podczas koncertów podłączano do prądu za pomocą zapałek.
Pierwszy raz tę książkę przeczytałam w 2011 roku podczas wakacyjnego wyjazdu. Przeczytałam bardzo szybko, bo już ustawiła się niecierpliwa kolejka chętnych do lektury. Pozostało mi wówczas wrażenie ogromnego poczucia humoru i przyjemnego gawędziarstwa redaktora Manna.
Teraz miałam już książkę w rękach nieco dłużej, bez dyszących mi nad uchem lekturowych poganiaczy, więc mogłam czytać spokojnie. I owszem, humor i dystans autora do własnej osoby widać i czuć już od pierwszej strony, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze są wspomnienia pana Wojtka, wspomnienia o życiu muzyką. Od słuchania radia, poprzez kolekcjonowanie płyt, czytanie i pisanie o muzyce, aż do jej prezentowania w radiu, telewizji, na koncertach i festiwalach. Wspomnienia dotyczą też oczywiście muzyków, głównie rockmanów i jazzmanów, bardziej znanych i mniej, bardziej trzeźwych i mniej.
Bije z tych wspomnień i pasja i skromność autora. Bije też dowcip i nostalgia. Nostalgia za czasami siermiężnymi i biednymi, które jednak we wspomnieniach pana Wojtka wydają się barwne i obfitujące w różnoraką inicjatywę własną. Kreatywność obywateli PRLu pozwalała zdarte do białości winyle oblec ponownie (choć krótkotrwale) w lśniącą czerń, podłączyć gołe kable bezpośrednio do gniazdka przy pomocy zapałek oraz zaprosić bardzo znany brytyjski zespół na zupełnie prywatną imprezę.
Oczywiście można się zastanawiać czy teraz mamy lepiej czy gorzej (pan Wojtek na ostatnich stronach też tak robi), ale ta książka to przecież nie rozprawa filozoficzna, tylko wspomnienia człowieka, który życie poświęcił muzyce. A że zawsze umiał o niej barwnie opowiadać, to i w podobny sposób swe wspomnienia spisał, pozostawiając czytelnikom wrażenie jakby nadal opowiadał.
4,5, cudownie i leciutko się tego czytało, Pan Mann wspaniale pisze. Bardzo ciekawych rzeczy się dowiedziałam o tym, jak wyglądało kiedyś dziennikarstwo muzyczne w Polsce
Od jednej rzeczy nie da się uciec - miałam wrażenie, że książkę czyta mi Wojtek Mann. Fantastyczne wrażenie, jakbym go słyszała z radia. Świadczy to tylko o tym, że pisał książkę sam - wszechobecny humor, sarkazm i ironia dawkowane w odpowiednich ilościach, głównie we wstawkach z najlepszą/najgorszą piosenką etc. Naprawdę polecam, jeśli ktoś lubi Pana Wojtka, to ta książka jest dla niego!
Pan Wojciech to Człowiek Instytucja. A sposób pisania i nieodłączne poczucie humoru sprawiają, że wszystko co tylko napisze dobrze się czyta. Całość mocno anegdotyczna. Dla fanów Pana Wojtka i Muzyki.
Czy jest ktoś kto nie lubi Wojciecha Manna? Zawsze lubiłam oglądać prowadzone przez niego programy telewizyjne i wydarzenia muzyczne/kulturalne. Świetna osobowość i błyskotliwe poczucie humoru to coś czego nie można wyćwiczyć. Sięgając po tą pozycję spodziewałam się o wiele więcej niż dostałam. Wyszło trochę za bardzo encyklopedycznie i "sucho", za mało Manna w Mannie, ale może o to właśnie chodziło. Dzięki tej książce poznałam nowe fakty z życia autora, kilka razy się uśmiechnęłam i nawet nie zauważyłam, że dobrnęłam do końca. Lektura - ciekawostka na jedno popołudnie.
Książka sprawia wrażenie napisanej przez osobę, która nie jest za bardzo przyzwyczajona do pisania. Ton jest żartobliwy, trochę infantylny, jakby autor bał się, że zabrzmi pretensjonalnie. Dla mnie osobiście było to troche męczące, jednak treść zdecydowanie wygrała z formą trzymając moja uwagę do końca (co nie jest proste). Warto przeczytać.
This was a really good book. My opinion might be influenced with sympathy towards the autor, but still the story of his life was both interesting and hilarious. I would recommend it to everyone who is interested in rock music and its history.
Życie przed 1989 rokiem potrafiło i ciekawe, i zabawne. I nie każdy był donosicielem czy opozycjonistą. Kiedyś gwiazdy muzyki przyjeżdżały do Polski w szczycie swojej kariery, a nie na ostatki.