Nedloha > Nedloha's Quotes

Showing 1-28 of 28
sort by

  • #1
    Marcel Proust
    “Udajac, że jestem zajęty czymś innym niż nia i że muszę ja zostawić dla innych przyjemności, myślałem wyłacznie o niej. Często nie docierałem dalej, niż równina ciagnaca się nad Gourville, a ponieważ przypomina ona nieco tę, która zaczyna się powyżej Combray, w kierunku Meseglise, nawet tak oddalony od Albertyny cieszyłem się myśla, że choć mój wzrok nie może jej objać, to sięgajaca dalej niż on, owiewajaca mnie silna i ciepła morska bryza musi, niezatrzymywana przez nic aż do Quetteeholme, zakołysać w końcu gałęziami drzew spowijajacych Saint-Jean-de-la-Haise swoim listowiem, pieszczac twarz mojej przyjaciółki, i przerzucić podwójny węzeł między nami w tym niezwykle rozległym, lecz bezpiecznym ustroniu, jak podczas owych zabaw, kiedy to dwoje dzieci znajduja sie na chwilami poza zasięgiem swojego głosu i wzroku, lecz pomimo tego oddalenia, wciaż jest ze soba. Wracałem drogami, z których widać morze i gdzie kiedyś, jeszcze zanim woda pojawiła się w prześwicie wśród gałęzi, zamykałem oczy z myśla, że tym co zobaczę, będzie jękliwa prababka ziemi, trwajaca, jak w czasach, gdy nie było jeszcze żywych istot, w swojej obłakańczej i niepamiętnej krzataninie. Teraz te drogi były dla mnie tylko trasa wiodaca ku Albertynie; kiedy odnajdowałem je w niezmienionej postaci, wiedzac, dokad suna prosto, a gdzie zakreca, przypominałem sobie, że jechałem nimi, myślac o pannie de Stermaria, jak również to, że w podobnym pośpiechu jak do Albertyny mknałem po paryskich ulicach śladami pani de Guermantes; nabierały dla mnie głębokiej monotonii, moralnego znaczenia wykresu, którymi podażała moja natura. Było to czymś naturalnym, ale przecież nie obojętnym; drogi te przypominały mi, że moim losem jest gonitwa za widmami, za istotami, które w dużej części istnieja tylko w mojej wyobraźni; sa bowiem ludzie - tak było od dziedziństwa ze mna - dla których wszystko, co ma ustalona wartość, jak majatek, kariera czy pozycja społeczna, zupełnie się nie liczy; tym, czego ludzie ci potrzebuja, sa cienie. Poświęcaja dla nich cała resztę, zrobia wszystko, porusza niebo i ziemię, aby tylko spotkać się z danym cieniem. Ten jednak szybko znika; biegnie się wówczas za kolejnym, by potem wrócić, być może, do poprzedniego. Nie był to pierwszy raz, gdy poszukiwałem Albertyny, dziewczyny ujrzanej pierwszego roku na tle morza. To prawda, inne kobiety znalazły miejsce między pokochana pierwszym razem Albertyna a ta, której obecnie nie opuszczałem; inne kobiety, chociażby diuszesa de Guermantes. Po co jednak, mógłby ktoś zapytać, tak troszczyłem się o Gilbertę, zadawałem sobie tyle trudu dla pani de Guermantes, skoro stałem się jej przyjacielem po to tylko, aby nie myśleć już o niej, lecz wyłacznie o Albertynie? Mógłby na to odpowiedzieć, zanim umarł, Swann, wielki miłośnik cieni. Drogi wokół Balbec pełne były tych poszukiwanych cieni, zapominanych i znowu tropionych, niekiedy tylko dla jednego spotkania, aby otrzeć się o urojone życie, które natychmiast znikało. Na myśl o tym, że tamtejsze drzewa, grusze, jabłonie i tamaryszki mnie przeżyja, słyszałem od nich jak gdyby radę, bym zasiadł wreszcie do pracy, skoro nie wybiła jeszcze godzina wiecznego odpoczynku.”
    Marcel Proust, Sodom and Gomorrah

  • #2
    James Joyce
    “Last and crowning torture of all the tortures of that awful place is the eternity of hell. Eternity! O, dread and dire word. Eternity! What mind of man can understand it? And remember, it is an eternity of pain. Even though the pain of hell were not so terrible as they are, yet they would become infinite, as they are destined to last for ever. But while they are everlasting they are at the some times, as you know, intolerably intense, unbearably extensive. To bear even the sting of an insect for all eternity would be a dreadful torment. What must it be, then, to bear the manifold tortures of hell for ever? For ever! For all eternity! Not for a year or for an age but for ever. Try to imagine the awful meaning of this. You have often seen the sand on the seashore. How fine are its tiny grains! And how many of those tiny little grains go to make up the small handful which a child grasps in its play. Now imagine a mountain of that sand, a million miles high, reaching from earth to the farthest heavens, and a million miles broad, extending to remotest space, and a million miles in thickness; and imagine such an enormous mass of countless particles of sand multiplies as often as there are leaves in the forest, drops of water in the mighty ocean, feathers on birds, scales on fish, hairs on animals, atoms in the vast expanse of the air: and imagine that at the end of every million years a little bird came to that mountain and carried away in its beak a tiny grain of that sand. How many million upon millions of centuries would pass before that bird had carried away even a square foot of that mountain, how many eons upon eons of ages before it had carried away all? Yet at the end of that immense stretch of time not even one instant of eternity could be said to have ended. At the end of all those billions and trillions of years eternity would have scarcely begun. And if that mountain rose again after it had been all carried away, and i f the bird came again and carried it all away again grain by grain, and if it sop rose and sank as many times as there are stars in the sky, atoms in the air, drops of water in the sea, leaves on the trees, feathers upon birds, scales upon fish, hairs upon animals, at the end of all those innumerable risings and sinkings of that immeasurably vast mountain not one single instant of eternity could be said to have ended; even then, at the end of such a period, after that eon of time the mere thought of which makes our very brain reel dizzily, eternity would scarcely have begun.”
    James Joyce, A Portrait of the Artist as a Young Man

  • #4
    Dante Alighieri
    “Jak kwiatki, nocnym powarzone szronem,
    Stulone gną się, aż gdy je odbieli
    Słońce, wraz czołem się wznoszą i łonem,
    Podobnie we mnie otucha wystrzeli,
    A serce taka umocni odwaga,
    Że wołam jako człek, co się ośmieli:
    "O, przelitośna ta, co mię wspomaga!
    I ty litośny, że długiej namowy
    Nie używała do cię jej powaga.
    Ty swoim przyjściem i swoimi słowy
    Takie w mym sercu wzbudziłeś pragnienie,
    Żem znowu silny, żem znowu gotowy.
    Pójdźmyż, niech dwojga jedno będzie chcenie;
    Ty Mistrzem moim, ty Wodzem, ty Panem".
    Zmilkłem, on ruszył; na jego skinienie
    Poszedłem krajem trudnym i nieznanem.”
    Dante Alighieri

  • #4
    James Joyce
    “To remember that and the white look of the lavatory made him feel cold and then hot. There were two cocks that you turned and water came out: cold and hot. He felt cold and then a little hot: and he could see the names printed on the cocks. That was a very queer thing.”
    James Joyce

  • #5
    Jan Kochanowski
    “Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;
    Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
    Nową przypowieść Polak sobie kupi,
    Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”
    Jan Kochanowski

  • #6
    Jan Kochanowski
    “PANI
    Nie frasuj mi się, moje dziecię miłe,
    Takci na świecie być musi: raz radość,
    Drugi raz smutek; z tego dwojga żywot
    Nasz upleciony. I rozkoszyć nasze
    Niepewne, ale i troski ustąpić
    Muszą, gdy Bóg chce, a czasy przyniosą.
    HELENA
    o matko moja, nierównoż to tego
    Wieńca pleciono; więcej że daleko
    Człowiek frasunków czuje niż radości.
    PANI
    Barziej do serca to, co boli, człowiek
    Przypuszcza, niżli co g'myśli się dzieje.
    I stądże się zda, że tego jest więcej,
    Co trapi, niżli co człowieka cieszy.
    HELENA
    Prze Bóg, więcejci złego na tym świecie
    Niżli dobrego. Patrzaj naprzód, jako
    Jedenże tylko sposób człowiekowi
    Jest urodzić się, a zginąć tak wiele
    Dróg jest, że tego niepodobno zgadnąć.
    Także i zdrowie nie ma, jeno jedno.
    Człowiek śmiertelny, a przeciwko temu
    Niezliczna liczba chorób rozmaitych.
    Ale i ona, która wszystkim włada,
    Która ma wszytko w ręku, wszytkim rządzi,
    Fortuna, za mną świadczy, że daleko
    Mniej dóbr na świecie niżli tego, co złym
    Ludzie mianują, bo ubogaciwszy
    Pewną część ludzi, patrzaj, co ich ciężkim
    Ubóstwem trapi. A iż tego żadnej
    Zadości g'woli ani skępstwu swemu
    Nie czyni, ale niedostatkiem tylko
    Sciśniona, znak jest, że i dziś, gdy komu
    Chce co uczynić dobrze, pospolicie
    Jednemu pierwej weźmie, toż dopiero
    Drugiemu daje; skąd się da rozumieć,
    Co już powtarzam nie raz, że na świecie
    Mniej dóbr daleko niżli złych przypadków.
    PANI
    Mniej abo więcej, równa li też liczba
    Obojga — korzyść niewielka to wiedzieć.
    o to by Boga prosić, żeby człowiek
    Co namniej szczęścia przeciwnego doznał,
    Bo żeby zgoła nic, to nie człowiecza.
    Ale że z rady tak długo nikogo Kobieta
    Nie słychać! Wiem, że da bez omieszkania
    Znać Aleksander, skoro się tam rzeczy
    Przetoczą, a nam białymgłowom jakoś
    Przystojniej w domu zawżdy niż przed sienią”
    Jan Kochanowski, Odprawa posłów greckich

  • #7
    John Kennedy Toole
    “Like a bitch in heat, I seem to attract a coterie of policemen and sanitation officials. The world will someday get me on some ludicrous pretext; I simply await the day that they drag me to some air-conditioned dungeon and leave me there beneath the fluorescent lights and soundproofed ceiling to pay the price for scorning all that they hold dear within their little latex hearts.”
    John Kennedy Toole, A Confederacy of Dunces

  • #8
    Herman Melville
    “Why, thou monkey,’ said a harpooneer to one of these lads, ‘we ’ve been cruising now hard upon three years, and thou hast not raised a whale yet. Whales are scarce as hen’s teeth whenever thou art up here.’ Perhaps they were; or perhaps there might have been shoals of them in the far horizon; but lulled into such an opium-like listlessness of vacant, unconscious revery is this absent-minded youth by the blending cadence of waves with thoughts, that at last he loses his identity; takes the mystic ocean at his feet for the visible image of that deep, blue, bottomless soul, pervading mankind and nature; and every strange, half-seen, gliding, beautiful thing that eludes him; every dimly-discovered, uprising fin of some undiscernible form, seems to him the embodiment of those elusive thoughts that only people the soul by continually flitting through it. In this enchanted mood, thy spirit ebbs away to whence it came; becomes diffused through time and space; like Cranmer’s sprinkled Pantheistic ashes, forming at last a part of every shore the round globe over. 10
    There is no life in thee, now, except that rocking life imparted by a gently rolling ship; by her, borrowed from the sea; by the sea, from the inscrutable tides of God. But while this sleep, this dream is on ye, move your foot or hand an inch; slip your hold at all; and your identity comes back in horror. Over Descartian vortices you hover. And perhaps, at mid-day, in the fairest weather, with one half-throttled shriek you drop through that transparent air into the summer sea, no more to rise forever. Heed it well, ye Pantheists!”
    Herman Melville

  • #9
    Herman Melville
    “Is it that by its indefiniteness it shadows forth the heartless voids and immensities of the universe, and thus stabs us from behind with the thought of annihilation, when beholding the white depths of the milky way? Or is it, that as in essence whiteness is not so much a color as the visible absence of color; and at the same time the concrete of all colors; is it for these reasons that there is such a dumb blankness, full of meaning, in a wide landscape of snows- a colorless, all-color of atheism from which we shrink? And when we consider that other theory of the natural philosophers, that all other earthly hues — every stately or lovely emblazoning — the sweet tinges of sunset skies and woods; yea, and the gilded velvets of butterflies, and the butterfly cheeks of young girls; all these are but subtile deceits, not actually inherent in substances, but only laid on from without; so that all deified Nature absolutely paints like the harlot, whose allurements cover nothing but the charnel-house within; and when we proceed further, and consider that the mystical cosmetic which produces every one of her hues, the great principle of light, for ever remains white or colorless in itself, and if operating without medium upon matter, would touch all objects, even tulips and roses, with its own blank tinge — pondering all this, the palsied universe lies before us a leper; and like wilful travellers in Lapland, who refuse to wear colored and coloring glasses upon their eyes, so the wretched infidel gazes himself blind at the monumental white shroud that wraps all the prospect around him. And of all these things the Albino whale was the symbol. Wonder ye then at the fiery hunt?”
    Herman Melville, Moby-Dick or, The Whale

  • #10
    Yukio Mishima
    “The highest point at which human life and art meet is in the ordinary. To look down on the ordinary is to despise what you can't have. Show me a man who fears being ordinary, and I'll show you a man who is not yet a man.”
    Yukio Mishima, Thirst for Love

  • #11
    Johann Wolfgang von Goethe
    “A man should hear a little music, read a little poetry, and see a fine picture every day of his life, in order that worldly cares may not obliterate the sense of the beautiful which God has implanted in the human soul.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #12
    Johann Wolfgang von Goethe
    “If you've never eaten while crying you don t know what life tastes like.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #13
    Johann Wolfgang von Goethe
    “Who are you then?"
    "I am part of that power which eternally wills evil and eternally works good.”
    Johann Wolfgang von Goethe, Faust, First Part

  • #14
    Johann Wolfgang von Goethe
    “Dopóki ziemskim cieszy on się życiem,
    Nie bronięć śmiało koło niego krążyć.
    Wiadomo: błądzi człowiek, póki dąży.
    (...)
    A zatem zgoda. Tobie go powierzam.
    Odciągnij ducha tego od praźródła
    I jeślić tylko ująć go się uda,
    W dół go poprowadź własną twoją ścieżą,
    I z wstydem przyznaj, gdy człek twoją swadą
    Uwieść się nie da, że w ciemnym swym pędzie
    Jest mimo wszystko prawej drogi świadom.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #15
    Johann Wolfgang von Goethe
    “CHŁOPIEC WOŹNICA do tłumu
    Najsutsze dłoni mojej dary,
    Patrzcie! Rozsiałem w krąg, bez miary.
    Na tym i owym łbie się żarzy
    Płomyczek, który samem zażegł,
    Tu i tam skacze po czuprynie,
    Tej się uczepi, z tamtej spłynie,
    Lecz wzwyż nieczęsto strzeli jaśniej,
    Aby w rozkwicie krótkim zalśnić.
    U wielu zaś, nim go kto pozna,
    Wygasa w smęt zetlały do cna.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #16
    Johann Wolfgang von Goethe
    “PLUTUS do Woźnicy
    Nadto ciężkiego zbyłeś się brzemienia,
    Swobodnyś już. Leć w sferę swą — lecz nie ma,
    Nie ma jej tu! Upiorny, pstry, skłębiony,
    Zdziczały tłum prze na nas z każdej strony.
    Jedynie tam, gdzie wzrokiem toniesz w niebie,
    Gdzie tylkoś twój. gdzie wierzysz tylko w siebie,
    Gdzie nic prócz Dobra z Pięknem nie ma już,
    W samotność idź! — i tam świat własny twórz.
    CHŁOPIEC WOŹNICA
    Że godność moja z posła czcią jednaka,
    Jako bliskiego lubię cię krewniaka...
    Gdzie bawisz ty. tam pełnia — gdziem ja blisko,
    Tam każdy czuje się u źródła zysku
    I na rozstajnej stojąc życia ścieży
    Nie wie, czy tobie, czy mnie się powierzyć.
    Twoim próżniacze wolno pędzić życie.
    Lecz ma co robić wciąż, kto za mną idzie.
    Nie taję nic, nie czynię nic w sekrecie.
    Oddycham — ot — już wszystko o mnie wiecie.
    Więc bywaj zdrów. Tyś szczęście wniósi mi w darze;
    Gdy szepniesz „wróć!" — to znów się tu ukażę.
    Odchodzi, tak jak przyszedł.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #17
    Johann Wolfgang von Goethe
    “NIMFY chórem otaczają wielkiego Pana
    Już idzie sam!
    Wszechświata treść
    Idzie nam nieść
    Nasz wielki Pan.
    Najżywsze wy, otoczcie go,
    Tanecznie wraz obskoczcie go!
    Poważny on i dobry wraz.
    Chce. by był wesół każdy z nas.
    Też pod błękitnym sklepem nieb
    W bezsennej wciąż czujności krzepł.
    Lecz szmer strumyków śpiewa mu
    1 wietrzyk kołysze go do snu.
    Gdy nań w południe sen ma przyjść,
    Na drzewie żaden nie drga liść;
    Jak balsam słodka roślin woń
    Napełnia nieb milczącą toń;
    I nimfie igrać już nie czas,
    Gdzie stała, tam zasypia wraz.
    Zaś gdy znienacka, tak jak zwykł,
    Jego straszliwy zagrzmi ryk,
    Jak gromu huk i rozjęk mórz,
    Podówczas nikt nic nie wie już.
    Zastępów zbrojnych szyk już pęka,
    Bohater nawet sam się lęka.
    Kto godzien czci, cześć złóżmy mu —
    I żyj ty, coś nas przywiódł tu!”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #18
    Johann Wolfgang von Goethe
    “BAKKALAUREUS
    To młodych misja szczytna! Ten świat boży
    Nie istniał przecież, pókim go nie stworzył.
    Jam słońce z morza wywiódł; ze mną wraz
    Księżyc rozpoczął obrót swoich faz.
    Dzień na mych drogach stroił się i kwiecił,
    Ziemia zielenią biegła mi naprzeciw.
    Na me skinienie, owej nocy pierwszej
    Przepychem gwiazd zakwitły niebios piersi.
    A któż to inny wyzwolił was jeśli
    Nie ja z ciasnoty filisterskiej myśli?
    Ja zaś wsłuchany w to, co duch mi zwierza,
    W ślad za wewnętrznym moim światłem zmierzam.
    Biegnę, a szczęściem pierś się moja wzdyma,
    Blask mam przed sobą, a mrok za plecyma.
    Odchodzi.
    MEFISTOFELES
    Oryginale! Takiś z siebie rad!
    Przycichłbyś, wzgląd ten rozpatrzywszy ściśle:
    Mądrze czy głupio, któż mógłby pomyśleć
    Coś, o czym przed nim już nie myślał świat?
    Lecz śmiało możesz nie troszczyć się o to,
    Za lat niewiele sporo będzie zmian:
    Choćby się moszcz najabsurdalniej miotał,
    Jakieś tam wino wycedzim z tych pian.
    do młodzieży, która nie klaszcze
    Oklasków nie zda wam się wart
    Mój głos. — To nic! Dzieciaków tłumie,
    Zważ: bardzo stary jest już czart,
    Więc starzej się, by go zrozumieć.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #19
    Johann Wolfgang von Goethe
    “MEFISTOFELES
    A i babusie te cacane
    Jakoś mi dziwnie podejrzane,
    I za buziaków tych różami
    Moc metamorfoz kryć się zda mi.
    LAMIE
    Więc spróbuj! Dość nas w tej czeredzie.
    Już chwyć! a gdy ci się powiedzie,
    Na dobry los swe szczęście staw.
    Na cóż tych jurnych gadań zwrotki?
    Toż nędznyś tylko jest zalotnik.
    Chodzisz i pysznisz się jak paw! —
    Wszedł w nasze koło. Ściszcie wrzaski.
    Z wolna zrzucajcie teraz maski,
    Niech naga wyjdzie treść na jaw.
    MEFISTOFELES
    Najgładszą snadź-em już wyniuchał,
    obejmując ją
    Oj, biada! Toż to miotła sucha!
    chwytając drugą
    A ta? pfe! z uzębieniem psiem!
    LAMIE
    Czyś wart jest lepszej ? Wątpić śmiem.
    MEFISTOFELES
    Tę małą z gustem bym potrykał...
    Masz! Z rąk jaszczurką się wymyka!
    A kosy jej jak węże dwa.
    Więc do tej drugiej weź się, płowej.
    Oj, tyrsos trzymam, co miast głowy
    Na końcu pinii jabłko ma!
    Więc cóż? Tej tłustej niech się czepię:
    Może się jakoś przy niej skrzepię.
    Ostatnią robię z prób: A nuż!
    Pulchniutka z tyłu, jak i z przodu,
    Takie to cenią ludzie Wschodu.
    Ach! Pękł purchawki brzuch — i już.
    LAMIE
    Czas się rozpierzchnąć! Lećmy, jedźmy
    I błyskawicznie syna wiedźmy
    Okrążmy. Po cóż wdarł się tu?
    Niepewnych, wstrętnych lotów ściskiem,
    Jak nietoperza skrzydłem śliskiem!
    I tak na sucho ujdzie mu.
    MEFISTOFELES otrząsając się
    Zda się, żem nadto nie zmądrzał tej nocy.
    Jest absurdalnie tu, jak na Północy.
    Tu jak tam dziwny strachów ród,
    Poeci wstrętni, jak i lud.
    Tu bal maskowy nam jest dan,
    Jak wszędzie zresztą zmysłów tan,
    Ku
    masek jam się rwał urodzie,
    A stworym chwytał, aż mnie otrząsało,
    Już bym i chętnie dał się zwodzić.
    Gdyby choć dłużej trwać to chciało.
    błądząc pośród głazów”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #20
    Johann Wolfgang von Goethe
    “Gdy zmądrzeć chcesz, przez błądzeń brnij udrękę,
    Gdy chcesz się stać, na własną stań się rękę!”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #21
    Johann Wolfgang von Goethe
    “SYRENY na skałach
    Jakiż chmurek krąg się kłębi
    Mgłą księżyca wieńcząc twarz?
    Rozkochanych poczt gołębi *
    Bielą wzrok olśniewa nasz.
    Pafos wyspa śle tu do nas
    To najtkliwsze z ptasich stad;
    Uroczystość już skończona,
    Jasny, piękny jest nasz świat!”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #22
    Johann Wolfgang von Goethe
    “DORYDY chórem, przepływając przed Nereuszem,
    wszystkie na delfinach
    Cieniów nie szczędź nam i blasków!
    Luno, na tę młodość świeć!
    Bowiem miłych naszych gaszków *
    Z prośbą ojcu śpieszym nieść.
    do Nereusza
    Sameśmy tych chłopców miłych
    Wybawiły z paszczy mórz
    I ogrzawszy utuliły
    W cieple mchem moszczonych łóż.
    Żarem żądzy swej młodzieńczej
    Każdy z nich się nam wywdzięczy,
    Więc łaskawie na nich spójrz.
    (...)
    MŁODZIEŃCY
    Już tylko chciejcie tak nadal dbać
    O nas, młodziutkich żeglarzy!
    Rodzona o nas nie dbała tak mać,
    0 niczym lepszym nie marzym.”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #23
    Johann Wolfgang von Goethe
    “Jam jak ten wicher światem rwał;
    Każdą ci rozkosz chwytałem za włosy.
    Mijałem w pędzie, gdziem przeczuł niedosyt,
    To. co z rąk uszło mi. puszczałem precz.
    Jam wciąż pożądał tylko i dosięgał.
    I znów pożądał, sił wszystkich potęgą
    Szturmując życie, zrazu w czynie śmiałym.
    Zaś dziś w mądrości i namyśle źrałym.
    Już dostatecznie ziemi okrąg znam ten.
    Zamknięty nam jest widok na świat tamten.
    Taki. co w górę tylko patrzy, głupiec,
    W chmurach na obraz swój coś chciałby upiec!
    Stań raczej mocno i tu się rozejrzyj!
    Dzielnemu świat ten nie wyda się mniejszy.
    Na cóż byś błąkać miał się gdzieś w wieczności!
    Co poznasz, w rękę da się wziąć najprościej.
    Więc dalej idź, dni ziemskich obwód mierząc;
    Gdy duchy straszą, idź dalej twą ścieżą,
    W dążeniu znajdziesz dość szczęścia i znoju,
    Ty, któryś chwili nie zaznał spokoju!”
    Johann Wolfgang von Goethe

  • #24
    Julian Tuwim
    “Próżnoś repliki się spodziewał
    Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
    Nie powiem nawet pies cię jebał,
    bo to mezalians byłby dla psa.”
    Julian Tuwim

  • #25
    Julian Tuwim
    “Ledwo słoneczko uderzy
    W okno złocistym promykiem,
    Budzę się hoży i świeży
    Z antypaństwowym okrzykiem.

    Zanurzam się aż po uszy
    W miłej moralnej zgniliźnie
    I najserdeczniej uwłaczam
    Bogu, ludzkości, ojczyźnie.

    Komunizuję godzinkę,
    Zatruwam ducha, a później
    Albo szkaluję troszeczkę,
    Albo, gdy święto jest, bluźnię

    Zaśmiecam język z lubością,
    Znieprawiam, do złego kuszę,
    Zakusy mam bolszewickie
    I sączę jad w młode dusze.

    Czasem mnie wujcio odwiedza,
    Miły, niechlujny staruszek,
    Czytamy sobie, czytamy
    Talmudzik, Szulchan-Aruszek.

    Z wujciem, jewrejem brodatym,
    Emisariuszem sowietów,
    Śpiewamy pierwszą brygadę,
    Chodzimy do kabaretów.

    Od oficerów znajomych
    Wyłudzam w czasie kolacji
    Sekrecik jakiś sztabowy
    Lub planik mobilizacji.

    Często mam misje specjalne
    To w Druskiennikach, to w Kielcach
    I wywrotowców werbuję
    Na rozkaz Moskwy do Strzelca.

    Do domu wracam pogodny,
    Lekki jak mała ptaszyna,
    W cichym mieszkaniu na Chłodnej,
    Czeka drukarska maszyna.

    Odbijam sobie, odbijam
    Zielone dolarki śliczne,
    Komunistyczną bibułę,
    Broszurki pornograficzne.

    A potem mała orgijka
    W ramionach płomiennej Chajki!
    (Mam w domu taką sadystkę
    Z odsskiej czerezwyczajki.)

    I choć mam milion rozkoszy
    Od Chajki krwawej i ryżej,
    To ciężko mi! Nie na sercu,
    Lecz wprost przeciwnie i niżej.

    Niech się ciężarem tym ze mną
    Podzieli któryś z rodaków!
    Mój Boże ile tam siedzi
    Głupich endeckich pismaków.”
    Julian Tuwim

  • #26
    Marcel Proust
    “Always try to keep a patch of sky above your life.”
    Marcel Proust, Swann’s Way

  • #27
    Mark Fisher
    “Capitalist realism insists on treating mental health as if it were a natural fact, like weather (but, then again, weather is no longer a natural fact so much as a political-economic effect). In the 1960s and 1970s, radical theory and politics (Laing, Foucault, Deleuze and Guattari, etc.) coalesced around extreme mental conditions such as schizophrenia, arguing, for instance, that madness was not a natural, but a political, category. But what is needed now is a politicization of much more common disorders. Indeed, it is their very commonness which is the issue: in Britain, depression is now the condition that is most treated by the NHS. In his book The Selfish Capitalist, Oliver James has convincingly posited a correlation between rising rates of mental distress and the neoliberal mode of capitalism practiced in countries like Britain, the USA and Australia. In line with James’s claims, I want to argue that it is necessary to reframe the growing problem of stress (and distress) in capitalist societies. Instead of treating it as incumbent on individuals to resolve their own psychological distress, instead, that is, of accepting the vast privatization of stress that has taken place over the last thirty years, we need to ask: how has it become acceptable that so many people, and especially so many young people, are ill?”
    Mark Fisher, Capitalist Realism: Is There No Alternative?

  • #28
    Marcus Aurelius
    “Nie należy się gniewać na bieg wypadków. Nic ich to bowiem nie obchodzi.”
    Marcus Aurelius, Rozmyślania. Do siebie samego



Rss